ARSENAŁ

poniedziałek, 18 marca 2019

[6] Dziedzictwo Elissy: Pasażer na gapę ~ Kaja Wika


Dawno nie pisałam nic w tym uniwersum. Ponieważ do tej pory była to epoka bliżej nieokreślona, w tej części spróbuję naświetlić pewne rzeczy i wprowadzić was głębiej w rzeczywistość, w której przyszło żyć Elissie.


            Zachodzące słońce rozlewało się czerwieniami i fioletami na niebie. Konie pędziły w stronę miasteczka, jakby je licho goniło. Dziewczyna trzymała lejce w dłoniach i co chwile popędzała zwierzęta. Na horyzoncie widziała już dachy domostw. Po raz kolejny odwróciła się na dwójkę pasażerów skulonych na tyłach wozu. Szczenięta całe czarne od sadzy lub innego pyłu przypominały bardziej brudny i znoszony kożuch niż żywe stworzenia.
Muszą zostać doprowadzone do porządku, gdy tylko znajdę nocleg – pomyślała, po czym odwróciła się w stronę koni.
            Nigdy nie przebywała poza osadą Elissium i nie do końca wiedziała, czego może się spodziewać po miasteczku Lasos. Przez całą drogę chodziło za nią dziwne przeczucie, mimo zapewnień babci o bezpiecznej okolicy, że powinna na siebie uważać i na pewno nie może zdradzić nikomu, skąd przybywa. Zadanie wydawało się proste: dojechać do Lasos, przenocować w bezpiecznym miejscu, a z rana kupić drewno i wrócić do domu. Jedna drobna rzecz zakłócała plan idealny, a mianowicie jej pasażerowie na gapę. Miała nadzieję, że ktoś przyjmie ją pod dach z podopiecznymi.
            Konie przeszły z galopu do kłusa, a potem całkiem zwolniły do stępa. Wolnym tempem przeprowadziły powóz przez bramę wjazdową do miasta. W pobliżu nie było nikogo, może przez późną porę, a może mieszkańcy nie obawiali się żadnego niebezpieczeństwa z zewnątrz. Jadąc wąskimi uliczkami, Elissa spoglądała na okna, w których widoczne było światło. Większość mieszkańców odpoczywała już w domowych pieleszach, po trudach dnia codziennego. Nie sądziła, że zawita do miasteczka tak późno, mimo że dzień dopiero zaczynał się wydłużać po okresie zimowym, a blask księżyca górował swoją obecnością nad blaskiem słońca.
            Dziewczyna zatrzymała konie na tyłach karczmy, tutaj mogła je przywiązać na noc i bezpiecznie odstawić wóz, w którym nadal znajdowały się szczenięta. Gdyby była bardziej obeznana ze światem, wiedziałaby, że dziewczyna w jej wieku nie powinna o tej porze wchodzić do karczmy, nie wiedziała jednak, gdzie może znaleźć nocleg. Obeszła budynek dookoła i stanęła przed drzwiami, zza których dochodziła muzyka miejscowego skrzypka.
Tylko znajdziesz miejsce na noc – powtarzała w głowie, dodając sobie odwagi.
            Owinęła się szczelniej płaszczem, po czym weszła do budynku z impetem. Skierowała się wprost na karczmarza, udając, że nie widzi spojrzeń lekko podchmielonych chłopów. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę i postawił kubek nalewki przed nią.
                   – Tom miało być dla mnje, nie. – Zwrócił mu uwagę pijany trzydziestolatek stojący po drugiej stronie lady. – Ale jab się dziewuszynka … na kolanko spocznje to … może?
                   – Poszedł mi stąd! – krzyknął karczmarz do pijaczyny – a panience, w czym mogę służyć? To nie miejsce dla …
Zanim zdążył dokończyć, Elissa odsunęła kubek z trunkiem na bok i powiedziała:
                   – Szukam jedynie noclegu, nie jestem stąd.
                   – To, że panienka nie jest stąd, to widzę, ale o tej porze może być ciężko … magicznie z kieszeni nie wyciągnę wolnego łóżka.
                   – Mam ze sobą dwa zwierzaki, koniecznie muszę zabrać je ze sobą – powiedziała w pośpiechu.
                   – Zwierzaki? Konie można na tyłach przywiązać, za karczmą nic im się nie stanie.
                   – Nie, konie już dawno przywiązane. Takie malutkie … – Elissa pokazała rozmiar szczeniąt dłońmi.
                   – Kocięta czy coś?
Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła. Jedna z kobiet pracujących za marne grosze w karczmie, stuknęła dziewczynę dłonią po ramieniu.
                   – Na skraju miasteczka jest duży dom, kryty zieloną strzechą, tam znajdziesz nocleg. Daj to właścicielce, wpuści cię nawet po zmroku i zapewni wygodne łóżko za darmo – powiedziała kobieta, wręczając Elissie kawałek papieru z namalowanym znakiem.
                   – Ja… – Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. – Dlaczego to robisz? Nawet nie wiesz, kim jestem.
Karczmarz skrzyżował ręce na piersiach i powiedział:
                   – Na twoim miejscu nie zaglądałbym darowanemu koniowi w zęby. Chyba panienka nie ma innego miejsca do spania, chyba że na wozie z kociętami spać będzie chciała.
Kobieta zaśmiała się i mimo wszystko wyciągnęła karteczkę w jej stronę.
                   – Mam na imię Rosa, znam Doremide. Parę tygodni temu uprzedziła mnie, że wyruszysz do miasta po drewno – powiedziała kobieta – aha, zwierzaki też możesz zabrać, niech tylko nie hałasują po nocy, bo gospodyni się zdenerwuje i do Doremide naskarży.
                   Elissa chwyciła swoją przepustkę, ukłoniła się i wolnym krokiem wycofała. Zmierzając w kierunku drzwi, drogę przeciął jej chłop w słomkowym kapeluszu. W dłoni trzymał butelkę z trunkiem, którą wymachiwał przed sobą.
                   – Już nie żyjesz! – krzyknął do jednego z chłopów, obściskującego kobietę przy stoliku, na tyłach karczmy. Zniknął z pola widzenia dziewczyny, tak szybko, jak się pojawił. Ta zaś podbiegła do wyjścia.
Gdy stała już w drzwiach Rosa krzyknęła:
                   – Zobaczę się z tobą jutro! Zaprowadzę do sprzedawcy!
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, po czym wyszła z budynku i przeszła na tyły karczmy. Z wozu wyjęła szczenięta i jednego po drugim schowała pod płaszczem. Obwiązała się pasem, aby jej i maluchom było ciepło. Spojrzała jeszcze raz na wóz i konie, mając nadzieję, że jutro znajdzie je w tym samym miejscu, po czym wyszła na główną ulicę w miasteczku. W pobliżu nie zauważyła ani jednego domu okrytego zieloną strzechą, więc postanowiła iść dalej. Karczmę zostawiła za sobą, przeszła obok warsztatu rzemieślniczego oraz małego sklepiku zielarki.
                   Wiatr się wzmógł, a z nieba zaczął padać deszcz. Elissa przyśpieszyła kroku, ale pogoda nie dawała za wygraną, więc zaczęła biec. Na szczęście na horyzoncie zobaczyła sporych rozmiarów dom, z dachem pokrytym zieloną strzechą. Podbiegła do drzwi i chroniąc się pod małym daszkiem, zapukała delikatnie do drzwi. Pamiętała o prośbie Rosy, aby nie robić hałasu, nie chciała rozzłościć właścicielki już na progu. Drzwi otworzyła jej starsza kobieta.
                   – A ty czego tutaj? – zapytała, krzywiąc się na widok dziewczyny.
Elissa wyciągnęła z kieszeni płaszcza karteczkę ze znakiem. Wcześniej mu się nie przyjrzała, ale teraz w delikatnym świetle dochodzącym z wewnątrz, zdawał się podobny do węzła marynarskiego. Dziadek Tomand kiedyś pokazywał jej, jak zrobić taki węzeł.
                   Kobieta przypatrzyła się znakowi, cofając w głąb domostwa i zaprosiła ją do środka gestem.
                   – Ach, to ty – wyszeptała już mniej oburzona jej obecnością – Rosa o tobie wspominała, że pojawisz się któregoś dnia.
                   – Dziękuję za przyjęcie, obiecuję nie sprawiać kłopotów – powiedziała cicho Elissa.
                   – Mam na imię Teresa Wittan. – Gdy Elissa usłyszała nazwisko swego rodu, rozpromieniła się, co nie zostało niezauważone przez właścicielkę. – Nie pochodzę bezpośrednio z Rodu Wittanów. Jestem żoną, brata twego dziadka Tomanda.
                   Elissa do tej pory nie słyszała o krewnych, a w szczególności nie wiedziała, że zamieszkują tak blisko jej osady. Przez te wszystkie lata nie miała z nimi żadnego kontaktu, zastanowiło ją, co było tego powodem.
                   – Ja nie wiedziałam, że mam ... tutaj … – Słowotok przerwała jej Teresa, która najwyraźniej nie miała ochoty wysłuchiwać opowieści o życiu krewniaczki. Podniosła dłoń do góry, uciszając dziewczynę.
                   – Już późno. Pokaże ci pokój, w którym będziesz mogła odpocząć i umyć się po podróży – powiedziała, wskazując twarz Elissy całą brudną od sadzy. Ta skinęła głową i podążyła za gospodynią wzdłuż korytarza.
                   – Tutaj. – Wskazała drzwi. Widząc, że krewna chce się odezwać, ponownie uniosła dłoń. – Porozmawiamy jutro.
                   Wnuczka Doremide rozejrzała się po pokoju. W rogu stało małe drewniane łóżko, okryte grubą owczą wełną, a obok duża metalowa wanienka wypełniona wodą. Mogłoby się zdawać, że ten pokój został wcześniej dla kogoś przygotowany. Dziewczyna wyjęła szczenięta spod płaszcza, po czym zdjęła go i odłożyła na drewniane krzesło stojące przed kominkiem. Również o ciepło w pokoju ktoś wcześniej zadbał. Widząc, jak szczenięta ubrudziły jej koszulę, postanowiła przeprać odzienie w wanience, zanim sama się w niej umyje. Nie zapominała o rodzeństwie, które przyrzekła doprowadzić do odpowiedniego stanu.
                   Już czystą koszulę rozwiesiła na oparciu krzesła, aby przeschła do rana. Gdy była już umyta, chwyciła parkę i wrzuciła do nadal ciepłej wody. Zwierzaki z radością pląsały w wanience, ogrzewając zmarznięte ciało. Elissa z zacięciem szorowała je ziołowym mydłem, była pewna, że pomoże również na ewentualne zranienia. Gdy wyjęła szczenięta z kąpieli, woda była cała czarna i cuchnąca, za to one wyglądały teraz bardziej za szczenięta wilka niż psa. Miały szmaragdowo-zielone oczy, niczym dwa diopsydy osadzone w małych główkach, dziewczyna nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Zapewne miały dopiero parę tygodni, ale ich łapy były już umięśnione i solidnie stąpające po ziemi.  Spiczaste uszy podrygiwały na dzwięk słów dziewczyny. Po zmyciu tej okropnej sadzy okazało się, że wilczki mają kremowo-szarą sierść. Teraz oba leżały zrelaksowane przed kominkiem.
                    – Jak mam was nazwać? – zapytała Elissa, lecz szczeniaki nie zareagowały. – Może Rubin i Szafir?
Jedno z wilcząt warknęło, najwyraźniej niezadowolone.
                   – To może jak kolor waszych oczu, Agat i Malachit? – Gdy Elissa wypowiedziała nazwę dwóch zielonych kamieni, rodzeństwo jednocześnie odwróciło się w jej stronę. – Tak więc Agat i Malachit, póki nie znajdę wam domu, zostaniecie ze mną.
                   Elissa miała świadomość, że znalezienie domu dla dwóch wilków nie będzie łatwe. Większość mieszkańców zabiłaby je lub odsprzedała wędrownemu kupcowi ze względu na wyjątkowy wygląd. Jutro czekała ją długa droga, a jeszcze wcześniej rozmowa z krewną i negocjacje o drewno w miasteczku. Ten dzień był wyjątkowo długi, więc postanowiła położyć się spać. Zapadając w sen, myślała o babci Doremide i o tym, co jej powie, gdzie przywiezie wilki do domu.
                  

                  
           

4 komentarze:

  1. Wiesz co? Mnie się wydaje, że dawno, dawno temu czytałam jakiś tekst z tego uniwersum. I nie wiem, czy to nie był pierwszy tekst z tego uniwersum!
    Awwwww, szczeniaczkiiii. Moje serduszko od razu stopniało XD.
    Hmm, widzę, że mam trochę braki w tym uniwersum, bo jednak nie do końca wiem, o co chodzi z tymi rodami. Chyba muszę wbić na drugi tekst z tej serii, bo z pierwszego coś pamiętam (tak, teraz zauważyłam, że rzeczywiście go kiedyś czytałam XD).
    Tekst taki luźny, jest takim jakby przerywnikiem między tą bardziej emocjonującą częścią fabuły, tak myślę. Dużo powiedzieć nie mogę, poza tym, że opisy były przyjemne i wypływał z nich przyjemny fantastyczny klimat. A, i plus za małe wilczki, awwww <3. To ja lecę nadrobić drugi tekst i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze fascynowały mie opisy nieba, słonca, zachodów, wschodów, po prostu ile razy sie o tym nie pisze, zawsze wyglada to inaczej, jak to slonce ktore kazdego dnia zachodzi w inny sposob. Cos pieknego.

    – Już nie żyjesz! – krzyknął do jednego z chłopów, obściskującego kobietę przy stoliku, na tyłach karczmy. <-- haha, swietnie wykorzystany klucz xd
    Łał, z węzłem tak samo, bardzo naturalnie wlotłaś to w tekst.

    Szmaragdowo-zielone ? A szmaragd to nie zielony tez?

    Zasatanawia mnie ta sadza, skad oni przybyli, że tak się wszyscy umorusali sadzą.

    O yaaa, czyli to naprawde wilki!!!! o ya, ya przygarne,,, a nie, aj juz mam xd szlag. Malachit i Agat, nooo, wymyslnie. Ale fajne słowo Malachit, tak ogolnie, bo agat za bardzo z agatą mi sie kojarzy xd nie zybym miała cos do Agat! Ale jak ludzie nazywaja zwierzaki po ludzku,,, to jakos tak... potem taka pani grazyna przez całe plany drze ryja "tadek" na sojego psa. jaks tak... nope. xd

    Krótko! Zanim sie jakas akcja zaczeła, juz sie skonczyło, smutek :( Chce wiecej. Jestem ciekawa rodziny Elissy, ze sie natknela na kogos o kim pojecia nie miala cu to jest za kobieta. Takze wnoszę o więcej akcji1 A opisy i technika, nie mam nic do zarzucenia, jeden przecinek po 'żoną' jest niepotrzebny i tyle ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu kolejny fragment z Dziedzictwa Elissy :D Bardzo spokojny fragment, chociaż wiele wnosi do tekstu, super opisuje ten świat :D Piękne opisy, plastyczne, bez problemu można było sobie to wyobrazić ;) Troszkę podejrzane wydało mi się, że jakaś kobieta od tak pomaga Elissie, ale jak okazało się, że kieruję ją do ciotki, to jakoś tak mnie to uspokoiło :P I świetne imiona dla wilków <3 Czekam niecierpliwie na kolejny tekst :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Bardzo plastyczny, wręcz tętniący opis podróży. Dialogi nie brzmią sztucznie, klimat się pojawił, a ta tajemniczość, która się pojawiła, mnie zaintrygowała i sprawiła, że chcę więcej.
    Ładne te imiona dla wilczków, mam nadzieję, że ich żywot szybko nie zostanie przez kogoś zakończony.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń