ARSENAŁ

niedziela, 19 maja 2019

[15] Dziedzictwo Elissy: Zatajona rodzina ~ Kaja Wika


            Elissa przebudziła się wcześnie nad ranem. Agat i Malachit leżeli przytuleni przed kominkiem, w którym jeszcze delikatnie tliło się drewno. Temperatura w pomieszczeniu spadła, przez co wilczki zaczęły popiskiwać z chłodu. Drewniana podłoga nie dawała tego, co łóżko z ciepłym kocem z owczej wełny. Nie chcąc obudzić Teresy ani żadnego z jej gości, dziewczyna ubrała się i wyprowadziła szczenięta na zewnątrz.
            Teraz gdy poranne słońce oświetlało miasteczko Lasos, zabudowania wyglądały mniej ponuro, choć nie były w idealnym stanie. Rozglądając się dookoła, zauważyła kilka połamanych desek ściennych oraz brakujące szybki w witrażu umieszczonym na budynku gminnym. Miasteczko, jego gwar i ci wszyscy ludzie znajdowali się tak blisko jej domu, a ona nigdy nie zdawała sobie z tego sprawy.

            Przebudzone zwierzaki ganiały się wokół ławki, na której siedziała dziewczyna. Poszczekiwały cichutko. Mimo że nie doszły jeszcze do siebie, to wyraźnie powróciła do nich radość życia. Elissa widząc zaciekawione spojrzenie jednej z mieszkanek Lasos, postanowiła zabrać Agata i Malachita z powrotem do pokoju. W udostępnionym jej na noc pomieszczeniu czekała Teresa. Na szczęście Elissa nauczona dobrych manier, posprzątała cały pokój przed wyjściem.
            – Dzień dobry. – Teresa Wittan przywitała krewniaczkę, gdy ta stanęła w drzwiach.
            – Dzień dobry miła pani – odpowiedziała dziewczyna, kłaniając się nisko.
            – Nie sądziłam, że wstaniesz tak wcześnie.
            – Nie chciałam sprawiać kłopotu – odpowiedziała Elissa, trzymając szczenięta, każdego pod jednym ramieniem – i dziękuję za okazaną mi dobroć.
Teresa spojrzała na nią i machnęła ręką. Obejrzała się na pokój i powiedziała:
            – Wspaniale sprzątasz. Gdybyś szukała pracy, u mnie zawsze jakaś się znajdzie. Teraz, choć do izby głównej, niedługo podaje poranną strawę dla gości. Za taki porządek zasłużyłaś na posiłek.
Elissa uśmiechnęła się uprzejmie, po czym przepuściła kobietę przodem. Podążała za nią aż do stołu. Nie wiedziała co począć ze szczeniętami, wtedy Teresa wskazała jej głęboki kosz.
            – Tam nic im się nie stanie, a ich gapiów nie przyciągnął.
Dziewczyna zaniosła wilczki co kosza wysłanego sianem. Nie zamierzały robić hałasu ani zwracać na siebie uwagi gości. Zmęczone kilkunastominutową zabawą, padły jeden na drugiego.
            Teresa nie podawała posiłków, miała od tego kucharkę, która nierzadko sprzątała także pokoje. Zasiadła z Elissa do stołu, który o tej porze nadal był pusty i wskazała dziewczynę kucharce. Ta kilka minut później przyniosła miskę zupy i bochen chleba. Teresa nie jadała posiłków z rana, co onieśmielało Elissę. Nie lubiła jeść, gdy ktoś inny tylko na nią patrzył, ale nie miała odwagi odmówić. Gdy dziewczyna pochłaniała kolejną łyżkę bulionu, Teresa zaczęła mówić.
            – Powiem ci wszystko teraz, bo później nie będę miała czasu tłumaczyć.
            – Mhm– zamruczała dziewczyna, kiwając głową. Doremide zawsze zabraniała jej mówić z pełnymi ustami.
            – Wiele lat temu wyszłam za Erazma Wittana, brata twojego dziada z pierwszej linii. To on przywiózł nas tutaj, po tym, jak jego brat bliźniak postanowił wyjechać z młodą żoną z miasta rodzinnego.  Tomand zamieszkał w Elissium, a Erazm w Lasos. Każdy miał swoją rodzinę i starał się o nią dbać, jak potrafił. To Erazm swatał jego córki i jego obarczono winą za to, co się wydarzyło później.
            Elissa zachłysnęłą się, słysząc o córkach dziadka Tomanda. Nie wiedziała, że jej matka Laventin miała siostrę. Nie wiedziała także że dziadek miał brata. Tak wiele ukrywano przed nią przez te wszystkie lata, nie zamierzała udawać po powrocie do domu, że nic się nie zmieniło. Teresa zauważyła oburzenie dziewczyny, uniosła rękę w górę w proteście i kontynuowała wypowiedz.
            – Osada, w której mieszkasz, została zaczarowana dla ochrony przed tymi, którzy mogliby poszukiwać twojej matki.
            – Nic nie rozumiem – powiedziała w końcu Elissa.
            – Całe życie byłaś ukrywana przed światem z obawy, że przydarzy się tobie to, co Eleonorze.
            – Kim była Eleonora?
            – To była siostra twojej matki. Dzieliła je niewielka różnica wieku, lecz osobowość miały różną jak dzień i noc. Laventin była rozważna i opiekuńcza, za to Eleonora żądna przygód, myśląca głównie o sobie. Gdy Erazm swatał twoją ciotkę, nie podejrzewał, że zainteresowany młodzieniec, którego tak bardzo później pokochała, sprowadzi ją na stronę nocy.
            – Na stronę nocy?
            – Obie siostry były bardzo potężne, lecz jedna z nich miała zawsze niedosyt, Eleonora. Myślę, że jej poszukiwania i eksperymenty z czarną magią zaczęły się, zanim poznała ukochanego. On jedynie otworzył jej drzwi do świata, którego tak zaciekle poszukiwała.
            – Co się z nią stało?
            – Gdy wittanka traci czujność, zawsze pojawiają się łowcy czarownic.
            – Wittanka? Czy ciotka była czarownicą? – Elissa wstała od stołu. – Co to ma wspólnego z naszym nazwiskiem?
            – Wittan, to najstarszy ród, podstawa pierwotnych wittanów. Ludzie obdarzeni mocą przez bogów setki lat temu zostali nazwani wittanami. Przykro mi, że musisz dowiadywać się tego ode mnie. Doremide powinna zadbać o twoją wiedzę i znajomość korzeni. Wiążą się one z zaletami, ale i zagrożeniami.
            – Dziękuję ci cioteczna babko. Chyba nie jestem w stanie przyjąć na razie więcej informacji – powiedziała Elissa, po czym podeszła do okna izby. – Obiecuję ci, że odwiedzę cię jeszcze. Jeśli zgodzisz się mnie gościć.
Teresa pokiwała głową.
            – Tak. Oczywiście – powiedziała po chwili.

***

            Deszczowa pogoda zgrała się z nastrojem dziewczyny. Elissa postawiła szczenięta na wozie. Ku swej uciesze wóz, jak i konie nadal stały za karczmą. Teresa powiedziała jej, gdzie może znaleźć drwala i zakupić drewna. Usiadła na wozie i wyprowadziła konie na główną ulicę. Napięła lejce, aby kontrolować siłę zwierząt. Nie chciała nikogo potrącić. Bezpiecznie ominęła ulicznych sprzedawców i dzieci biegające po drodze. Dojeżdżając na obrzeża Lasos, zobaczyła skład drewna i chatę pokryta strzechą. Opis pasował do instrukcji przekazanych przez Teresę. Dziewczyna zatrzymała konie i zeskoczyła z wozu. Kazała zostać Malachitowi na wozie, który mimo pisków drugiego szczeniaka próbował wyskoczyć za dziewczyną.
            Wokół pachniało mokrym drewnem. Elissa obeszła skład drewna i stanęła przed drzwiami do chaty. Uderzyła w nie pięścią kilka razy. Wiedziała, że niezbyt mądre jest, aby młoda dziewczyna odwiedzała drwali sama, ale nie chciała wymuszać na ciotecznej babce więcej przysług. Drzwi otworzył jej mężczyzna około czterdziestki. Gdy ujrzał młodą panienkę z mokrymi włosami, zaprosił ją niezwłocznie do środka.
            – W czym mogę pomóc? Drogę zgubiliście?
            – Nie. Przyjechałam kupić drewno – odpowiedziała drżącym głosem. Była cała mokra od deszczu, ale nie dlatego się trzęsła.
            – Z daleka jesteście? – zapytał mężczyzna.
            – Z daleka. Chwalono was panie, że najlepsze drwa sprzedajecie.
            – Nie jestem panem. Sambor. Tak mam na imię.
            – Elissa. Przyjechałam po drewno. Buk najlepiej, długo się pali. – Nie chciała zdradzać zbyt wiele o sobie.
            – Tak, już mówiłaś – odezwał się starszy mężczyzna, siedzący pod ścianą na taborecie. – Ile ci potrzeba. Skrzynkę uniesiesz?
            – Mam wóz ze sobą. Dziesięć skrzyń się zmieści. – Elissa podniosła głos, lecz nie chciała krzyczeć.
            – Buk, dziesięć skrzyń. Myślę, że się znajdzie. To będzie dwadzieścia srebrnych galonów. – Młodszy mężczyzna oczekiwał na odpowiedź. – Masz tyle?
            – Tak mam, ale czy moglibyście mi pomóc Samborze, na wóz wszystko załadować?
            – Tak uroczej dziewczynie nie godzi się odmówić – odpowiedział Sambor z uśmiechem.
            – Masz tyle uroku w sobie, co martwa dziwka – powiedział starzec, śmiejąc się pod nosem. – Za pięć srebrnych galonów Sambor wszystko załaduje i zabezpieczy. Jak nie pasuje to panna o urodzie utopca, sama na wóz wrzucić wszystko może.
            – Panienka Elissa wybaczy – zaczął Sambor. – Dziad mój gruboskórny, ale serce ma dobre.
            – Jak trzeba, to zapłacę – powiedziała zdenerwowana dziewczyna. Nikt do tej pory nie odzywał się do niej w taki sposób. – Wybaczcie, wóz przygotować muszę.
            Elissa położyła sumę galonów wymaganą przez starca na drewnianym stoliku i wyszła pospiesznie za drzwi. Na zewnątrz słyszała, jak Sambor rozmawia z dziadkiem, ale nie chciała przysłuchiwać się szczegółom rozmowy. Oba wilki ucieszyły się na widok dziewczyny. Położyła je na siedzisku i przykryła własnym płaszczem, gdyż deszcz przestał padać. Elissa wolała, aby drwal nie nabrał podejrzeń odnośnie jej nowych przyjaciół. Siadła obok nich i obserwowała bez słowa, jak mężczyzna ładuje towar.
            Dziesięć skrzyń drewna spoczywało na wozie. Elissa uśmiechnęła się życzliwie i kiwnęła głową. Zamachnęła się lejcami i tak rozpoczęła podróż do domu.


           

6 komentarzy:

  1. tekst jest w porządku, bardzo podobają mi się imiona i nazwy, którymi operujesz (zwłaszcza imiona wilczków od kamieni szlachetnych brzmią superowo)
    dziad ufolud taki niegrzeczny! a już myślałam że to drwal wyleci z cytatem tygodnia do Elissy.
    pozdrawiaam c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja osobiście od razu jestem kupiona, kiedy pojawiają się szczeniaczki awwww. I one za każdym razem mnie kupują przy opowieści Elissy.
    "– Tam nic im się nie stanie, a ich gapiów nie przyciągnął." - tak się cały czas zastanawiam, czy coś się stało z tym zdaniem, czy to ja go nie zrozumiałam :o.
    Wooooo, jakie komplikacje rodzinne. Aż się musiałam wracać w tekście, bo za dużo ich było! Ale jak się wróci, to idzie zrozumieć, także nie ma problemu.
    Dużo informacji w tym rozdziale, co mi się podoba, bo dużo zostało wyjaśnione. Nie dziwię się, że Elissa miała problem, żeby przetrawić to, co usłyszała.
    Podobają mi się dialogi przy tych ziomkach od drewna. Takie... starodawne się wydają przez to, jak je ubrałaś. Takie... typowo wiejskie! No i ten stary dziad, co to takimi tekstami rzucał. O, ja mu dam tak Elissę obrażać! Może ten fragment o drewnie dużo nie wprowadził do fabuły, ale miło się go czytało, chociaż przyznam szczerze, że chciałabym trochę więcej akcji w Dziedzictwie! Chociaż ta sielankowość też ma swoje zalety, to jednak czasami czegoś mi tu brakuje. Czekam oczywiście na kolejną część. Bo myślę, że powoli się będzie rozkręcało c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zdaniu miało być 'Tam nic im się nie stanie, a i gapiów nie przyciągnął.' przeoczyłam to.
      Szczeniaki wszystkich kupują 😃
      Tak na początku to nie miałam zbytnio koncepcji na ta historię a że lubię sobie komplikować to jej pomoeszalak i to dostanie. Dziękuję za przeczytanie

      Usuń
    2. A, widzisz! Już myślałam, że czegoś nie zrozumiałam, ale jak tak, to spoko :D. Błędy się zdarzają, wiadomo. Czekaj. A nie powinno być "a i gapiów nie przyciągną"? XD Chyba tak. Może to słownik tak szaleje, ale to już nieważne.
      Próbuję rozszyfrować słowo "pomoeszalak" XD. Coś mi się wydaje, że pisałaś Kaju ten komentarz na szybko! A koncepcja na historię na pewno się wykreuje. Bo ja już widzę potencjał w tych rodowych historiach.

      Usuń
    3. Pomieszałam 😋 tak to jest pisać na telefonie

      Usuń
  3. :O Ej, no weź, tak perfidnie urwać w połowie? Myślałem, że dowiem się już więcej o matce Elissy :( Bardzo podoba mi się klimat Dziedzictwa Elissy, przekonuje mnie on od samego początku. Bardzo mądrze towarzysz historię, serwując nam kawałki informacji i zachęcając do sięgnięcia po więcej ;) Dialogi też są super pisane, przemyślane i dobrze wystylizowane :D Jedyne co, to szkoda że tak krótko :( Także, mama nadzieję, że szybko napiszesz coś jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń