ARSENAŁ

niedziela, 7 lipca 2019

[Misje] Horyzont ~ Slasher


Część I


-       Co jest za horyzontem tato?
-       Za horyzontem znajduje się świat w którym czeka na ciebie szansa by stać się kimś wyjątkowym. Horyzont jest granicą między tym co widzimy a tym co możemy osiągnąć. Za tą granicą ukryte są możliwości rozwoju. Zawsze staraj się dostrzec to co jest ukryte za horyzontem.


***

W 2001 r. doszło do przełomowego wydarzenia jakim było zderzenie się samolotów pasażerskich z wieżami World Trade Center w Nowym Jorku. Wypadek ten stał się symbolem zacofania technologicznego ludzkości - ponieważ czarne skrzynki uległy uszkodzeniu, powszechnie założono że przyczyną wypadku był błąd obliczeń systemu nawigowania samolotów. Przez pewien okres czasu wszędzie roiło się od teorii spiskowych, jednak głosy ekspertów wyraźnie wskazywały jako przyczynę wypadku problemy techniczne Boeingów 767. Aby zapobiec takim tragediom w przyszłości, w większości państw zdecydowano skupić się na rozwoju informatycznym i technologicznym.
Na przestrzeni lat ludzie nauczyli się jak zmniejszyć powierzchnie na których przechowywane są dane, jak zwiększyć prędkość przesyłania informacji, jak napędzać silniki zwykłą wodą, odbyliśmy bezzałogowe i załogowe podróże w kosmos a także zwiedziliśmy głębiny oceanów. Między państwami świata dochodziło do niesnasek, jednakże choć wszyscy czuli wiszące nad ludzkością widmo kolejnej wojny światowej, wszyscy bali się strzelić jako pierwsi. Ostatecznie po uspokojeniu się sytuacji polityczno religijnej na bliskim wschodzie, i po przejęciu przez procarskią partię władzy w Rosji, napięcia znacznie opadły.
Około roku 2012 na rynku komputerowym pojawiła się mało znana chińska firma Qiáo produkująca z początku telefony, jednak bardzo szybko przejęła również część rynku komputerowego i samochodowego. Małe i niezbyt popularne przedsiębiorstwo w niespotykanie krótkim czasie stało się jednym z najpopularniejszych gigantów , dzięki nowoczesnemu systemowi sterowania samolotów Futurum. Odwołując się do wypadku z 2001 r. firma zapewniała o bezpieczeństwie swojej nawigacji i rok po premierze zaprezentowała również system przystosowany do statków morskich i kolei. Qiáo uzyskując niesamowicie wysoki budżet rozpoczęło drugą fazę rozwoju poprzez wykupywanie całych koncernów. Firma nabywała w posiadanie najpotężniejszego gracza na konkretnym rynku po czym dawała mu nieograniczone fundusze i wygryzła pozostałych konkurentów bez litości, zarówno w branży telewizorów, agd, czy zbrojeniowej.
W roku 2020 ludzkość postawiła swoje pierwsze kroki na czerwonej planecie. Mimo wielkich nadziei, nie udało się odkryć żadnych tajemniczych ruin pradawnej cywilizacji, a zamrożona woda na Marsie okazała się niewielka i zanieczyszczona nieznanymi, śmiercionośnymi pierwiastkami. Nie powstrzymało to ludzkości od kolonizacji, i dekadę później rozpoczęto na dobre projekt ożywiania “Ziemi 2”. Oczywiście za projektem stała chińska megakorporacja Qiáo, której logo widniało na wszystkich urządzeniach od promu kosmicznego po kubki w stacji kosmicznej.
Pochodzę z roku 2112 i to co dowiedzieliście się do tej pory o świecie, jest jedynie wstępem do jej upadku. W dzisiejszych czasach Ziemia jest śmietnikiem ludzkości, a ostatnimi bastionami ludzkiej cywilizacji z której śmieci przerzucane są na resztę globu są dawne Megalopolis - Paryż, Tokio i San Francisco. Ostatni ssak na ziemi nie będący człowiekiem zmarł 50 lat temu, przeżyły jedynie organizmy które potrafią czerpać składniki odżywcze ze śmieci zostawianych na gigantycznych polach wysypisk śmieci. Roślinność została albo wycięta albo umarła a ostatnimi dawcami tlenu na dawniej zielonej planecie są szare mchy i dzikie, trujące bluszcza. Podobno pod warstwami śmieci płyną zanieczyszczone rzeki, jednak nikt tego jeszcze nie potwierdził.
Gdy tylko pojawiła się możliwość ucieczki z umierającej planety, ci których było na to stać postanowili się ratować i uciec na Nową Ziemię, gdzie zielone szklarnie rosły jak grzyby po deszczu - definicje “Czerwona Planeta” i ”Zielona Planeta” zamieniły się ze sobą nazwami w encyklopedii. Dawną ziemię rozświetliły płonące czerwonym ogniem gigantyczne spalarnie śmieci gdzie zatrudniali się ci których nie było stać na podróż w kosmos. Liczyli oni że chociaż zbiorą pieniądze na bilet dla swoich dzieci, jednak krótko po ucieczce dziesięciu procent populacji firma Qiáo ogłosiła limit dla populacji zamieszkującej Mars tłumacząc się ograniczoną ilością produkowanego tlenu i miejsc w szklarniach.
Mówi się że Ziemia 2 jest rajem, miejscem gdzie każdy chciałby trafić. Niestety od lat żaden człowiek urodzony na Ziemi nie odleciał promem kosmicznym w niebo. Świat w którym żyję pozbawiony jest Horyzontu na który mógłbym patrzeć.

***

  Gdy wybiegłem z bramy, brudny deszcz zaczął uderzać w nieprzemakalny kaptur który miałem narzucony na głowę. Ciężkie, okute żelazem buty uderzały rytmicznie w kałuże spływające do kratek odpływowych, kiedy mijałem kolejne szare budynki. Nie było widać chmur z których padał deszcz, niebo było czarne jak zawsze, widać było jedynie światła wysokich budynków w których pracowali bardziej zamożni obywatele - nie zniżają się oni do poziomu pospólstwa które przemieszczało się ulicami. Nie zwracałem uwagi na to co się dzieje dookoła, za dobrze znałem widok strażników, neonowych bilbordów, skąpo odzianych pań, i walających się wszędzie worków ze śmieciami. Szara codzienność.
Biegłem na spotkanie z potencjalnym przyszłym pracodawcą, miałem nadzieję uwolnić się od pracy w sortowni śmieci, której z całego serca nienawidziłem. Nie będzie to moja pierwsza rozmowa o pracę, wielokrotnie próbowałem wyrwać się z przeklętego Dough Wastes corp. ale wszelkie rozmowy kończyły się krótkim “Dziękujemy ale mamy już potencjalnego kandydata na te stanowisko”, jednakże tym razem będzie inaczej. Informację o pracy dostałem od mojego wieloletniego przyjaciela Jake’a, który zapewniał mnie że choćby nie wiem co się działo przyjmą mnie bo potrzebują kogoś z moimi kwalifikacjami.
Przybyłem pod siedzibę z kwadransem w zapasie. Zwolniłem zbliżając się do budynku i spojrzałem w górę. “Takie samo gówno jak wszędzie indziej, ale chociaż logo mają ładne” pomyślałem przyglądając się ośmiornico-kaczkowatemu czemuś w różowym kolorze otoczonym chińskimi symbolami których nie odczytał bym gdybym nie wiedział że firma nazywa się Front Electric Food Water Company. “Ktokolwiek wymyślił tę nazwę musiał nieźle zachlać pałę”. Zerknąłem na swój ubiór żeby sprawdzić czy wyglądam dość elegancko - pod nieznacznie zbyt dużym czarnym płaszczem przeciwdeszczowym z dużym kapturem miałem na sobie wymarzoną marynarkę syntetyczną w brązowawym kolorze, białą koszulę bez kołnierzyka i skórzane spodnie. Spojrzałem szybko na otwarte dłonie, poorane ranami ciętymi i oklejone plastrami palce, i pomyślałem przez chwilę o Niej.
-       Proszę Pana, proszę się schować, strasznie pada! - zawołała staruszka w stroju ochroniarza, wytrącając mnie z myśli.
-       Tak, tak, już wchodzę - odpowiedziałem, spojrzałem raz jeszcze na budynek, pomyślałem “co za gówno” i wszedłem do środka.
            Portiernia przywitała mnie czerwienią - czerwone ściany, czerwony dywan, czerwone fotele - oraz czernią która gdzieniegdzie dawała się we znaki. Zaraz po prawo od wejścia znajdowała się portiernia w której schowana była troskliwa pani ochroniarz, do której od razu skierowałem swoje kroki.
-       Przepraszam najmocniej, którędy do gabinetu zero czterysta? - zapytałem
-       Głównymi schodami na drugie piętro potem w głąb korytarza przedostatnie drzwi na prawo.
            Zgodnie ze wskazówkami starszej pani ruszyłem w stronę schodów. Pewna rzecz rzuciła mi się w oczy zanim jeszcze dobrze postawiłem pierwsze kroki na stopniach - schody były marmurowe. Przepych tego miejsca niesamowicie mnie onieśmielał. “Czy ja aby na pewno trafiłem w dobre miejsce?”. Na schodach minęły mnie dwie osoby, pewien mężczyzna i kobieta, ale nie przyjrzałem się im lepiej, bo czułem się do tego stopnia nie na miejscu że wzrok wbity miałem głównie w ziemię. Mimo to zauważyłem eleganckie pełne garnitury na obojgu z nich. “Jak ich na coś takiego stać!”
            Korytarz na drugim piętrze nie różnił się zbytnio od portierni z tym że tu na ścianach między rzędami drzwi wisiały piękne obrazy dawno zapomnianych krajobrazów. To jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu że firma ta musi być w kosmos bogata. Pomimo miękkiego dywanu, każdy krok który kładłem moimi cienkimi butami wydawał głuchy dźwięk, brzęczy w uszach z powodu wszechogarniającej ciszy. W końcu znalazłem się przed pokojem zero czterysta i zapukałem.
-       Proszę wejść - usłyszałem głos z wnętrza, więc pozwoliłem sobie wejść.
            Moim oczom ukazał się niespecjalnie duży gabinet z dużym oknem. Nie byłem w stanie dostrzec koloru ścian ponieważ wszędzie gdzie było miejsce znajdowały się regały z książkami. światło na całość pomieszczenia rzucał chwiejący się płomień z kominka po prawej stronie od wejścia, w którym paliły się bezwonne sztuczne kawałki “drewna” tworzone ze śmieci, które tak dobrze znałem, ponieważ pomagałem przy ich produkcji.
-       Pan Nathaniel? - zapytałem - Przychodzę z polecenia Jake’a Knavilla w sprawie oferty pracy.
            Starszy mężczyzna siedzący w miękkim obrotowym fotelu za długim biurkiem z czerwonego drewna na którym stał laptop i masa akt i ksiąg spojrzał na mnie znad okularów dopisując ostatnie wyrazy na jakimś tajemniczym dokumencie. i westchnął. “Teraz zacząłem się denerwować” pomyślałem.
            Pan Nathaniel odłożył kartkę do szuflady, pogrzebał w dokumentach i wyciągnął teczkę z aktami. Później chwilę poklikał w laptopie, prawdopodobnie by wyszukać moje dane w sieci, spojrzał na mnie jeszcze raz i zachrypniętym, głębokim głosem rzekł:
-       Weź sobie krzesło
            Rozejrzałem się zaskoczony po pokoju, i po zlokalizowaniu siedziska, przysunąłem je naprzeciw biurka po czym usiadłem na nim chlapiąc po podłodze kroplami deszczu. Przez cały czas byłem zestresowany do tego stopnia, że dopiero teraz zwróciłem uwagę na mokre ślady które zostawiałem za sobą od wejścia przez drzwi budynku. Pan Nathaniel ponownie westchnął głęboko i zadał kolejne pytanie.
-       Imię i nazwisko.
-       Vince Rocher - odparłem
-       Francuskie korzenie? - zapytał mężczyzna.
-       Sądząc po nazwisku, ale sięgając wstecz nie mam przodka pochodzącego z Francji.
-       Urodzony w... ?
-       West Waste Way, niedaleko byłego Seattle.
-       Chłopak ze wsi. - odparł Pan Nathaniel, sugerując że pochodzę z małej miejscowości.
-       Urodzony, wychowałem się tu, w San Francisco.
-       Rodzice?
-       Położna i Mechanik, mieszkają w Mission Bay w Dystrykcie Dziewiątym.
-       Rodzeństwo?
-       Brak.
-       I pracujesz aktualnie w Dough Wastes?
-       Zgadza się - potwierdził.
Mężczyzna przez cały czas spisywał coś na kartce i zerkał na monitor, jakby nie zwracając na mnie uwagi ani na to co mówiłem, a raczej sprawdzając jedynie czy zgadza się to mniej wiecej z tym co zapisano w sieci.
-       Ukończone Technikum Mechatroniczne Tesli pięć lat temu z wyróżnieniem, co jest całkiem imponujące, i nie poszedłeś dalej na studia w zawodzie, co mnie nie dziwi, bo jedynie byś się tam zmarnował, gdyby obdarli cię z całej twojej innowacji i kazali myśleć tak jak wszyscy, ale zastanawia mnie jedno - Pan Nathaniel przestał pisać i skierował swój wzrok na mnie, po raz pierwszy poważnie się mnie przyglądając - Dlaczego nie poszedłeś do pracy w której byś się spełniał tylko wybrałeś pracę Śmieciarza? Każdy może być Śmieciarzem, a ty nie tylko miałeś niesamowitą, wręcz unikalną możliwość nauki w szkole ponadpodstawowej, ale jeszcze osiągnąłeś w niej wszystko co tylko się dało. Dlaczego... ?
            Na chwilę zapadła cisza, w momencie w którym głęboki, zachrypnięty głos starszego mężczyzny zamilkł. “Zawsze to pytanie” pomyślałem. “Już wie, nie będę udawał głupiego”.
            Wciągnąłem głęboko powietrze, wypuściłem je powoli i spojrzałem na “przesłuchującego” mnie faceta z całą mocą jaką w sobie miałem.
-       Trzy lata spędziłem w Alcatraz za przestępstwo którego nie popełniłem.

***

            Zupełnie nie rozumiałem dlaczego stałem właśnie w windzie, obok starszego mężczyzny który chwilę temu prowadził rozmowę rekrutacyjną którą (nie da się tego ukryć) nie miałem prawa przejść pomyślnie. Numerki przeskakiwały na starym, zielonkawym wyświetlaczu kiedy porzemieszczaliśmy się w głąb budynku.
Jeśli kiedykolwiek czułem to uczucie zwane klaustrofobią to musiało być to w bardzo wczesnym dzieciństwie. Wszechogarniające ściany i śmieci tego świata w jakim przyszło mi żyć sprawiły że nawet bezpieczniej czułem się w zamkniętych przestrzeniach. Mimo to odczuwałem dziwny niepokój.
W końcu winda zatrzymała się na piętrze wskazanym przez wyświetlacz jako poziom minus piąty. Drzwi z ciężkim trzaskiem odblokowały się i mężczyzna obok popchnął je silnym ruchem ręki. Moim oczom ukazał się “Poziom Laboratoryjny”, a przynajmniej tak głosi napis na ścianie która stała naprzeciw windy. Stanęliśmy w korytarzu rozświetlonym sztucznym światłem białych żarówek. Zaskakująca jasność jaką dawały biało-błękitne ściany zdawała się wręcz razić w oczy po miesiącach ciemności na powierzchni. Bardzo rzadko zdarzało się że jakaś firma używała silnych żarówek bo wiązało się to ze zużyciem bezcennego prądu, który sprzedawany był Marsjanom.
-       Pewnie zastanawiasz się czemu używamy tu tak mocnych świateł - zagaił Pan Nathaniel - To dlatego że musimy pilnować by sekcja laboratoryjna była jak najbardziej sterylna. Za chwilę znajdziemy się przy wejściu do kolejnej sekcji, bardzo bym cię prosił byś założył foliowe nakładki na buty, kitel i maseczkę na twarz.
Faktycznie po chwili znaleźliśmy się przy szklanych drzwiach i kantorku obok nich, z którego przywitał nas ubrany niczym pielęgniarka portier, i wręczył nam nasze specjalne “odzienie”. Gdy tylko założyliśmy na siebie odpowiedni strój, odezwało się ciche bzyczenie sygnalizujące otwarcie się elektrycznego zamka drzwi.
Nowa część laboratorium wyglądała zupełnie tak samo jak korytarz z tym wyjątkiem że na ścianach co jakiś czas namalowano oznaczenie “Korytarz Siódmy”. Nasze kroki odbijały się echem. Co jakiś czas mijaliśmy zamknięte drzwi z numerami. Gdy z naprzeciwka przeszedł obok nas chłopak ubrany w kitel, rękawiczki gumowe, maseczkę laboratoryjną i siateczkę na głowie, Pan Nathaniel przywitał się z nim krótkim kiwnięciem głową.
Chwilę tak szliśmy aż stanęliśmy przed dużym oknem ukazującym laboratorium niczym z zapomnianych powieści science-fiction - paru naukowców krzątało się dookoła blatów z probówkami, rurkami, niebezpiecznymi substancjami, paru robiło notatki paru przelewało coś z jednej fiolki do drugiej. Mężczyzna który mnie tu przeprowadził, podrapał się po policzku i odezwał się swym głębokim zachrypniętym głosem
-       Zabrzmi to trochę niczym tekst postaci z jakiejś histori przygodowej, ale… Pewnie zastanawiasz się czemu cię tu przyprowadziłem.
W odpowiedzi krótko kiwnąłem głową, rujnując patetyczną chwilę, i bardzo szybko powstrzymałem odruch uderzenia się w swoje durne czoło.
-       Powiem krótko, potrzebujemy najlepszych. Planujemy coś niesamowitego, przełomowego, nowatorskiego i pionierskiego, i potrzebujemy kogoś kto weźmie udział w misji o wysokim prawdopodobieństwie niepowodzenia.
Pan Nathaniel spojrzał na mnie wzrokiem który zdawał się widzieć całego mnie, wszystkie myśli, całą przeszłość, wiedzieć o mnie wszystko...
-       Wiemy o tobie wszystko - stwierdził krótko - Wiemy że nie masz nic do stracenia, że jesteś geniuszem, ale nie możesz się spełniać jako geniusz bo przekreślił swoje szanse na normalne życie jednym głupim wybrykiem.
“Ciężko się z nim nie zgodzić” pomyślałem i spojrzałem na biegających naukowców. Z jednej strony na zewnątrz nie czekało mnie już nic, jedynie praca śmieciarza i śmierdzący pokój na końcu korytarza w którym “mieszkałem” a raczej wchodziłem w pięciogodzinny letarg przerywany hałasem pobliskiego pociągu sonicznego, mimo to, coś nie dawało mi w tym wszystkim spokoju.
-       Jakiego charakteru pracę Pan dla mnie przewiduje? - zapytałem.
Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo, podrapał się po nosie i przemówił:
-       Nie mogę ci zdradzić zbyt wiele ale jest to projekt badawczy, zamierzamy odkryć nowy świat, wyruszyć tam gdzie żaden człowiek jeszcze nie był…
-       Dotknąć gwiazd? Czy to podróż na inną planetę?
-       Można tak powiedzieć. Pracował byś jako główny mechanik, zapoznamy cię z naszym sprzętem, operowałbyś i naprawiał w razie potrzeby pojazd transportowy i wiertło soniczne jeśli zaszła by taka potrzeba. Dostaniesz na wstępie wikt i opierunek, darmowe szkolenia z zakresu technicznego, garść informacji o tym gdzie się wybieramy, pełen dostęp do naszej technologii, narzędzi, i tak dalej i tak dalej, innymi słowy dostaniesz wszystko czego potrzebujesz, oczywiście w granicach rozsądku.
-       Wow, szczodra propozycja.. A jakie jest ryzyko? Statek kosmiczny może wybuchnąć na starcie?
-       Coś w tym stylu. Start planowany jest za pół roku, nie mamy pojęcia jak długa będzie podróż, nie wiemy ile czasu tam spędzicie, nie mamy pojęcia czy w ogóle wrócicie.
-       No to nie specjalnie wesoło.
-       Jeśli zgodzi się Pan teraz, dostanie Pan darmowego lizaka. - zaproponował żartobliwie Pan Nathaniel, wyjmując lizaka z kieszeni kitla i uśmiechając się wesoło pod białą maseczką.
            Nie ma powodu bym odrzucał ofertę, a lepszej szansy na spokojne życie nie mam.Jeśli nie spodoba mi się to co się będzie szykowało ucieknę i tyle, nie wiem jak mieli by mnie tu zatrzymać…
-       Dzięki technologii czytania w myślach Panie Rocher. I powiem Panu krótko, jeśli nie przyjmie Pan propozycji, wszyscy, nawet wysypisko śmieci Pana Dough, Pani Hailey u której wynajmuje Pan pokój…
Na chwilę Pan Nathaniel się zawahał, spoglądając na mnie. “Tylko nie myśl o rodzicach, tylko nie myśl o rodzicach.. o kurka” pomyślałem, myśląc o rodzicach.
-       A to ci niespodzianka, Pańscy rodzice nie wiedzą że syn był przetrzymywany w zakładzie karnym? Prywatny uniwersytet? To brzmi jak wyśmienity kawał!
            Przez chwilę na korytarzu zapadła dudniąca w uszach cisza. Starszy mężczyzna podrapał się po policzku zastanawiając się nad czymś intensywnie. Po chwili ponownie przemówił.
-       Wybornie, wyśmienicie, a więc jedne co to formalności, bo jak widać, nie ma Pan wyboru. Z chwilą z którą przeszedł Pan przez próg zdecydował się Pan dla nas pracować, a do tego progu pośrednio przyprowadziliśmy Pana sami. Tak więc, będę nagrywał - Pan Nathaniel szybko wcisnął coś na zegarku na swojej lewej dłoni - Czy wyraża pan zgodę na udział w Projekcie “Most”?
            Zawahałem się przez sekundę, lecz gdy tylko spojrzałem na popędzającego mnie ruchem swoich brwi Pana Nathaniela szybko przemówiłem nie zastanawiając się ani sekundy.
-       T-tak, zgadzam się na udział…
W ten oto sposób wziąłem udział w najdzikszej przygodzie mojego życia.

***

II

***

   Chociaż zamieszkiwałam w obiekcie badawczym już dobre kilka tygodni, odnalezienie się w nim było równie problematyczne co higieniczne korzystanie z toalety publicznej - innymi słowy graniczyło z cudem. Nie pomagały mi w tym ani wielokrotne instrukcje Kaprala Johna Wyatta, ani naprędce naszkicowana przez Doktora Teda mapa. Ilekroć miałam rano udać się na śniadanie, zawsze zajmowało mi to tyle czasu że do wyboru do jedzenia zostawały jedynie płatki owsiane - czy raczej ich sztuczny substytut. Od połowy XXI wieku rolnictwo zastąpiła sztuczna hodowla jedzenia, które z początku produkowano w wysokiej jakości jednak z czasem koncerny ponad jakość zaczęły stawiać na odżywczość i oszczędność, co zaowocowało produktami nazywanymi od dawnych pokarmów, jednak mających z nimi niewiele wspólnego. Moje pokolenie wyrosło na sztucznym jedzeniu, nie znamy wobec tego oryginalnego smaku jedzenia które spożywamy, nie przykładamy więc większej wagi do pokarmów dopóki nie burczy nam w brzuchach.
   Stołówka obiektu była dużym pomieszczeniem, o równie białych ścianach, podłogach i sufitach co reszta obiektu badawczego. W głębi znajdowała się długa lada przy której wydawano posiłki wystawione w szklanych gablotach, obok znajdowało się miejsce do oddawania brudnych naczyń. W pozostałej części sali rozstawiono białe stoliki i krzesła, zazwyczaj zajęte przez laborantów, profesorów, mechaników i inżynierów.
   Ja jednak jak zwykle pojawiłam się już po wszystkich, i spodziewałam się że sala będzie pusta, jednak ku mojemu zaskoczeniu w głębi sali siedziała samotna postać, niesamowicie wyróżniająca się na białym tle pomieszczenia. Szybkim krokiem ruszyłam do baru, starając się nie zwracać na siebie uwagi tajemniczego mężczyzny w czarnej kurtce, spożywającego agresywnie owsiankę.
   Wybrałam w automacie jedyną dostępną opcję na holograficznym ekranie słabej jakości, i obserwowałam jak robot, będący technicznie jedynie ramieniem w fartuchu z kamerą na "czole" nałożył mi porcję na talerz i podał tacę z posiłkiem. Usiadłam przy stoliku odpowiednio odległym od tajemniczego jegomościa i zaczęłam spożywać swoje śniadanie.
   Gdy oboje spożywaliśmy w osobności swoją dzienną dawkę białek i tłuszczy, na salę wszedł uśmiechnięty młodzieniec, rozejrzał się po sali jakby przyszedł tu po raz pierwszy, i śmiałym krokiem ruszył w kierunku baru. Gdy przechodził nieopodal mężczyzny w kurtce, wzdrygnął się nieznaczne i przyspieszył kroku. Uśmiechnęłam się na ten widok pod nosem i zaczęłam baczniej obserwować osobliwego młodzieńca. Tajemniczy człowiek tymczasem nawet nie zwrócił na niego uwagi, kontynuując smutną walkę z bezsmakowym jedzeniem.
   Lilith bacznie przyglądała się jak chłopak podchodzi do maszyny i przez chwilę walczy z holograficznymi opcjami do wyboru. "Tia, nawet nie próbuj" pomyślałam "widziałam naiwniaków którzy sądzili że mogą być sprytniejsi od automatu i kończyli poparzeni kawą ". Jednakże wbrew moim jakże słusznym i elokwentny uwagom których nigdy nie wypowiedziałam na głos, chłopak wysunął rękę w holowyświetlacz na głębokość łokcia, zdjął metalową płytkę zabezpieczającą okablowanie, szybkim ruchem wyciągnął zza pazuchy cążki, i zaczął łączyć ze sobą kable, jakby znał cały system na pamięć. Gdy skończył, schował z powrotem kable do środka maszyny, założył ponownie blaszkę, i uruchomił reboot wyświetlacza. Jednak gdy na ekranie pojawiły się opcje, ku mojemu zaskoczeniu nadal jedyną opcją do wyboru była owsianka. "Typowe" pomyślałam i odwróciłam wzrok, nie licząc na to że zobaczę coś interesującego.
-       Hej, Oczko, podaj mi zestaw premium, z podwójnym bio mięsem drobiowym, i dużą ilością sera sojowego.
  Na dźwięk tych słów ponownie zwróciłam swój wzrok na chłopaka. Stał naprzeciwko robota kucharza który wyciągał smakowicie wyglądające kanapki nie wiadomo skąd podczas gdy gdzieś w tle słychać było dzwięki parzącego się napoju. Minęły może ze trzy minuty gdy pomieszczenie wypełniło się zapachem kawy - bądź kawowego naparu, nadal był to zapach niesamowicie pociągający. Dawniej ludzie byli wręcz uzależnieni od picia kawy, mimo później odkrytych szkodliwych skutków jej spożywania, i choć w dzisiejszych czasach ciężko dostać nie tylko kawę dobrej jakości ale wręcz jakikolwiek napar kawopodobny, tak uzależnienie od kofeiny zapisało się w genach ludzkości i nawet ja tu i teraz choć kawę próbowałam raz w życiu, bezbłędnie potrafię wyczuć jej zapach i tęsknię za jej smakiem.
   Młodzieniec tymczasem nonszalancko wziął tacę ze śniadaniem i podszedł do jej stolika.
-       Przepraszam, czy wolne? Można się dosiąść?
   Obejrzałam się ostentacyjnie dookoła po prawie pustym pomieszczeniu, po czym wzdrygnęłam ramionami i rzuciłam:
-       Dopóki nie pojawi się jakiś przystojny multimilioner z zestawem premium i kawą…
-       Niestety jedyne co mam to zestaw premium
-       No trudno - stwierdziłam - warto było zaryzykować. To co to za trik z tym automatem?
   Chłopak przez sekundę wyraźnie się speszył nie wiedząc czy może się przyznać do tego co zrobił czy udać że nic nie zaszło, zdecydował się jednak grać twardziela.
-       Obszedłem system blokowania posiłków na zasadzie timera, a gdy zrozumiałem jak to zrobić połączyłem się z systemem sterowania walutą, nadałem sobie najwyższe uprawnienia przełączyłem się na jednostkę sterującą systemami uzupełniania pożywienia, nastawiłem drugi timer nadpisując obecne ustawienia…
-       Ok, bez szczegółów. Ustawiłeś system by reagował na mowę?
-       Cóż, technicznie to.. Nie. Nastawiłem czas po którym "Oczko" miał mi podać jedzenie, żeby wyglądało to czadowo i żeby ci zaimponować. Nazywam się Vince.
   Chłopak wziął do ręki tosta z kurczakiem cały czas się uśmiechając i zaczął go jeść.
-       Lilith, miło poznać. Więc Vince, od dawna stacjonujesz w jednostce?
   Młodzieniec przeżuł odgryziony kawałek i dopiero wtedy przemówił.
-       Od tygodnia? Tak mi się wydaje. Ciężko powiedzieć bo mam wrażenie jakby cykle dni były tutaj dłuższe niż na powierzchni. A ty?
-       Od początku. Trzy lata. - przez chwilę przyglądałam się chłopakowi - Nie wyglądasz ani na naukowca ani na wojskowego, najemnikiem nie jesteś bo brakuje ci wszczepów i nosiłbyś przy sobie broń, inżynier nie popisywał by się tanimi sztuczkami, no i nie byłby w stanie przekalibrować maszyny, ci durnie wiedzą tylko jak coś ma działać według schematu i nie umieją wymyślać rozwiązań poza tymi których się nauczyli na studiach… Jesteś mechanikiem?
   Vince zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Wyglądał jakby do końca sam nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie. W końcu rzekł:
-       Chyba tak, zostałem przydzielony jako główny kierowca i mechanik pojazdu, czymkolwiek on jest i gdziekolwiek się nim udamy.
-       Jeśli naprawiasz spalone silniki równie sprawnie co przekalibrowujesz maszyny śniadaniowe to może uda nam się wrócić.
   Zupełnie niespodziewanie poczułam za moimi plecami obecność. Szybkim ruchem przyłożyłam łyżkę z zestawu śniadaniowego do gardła tajemniczemu facetowi w kurtce, który z znikąd zmaterializował się tuż za mną.
-       Oi, spokojnie, nie zjem twojej owsianki - rzekł mężczyzna unosząc dłonie do góry - miałem nadzieję na łyk kawy od dzieciaka.
   Z bliska facet zdawał się jeszcze bardziej podejrzany - nieogolony na brodzie, podkrążone oczy, długie czarne włosy spięte miał kitkę, chuderlawej postury, wyraźnie się garbił, pod czarną kurtką ubrany był w czarną koszulę do której przypięta była plakietka naukowca. "Dr. Yghrim, huh?"
-       Jasne, jeśli chcesz..
   Młodzieniec podał kubek Doktorowi, który nie czekając ani chwili wypił naraz całą zawartość kubka.
-       Dzięki młody, jakbyś kiedyś jeszcze rozdawał kofeinę daj znać, stanę pierwszy w kolejce.
  Doktor odstawił pusty kubek na stolik, wsadził ręce w kieszenie kurtki i niespiesznym krokiem wyszedł z jadłodajni. Odprowadziliśmy mężczyznę wzrokiem aż zniknął w wejściu.
-       Dziwny facet. - podsumowałam, zabierając młodemu kanapkę i wstając od stołu. - Pewnie się jeszcze zobaczymy.
   "Zachowuj się cool, pokaż się jako dojrzała, silna kobieta" pomyślałam odchodząc wyprostowana, i przeżuwając kanapkę.

***

   " To było bardzo cool, Lilith" pomyślałam rumieniąc się. Nie minęło piętnaście minut a zagubiona w korytarzach wpadłam na Vinca który dopiero skończył swoje śniadanie.
-       Idę akurat do kwater, pomyślałem że ty też więc możemy iść razem w tym samym kierunku - zaoferował z taktem chłopak, a ja nie mając za bardzo wyboru kiwnęłam tylko głową.
    Podążałam za nim korytarzami zawsze utrzymując pięć kroków odstępu.
W jednej chwili usłyszałam głośny huk, zatrzęsła się ziemia, i zgasły światła. Po chwili zapaliły się czerwone lampy awaryjne.
-       Coś jest nie tak - spojrzałam na chłopaka - zaprowadź mnie do pokoju komunikacyjnego. Pronto.

***
  

3 komentarze:

  1. Super! W końcu coś wysłałeś :D Ale od początku, najpierw warstwa techniczna. W pierwszym fragmencie który mi wcześniej wysłałeś teraz dopatrzyłem się kilku takich głupich błędów (przecinki i powtórzenia sobie odpuszczam, bo sam robię mnóstwo takich błędów). Np. "okres czasu" czy zmiana osoby w zdaniu o rozwoju technologii. Druga część (pewnie dlatego, że dla mnie nowa) jest dużo lepiej napisana, chociaż ten przeskok z Vinca na Lilith był trochę mało naturalny i potrzebowałem chwili aby się przyzwyczaić, że to ona jest tutaj główną postacią a nie znowu Vince. Dobra, tyle z technicznego punktu, teraz fabularnie.
    Pierwsza część nadal ma zajebisty klimacik, taki cyberpunk, tak jak chciałeś. Brud, ciemność, neony, brak perspektyw, złe korporacje - no wszystko jest na miejscu i jest bardzo ekstra. W drugiej części natomiast odchodzisz od tego klimatu i zmieniasz go bardziej na sci-fi. (Od razu skojarzyły mi się Krypty i wszystkie eksperymenty Vault-Tec z Fallouta XD) Nie jest to złe, czy coś, ale z naszych wcześniejszych rozmów rozumiałem, że chciałeś zrobić właśnie taki cyberpunk trochę z post-apo XD Kreowanie świata idzie Ci naprawdę dobrze, opisy są całkiem spoko, można sobie to wszystko wyobrazić :D
    No dobra, nie ma co przedłużać, super że coś wysłałeś, nie ukrywam że tą Lilith trochę mnie zaskoczyłeś i obyś pisał w końcu na grupę częściej XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :)
    Witamy na Grupie!
    Oho, przecinki chyba nie są Twoimi przyjaciółmi, prawda? Ale spokojnie, to jest do wyuczenia ;)
    Ale to jest świetnie opisane! Początkowe opisy to takie streszczenie tego, co się wydarzyło i ma obecnie miejsce, co dla mnie nie było ciekawe, ale kiedy przeszedłeś do roku 2112, poczułam, że ja chcę czytać dalej, bo jestem tego ciekawa. Brawo!
    Lubię poczucie humoru bohatera, bo jest kompatybilne z moim :D Przez to jego samego również lubię.
    Vince nie miał za ciekawego życia, ale mam nadzieję, że udział w programie coś zmieni.
    Hmm, nie do końca odpowiada mi to skakanie między narracją w drugiej części tekstu. Może to dlatego, że zlewa się ona w jedno? Wystarczyłoby zrobić przerwę, a odczuwałabym to trochę inaczej.
    Ten Doktorek... Nie wiem, jak go odbierać, więc na razie podejdę z dystansem.
    Cała opowieść ma w sobie duży potencjał, mam nadzieję, że będzie jeszcze szansa, by spotkać się z tymi bohaterami.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! :) Z radością przeczytałam debiutancki tekst, to zawsze cieszy kiedy ktoś chce się dzielić swoją twórczością. Niestety, przeczytałam tekst miesiąc temu ale nie napisałam wtedy, zostały mi tylko skrótowe notatki, więc zacznę od drobiazgów które rzuciły mi się w oczy:
    -branży telewizorów, agd, czy zbrojeniowej - chyba zmieniłabym telewizorów na RTV zeby pasowało do tego AGD
    - bluszcz - l.mn. bluszcze
    - brzęczy w uszach - brzęczący w uszach
    - powtórzenia "wejść" i "duży"
    - spożywać swoje śniadanie - ucięłabym swoje, bo jakby nie podejrzewamy bohatera/ki o to że spożywa czyjeś ;)
    -pracowalbys - razem
    - niespecjalnie - razem


    Pewnie większość wynikała z szybkiego pisania, bo mam wrażenie, że akcja porwała cię na tyle, żeby nie zwracać uwagi na drobiazgi. I właściwie się nie dziwię, bo mnie też porwała i z ciekawością czytałam co się wydarzy dalej. Klimat totalnie mnie wciągnął, trochę postapokalipsy, wszechobecny mrok i beznadzieja. Bez trudu wprowadziłeś mnie do tego świata. Ogromny plus za nazwisko głównego bohatera, ma w sobie coś! W ogóle nazwy i nazwiska robią tu robotę. No i przeszłość Vince'a również zaciekawia. Czytam coraz bardziej zaangażowana śledząc co też wydarzy się dalej. Niewiarygodne, że wszyscy tam sortują śmieci, a planeta jest cała zaśmiecona. Coś mi tu śmierdzi. Być może wyjaśni się jeśli napiszesz kontynuację :)
    Rozwaliłeś mnie totalnie żartem z lizakiem i tekstem o rodzicach :D Abstrakcyjne poczucie humoru to coś co kocham wiec bądź pewny że przeczytam kolejny tekst.
    W jednym miejscu załamała się narracja "Lilith przygląda się". Trochę też pogubiłam się kto jest kim, więc tym chętniej sięgnę do dalszej części. Mam nadzieję że cdn. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń