ARSENAŁ

poniedziałek, 18 marca 2019

[6] Kosmiczne Kłopoty V ~ Kamil


Ciąg dalszy przygód Xandra i LK4 :D W sumie, nie mam chyba nic więcej do dodania w opisie :P Zapraszam :)


Po wielu godzinach podróży w prędkości nadświetlnej, w końcu dotarliśmy na orbitę planety Apax. Rozkazałem Centralnemu Komputerowi Statku wykonanie skanu globu w celu znalezienia siedziby Kartelu. Sam zaś, spoglądając przez wizjer na mostku, obserwowałem Apaxa.
Czerwony Olbrzym Urbanis, jedna z gwiazd Mgławicy Byka, oświetlała rubinowym blaskiem dwanaście planet. Unosiliśmy się nad szóstą z nich. Z wyjątkiem zielonego pasa wzdłuż równika, Apax wyglądał jałowo. Niewielka ilość chmur w atmosferze, przeważające pustynne tereny i nieliczne zbiorniki wodne sprawiały, że planeta wydawała się nieprzyjazna i mało atrakcyjna do osiedlenia. A mimo to, w jakiś magiczny sposób, na jej powierzchni powstało życie, które rozwinęło się do inteligentnych istot. Wszechświat nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Moją kontemplację przerwał Centralny Komputer Statku. Wyświetlił trójwymiarowy, wyskalowany obraz planety i czerwoną kropką zaznaczył prawdopodobną lokalizację kryjówkę Kartelu.
- LK4, szykuj się, będziemy lądować!
- Znalazłeś siedzibę Kartelu? Bomba! - Po chwili ciszy robot dodał. - W sumie, dobrze, że żadnej nie mamy, będziemy musieli wybić ich do nogi własnoręcznie, hehe.
Nie skomentowałem uwagi LK4, mogłem się po nim spodziewać, że rzuci tekstem w tym stylu.
Skoczek, statek kosmiczny którym podróżowaliśmy, był na tyle mały, że pozwalał wchodzić w atmosferę planety. Ominęliśmy więc port kosmiczny z jego windą orbitalną i polecieliśmy wprost w stronę kryjówki.
Przechodząc przez kolejne sfery, statek nagrzewał się coraz bardziej, tworząc za sobą ognisty ogon. Zostawiłem procedurę lądowania Centralnemu Komputerowi Statku a sam udałem się do ładowni aby się uzbroić.
Gdy ubierałem wzmocniony skafander atmosferyczny oraz robiłem przegląd oręża, LK4 kołysał się wesoło, nucąc Cwał Walkiri Richarda Wagnera. W końcu nie wytrzymałem i wrzasnąłem:
- Możesz przestać!?
- Czemu?
- Weź nie pyskuj!
- Xandro. - Z modulacji głosu robota, można było wyczuć, że robot czuje się urażony. - To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Proszę, wytłumacz mi, dlaczego mam nie nucić w trakcie nalotu najbardziej nastrojowej melodii w dziejach ludzkości, stworzonej wręcz do tego, żeby ją nucić podczas nalotu, co?
- Bo mnie to wkurza!
- Okej, szanuję twoje zdanie. Ale musisz wiedzieć, że naszych wrogów to przeraża.
- Do cholery! Oni cię nie słyszą!!!
Nim LK4 zdążył cokolwiek odpowiedzieć, statkiem nagle szarpnęło, a dźwięk silników ucichł. Wylądowaliśmy.
Stanąłem z boku włazu, aby w razie ostrzału nie oberwać jakąś zbłąkaną wiązką. Robot uczynił to samo po przeciwnej stronie, jednakże z powodu gabarytów jego ciała nie był zasłonięty nawet w połowie. Wrota przy których staliśmy gwałtownie się otworzyły, a z wewnątrz powoli zaczęła wysuwać się rampa.
- Żadnej komendy? - zdziwił się robot.
- Po co, skoro i tak nie posłuchasz?
- Ej, przecież wykonuję twoje rozkazy, to ty po prostu mówisz zbyt ogólne polecenia.
- D3M0-LK4, zabij przywódcę Kartelu za pomocą działka laserowego gdy tylko uda ci się go wykryć. Dosyć szczegółowo?
- Hmmm… Mogłoby być lepiej.
Westchnąłem. Przez chwilę panowała cisza w statku. Na zewnątrz oprócz dźwięku wiatru, również nie było słychać żadnych niepokojących dźwięków.
- Widzisz coś? - szepnąłem do robota.
- Piasek, rampę, dziwny budynek, niebo, chmury, o! Ciebie.
- Boże… WIDZISZ WROGA?!
- A! To nie.
Ostrożnie wychyliłem się i spojrzałem w dół rampy. Faktycznie, oprócz piasku i dziwnego budynku, przypominającego dziesięciometrowy kopiec kreta z drzwiami, nic więcej się tam nie znajdowało. Wydało mi się to podejrzane, ale mimo to powiedziałem do LK4:
- Dobra, idziemy. Prowadź.
Robot spojrzał na mnie prawdopodobnie z powątpiewaniem, trudno było to określić po jego twarzy niewyrażającej emocji. Jednak nic nie powiedział i ruszył w dół rampy. Zszedłem, trzymając się dwa kroki za nim, aby w razie niespodziewanego ataku móc się schować za jego plecami. Dystans między statkiem a budynkiem wynosił jakieś trzysta metrów. Chociaż ja miałem wrażenie jakby to była trzysta kilometrów. Nie dość, że przyciąganie planety było silniejsze od ziemskiego, że grzęźliśmy w piasku i że w kombinezonie panował skwar, i bardzo się pociłem, to jeszcze byliśmy niezwykle ostrożni, wypatrując wszelkiego zagrożenia czy śladu pułapki. W końcu, po tym morderczym wysiłku, udało nam się dotrzeć do drzwi.
- Powinniśmy chyba zapukać, co?
- Świetny pomysł! Może jeszcze grzecznie się przywitać i zapytać czy nie chcą sami się zabić?
- I po co cały ten sarkazm? Spytałem jedynie. Ech, do złomu z tymi ludźmi…
Obejrzałem się. Nikogo nadal nie było w zasięgu wzroku. Podszedłem więc do przełącznika drzwi i kliknąłem zielony guzik, aby je otworzyć. Unosząc się do góry, zrobiły takie śmieszne wuszszsz jak w starych filmach science-fiction. LK4 wszedł bez zastanowienia do środka, ja po chwili wahania dołączyłem. Drzwi znów zrobiły wuszszsz i zamknęły się za mną. W środku panował całkowity mrok, więc włączyłem latarki umieszczone na hełmie skafandra. LK4 również włączył reflektor, który wysunął się z lewego barku robota.
Rozejrzałem się, świecąc na ściany budynku w którym się znajdowaliśmy. Korytarz w którym staliśmy prowadził w głąb budynku, innych dróg nie dostrzegłem.
- LK4, widzisz jakieś inne drogi?
- Nie.
- Cholera. Nie podoba mi się to. Mam wrażenie jakby ktoś nas ciągle obserwował.
- Dobrze! - z tonacji robota można było wywnioskować iż jest podekscytowany. - Zaufaj swojej paranoi. Chce cię czegoś nauczyć. Spójrz na mnie, ja dzięki moim psychozą eliminuję zagrożenia nim cokolwiek zdążą mi zrobić.
- Zacznijmy od tego, że ty eliminujesz wszystko co się rusza…
- No właśnie! I dlatego nic nie jest w stanie mi zagrozić! - LK4 wydawał się być z siebie dumny.
Puściłem komentarz robota mimo uszu, zbyt przejęty niebezpieczeństwem czyhającym przed nami. A mimo to, ruszyłem naprzód, w nieznaną, groźną ciemność. Mój powód wszystkich kłopotów zaczął człapać za mną, nucąc melodię z jakiegoś filmu akcji. Ewidentnie świetnie się bawił. Po kilku metrach napotkaliśmy skrzyżowanie korytarzy.
- Chyba jesteśmy na środku budynku - powiedziałem niepewnie. - Jak myślisz? Gdzie teraz?
Robot przystanął na środku skrzyżowania. Dokładnie obejrzał każdy z korytarzy po czym wskazał swoją ręką prawy korytarz.
- Tam, wykrywam duży pobór mocy i węzeł informatyczny. Dane wpływają, ale nie wypływają. Prawdopodobnie jest tam jakaś serwerownia. - Następnie wskazał przed siebie. - Tam jest duże skupisko cieplne. Trudno mi powiedzieć co to może być. Równie dobrze mnóstwo wrogów co np. źródło geotermalne. A tam - wskazał ostatni korytarz - Jest obszerna pusta sala. A przynajmniej relatywnie pusta, trudno stwierdzić, w każdym razie echolokacja nic podejrzanego nie wykryła.
- No dobra… To ja proponuję, żebyśmy się rozdzielili. Pójdę sprawdzić tą pustą salę, ty serwerownie, spotykamy się tutaj za dziesięć minut i idziemy do tej cieplnej. Jasne? Czy mam wydać oficjalne polecenie?
- Bez przesady, wszystko jest jasne jak słońce!
Robot dziarsko ruszył w stronę prawego korytarza wydając dźwięki podobne do pogwizdywania. pomyślałem, że coś za łatwo z nim poszło, ale stwierdziłem że nie ma sensu sobie tym głowy zawracać, bo mam ważniejsze sprawy na głowie. Poszedłem w lewą stronę.
Podłoga powoli zaczęła się wznosić, wchodziłem coraz wyżej i wyżej. Po chwili zorientowałem się również, że korytarz zbudowany jest na łuku, a ja skręcam w stronę serwerowni. Jednak na końcu nie czekały mnie komputery a wielka sala przypominająca tronową.
Na środku pomieszczenia umieszczony był ogromny stół holograficzny, wokół niego zaś kilka krzeseł. Po przeciwnej stronie sali w stosunku do miejsca gdzie stałem, znajdowało się podwyższenie, na którym znajdowały się trzy krzesła. Całość rozświetlały niebieskim blaskiem lampy zawieszone pod sufitem.
Podszedłem do stołu holograficznego. Na taśmę klejącą przyczepiony był do niego jakiś papier. Niezgrabnymi literami w języku międzygwiezdnym napisane na nim było: GEORGE, USUŃ MAPĘ JAK SKOŃCZYSZ.
Licząc na odrobinę szczęścia, włączyłem stół. Najpierw wyświetliła mi się cała Droga Mleczna.
Następnie zostały zaznaczone na niej wszystkie lokacje Kartelu. Z panelu sterującego wybrałem opcję: “wyświetl ostatnią trasę”. Czerwona, gruba linia, łamiąca się w kilku miejscach wskazała drogę do systemu gwiezdnego Korrinis. Miałem niejasne przeczucie, że właśnie tam udał się szef Kartelu. Wyciągnąłem wtyczkę z mojego komputera nadgarstkowego i podłączyłem go do stołu. Następnie wybrałem opcję kopiowania mapy. Po kilku sekundach miałem już wszystko zgrane. Wyłączyłem więc stół i powoli ruszyłem w stronę skrzyżowania korytarzy.



Wróciłem na umówione miejsce spotkanie na dwie minuty przed czasem. Po LK4 nie było żadnych śladów. Kusiło mnie, żeby pójść sprawdzić jak sobie radzi w serwerowni. Jednak nim zdążyłem cokolwiek zrobić, z środkowego korytarza nadszedł robot. Był cały ochlapany jakąś cieczą. Poświeciłem na niego latarką z hełmu. Oblany był zielonkawą krwią.
- Boże! Co ci się…
- Spokojnie, to nie moja krew - powiedział robot, nim zdążyłem.
- No co ty nie powiesz!? Coś ty znowu zrobił?!
- A bo wiesz, obskoczyłem serwerownię w dwie minuty, zgrałem wszystko co się dało no i wróciłem tutaj. I strasznie mi się nudziło. No to pomyślałem, że pójdę sprawdzić co tam jest w tej cieplnej sali. A tam Apaxowie robili narkotyki i ćwiartowali jakieś zwłoki. To pomyślałem, że pewnie nie żyjesz, więc wypadałoby się zemścić za zabicie ciebie. Więc ruszyłem do ataku. - Słuchałem tej relacji z niedowierzaniem. Robot kontynuował jednak dalej swój raport. -  I tak jakoś wyszło, że wybiłem tam wszystkich. Nie musisz dziękować. Aaa… No i jak wszystkich zabiłem, to się okazało że te zwłoki to były świni. Wybacz, zupełnie nie wiem jak mogłem się pomylić i pomyśleć, że to ciebie kroją. Aha! I niestety, nie znalazłem tam szefa Kartelu, zmienił miejscówkę.
- To już też wiem. Poleciał na Korrinis.
- No. To co? Lecimy?
- Ech… No lecimy. Im szybciej się go pozbędziemy, to szybciej wrócimy do domu.
- Super! Wiesz Xandro, fajnie że cię nie zabili. Będziemy mogli przeżyć jeszcze wiele przygód razem. Bardzo się cieszę.
- Ja też, LK4, ja też.

2 komentarze:

  1. Musiałam tu przybyć, bo zdążyłam polubić tę dwójkę :D.
    Już na początku podobają mi się te krótkie opisy planety. Czuć tutaj taki sci-fi. Ty ogólnie masz zdolność do dopasowywania się klimatem do danego gatunku!
    "Proszę, wytłumacz mi, dlaczego mam nie nucić w trakcie nalotu najbardziej nastrojowej melodii w dziejach ludzkości, stworzonej wręcz do tego, żeby ją nucić podczas nalotu, co?" - naprawdę, uwielbiam go XDDDD.
    Co mi się rzuciło w oczy, to określenie "jesteśmy NA środku budynku". No, to "na" jest nieco niepoprawne. Wiem, co chciałeś przez to przekazać, ale jednak trochę nie zagrało. To tak, jakby ziomeczki stały na budynku, czyli na jego dachu!
    "A tam Apaxowie robili narkotyki i ćwiartowali jakieś zwłoki. To pomyślałem, że pewnie nie żyjesz, więc wypadałoby się zemścić za zabicie ciebie." - mogę zabrać LK4 do domu XDDD? Pewnie by mnie wkurzał, ale przy okazji rozbawiał!
    I to pomylenie zwłok świni ze zwłokami człowieka XD. Lekki tekst, ale przy tym i zabawny, dlatego ja oczekuję więcej z tej serii! Chcę się dowiedzieć, czy złapali w końcu tego szefa kartelu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie, miło mi :D Co do "na środku budynku" to w sumie nie wiem jak inaczej napisać że byli w takim centralnym miejscu i żeby to jakoś tak brzmiało naturalnie :P Co do LK4, nie wiem czy byś wytrzymała :D Mam nadzieję, że kolejne tematy jeszcze przypasują, bo właśnie z taką lekkością piszę mi się o nich ;D Jeszcze raz, dzięki za dobre słowo! :D

    OdpowiedzUsuń