ARSENAŁ

niedziela, 3 marca 2019

[4] Koszmar w prosektorium ~ EchooX

Opowiadanie w sumie powinno mieć tytuł „Dzień z życia studenta pierwszego roku weterynarii”. Wszelkie podobieństwo do osób rzeczywistych jest niezamierzone. Większość opisanych sytuacji miała miejsce naprawdę. Opisane pomieszczenia również są prawdziwe.
Pozdrawiam cieplutko,
EchooX



– Majka, spokojnie! Zdasz to!
Spojrzałam na swoją przyjaciółkę, która wertowała notatki i ze zdenerwowania żuła końcówkę swojego warkocza. Majka podniosła na mnie rozszerzone, przerażone oczy.
– A jak mnie zapyta o przyczep końcowy prostownika łokciowego nadgarstka, a zaraz potem o zginacz promieniowy, przecież mi się pomyli jedno z drugim, zamiast zginacza promieniowego powiem łokciowy, a zamiast łokciowego promieniowy i te paliczki, dalsze, środkowe, które to palce, co pies, co koń, a może to śródręcze, a ja już ze zdenerwowania mówię głupoty, a w ogóle mówić środkowe czy drugie?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, jednak nie wydusiłam z siebie ani słowa, ponieważ monolog dziewczyny przerósł moje zdolności pojmowania o ósmej rano w piątek.
– No widzisz! Ty też tego nie wiesz! – Majka wróciła do spanikowanego przeglądania notatek.
Westchnęłam ciężko.
Oto co ze studentami robiła anatomia.
Rzuciłam okiem na własne materiały, ale po tylu dniach siedzenia nad nimi od rana do wieczora miałam dosyć. Wczoraj specjalnie zaparzyłam sobie meliskę i poszłam wcześniej spać, a dziś uznałam, że nawet do tego nie zajrzę. Co ma być, to będzie.
Przymknęłam powieki, odchylając do tyłu głowę, aż oparłam ją o ścianę. Razem z Majką siedziałyśmy na ławce przed wejściem do prosektorium, a wokół nas roiło się od studentów. Niemal czułam bijące od nich fale przerażenia. Niektórzy chodzili nerwowo w kółko, inni przeglądali notatki, dyskutowali ze znajomymi lub zwyczajnie patrzyli z apatią w ścianę.
Westchnęłam po raz kolejny. Przepytanie ustnie tych wszystkich ludzi zajmie wieki...
– Ratuj mnie, bo będę umierał! – Usłyszałam głośny jęk, po czym na ławkę obok mnie wcisnął się Łukasz.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Już ja go dobrze znałam.
– Wcale nie umierasz, tylko masz kaca – stwierdziłam.
Usłyszałam obok siebie chichot Majki, za to chłopak posłał mi spojrzenie urażonej niewinności.
– No wiesz co. Przecież nie piłbym w wieczór przed zaliczeniem z anaty. – Poprawił okulary i przetarł ręką oczy. Wyglądał na wykończonego. – Po prostu w tym cholernym akademiku znowu był alarm pożarowy! O trzeciej w nocy!
Nie powstrzymałam parsknięcia. Akurat w to mogłam mu uwierzyć. Straż pożarna jeździła pod akademiki średnio raz na dwa tygodnie. Był to standard i element szarej rzeczywistości mieszkających tam studentów. Zawsze do tej pory okazywało się, że nic kompletnie nie zaszło i szwankowała po prostu instalacja alarmowa, jednak nikt nie miał dość odwagi, żeby to naprawić.
– Dobra, wierzę ci... – Uniosłam jedną brew. – Ale tylko w alarm wierzę. I tak chlałeś.
Łukasz wzruszył ramionami.
– Nie opłacało się iść spać – mruknął.
Do pierwszej brwi dołączyła druga.
– Człowieku, zachlejesz się na amen, a to dopiero drugi semestr. Z cholernych jedenastu!
– Marudzisz.
Chłopak kompletnie mnie zignorował i sięgnął po butelkę z filtrem. W środku zachęcająco chlupało coś wyglądającego jak woda, jednak po wzięciu solidnego łyka, mój przyjaciel skrzywił się potężnie.
– Żartujesz. – W głosie Majki słychać było przerażenie wymieszane z podziwem.
– No co... Bez klina nie da rady. – Łukasz uśmiechnął się i potrząsnął butelką.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, podsunął mi ją pod nos.
– Weź łyka. Dobrze ci zrobi.
Rzuciłam mu spojrzenie, mówiące, że zamorduję go we śnie, po czym przejęłam butelkę. W takich sytuacjach się przecież nie odmawia.
Ledwie zdążyłam oddać mu alkohol, kiedy drzwi do prosektorium uroczyście się otworzyły. Brakowało tylko złowrogiego skrzypienia zawiasów i krzyków przerażenia w tle.
Aczkolwiek niektórzy wyglądali, jakby mieli zemdleć. W tym Majka.
– Chodź. – Pociągnęłam ją, żeby wstała. – Idziemy się przebrać.
Ruszyłyśmy za tłumem, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. Ponad setka studentów weterynarii zmierzała w tym samym kierunku. Na szczęście po przejściu przez drzwi korytarz znacznie się rozszerzał.
Po przekroczeniu progu nalazłyśmy się na słynnej Drodze Krzyżowej, ochrzczonej przez studentów tak dawno temu, że nawet profesorowie używali tej nazwy. Wzięła się stąd, że na ścianach po obu stronach korytarza wisiały szkielety – od osła, przez makaka, aż po panterę – przybite gwoździami do wielkich, drewnianych płyt. Tutaj zaczynało się królestwo anatomii mrożące krew w żyłach każdego studenta pierwszego roku. To tutaj student po raz pierwszy wylewał łzy i dygotał z przerażenia na myśl o trzecim terminie, po którym wyleci z uczelni. Tutaj po raz pierwszy używało się skalpela i patrzyło na martwe ciała. Tutaj po raz pierwszy człowiek miał ochotę zwrócić śniadanie od zapachu formaliny.
– Ale śmierdzi. – Łukasz nas dogonił i zrównał krok z naszym.
– Zwierzątka z formalinki – przypomniała Majka.
Chociaż teoretycznie po tylu godzinach spędzonych nad zwłokami powinniśmy się przyzwyczaić do zapachów... Nic z tego. Przy pierwszym kontakcie danego dnia zawsze niemiłosiernie waliło.
– Ale teraz pachnie gorzej. Wyczuwam jakąś nową nutę… Jakby coś się piekło?
– Tylko nie zemdlej, księżniczko. – Szturchnęłam go w bok.
– Mam wrażliwy nos – odburknął. – Nie każdy ma farta mieć tak upośledzone powonienie jak ty.
– Ej... A ten mięsień trójgłowy ramienia to mówić, że ma trzy, cztery czy pięć głów? – Majka zajęła miejsce między nami i pomachała nam przed nosami notatkami.
Łukasz odchrząknął. Poprawił okulary, co robił zawsze, kiedy ktoś go o coś pytał. Twierdził, że wyglądał wtedy mądrzej, więc postępował zgodnie z zasadą „co nie umiem, to dowygladam”.
– To zależy. – Zmarszczył brwi. – Zależy na czym będziesz odpowiadać. Jak trafisz konika, no to po prostu trzy. A jak psa, to doprecyzujesz, że ma cztery głowy, ale czasem na to łokciowe gówno mówią, że to piąta.
– Tylko nie mów "łokciowe gówno"! – dodałam ze śmiertelnie poważną miną.
Majka popukała się w czoło, a ja zmrużyłam powieki, wymieniając w myślach przyczepy początkowe każdej głowy.
Nie było aż tak źle, pamiętałam to.
Przeszliśmy do szatni, gdzie każdy podszedł do szafki, żeby się przebrać. Z żalem ściągnęłam z siebie elegancki żakiet, żeby zostać w samej białej koszuli. Narzuciłam na siebie fartuch, a potem zmieniłam baleriny na białe crocsy – obuwie obowiązkowe w prosektorium. Na zaliczenie z anatomii każdy ubierał się jak na egzamin, ale musiał do tego dołożyć fartuch, rękawiczki i te nieszczęsne buty. Powstawało przez to naprawdę intrygujące połączenie stylów.
– Cholera jasna, ma ktoś pożyczyć dwójkę? – Łukasz sprawdził wszystkie kieszenie w poszukiwaniu drobnych, po czym przeklął pod nosem.
Zamki działały tylko na dwuzłotówkę, a chłopak nie zostawiał rzeczy w niezabezpieczonej szafce od kiedy ktoś zwędził mu czaszkę z plecaka. I to czaszkę, za którą dał grube pieniądze.
– Masz. – Majka rzuciła mu monetę, po czym przewróciła oczami.
Widziałam, że wciąż była bliska omdlenia, więc poklepałam ją uspokajająco po ramieniu. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę.
– A pamiętasz, jak dostałam formaliną w twarz? – zagadnęłam, żeby poprawić jej humor.
Parsknęła.
– Albo jak Ewelina przecięła tę żyłkę, co ją doktor z takim poświęceniem preparował całe zajęcia?
Uśmiechnęła się.
– Albo jak Olka wydarła się na Pawła, żeby trzymał tę psią nogę przy sobie?
Tym razem zaczęła się śmiać.
– No i widzisz. – Wyszczerzyłam się do niej. – Będzie dobrze. Kto zda, jak nie ty? Szybciutko pójdziesz, odpowiesz, zaliczysz, a potem obie stąd pognamy, aż się będzie za nami kurzyć i do października nas tu nie zobaczą.
– I to brzmi jak dobry plan! – Łukasz objął nas obie za ramiona.
Majka w końcu kiwnęła głową z zacięciem.
– Dobra. Damy radę.
W tym samym momencie w końcu pojawili się prowadzący i wyczytali pierwsze osoby. Wśród nich Majkę. Dziewczyna poszła z bojową miną, a my z Łukaszem zostaliśmy przy szatni. Przed przekroczeniem drzwi, mrugnęła do nas. Byłam z niej naprawdę dumna.
– Aśka... – Łukasz ze śmiertelnie poważną miną położył rękę na moim ramieniu, wybijając mnie z rozmyślań. – Jak my to zdamy w tym terminie, to tak się nawalimy dziś wieczorem, aż zapomnimy, co robią mitochondria.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie.
– Ale ty stawiasz.


18 komentarzy:

  1. Kurde, mimo ze tekst dotyczy weterynarii, to jest niezwykle uniwersalny. Chyba każdy student przez cos takiego przechodził - wiadomo, pierwszy rok, rokiem odsiewki. I w sumie chyba na pierwszym roku najwięcej człowiek pije, bo to jest taki zachwyt wolnością. A przynajmniej takie są moje filozoficzne przemyślenia po tekście. Super scenka z życia wzieta, czytało sie z przyjemnością :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :D
      Też mi się wydaje, że na pierwszym roku człowiek się upaja wolnością i wyczynia cuda, ale... Przynajmniej jest o czym pisać :D każdy dzień bardzo inspirujący

      Usuń
  2. Hej 🙂 tekst przeczytałam tak jak czyta się dobre książki - bez zastanawiania się czy użyłaś dobrego słowa, czy pojawiły się powtórzenia, czy przecinki są we właściwym miejscu. A to znaczy jedno - wszystko było we właściwym miejscu! Szczerze, bardzo lubię twoje teksty, niezależnie od tematyki. Z łatwością powróciłam do czasów studenckich, potrafiłam utożsamić się z bohaterami a równocześnie każdy z tych bohaterów jest inny na swój sposób - duży plus. Podoba mi się poczucie humoru i lekkie pióro. Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję :D niezwykle mi miło ^^
      Cieszę się, że tekst był lekki, właśnie taki miał być w zamierzeniu :D

      Usuń
  3. Fajnie czyta się tekst, kiedy jest wiarygodny i kiedy ktoś jest zaznajomiony z danym tematem! W ogóle spodobał mi się skrót "anata". Brzmi tak japońsko. Albo jak jakieś imię XD. Choć to wciąż anatomia.
    CZEKAJ. Jedenaście semestrów?! :o Na weterynarii jest jedenaście semestrów?! HOLY SHIT!
    O matko. Zwierzątka z formalinki ;____; i cięcie skalpelem zwierzątek. To nie byłby kierunek dla mnie, dlatego podziwiam, że coś takiego wytrzymujesz (choć domyślam się, że na początku nie było łatwo).
    "Jak my to zdamy w tym terminie, to tak się nawalimy dziś wieczorem, aż zapomnimy, co robią mitochondria." - idealne XD. Podsumowanie na wysokim poziomie!
    Ogólnie tekst bardzo miły i przyje... Czekaj XD. To zaliczenie. Nie może być miło i przyjemnie przed zaliczeniem. Ale za to wiarygodnie i ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :D
      Tak, aż jedenaście semestrów, też się zastanawiam jak to przetrwać :')
      Zwierzątka z formalinki po jakimś czasie nie są aż takie złe, człowiek się przyzwyczaja...
      Jeszcze raz dziękuję ^^

      Usuń
  4. Fajny i bardzo zabawny tekst. Od razu przypomnial mi czasy gdy stosowalam fizjoterapie. Anatomia także byla dla mnie okropnie skomplikowana i przerażająca, szczególnie egzaminy. Człowiek wiecznie miał wrażenie że nic nie potrafi. No i piątkowe poranki. .. Tak.... Tez pamiętam czwartkowe imprezy studenckie, lepiej bylo sie nie klasc wogole tylko pare godzin pozniej na uniwersytet z buta ... Dla otrzezwienia. A profesorowie jak na złość zawsze egzamin w piateczek... Kanalie jedne. Jak nie bylo egzaminu to sie wogole bie szlo hahah😂

    Ciekawe towarzystwo sie pojawiło. Jak to przeczytalam to jakbym sobie wspomniała swoje studenckie czasy. Ach sentymentalnie sie zrobiło. Dziękuję za taki tekst i mam nadzieje ze pojawi sie więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy studiowałam fizjoterapie***

      Usuń
    2. Dziękuję :D
      To chyba klasyk, anatomia zawsze budzi największy postrach :') naprawdę lubię ten przedmiot, ale zaliczenia... Strach, płacz i łzy.
      A jeśli chodzi o imprezy - egzamin zawsze można powtórzyć, a imprezę niekoniecznie ;)

      Usuń
  5. Elo Elo! Ey wiesz co Ci powiem? Jakoś mi nigdy nie przyszło do głowy, że skoro na medycynie chadza się do prosektorium to na weterynarii na bank także. Powiem Ci coś jeszcze. Raczej nie dałabym rady w obu tych miejscach wytrzymać dłużej niż 60 sekund. Raczej, bo nie jestem pewna tylko tego co mi się będzie działo na widok ludzkich zwłok (pewno paw), natomiast jestem dziwnie pewna, że obrazu martwych zwierząt nie zdzierzylabym 10 sekund. Momentalnie dostalabym depresji katatonii i utonela w morzu własnych łez. Nic mnie tak nie niszczy, nic mnie tak emocjonalnie nie rozpierdala - inaczej tego nie nazwę - jak niezywe czy ranne zwierzęta. Becze na głupich filmikach na fejsie jak się trafi biedny piesek, a na myśl że kiedyś mojego wilczura... NOPE. Stanowcze zdecydowane NOPE. Cały ten wstęp po to, żeby wyjaśnić, że dla mnie mimo humorystycznego wydźwięku, który był świeżym oddechem z wyziewow formaliny, tekst należy jednak do tych ciężkich! Mimo że nie zaserwowalas opisu samej sekcji chociażby, to dla mnie i tak dużo. I teraz jestem pewna że opis wejścia do prosektorium studentów medycyny nie zrobiłby na mnie aż takiego wrażenia xd a tu miałam przed oczyma od razu ze... Ale jak to koń, jak oni go tu trzymajo, w jakiej lodówce, a pantera, co tu robi pantera! Także u mnie poruszył emocje! Ładnie. A no i jak piesely kocham, nie rzuciła mi się w oczy zadba literówka przecinek powtórzenie Nic. Nie wiem jak to robisz. Jest bezbłędnie. Jak tylko znajdę czas lecę do tw tekstu z zeszłego tyg! Bo coś się doba za krótka zrobiła D:

    OdpowiedzUsuń
  6. jednak nie wydusiłam z siebie ani słowa, ponieważ monolog dziewczyny przerósł moje zdolności pojmowania o ósmej rano w piątek. <-- to jeszcze chciałam xd świetny humor. Lubię być targana sprzecznymi emocjami xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję <3
      Rozumiem Cię bardzo dobrze, ponieważ też tak mam. Zwierzaki, którym dzieje się krzywda sprawiają, że boli mnie serce. Na prosektorium radzę sobie główne dlatego, że powtarzam sobie, że tym zwierzakom już nie zaszkodzę, a dzięki nim mogę kiedyś pomóc innym. I właśnie humor... Tekst oddaje pod tym względem rzeczywistość, żartujemy, żeby to oswoić i żeby było trochę lżej.
      A jeśli chodzi o tę panterę, to uczelnia dostała ją od zoo do celów edukacyjnych ;)

      Usuń
  7. Ja w odróżnieniu od koleżanki wyżej zauważyłem kilka braków przecinków, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Od eliminowania takich rzeczy jest korektor, pisarz od budowania historii. To umiesz. Fragmenty o kościach były tak epicko nieosiągalne dla percepcji przeciętnego czytelnika, że aż zbudowały klimat. Klimat studiów. Ten klimat, o którym pisze Kamil i którego to klimatu ja nie znam, lecz... WIELKI BRAT JEST POD WRAŻENIEM!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Bardzo miło mi to słyszeć. Z przecinkami staram się walczyć, ale nie zawsze wygrywam. Cieszy mnie, że udało mi się przekazać klimat :)

      Usuń
  8. Potwierdzam, że chyba nie ma studenta, który nie przezyłby podobnych sytuacji, od zdenerwowania, po syndrom dnia poprzedniego oraz przychodzenie na egzamin jeszcze najebanym. xdd monolog Majki z początku jest bardzo prawdziwy, sama tak mam, ze już po pierwszych zajęciach dostaję zakaz odzywania się na zajęciach, szczególnie, kiedy przychodzimy na zajecia w stanie rozweselonym (nie wiem, kto wymyślił otwarcie knajpy w akademiku znajdujacego się na kampusie i to na awfie, sportowcy pełną gębą.) xDD Bardzo ciekawe opisy, podoba mi się zwłaszcza ta Droga Krzyżowa, której etymologia nazwy wskazuje na to, że każda uczelnia rządzi się swoimi prawami xd aż poczułam ten strach studentów, to jest coś, co warto przeżyć! xD A te opisywanie kości, nosz, złoto! Uwielbiam takie teksty z życia wzięte, wierzę na sto procent, że zdarzyło się to na prawdę :D Aż samam bym się przeszla Drogą Krzyżową, z ciekawości, sprawdzić czy bym się porzygała xD CHcę wiecej tekstów z przygód studentów weterynarii. Jedyne co mnie przeraziło to te 11 semestrów, studia sa fajne ale... () A, i powodzenia! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D
      Alkohol i studia to dwie nierozerwalnie związane ze sobą sprawy XD
      Droga Krzyżowa jest w sumie przyjemnym miejscem, a na pewno jedynym w swoim rodzaju. Przed praktycznym zaliczeniem z kości spędzałam na niej po kilka godzin dziennie :')
      Cieszę się bardzo, że podobały Ci się opisy :)

      Usuń
  9. Hej :)
    Od kiedy byłam kilkulatką, mam uraz do formaliny i aż mnie ciarki przeszły, jak przeczytałam o umieszczonych w niej zwierzątkach. Poza tym to tekst jest WOW! Plastyczność, naturalność i – jak zauważył Kamil – uniwersalność. Świetnie oddałaś emocje i stres, nawet typowo naukowe nazwy nie zniechęcają, bo przecież fajnie jest zdobyć jakąś nową wiedzę ;) Bardzo mi się to podobało, jestem pod wrażeniem – tak ładnie wplotłaś temat, iż ta scena stała się po prostu żywa. Gracias.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^
      Ja formaliny też nie lubię :')
      Bardzo się cieszę, że tekst przypadł Ci do gustu i poczułaś klimat :D

      Usuń