ARSENAŁ

niedziela, 26 maja 2019

[16] Cyrk Gniewu: I'm so sorry, I forgot you ~Miachar


            W "Tworząc armię" (do znalezienia w [Seriach]) opisałam czarnoksiężnika, który mógłby zaszkodzić Ikariemu. Pora, by Gniew zdał sobie sprawę z zagrożenia, które nadchodzi.

            Mimo chęci, mimo tego, iż czułem ból na samą myśl o pozostawieniu Rosario samej w siedzibie Stróżów, musiałem po kilku dniach ją zostawić, by sprawdzić, jak radził sobie Cyrk. Kiedy się żegnałem, pozostawiając ukochaną zatopioną w myślach, Barthomolew Webb obiecał mi, że będzie miał na nią oko i nie dopuści, by coś jej się stało, nim zacznie się proces. Jakoś mu nie wierzyłem, ale nie było wyjścia, naprawdę musiałem dowiedzieć się, czy u moich dzieciaczków wszystko w porządku, sprawdzić, czy nie przesadziły z mordowaniem i że wszyscy są zdrowi, gotowi do kolejnych występów w nowych miejscu.
            Gdybym wiedział, co na mnie czeka w obozie, wracałbym do niego z innymi uczuciami, a tak szedłem trochę stęskniony
ostatnio dość dobrze poznałem tę emocję i ciekawy. Nie byłem jasnowidzem, a jak się miało okazać, ta moc byłaby dla mnie swojego rodzaju pomocą.
           
Cześć, dzieciaczki! zakrzyknąłem, zjawiając się na placu między namiotami. Tęskniliście za mną?
            Zgromadzeni na placu cyrkowcy, dotychczas zajęci swoimi obowiązkami, przerwali na chwilę te czynności i spojrzeli na mnie, milcząc. Może nie spodziewałem się
nie oczekiwałem? przyjęcia powitalnego, ale liczyłem na jakąś żywszą reakcję, a nie, że nawet akrobaci nie przerwą tworzenia ludzkiej piramidy i się przywitają.
            Na szczęście był Kurt, mój mały, niezastąpiony, samozwańczy asystent, który podbiegł do mnie z uśmiechem na dziecięcej twarzy.
           
Panie Ikari, wrócił pan! Po jego zachowaniu byłem pewien, że rzuci się na mnie z uściskami, na szczęście w porę się opamiętał. Miło pana widzieć! Jak się miewa panienka Rosario? Wszystko z nią w porządku?
            Kurt był jedyną osobą w całej tej morderczej brygadzie, która również słownie okazywała swoją troskę, innym wystarczyły same czyny. Lubiłem to w nim, choć czasami było irytujące.
           
Jeśli chodzi o zdrowie fizyczne, to nie jest ranna, jednak z psychiką nie jest najlepiej. Do tego czeka nas sąd, ale spokojnie, wyciągniemy ją z tego. Rozejrzałem się wokół siebie i przyjrzałem uważnie wszystkiemu, na co, natrafił mój wzrok. A jak u was? Działo się coś dziwnego podczas mojej nieobecności?
            Cisza ze strony cyrkowców trwała nadal, co było nudne, ale i zastanawiające. Fakt, zazwyczaj nie byli dość rozmowni, ale chociaż odpowiadali na zadane im pytania. Teraz milczeli jak jeden mąż, a ja nie byłem w nastroju, by ciągnąć ich za język.
            Spojrzałem na asystenta.
           
Kurt?
            Przywołany nie mógł uciec, ale było widać, że nie na rękę mu to, iż zwracam się akurat do niego. Odwzajemnił spojrzenie i westchnął.
           
Nie wydarzyło się nic złego, zabiliśmy tylko jedną osobę i nawet ją pogrzebaliśmy! Wow, naprawdę oszczędzili mi kawał roboty. Byliśmy grzeczni, naprawdę!
            Uniosłem lewą brew.
           
To dlaczego zachowujecie się tak, jakbyście mieli na sumieniu co najmniej zniszczenie świata?
            Każdy z cyrkowców wyglądał jak kot, który właśnie szykuje się, by czmychnąć tam, gdzie nikt go na razie nie złapie, dopóki sam nie zechce wrócić.
            Świdrowałem Kurta wzrokiem, aż się ugiął i z kieszeni swojej przydługiej marynarki wyciągnął pomiętą i otwartą kopertę.
           
To przyszło do pana przed trzema dniami. Przepraszam, ale rozerwała się, kiedy głowiliśmy się nad tym, czy od razu ją panu dostarczyć, czy może zostawić na stole w pana wagonie. Niech pan go przeczyta, a my wracamy do obowiązków.
            To trochę dziwne, że inni go posłuchali, bo raczej na tego mikrusa mało kto w ogóle zwracał uwagę poza występami, ale tak się stało. Wszyscy się rozeszli, więc i ja poszedłem do siebie, gdzie szybko zapoznałem się z treścią listu i dałem się zaskoczyć.
            Papier opadł na podłogę, a ja zapatrzyłem się w ścianę, czując nie tylko swój gniew, ale też lęk i chłód, jakie ta wiadomość miała przynieść.
            Mój starszy o kilka miesięcy kuzyn, jedyny członek rodziny, któremu nie ukradłem mocy, bo to mogłoby mnie zabić, właśnie wybierał się do mnie w odwiedziny. A z nim cała armia powstałych z grobu.
            Zaskoczony ukryłem twarz w dłoniach.
           
Samuke wyszeptałem. Przepraszam, że o tobie zapomniałem.
            Kuzyn nadchodził, a ja wiedziałem jedno
przyszła pora szykować się na wojnę, o której w czarnoksięskim świecie jeszcze pzez długi czas będzie głośno.
            Na wojnę, z której niekoniecznie wyjdziemy żywi.

1 komentarz:

  1. Myślę, że Ola mi chyba wybaczy komentowanie z DK (znowu wygrało lenistwo związane z przelogowaniem). Ja już chyba byłam tutaj z każdym e-mailem. Mogę być człowiekiem o stu e-mailach, yoł.
    Ohohoho. Już same twoje słowa wstępu wzbudziły we mnie takie: mruuuuu (dzisiaj cudownie wyrażam się o uczuciach).
    "– Nie wydarzyło się nic złego, zabiliśmy tylko jedną osobę i nawet ją pogrzebaliśmy!" - huehuehue. Jakie uczynne dzieciaczki!WOOOOOOOO. No, powiem ci, że tekst konkret. Jestem tak bardzo ciekawa tej wojny, a już szczególnie kuzyna, że sobie tego nie wyobrażasz. W ogóle jestem ciekawa, czemu akurat moc tego ziomeczka miała zabić Ikari'ego? Może ma jakąś toksyczną :o? Nie no, ja to się martwiłam, że tekst będzie za mało przedstawiał, bo jest króciutki, a tymczasem jestem wniebowzięta i nie mogę się doczekać kolejnej części! :o No i jestem ciekawa, jak tam u Rosario. Komplikujesz im zycie! Tu rozprawa, tu kuzyn... Nic, tylko czekać.
    ~SW

    OdpowiedzUsuń