ARSENAŁ

niedziela, 3 marca 2019

[4] Caput Draconis: How a Ressurection Really Feels ~ Rilnen


Maj 2011r.

– Mike, przestań – upomniała przyjaciela Cassie, nie odrywając wzroku od czytanej książki z numerologii.

Choć od dłuższego czasu była pogrążona w lekturze, dobrze wiedziała, że Mike wcale nie odrabia swojego zadania domowego, tylko co chwilę spogląda na przejście za portretem Grubej Damy. Irytowało ją, że jego noga ciągle drgała, kopiąc ją co chwilę pod stołem, przy którym siedzieli.
– Powinna już tu dawno być. – Mike rzucił okiem na zegarek, po czym odrzucił pióro, którym od dłuższego czasu mieszał w kałamarzu, próbując napisać wyjątkowo ciężki esej z eliksirów.
Hang on to your hopes, my friend
– Odrabia szlaban u Filcha, pewnie kazał jej szorować wszystkie gobeliny w Izbie Pamięci. – Cassie przewróciła leniwie stronę, ale Mike zabrał książkę z jej rąk. – I od kiedy ty się martwisz o Renee?
– Bo jest coś, czego ci nie powiedziałem. – Chłopak przytulił „Numerologię dla zaawansowanych”, jakby bał się reakcji siedzącej naprzeciw niego dziewczyny.
– Słucham?
– Jakiś czas temu byłem w bibliotece... – urwał, kiedy Cassie wybuchła gromkim śmiechem.
Spojrzał na przyjaciółkę z powątpiewaniem, a ta uspokoiła się, jednak co chwilę chichotała pod nosem.
– Wybacz, ale nie wierzę, że po pięciu latach wreszcie odnalazłeś drogę do biblioteki.
– Szukałem książki „Quidditch przez wieki”, ale to nie ważne. – Rozejrzał się po pokoju wspólnym i upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, zniżył głos do szeptu. – Przez przypadek usłyszałem rozmowę grupki Ślizgonów...
Pokrótce streścił to, co udało mu się wyłapać z podsłuchanej dyskusji. W miarę rozwoju opowieści, oczy Cassie robiły się coraz większe, a jej brwi prawie opuściły czoło. Na koniec zakryła usta dłońmi, wciągając głośno powietrze.
– Dlatego właśnie nic ci nie chciałem mówić...
– Myślałam, że czasy rasizmu względem czystości krwi już się skończyły! – Dziewczyna przeraziła się nie na żarty, przyciskając dłoń do piersi, jakby jej serce miało w każdej chwili wyskoczyć.
– Cóż, najwyraźniej każde pokolenie ma swojego antagonistę.
– Daj spokój Mike, nie ma szans, by paru uczniaków rozpoczęło bunt na miarę zbrodni Voldemorta!
That's an easy thing to say
– Nie chcę być pesymistą, ale taki Voldemort zaczynał jak każdy z nas, nauką w Hogwarcie.
– Ale co z tym wspólnego ma nasza Renee?
– Wspomnieli, że to całe polowanie na szlamy zaczną od... – Mike odchrząknął, jakby kolejne słowa z trudem miały przejść mu przez gardło – ...tej blond szmaty z Gryffindoru, która myśli, że jest taka wspaniała w Quidditcha i czy potrafi ujeżdżać coś innego niż miotłę.
Cassie momentalnie zbladła. Przez moment otwierała usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale żadne sensowne zdanie nie przychodziło jej do głowy.
– Musimy iść do McGonagall – stwierdził Mike, zrywając się z krzesła. – Natychmiast.
– I co jej powiemy? „Przepraszam pani dyrektor, ale nasza Renee zaginęła, a jacyś idioci planują przejąć władzę nad światem”?
– A co jeśli coś złego jej się teraz dzieje...? Nadal jej nie ma, a nawet jeśli po treningu poszła do kuchni, to już dawno powinna tu być.
Przed dłuższą chwilę patrzyli na siebie, po czym Cassie podniosła się z ociąganiem.
– Mam nadzieję, że spotkamy Renee po drodze, inaczej cię zamorduję.
But if your hopes should pass away
Ale Renee nigdzie nie było. O tak późnej porze zamek był już praktycznie pusty i dotarcie pod gryfa, za którym znajdowało się wejście do gabinetu dyrektor, nie sprawiło najmniejszego problemu. Jednak samo uzyskanie przejścia okazało się kłopotliwe.
– Znasz hasło? – zapytała Cassie, a Mike pokręcił głową.
– To Renee jest dobra w łamaniu przepisów i wkradaniu się wszędzie bez pozwolenia...
Już mieli zawrócić, kiedy gryf strzegący przejścia jakby odgadł ich obawy i odskoczył na bok, ukazując im spiralne schody. Wymienili jeszcze spojrzenia, po czym prędko wbiegli na górę. Może i było to bardzo niegrzeczne, ale bez pukania wparowali do gabinetu. Dopiero po paru chwilach zorientowali się, że pomimo późnej godziny profesor McGonagall nadal pracowała i nie była sama.
– Czemu zawdzięczam tę jakże późną wizytę, panie Terry, panno Vidar? – Dyrektor spojrzała na nich znad swoich okularów, jak to miała w zwyczaju.
– Mamy mały problem, pani profesor. – Mike splótł palce, jakby miał w planach pomodlić się do pani dyrektor.
Co innego można było powiedzieć o Cassie, która rozmarzony wzrok wlepiła w gościa Hogwartu i nawet nie zareagowała, kiedy Mike szturchnął ja w żebra.
– Cassie! – syknął chłopak, ale szybko zorientował się, że w swojej przyjaciółce nie znajdzie pomocy, więc tylko przewrócił oczami i na powrót zwrócił się do dyrektor. – Renee zaginęła.
– Słucham?
– No... bo ona nie wróciła do pokoju wspólnego po treningu i się zaczęliśmy martwić...
– Panie Terry, Renee Christenen notorycznie łamie szkolne zasady i chyba nie było dnia, w którym nie włóczyłaby się gdzieś po zamku w godzinach nocnych.
– Ale...!
– Wasza dwójka jak widzę też wybrała się na nocną eskapadę, więc sugeruję, byście wrócili prosto do pokoju wspólnego, gdzie jak sądzę, czeka na was wasza przyjaciółka.
Michael Terry, pewnie jak każdy inny uczeń Hogwartu, czuł ogromny szacunek do profesor McGonagall i bardzo nie chciał się jej sprzeciwiać, jednak jego złe przeczucia nie dawały mu spokoju, więc przeniósł błagalne spojrzenie na Cassie, ale dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby zapomniała o powodzie ich wizyty w gabinecie pani dyrektor.
– Harry Potter... – zwróciła się do mężczyzny, stojącego obok biurka profesor McGonagall. – Chłopiec, który przeżył...
Simply pretend
Harry Potter uśmiechnął się ciepło i poprawił okulary, jakby był lekko zmieszany reakcją dziewczyny na swoją osobę. Jednak już dawno przyzwyczaił się do tego, iż jego obecność nigdy ludziom nie umyka.
– Tak, to ja. – Usilnie powstrzymywał się, by nie parsknąć śmiechem na widok rozanielonego oblicza dziewczyny. – A ty jesteś Cassie...
– Och, tak naprawdę mam na imię Cassiopeia! – Cassie wystrzeliła do przodu, wyciągając przed siebie dłoń, którą złapała rękę pana Pottera i zaczęła nią energicznie potrząsać.
– Wystarczy, panno Vidar – upomniała ją profesor McGonagall, a Mike pociągnął za rękaw z powrotem pod drzwi.
– Więc... dlaczego twierdzicie, że wasza koleżanka zaginęła? – zapytał Harry, patrząc zmrużonymi oczami na uczniów.
Jeszcze przez moment Mike się wahał, ale w końcu opowiedział wszystko na temat podsłuchanej rozmowy w bibliotece. Nikt nie przerwał mu opowieści, zarówno profesor McGonagall, jak i pan Potter słuchali uważnie, a kiedy skończył w gabinecie zaległa głucha cisza, przerywana tylko tykaniem zegara.
– Uważam, że powinniście poszukać panny Christensen.
That you can build them again
Wszyscy zgromadzeni w gabinecie spojrzeli na ścianę za biurkiem pani dyrektor. Spokojny ton głosu dochodził z jednego z portretów byłych dyrektorów. Jedynym profesorem, który nie spał w swoich ramach był Albus Dumbledore, spoglądający znad swoich okularów – połówek na zgromadzonych w gabinecie.
Pierwszy poruszył się Harry Potter. Siegnął za pazuchę czarnej szaty, w którą był ubrany i wyciągnął z kieszeni dość spory kawałek pergaminu. Rozłożył go na biurku i stuknąwszy w niego różdżką, wymamrotał cicho parę słów. Mike i Cassie zbliżyli się nieśmiało do biurka, zaciekawieni działaniem pana Pottera.
– To mapa Hogwartu – wyjaśnił Harry, zanim dzieciaki zdążyły o cokolwiek zapytać. – Pokazuje wszystkie osoby, które znajdują się na terenie zamku.
– Każdego?
– Każdego. Co robi, gdzie jest, o dokładnej porze, wszędzie. Mówiłeś, że wasza koleżanka ostatni raz była widziana na treningu?
– Tak jest.
Przez chwilę pan Potter studiował mapę, po czym stuknął palcem w jedno miejsce, gdzie znajdowała się malutka kropka, oznaczona napisem „Renee Christensen”.
– A oto nasza zguba.
– Ale co ona robi we Wrzeszczącej Chacie?


Teraźniejszość. Początek listopada.

Nad jeziorem było cicho. Delikatny wiatr poruszał lekko wodą, tworząc na jej powierzchni małe kółka. A kiedy podniosło się głowę, z oddali widać było Bijącą Wierzbę. Co najbardziej dziwiło Renee był fakt, iż nie przerażało ją ponowne spotkanie z dawnymi oprawcami, czy bolesne wspomnienia. Tym, co wzbudzało w niej największy strach, była właśnie Bijąca Wierzba. Najbardziej bała się wtedy, gdy ciągnęli ją przez błonia. Nie wiedziała, że wejście do Wrzeszczącej Chaty znajdowało się w konarze tego morderczego drzewa. Ale stamtąd nie było słychać jej krzyków...
– Pani profesor?
Hear the Salvation Army band
Podskoczyła, słysząc za sobą znajomy głos. Gdy się odwróciła, para niezwykle zielonych oczu wpatrywała się w nią z zaciekawieniem. Tak, Albus był bardzo podobny do swojego ojca.
 – Ach, to ty, Potter – starała się zabrzmieć pewnie, ale serce wciąż łomotało jej w piersi.
– Czy wszystko w porządku? – zapytał chłopak podchodząc bliżej brzegu. – Strasznie pani blada.
Down by the riverside's
– To nic takiego. – Machnęła ręką, śmiejąc się przy tym, miała nadzieję, beztrosko. – Coś się stało?
Albus rzucił nauczycielce podejrzliwe spojrzenie, ale po chwili sięgnął za pazuchę szaty skąd wyciągnął dość pokaźny flakon z eliksirem o dziwnej barwie w środku.
– Mam to, o co pani profesor prosiła.
– Och, dziękuję – Oczy Renee rozpromieniły się na widok flakonu, jednak była zaskoczona, że Albus sam doręczył jej nielegalnie zdobyty wywar.
– Scarlet kategorycznie odmówiła przyjęcia pomocy od Jamiego, – rzekł z przekąsem Al, zanim Christensen zdążyła o cokolwiek zapytać – więc sami poszliśmy po ten eliksir.
Jednak na wspomnienie zachowania reprezentantki Hogwartu, profesor Obrony Przed Czarną Magią zachichotała, jakby jej uczeń streszczał wątek z ich ulubionego sitcomu. Chociaż bardziej zachowanie starszego z Potterów i jego młodszej koleżanki przypominało przygody bohaterów telenoweli dla nastolatków.
– A, no i Jamie przesyła pozdrowienia.
– Klasa twojego brata to koszmar! – stwierdziła Renee i zaczęła opowiadać, jakby rozmawiała nie z Albusem, a z jego ojcem, którego dobrze znała. – Słyszałeś może historię mojej pierwszej lekcji z nimi? Gdy tylko weszłam i się przedstawiłam, rozległy się chichoty, potem zaczęli rzucać papierkami i samolocikami, w ogóle mnie nie słuchali, po czym zaczęli przedrzeźniać i rozwalili zajęcia do tego stopnia, że wybiegłam z sali i profesor McGonagall musiała mnie zastąpić.
Bound to be a better ride
– A to mnie akurat nie dziwi, że mój brat i jego koledzy zachowują się... jak to pani dyrektor zwykła mówić...?
– Jak banda rozwydrzonych do reszty małpiszonów – wyrecytowała Renee. – Za moich czasów w Hogwarcie też często słyszałam to określenie.
Zapadła cisza, przerywana tylko szumem liści, dochodzącym z Zakazanego Lasu. Albus podrapał się z tyłu głowy. Był zaskoczony tym, że profesor, której nie darzył jakąkolwiek sympatią, będzie mu się kiedykolwiek zwierzać z problemów. Nie lubił jej z prostego powodu. Pracowała z jego ojcem, który zamiast wracać do domu, jak normalny ojciec, wolał przesiadywać w biurze i ratować świat, jakby nadal miał siedemnaście lat i od jego działań zależał los świata czarodziejów. Al obwiniał cały Departament Przestrzegania Prawa o to, że nie miał dobrego kontaktu z ojcem.
Natomiast Renee Christensen widziała w Harrym Potterze wzór do naśladowania. Jedyne, co ciekawiło Albusa, to dlaczego pani profesor tak bardzo była przywiązana do jego ojca po za tym, iż nazywała go „mistrzem” i według Jamesa, ojciec kiedyś uratował jej życie.
Nagle, zasadzona po drugiej stronie Bijąca Wierzba zatrząsnęła gałęziami i w momencie pozbyła się wszyskich liści, a Albusa nawiedziła myśl, która od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju.
– Czy mogę pani profesor zadać pytanie?
– Oczywiście, jeśli tylko będę potrafiła na nie odpowiedzieć. – Renee spojrzała na chłopca z zaciekawieniem, jednocześnie zaczynając się lekko obawiać, co młodemu Potterowi mogło chodzić po głowie.
– Dlaczego boi się pani tego drzewa?
Than what you've got planned
Chrsistensen uniosła brwi, zaskoczona pytaniem. Nie miała pojęcia, skąd Albus wiedział o jej największych strachach, gdyż po lekcji z boginami z czwartą klasą sama podtrzymywała plotkę, że najbardziej boi się meduz, jak określili uczniowie jej bogina. Najwyraźniej Al był bardziej spostrzegawczy i rozpoznał żyjące własnym życiem drzewo.
– Długa historia. – Kobieta uśmiechnęła się półgębkiem. – Ojciec nigdy ci nie opowiadał?
– Mój ojciec nie za bardzo kwapił się kiedykolwiek, by opowiadać o swojej pracy...
– Wiesz, uczniowie pierwszych klas mogą zabrać do Hogwartu zwierzaka. – Nagle Renee zmieniła temat w nadziei, że odciągnie chłopaka od swojej osoby. – Może to być kot, sowa, bądź ropucha. Co ty dostałeś przed swoją pierwszą podróżą do szkoły?
– Fretkę, zawsze lubiłem te zwierzęta.
– Pod koniec wakacji twój ojciec przyszedł do biura wyraźnie strapiony. Zastanawiał się, jaki sprawić ci prezent z okazji twojego wyjazdu do Hogwartu. Wiedział, że bardzo chciałbyś mieć właśnie fretkę, ale szkolne zasady jasno określają tylko trzy gatunki. Powiedziałam mu wtedy „Jeśli chce mieć fretkę, to mu ja kupimy! Jest synem Harry’ego Pottera, mogłby nawet i żyrafę do Hogwartu przywieźć!”

Kwiecień 2012r.

Świadomość wracała do niej bardzo powoli. Jeszcze przez moment miała ochotę wrócić do błogiej ciemności, ale trzask otwieranych powiek i huk wpadających do jej oczu promieni słońca sprowadził ją na ziemię. Dłuższą chwilę zajęło jej zlokalizowanie miejsca, w którym się znajdowała, ale gdy tylko jej wzrok przyzwyczaił się do światła, rozpoznała w otoczeniu skrzydło szpitalne. W jej głowie nadal łomotały wrzaski rytmicznego „Naprzód Gryffindor” i ścisnęła pięść, by upewnić się, że nie trzyma w niej znicza.
Seasons change with the scenery
Wciągnęła nosem powietrze i natychmiast poczuła mdłości. Spięła mięśnie brzucha, by tylko nie zwymiotować na podłogę, a fala bólu przeszyła jej ciało. Przecież nie spadła z miotły. Zwyciężyli, zdobywając puchar Quidditcha. Dlaczego wszystkie części ciała bolały ją, jakby stoczyła pojedynek na gołe pięści z Bijącą Wierzbą…?
– O, obudziłaś się.
Spojrzała w stronę, z której dobiegł ją znajomy głos. Mike siedział przy jej łóżku z wyraźnie zmartwioną miną.
– Mike... ja chyba umieram – wychrypiała, po czym skrzywiła się, czując ukłucia bólu w gardle, jakby to ona wydzierała się poprzedniego dnia, dopingując drużynę.
– Nie umierasz, tylko masz kaca.
– Co...?
Weaving time in a tapestry
Dopiero gdy spojrzała na przyjaciela, wspomnienia z poprzedniej nocy zaczęły do niej wracać. Im więcej sobie przypominała, tym bardziej czuła się zażenowana. A kiedy znowu zaczęło ją mdlić, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
– Proszę, powiedz, że to się nie wydarzyło.
– Cóż, dostałaś szlaban tylko do końca tego semestru...
– Aż dziwne, że mnie nie wylali. – Renee zakryła twarz dłońmi czując, jak coraz bardziej się czerwieni.
Wiele by dała, by cofnąć czas i nigdy nie wpaść na pomysł przemycenia skrzynki Ognistej Whisky, by świętować zdobycie Mistrzostwa. Choć jeszcze wczoraj ta akcja zdawała się być najlepszą rzeczą, jaką mogli zrobić.
– Profesor McGonagall była w takim szoku, że zdołała wydukać tylko „szlaban”.
– Mike, obrzygałam panią dyrektor. Nawalona w trzy dupy. Nie zostawili mi tu gdzieś biletu powrotnego do świata mugoli?
– Myślę, że twój perfekcyjny zwód Wrońskiego i rozgromienie Krukonów w finale zaważyło na twoim pozostaniu w szkole.
– Czy mogę już na zawsze zostać w skrzydle szpitalnym? A może da się umrzeć na kaca?
– Jesteś głupia, Renee – zaśmiał się Mike, szturchając załamaną przyjaciółkę w ramię. – Zobaczysz, za kilka dni wszyscy o tym zapomną. I prawdopodobnie stałaś się legendą. Jeszcze nikomu nie udało się przemycić do Hogwartu tak dużej ilości alkoholu.
Won't you stop and remember me


3 komentarze:

  1. Lubię poznawać dalsze dzieje z uniwersum HP :D Bardzo ciekawie kreślisz losy Renee. Chce się poznać jej wcześniejsze losy, chce się wiedzieć więcej o jej relacji z Harrym. Także, oby wieceh tekstów takich jak ten :D A temat bardzo fajnie użyty, musiała być grubą impreza po zwycięstwie w quidditcha ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc tu chodzi o czystość krwi? znowu to samo, ale sądziłam, że Renee była czystej krwi, choć szczerze za bardzo w to nie zagłębiałam. Ale ona była od Christenenów , wiec nie była czystej kwri?…. zaintrygowało mnie to.
    Za każdym razem gdy czytam twoje teksty, szczególnie te z Hogwartu, go czuję się jakbym była w murach tej szkoły, płynne opisy, wartka akcja i zagadka na każdym kroku...to lubie:)
    Tak sądziłam, że nikt się nie przejmie zniknięciem dziewczyny, szczególnie dyrekcja…
    Cassiopeia - jak ładnie:)
    Widać kto rządzi w Hogwarcie, Harry!
    O tak tak, już zapomniałam o tym eliksirze.
    Bardzo fajnie wstawiłaś retrospekcję, terażniejszośc i znowu retrospekcję, bardzo ciekawy zabieg.

    Tekst jak zawsze znakomity. Czekam na kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  3. yo. jestem. wczesniej juz czytalam, ale czas mi spierdala. niewazne, nie bede sie tlumaczyc, tylko biore sie do roboty.

    nieważne - piszemy razem jak kazde nie z przymiotnikami

    – Cóż, najwyraźniej każde pokolenie ma swojego antagonistę. <-- dobre

    uzyskanie przejścia <-- uzuskanie dostepu moze bardziej

    Mike splótł palce, jakby miał w planach pomodlić się do pani dyrektor. ;DDD

    hm, zwracanie sie do doroslego harry'ego 'chłopiec'... ja wiem do czego pijesz, ale te dzieciaki raczej ominęło boom na 'chłopca', wiec postawiłabym raczej na Wybrańca.Ta łatka jest bardziej uniwersalna. W koncu obstawiam slawa harryego ewoulowala i nie jest on tylko kims kto przeztl avade ostatecznie, ale tym ktory zdominowal zlo, ktore samo go naznaczylo. Wybrało.

    Harry Potter uśmiechnął się ciepło i poprawił okulary, jakby był lekko zmieszany reakcją dziewczyny na swoją osobę. Jednak już dawno przyzwyczaił się do tego, iż jego obecność nigdy ludziom nie umyka. <-- ładnie, zgrabnie to opisalas, bardzo naturalnie

    Cassie - cassiopeia? ładnie. nie wpadłabym.

    Co on to mape zawsze przy sb nosi? xd

    Czemu ojciec albusa mialby u opowiadac o swojej pracownicy? moglby, ale to jest pakiet roszerzony, podstawowa wersja to 'ojciec nie opowiadal ci nigdy bajek na dobranoc?"

    fretka, żyrafa, nixle to wyszlo. az mam wrazenie ze znam skad te wersy/pomysl. bardzo trafnie

    na zakonczenie tylko taka mala uwaga, znow, uwazaj. masz tu wiecej postaci do obdzielenia roznymi 'artefaktami', a chyba troche znowu przyladowalas w jedna. kilka razy w tekscie sie przemyka jaka ta Renee to zadziora i ok, bo tak jest, ale jakby podkreslanie tego non stop... nie musisz tego robic. przyklad pod gabinetem, ze to ona jest dobra w łamaniu zasad, haslach i wlasciwie to mozna by zrobic wyliczanke a po co, skoro mozna bylo napisac 'to ona jest dobra w tego typu rzeczach' czy cos i jest... mniej napuszenie, o. czaisz? bo na takiego kozaka wychodzi, nawet dyrektor macha reka bo wiadomo, ze ona tak sie szlaja po nocy (co z zasada ze po zmroku sie nie wolno walesac?) do tego przemytniczka i imprezowiczka i oczywiscie to ona dostepila zaszczytu opawienia dyrektor ;D just be carefull.

    a pzt tym co zawsze to widac, ze naprawde dobrze sie czujesz w tym uniwersum. oprocz tego aspektu przeładowywaniu postaci (wyobraz sb ze masz ekwipunek a wnim miejsce na 3 przedmioty. a raczej przymioty w tym wypadku) to bardzo mi sie podoba jak prowadzisz. opisy, cala reszta postaci, jest naturanie i swobdonie, plyniesz przez to. szczerze? jestem pod wrazeniem.

    OdpowiedzUsuń