ARSENAŁ

niedziela, 26 kwietnia 2020

[59] Love Lust Faith + Dreams: From deranged to divine ~ Rilnen

Ponoć powroty są dobre. A to wszystko przez moje odkrycia. Bo odkryłam, że połowa plejady gwiazd seyiuu z Kuroko no Basuke użycza głosu w Magi: The Labirynth of Magic, no i się zaczęło. Nie trzeba było oglądać MagiFest-u 2013, gdzie ci seiyuu parodiowali swoje scenki z anime. Ja ich po prostu kocham.
Dla Wilczego.

Życie to seria zadań, zarówno ważnych, jak i przyziemnych. Nie można wciąż gonić za celem, którego nawet nie widać na horyzoncie. Czasem trzeba przystanąć na moment, zatrzymać się, odsapnąć, rozglądnąć dookoła, czy przypadkiem w tej gonitwie nie zatraciło się samego siebie.
To już trwało zbyt długo. Może i arena zdobywała coraz większą popularność, a jego kieszeń coraz bardziej napełniała się złotem, jednakże Sett się nudził. Zajęcia, które kiedyś przyprawiały go o dreszcze na plecach, teraz nie sprawiały już żadnej przyjemności. Powoli każdego dnia łapał się na tym, że z zażenowaniem nawet patrzył na walki, które zaczęły wyglądać niemal identycznie. Od dłuższego czasu wśród tumanów kurzu występowali ci sami gladiatorzy i choć dostarczali widzom nie małej rozrywki, to Sett nie widział już w tym nic przyjemnego.
Od zawsze kochał walkę. Krew, pot i nie raz słone łzy, to było coś, co budziło go do działania. Niemniej, gdy został właścicielem areny, przestali pojawiać się godni przeciwnicy, a obijanie słabszych przeciwników było wręcz niegodne. Sett potrzebował nowego przypływu adrenaliny, a przy tym nie pogardziłby jakimś dobrym zastrzykiem złota. Wszak tego również nigdy za wiele.
Dobrze wiedział, że jego arena nie jest jedyną na świecie. Przecież istniały jeszcze niezbadane kontynenty, proszące się o podbicie. Od dawna nic nie trzymało go w tej dziurze, gdyż jego matka zmarła, zabrana przez żniwo dziwnej, nieuleczalnej dotąd choroby. Sett nigdy nie wnikał, czy światem rządzi los, bogowie czy inne stworzenia. Nie miał także cierpliwości do słuchania innych ludzi, którzy po śmierci jego matki ponownie zaczęli odnosić się do niego wrogo, z czasem coraz śmielej, nie robiąc sobie nic z jego reputacji najsilniejszego człowieka w okolicy.
Przecież do końca człowiekiem nie był. Szybko zrozumiał, że pora wynosić się z tego przeklętego miejsca, jakim była Navori. Już nawet nie chodziło mu o odzyskanie imienia. Znowu chciał poczuć, że jego osoba nie jest zwykłym mieszańcem, spychanym na margines społeczeństwa. Dlatego kiedy dowiedział się o Koloseum Leam, bez zastanowienia wyruszył na podbicie nieznanego, ale kuszącego tajemnicą lądu pod rządami Imperium Reim.
Wyruszając w drogę nie mógł przewidzieć, że nie tylko już nigdy nie wróci do Navori, ale także ściągnie na siebie kłopoty na skalę kontynentalną. Choć nie do końca była to jego wina, bardziej obwiniać można było za to jedno z legendarnych stworzeń, o których Settowi opowiadała kiedyś jego matka. Nigdy nie sądził, by istniały naprawdę, ale wkrótce jego przekonania miały się całkowicie zmienić.
Sett nigdy nie był towarzyski. Przez całe dzieciństwo ludzie krzywo na niego patrzyli, bo był po prostu inny. Miał zwierzęce uszy i był mieszańcem. Społeczeństwo już tak ma, że bardzo szybko szufladkuje innych. Niektórzy nazywają to zaburzeniami zaufania, jednak Sett nie chciał nawet myśleć o tym, że jego wycofanie i problemy z nawiązywaniem kontaktów były jego słabością. Wręcz przeciwnie, był nawet dumny z tego, że ludzie mało o nim wiedzieli, a on sam nie był zbytnio wylewny i strasznie niedostępny.
Przez lata nauczył się obserwować ludzi, a przez zwierzęcą cząstkę posiadał dar wyczuwania inności. Dlatego też tamtego dnia śledził ją od areny, aż do tawerny, gdzie wybrał stolik w samym rogu sali, z zamiarem przyglądnięcia się szarowłosej młodej kobiecie, którą wypatrzył na arenie. Nigdy nie przywiązywał wagi do uczuć. Kobiety w jego życiu po prostu pojawiały się przelotnie, przez co jego matka prawie odchodziła od zmysłów martwiąc się, że jej syn nigdy się nie ustatkuje. Jednak on nie miał najmniejszego zamiaru tego robić, choć widok smutnej matki łamał jego serce.
Teraz jego matka nie żyła, a on włóczył się po świecie w poszukiwaniu lepszego życia, potęgi i poczucia siły, którą dawno utracił. Wiedział, jak niesprawiedliwe jest życie, więc brał z niego garściami to, co mu się należało. Nawet, jeśli miało to trwać tylko jedną noc.
Nie był pewny co skłoniło go do zwrócenia uwagi na tę kobietę. Jego wyczulone na dziwne stworzenia zmysły podpowiadały mu, że może być ciekawie, a do tego, choć nigdy nie był ciekawski, zapragnął dowiedzieć się co ukrywała pod turkusowym szalikiem, owiniętym wokół jej szyi. Było ponad czterdzieści stopni w cieniu, nikt nie nosił okryć w taką pogodę.
Od samego początku wiedział, że była inna. Wyróżniała się z tłumu, choć wcale nie zachowywała się dziwnie. Może oprócz tego, że do dużego kufla piwa zamówiła podwójny półmisek kurczaka, specjalność oberży, w której się znajdowali. Czy kobiety tyle jedzą? Musiała być bardzo głodna, a w głowie Setta błąkała się myśl, czy może miała ochotę na coś więcej niż tylko jedzenie.
Zanim zdążył przemyśleć całą sytuację, już zbliżał się do stolika, przy którym usiadła.
– Zjesz to wszystko? – zapytał, siadając na drewnianym stołku naprzeciw niej.
Podniosła głowę, taksując go zmęczonym, oceniającym wzrokiem.
– Nie – rzuciła krótką odpowiedź.
– Mogę…? – Sett sięgnął do dużego półmiska pełnego przypieczonych na złoty kolor udek z kurczaka, ale kobieta odsunęła go z zasięgu mężczyzny.
– Nie – zabroniła ostrzejszym tonem.
Wąskie brwi zbiegły jej się na środku czoła. Nienawidziła, gdy ktoś wsadzał swoje wstrętne łapy do jej talerza, nawet tak przystojni mężczyźni, jak uśmiechający się tajemniczo nieznajomy. Nieznacznie poruszała nozdrzami. Choć to mały Hari miał najbardziej wyczulony węch ze wszystkich Smoków, ona też poznała, że coś jest nie tak. Dopiero gdy nieznajomy przesunął się w krąg światła rzucanego z kandelabru nad stolikiem zauważyła jego zwierzęce uszy, wystające z burzy ciemnoróżowych włosów.
– Poznaję cię – stwierdziła, zanim rzucił kolejny tekst. – Widziałam cię na arenie.
– Co taka piękna kobieta robiła w pełnym przemocy miejscu?
Prychnęła, kręcąc głową. Bardziej płytkiego tekstu nie mógł wymyślić. Niemniej, poczuła jak coś budzi się gdzieś w dole jej brzucha. Nie chciała tego. Już raz przez to została zraniona. Właściwie, to dwa razy. A mówią, że do trzech razy sztuka…
– Szukam znajomego – rzuciła od niechcenia, upijając łyk piwa.
Nie kłamała. Naprawdę była w trakcie poszukiwań pewnego blondwłosego młodzieńca, dzierżącego moc płomiennego djina, który mógłby pomóc jej w uratowaniu smoczego kandydata na króla. Tonący brzytwy się chwyta. Nie miała czasu na zabawianie się z nieznajomymi w knajpach. Dawna Jae’ger została w Sindrii, pośród satynowych pościeli króla Sinbada, gdzie wbito jej nóż w plecy. Od przodu.
– To któryś z czempionów?
Zamrugała, wyrwana z zamyślenia przez niski głos nieznajomego. Nie przypuszczała, że wspomnienia mogą ją tak rozkojarzyć.
– Widzę cię tutaj po raz pierwszy. Już narobiłeś sobie wrogów? – Uniosła zaczepnie brew.
W miejscu takim jak to nie było miejsca na przyjaźnie. Paręset metrów od oberży zginęło sporo ludzi, mimo że na własne życzenie. Nigdy nie rozumiała logiki aren. Nie miała pojęcia, co było fajnego w umieraniu dla chwały. Jednak patrząc na siedzącego przed nią mężczyznę zdała sobie sprawę, że niektórzy nie znają innego życia. Mówiąc kolokwialnie, każdy orze jak może.
– Każdy gladiator posiada tylko wrogów.
– Nie chcesz mieć we mnie wroga.
– Wroga nie, ale znajdzie się coś, co może się w tobie znaleźć.
Jae’ger miała wrażenie, że jego odkryte, dobrze umięśnione ramiona lekko parują. Nagle zapragnęła dowiedzieć się, czy jest gorący tak samo, jak smocza skóra. Smoki były odporne na oparzenia. Nie mógłby jej zrobić krzywdy. Jednak czy ona sama chciała się w to pakować? Przecież miała inne obowiązki. Jutro rano mogła się obudzić, a Imperium Kou będzie miało nową królową i zagrabione kolejne ziemie. Wojna wisiała w powietrzu, niczym ostrze gilotyny nad karkiem skazańca.
Aczkolwiek z jakiegoś powodu zawitała do knajpy wypełnionej testosteronem głodnych walki widzów gladiatorskich walk. Oczywiście tego, którego szukała nie mogło tutaj być, ale nigdzie indziej, niż w oberży nie usłyszałaby najświeższych plotek ze środowiska przepełnionego przemocą światka stałych bywalców areny. Jeszcze do niedawna Jae’ger była święcie przekonana, że jej jedynym obowiązkiem jest doprowadzenie podopiecznej smoków na tron. Przecież wezwanie głosiło jasno, każdy łuskowaty go usłyszał. Tylko, że w pogoni za wypełnieniem proroctwa, stracili po drodze swoje własne ja. Doprawdy, życie było serią zadań, zarówno ważnych, jak i przyziemnych. Jak długo jeszcze miała trwać ta gonitwa, tego Jae’ger nie wiedziała.
Kiedy czegoś Szary Smok nie była pewna, ufała swoim instynktom. Dlatego teraz cofnęła rękę, gdy dłoń nieznajomego powoli zbliżała się, by pochwycić jej palce. Wstała, uśmiechając się półgębkiem.
– Możesz zjeść kurczaka – rzuciła na odchodne, machając nieznajomemu na pożegnanie.
Nie zaczekała nawet, czy będzie próbował ją zatrzymać. Zanim opuściła knajpę, odwróciła się jeszcze i widząc mężczyznę kompletnie zdezorientowanego, zawołała:
– Jak masz na imię?
Wcale jej to bardzo nie ciekawiło, po prostu pozwoliła instynktom zagrać po swojemu.
– Jestem Sett. – Mężczyzna wstał, ale zanim zdążył do niej podejść, Jae’ger odwróciła się na pięcie.
– Do zobaczenia, Sett.
Szary Smok wyszła na chłodne, nocne powietrze. Z jakiegoś powodu wiedziała, że Sett za nią nie wyjdzie, ani nie będzie jej szukał. Tacy mężczyźni jak on są zbyt dumni, przepełnieni wręcz pychą, by ganiać za kobietą, nie wiadomo kim by była. W całkowitym przeciwieństwie i jakby na złość samej sobie, to Jae’ger chciała ponownie odnaleźć jego. Przez parę dni toczyła istną wewnętrzną walkę, co lub kto był dla niej ważniejszy, czając się w cieniach bocznych uliczek, przysłuchując się najcichszym szeptom.
Shout, shout,
Sett nie rozpłynął się w powietrzu. Wręcz przeciwnie, szybko zaskarbił sobie uwagę całego Leam, wygrywając każdą walkę, jaką stoczył na arenie. Nie minął tydzień, a każdy w Imperium Reim znał jego imię. Żelazna pięść, niewyobrażalna siła i niepowstrzymana brutalność. Każdy jego przeciwnik lądował w piachu. Jae’ger obserwowała go z widowni z coraz większą chciwością. Pragnęła go. Jako sojusznika. Nigdy wcześniej nie widziała nikogo takiego. Leyzzi miał rację, same smoki nie wystarczą, by odbić Rani z rąk Cesarstwa Kou. Każdy sprzymierzeniec był na wagę złota.
A skoro Alibaba Saluja jak dotąd się nie pokazał, wtyka wewnątrz areny nie była głupim pomysłem. Jae’ger musiała działać szybko, zbyt długo zwlekała z opracowywaniem planu operacyjnego. Może i w połowie była kobietą, ale jej druga połowa skrywała bestię, której instynktom pozwoliła na przejęcie kontroli.
Wymknęła się niepostrzeżenie z widowni. Zbiegła po zewnętrznych schodach, prowadzących poza arenę. Dobrze wiedziała, że strażnicy, którzy pilnowali wejścia do podziemi za parę minut zejdą ze swojego stanowiska, by za dokładnie trzydzieści cztery i pół sekundy zostać zastąpionych przez kolejną wartę. Jae’ger obwiązała szczelniej szalik na karku, by przypadkiem nigdzie nie zahaczyć i nie spalić planu. Gdyby zostawiła choćby nitkę na chropowatej powierzchni ścian, mogłaby zostać zdemaskowana. A bardzo zależało jej na pozostaniu niezauważoną.
Gdy znalazła się w wąskim, chłodnym korytarzu usłyszała wrzawę oklasków, dobiegającą z areny. Walka musiała się zakończyć, a sądząc po wiwatach, Sett zwyciężył. To była istotna, ale wcale nie zaskakująca wiadomość. Mężczyzna będzie w dobrym humorze i jeśli się Jae’ger poszczęści, być może jego ciało nie zostało zbyt mocno uszkodzone. Gdy opuszczała arenę, nie miał na sobie ani jednego zadrapania.
Czuła, jak piasek pokrywający posadzkę wdziera jej się boleśnie w sandały. Nie przejmowała się jednak tym szczegółem, tylko coraz szybciej, ale dyskretnie przemierzała korytarze w poszukiwaniu komnat gladiatorów. Gdzieś z tyłu głowy kołatało jej się ostrzeżenie, bo na swojej drodze nie spotkała żywej duszy, jednak tłumaczyła to sobie faktem, iż każdy chciał obejrzeć walkę niepokonanej dotąd, nowej gwiazdy areny Leam.
Jej oddech przyspieszył, a serce na sekundę zmieniło rytm. W ostatnim momencie ukryła się w nieoświetlonym rogu korytarza, kryjąc się przed pojawiającą się z przeciwległego zakrętu sylwetką.
– Dawaj złoto i wypad.
Poznała ten głos. Choć teraz, lekko zachrypnięty od właśnie odbytej walki, to wciąż pełny rządzy władzy. Ktoś jęknął, po czym brzęknęły złote monety, zagłuszone przez sakiewkę.
– Powiedziałem, zjeżdżaj!
– Tak jest! – piskliwy, ale należący do mężczyzny głos zadrżał w korytarzu, po czym zaszurały podeszwy, jakby ktoś ruszył w pośpiechu przed siebie.
Po chwili ciszy, w której można było dosłyszeć jedynie trzask ognia pochodni, wiszących na ścianach, do uszu Jae’ger dobiegło ciężkie westchnienie.
– Możesz wyjść, nikogo nie ma.
let it all out
Od razu wiedziała, że mówił do niej. Przecież nikogo innego tutaj nie było. Tylko jak…
– Nie muszę cię widzieć. Masz bardzo specyficzną aurę.
Wyszła z ukrycia, poprawiając szalik. Sett był brudny od krwi, potu i piasku, ale wciąż tak samo przystojny, jak wtedy, gdy go poznała. Ciemnoróżowa grzywka opadała na jedno oko.
– To nie aura – stwierdziła, podchodząc bliżej. – To rukh. Energia, zwana inaczej magoi, która otacza każdą żywą istotę…
– Nie sądzę, że przyszłaś tutaj mnie pouczać.
Oczywiście, że miał rację. Zastanawiała się nad dwoma scenariuszami. Albo wdają się w ciekawą dyskusję, podczas której Jae’ger wyjawi swoje nie do końca czyste zamiary i będzie próbowała siłą perswazji przekonać gladiatora do dołączenia do jej ekipy, albo całkowicie przekaże kontrolę instynktowi i pozwoli się zaciągnąć do komnaty, by najpierw oddać się Mieszańcowi, a później zaproponować mu współpracę.
Oczywiście, że nie było jej dane nawet pomyśleć. W sekundzie opierała się plecami o zimną, chropowatą ścianę, a Sett nachylał się ku jej szyi, wciągając głośno powietrze. Ramionami zagradzał jej drogę ucieczki, ale ona wcale nie miała zamiaru uciekać. Przekrzywiła głowę, zamykając oczy. Sama jego bliskość napawała ją ekscytacją.
– Będziesz moją nagrodą?
Jae’ger zaśmiała się gardłowo. Nienawidziła, gdy mężczyźni traktowali kobiety przedmiotowo, jednak w jakiś chory sposób było to bardzo pociągające. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Objęła ramionami kark Setta, by chwilę później opleść go nogami w pasie, gdy z łatwością podniósł ją jednym silnym ramieniem. Wpił się w jej usta, otwierając kopniakiem drzwi.
These are the things I can do without
Rankiem wymknęła się niepostrzeżenie, przyjemnie obolała. I wracała po każdej jego walce, by powoli owijać go sobie wokół palca. W końcu był Mieszańcem i jak każde zwierzę, przywiązywało się do swojego pana, tak Sett z biegiem czasu zaczął żywić do Jae’ger uczucia. Sam nie potrafił ich nazwać, ale jednego był pewien, chciał ją mieć przy sobie.
Jedynym błędem, jaki popełnił, było to, że nigdy o nic nie pytał. Chwile, które spędzali w podziemiach areny były przepełnione namiętnością, ale po za tym nie próbował się dowiedzieć, czym Jae’ger zajmowała się, gdy on walczył o życie na arenie. A zajęć Szary Smok miała dużo. W końcu udało jej się wytropić tego, którego szukała w Imperium Reim.
– Nie wierzę ci. – Alibaba Saluja pokręcił swoją złotowłosą głową. – Nie ma opcji, żeby Sinbad, najbardziej prawy król, jakiego znam, kogoś tak bezczelnie sprzedał.
Odnalazła go w jednym z burdeli. Książę wciąż był młody, głupi i niedoświadczony, a to, że jeden z czterech Magi, Alladin, nominował go na swojego kandydata na króla, musiało być jakimś nieporozumieniem. Może i zdobył labirynt i potrafił nieźle posługiwać się mocą swojego djina, ale nie był dobrym materiałem na władcę z prostego powodu. Naiwność się z niego aż wylewała, czego dowodem była ślepa wiara w króla Sindrii.
Come on, I'm talking to you, come on
– Przecież tego nie zmyśliłam. – Jae’ger poczuła nieodpartą chęć podrapania się po łuskach. – Sinbad, na spółę z Judalem rozdzielił nas, Smoki, od Rani, którą oddał za żonę Kouenowi Ren, w zamian za pakt o nieagresji.
– I jesteś tutaj tylko dlatego, że chcesz mnie wciągnąć do drużyny ratowania swojej księżniczki? – Alibaba skrzywił się, gdyż wiedział, że Smoki nie znoszą sprzeciwu.
– No popatrz, a jednak nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz.
Saluja westchnął i podrapał się po czole. Czyli jego wreszcie spokojne życie z dala od konfliktów politycznych właśnie dobiegło końca. Świetnie. Mógł się domyślić, że z tej smoczej znajomości nie wyniknie nic dobrego. Chociaż równie dobrze za wszystko mógł obwiniać Królestwo Sindrii. Przeklęte miejsce rozpusty i kłamstwa, pod przykrywką bogatej utopii. To tam poznał fałszywą księżniczkę Rani Rozeryuu i jej świtę smoków. Tak naprawdę dziewczyna pochodziła z biednej rodziny, była służką na dworze królowej Artemyri, a jej największym osiągnięciem życiowym było zdobycie labiryntu i posługiwanie się djinem, nad którym nie potrafiła zapanować. Niemniej, Alibaba polubił ten cały zwierzyniec i spędził z nimi dobry czas w pałacu Sinbada.
– Być może jest sposób na uratowanie Rani. Znam kogoś, kto może nam pomóc.
– Kogo?
– Kojarzysz gościa o imieniu Hakuryuu Ren?  

2 komentarze:

  1. Czy ten tekst jest to Sett'a z LOL'a? Chyba rak bi jest i arena i walka, kojarzę juz tę postać i jej uniwersum.
    Tak też sądziłam, że Sett nie stanie do pojedynku z byle kim, może kiedyś tak, ale pozycja i renoma jaką sobie wypracował, dały mu prawo wybierania sobie godnego przeciwnika.
    Ludzi to ignoranci, którzy uważają, że jak ktoś jest inny, to jest gorszy. Ja tam lubie inności :)Przynajmniej są oryginalne :)
    Fajnie wykorzystany temat jeszcze z poprzedniego tygodnia, bardzo naturalnie i płynnie przeprowadzony zabieg.
    Za bardzo nie ogarniam o co chodzi z tymi smokami, chyba musiałaby się bardziej zagłębić w uniwersum, ale smoki lubię i chętnie o nich poczytam.
    Zastanawia mnie czy Jae’ger wygląda bardziej ludzko czy smoczo, czy ona ma łuski czy gładką skóre? Mogłabyś opisać jak wygląda w swoim kolejnym teksćie bo mnie to zaintrygowało.
    Muszę przyznać, że Sett jest ciekawym sprzymierzeńcem, choć nie byłabym pewna po czyjej stronie stanie gdy przyjdzie chwila wyboru.
    Troche nie podoba mi się porównanie Sett'a do zwierzęcia, odszem był mieszańcem dwóch raz, a nie psa z osłem. :p Chociaż jak tak pomyśleć, człowiek też zwierze. Nie dziwie się, że owinęła go sobie wokół palca, nie pierwsza i nie ostatnia :)
    Po tym jak przznała że potrzebowąła go tylko do ratowania ksieżniczki troche sie dziwie, że postanowił z nią współpracować, ale może Sett, też ma w tym jakiś interes.
    Fajny tekst. Chce wiedzieć co bedzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    O rany, odnoszę wrażenie, że nagle zostałam wrzucona w świat, o którym zupełnie nic nie wiem i gdzie z trudem mogę utrzymać się na powierzchni. Zalew informacji mocno mnie przytłoczył, ale nakazałam sobie skupić się bardziej na opisach, by poznać sceny i wyłapać cechy bohaterów.
    Podoba mi się ten motyw Mieszańców, Smoków, trochę kojarzy mi się bowiem z Yoną. Niezły opis spotkania w oberży, bardzo plastyczny, a dialog z tym jedzeniem wpasował się idealnie i u mnie wywołał nawet mały śmiech.
    Spodziewałam się, że Jae'ger trafi do łóżka Setta, ale myślałam, że będą też ze sobą rozmawiać, a nie tylko uprawiać seks. Czyżby mężczyźnie nie zależało na jakichkolwiek informacjach? Trochę dziwne i nieco płytkie, ale może ma ku temu swoje powody.
    Wartka akcja, trzyma tempo od pierwszego akapitu. Jestem ciekawa, co będzie dalej i kim jest Hakuryuu Ren.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń