ARSENAŁ

niedziela, 19 maja 2019

[15] Alianci Nocy: We all must be dreaming this life away ~ SadisticWriter


Dawno nie było Aliantów. Jak zobaczyłam temat główny, od razu miałam przed oczami postać, która bluźni najbardziej w moich uniwersach. Krótko, zwięźle, chyba na temat.  

***
Woda. Pozlepiane kartki. Kolorowy strumień z kredowych odcieni. Smród chłopięcej łazienki. Śmiechy.
Drzwi. Uderzenie. Krew. Płacz. Śmiechy.
Panna idealna. Szmata. Lizus. Dziwak. Śmiechy.
Pięści. Napuchnięta twarz. Wyzwiska. Śmiechy.
Ofiara, ofiara, ofiara. Z uśmiechem.
Wszystko w porządku? Wszystko w porządku.
Poduszka, krew, łzy. Płacz.
Daję sobie radę. Daję sobie radę. Uśmiech.
Bądź miła. Bądź twarda. Uśmiech.
Na pewno wszystko w porządku? Jak zawsze. Uśmiech.
Zeszyt. Mój świat. Oni. Słowa. Radość. Nie zabierajcie mi ich. Śmiechy.
Dziewczyna? Cycki ma. Zostaw, nie dotykaj. Śmiechy.

Po co żyjesz?

Zerwałam się do góry, chwytając w płuca świszczący oddech. Chwyciłam się najbliżej stojącej rzeczy – szafy, aby mieć pewność, że nie byłam tutaj sama, w pustym pokoju z zasuniętymi zasłonami. Nie pomogło. Ale wiedziałam, co pomoże.
Rzuciłam się w stronę szuflady, przekopując wszystkie tabletki, które szczebiotały foliami, obijając się o siebie, jakby cieszyło je to maglowanie. Zanim nakarmię swój organizm podstawową dawką leków, musiałam znaleźć te jedne, jedyne. Szukałam tych różowych, w międzyczasie wizualizując sobie w głowie swoją bezpieczną krainę. Kwiatki, słonko, chmurki, trawka, motylki. Cholera. Nie działa. Bezpieczną przystań spowiły gęste jak dym z komina cienie. Jebać technikę relaksacyjną. Potrzebuję medykamentów.
Znalazłam. Blister cicho zaskrzypiał, kiedy wygięłam go w drugą stronę. Moim oczom ukazał się kojący róż. Może właśnie dlatego tak bardzo lubiłam ten kolor? Dawał mi poczucie bezpieczeństwa tak samo, jak leki.   
Gdzie woda? Do cholery, kiedy trzeba, nie ma w domu wody. Dzbanek filtrujący? Gdzie dzbanek filtrujący? Gdzie kuchnia?! Nic nie widzę! Nic nie widzę! Tracę oddech! Tracę przytomność! Gdzie iść?! W którą stronę?! A może paść na podłogę, zwinąć się w kłębek i umrzeć?
Zapobiegawczo włożyłam tabletkę do ust. Jej gorzki smak rozpłynął się na języku. Potrzebowałam cholernej wody. Bez wody nie ma życia. Bez wody nie ma niczego. Bez wody są gorzkie tabletki. Dajcie mi bezpieczny świat. Gdzie jesteś? Nie. Gdzie jesteście? Potrzebuję nie tylko go, potrzebuję was. Pomimo upływu lat, pomimo wielu godzin poświęconych mentalnemu leczeniu, kilograma wyżartych tabletek, potrzebuję was bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ta dziewczynka nigdy nie dorosła. Zaraz zadusi się na śmierć.
– Nie denerwuj mnie! Nie wziąłem twojego masła orzechowego! Czy tak urokliwa osoba jak ja, mogłaby kłamać?!
– Masz w sobie tyle uroku, co martwa dziwka, jebany lamusie!
Oddech. Oddech. Oddech.
– Ranisz moje uszy tymi niecnymi pomówieniami! Nie bluźnij, mon cheri! Za bluźnierstwa wiedźmy na stosie płoną!
– Właśnie nazwałeś mnie wiedźmą, pieprzony w swoją średniowieczną dupę gadzie!
Spokój. Stabilizacja. Oddech.
Ramiona opadają w dół. Szyja się rozluźnia.
Jest lepiej. Jest stabilnie. Jest dobrze.
– Przestań kląć, bo nie ręczę za swoje słowa!
– Przecież taki dżentelmen jak ty nigdy nie używał brzydkich słów! Najlepiej to leć do mamusi, która… O, czekaj. Nie żyje! Jak cała twoja rodzina! Ojej! Ile ty już masz lat, Nath? Tysiąc pięćset? Chyba ci pierwszy siwy włos na dupie wyskoczył!
– Czy ty masz jakiś fetysz na męskie pośladki?! Wiem, że moje są akurat zgrabne, ale…
– Przestańcie, do cholery! – wydarłam się, stając pomiędzy dwoma kłócącymi się towarzyszami, którzy mało nie zaczęli sobie skakać do gardeł. – Ty – tu wskazałam palcem na Maru, która uniosła z obrzydzeniem brew – nie kłóć się już i nie przeklinaj, okej? A ty – tu wskazałam palcem na Nathaniela, który posłał mi niewinny uśmiech – ty bądź dalej dżentelmenem. Zrozumiano?
– Nie? – Maru spojrzała na mnie jak na debila. – Jebaniec porwał mi masło orzechowe.
– Mówiłem już, że to nie ja. – Nathaniel przewrócił oczami. – Czy ja wyglądam jak ktoś, kto zjada przemielone orzeszki z dodatkiem chemii i kilograma cukru?
– Tak? Trochę tak wyglądasz.
Przewróciłam oczami.
To dziwne, ale ich kłótnia zdołała mnie uspokoić. Nieświadomie zajęli moje myśli. Czy potrzebowałam wobec tego różowych tabletek? Najwyraźniej nie.
Z obrzydzeniem wyjęłam z ust małe, prawie zmielone, pozbawione koloru gówno. Gdybym wiedziała, że róż się po pewnym czasie rozpływa, nie ufałabym lekarzowi. Róż to potęga. Róż jest zawsze i wszędzie. Na zmielonych pod jęzorem tabletkach też powinien być.
Podeszłam do szafki, wyjęłam z niej nowe masło orzechowe, a potem podałam je Maru. Gorzko zmieloną strawę potraktowałam śmietnikiem. Cóż, przynajmniej moje worki na śmieci miały czystą różową barwę. Co innego, gdybym je zmieliła…
– Czy ty właśnie myślisz o mieleniu worków na śmieci? – spytała podejrzliwie dziewczyna, wkładając łyżkę masła orzechowego do buzi. Na nieszczęście, potrafiła czytać w moich myślach. Dlaczego wyłapywała zawsze te najbardziej absurdalne?
– Nie. No, co ty – mruknęłam pod nosem. W końcu nalałam sobie wody do bordowego kubka ze znakiem Gryffindoru i upiłam upragniony łyk. Gorzkość powoli znikała. Stojąc przy blacie, przypatrywałam się Maru oraz Nathanielowi, którzy stali z boku i mierzyli siebie groźnymi spojrzeniami. Nie zamierzali wszczynać kolejnej kłótni. Może dlatego, że ja tutaj byłam.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Wiecie co? – Oboje spojrzeli pytająco w moim kierunku. – Dziękuję, że jesteście. Bez was już dawno by mnie tutaj nie było. – Oderwałam się od blatu i przygarnęłam ich do siebie. Maru wydała z siebie głośne prychnięcie, a Nathaniel poklepał mnie po plecach. Tyle mi wystarczyło, aby cienie przeszłości uciekły w siną dal – zostawiły po sobie tylko czarne smugi na błękitnym niebie otoczonym zewsząd chmurami. Może zapowiadały swój rychły powrót? A może zapowiadały rychły koniec?
Tego nikt nie wiedział, nawet ja.
W myślach wyrzuciłam do różowego worka na śmieci wszystkie tabletki. Bo kiedyś może w końcu się od nich uwolnię. A one ode mnie.




3 komentarze:

  1. I to uczucie, gdy czytałaś to opowiadanie przedpremierowo... Maśniutko! <3
    No, żeby nie było, dalej podtrzymuję, że jest nieco psychodeliczne. Jednak nie dziwię się, iż te różowe kapsułki zagłady (brzmi dosyć dziwnie, ale akurat nazwanie ich zwyczajnie tabletkami byłoby... obelgą?) stały się dla bohaterki ratunkiem. To, co ona przeżywała... Nie zazdroszczę. Wiem, że poniekąd Alianci Nocy są powiązani z Tobą, dlatego świadomość, iż zawierają cząstkę Ciebie (masło maślane, masło masłem na maśle pogania, yeah!) troszeczkę... tłamsi? Nie wiem, jak inaczej określić to uczucie, które mnie opanowuje, kiedy czytam każdy z kolejny z tekstów tego typu. Uzewnętrzniam się, przy okazji maślaniąc za wiele? Dobrze, przejdę zatem dalej!
    Rozmowa Maru i Nathaniela wymiata! Nie ma to jak postawić naprzeciw siebie nieprzebierającą w słowach dziewoję i dżentelmena. Dwa różne światy, dwa różne style wypowiedzi... Cud, miód, orzeszki, masło, galaretkożelki i różowe jak tabletki jednorożce! Może sytuacja w opowiadaniu była kryzysowa, chęć uwolnienia się od koszmaru bardzo istotna, to jednak ten wątek umożliwił złapanie oddechu. Oddechu, który okazał się poniekąd zbawienny dla płuc bohaterki oraz jej umysłu.
    Nie wiem, co mam więcej napisać, dlatego kończę ten maślany wywód i na maślanym poślizgu (boże, jak to źle brzmi. ( ͡° ͜ʖ ͡°) nie, kończę to, kończę! Tutaj, rzecz jasna!) pędzę dalej! Fruuu!
    A, bo bym zapomniała: Buziaczki, loffki, dużo loffciów❣ Muaa! ❤ :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy tekst. Na początku miałam wrażenie jakby to dzieci się bawiły ( przy wstępie) potem zrozumiałam że to był sen, może rozgrzebane wspomnienia. Miałam wrażenie że osoby kłócące się to rodzice dziewczyny, ale wtedy zastanowiły mnie te tabletki ( dzieci nie biorą medykamentów na uspokojenie - choć w tych czasach nic by mnie nie zdziwiło. )
    Psychodeliczny tekst, odmiana od łatwo przyswajalnych tekstów fantasy 😃 krótki ale zawierający dużo istotnej treści. Fajnie budowałas napięcie i na koniec jak gdyby nigdy nic pokazała mi czym w istocie była ta cała sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alianci są dziwni, ale w tym pozytywny sensie :D Pomysł jest genialny - twory wyobraźni towarzyszące w codzienności, no kurde, jak tego nie lubić?! I w dodatku charaktery Maru I Nathaniela, oboje są różni, ale świetnie współgrają i się uzupełniają. Ilość leków jest trochę przerażająca, myślę że niejedna babcia by pozazdrościła :P Cały tekst jest bardzo żywy i świetnie napisany. Także, czekam na kolejny tekst z Aliantów, bo bardzo przyjemnie się ich czyta ^^

    OdpowiedzUsuń