ARSENAŁ

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

[57] Here and Now: Przeanalizuj siebie, zanim zaczniesz mieć pretensje do innych ~ Kaja Wika

Przeanalizuj siebie, zanim zaczniesz mieć pretensje do innych.






           Drzwi do gabinetu otworzyły się z koszmarnym zgrzytem. Zarządca budynku, w którym wynajmowałam małą salę, obiecał, że naprawi to jeszcze przed weekendem. Dzisiaj była niedziela i mimo że nie zwykłam pracować pod koniec tygodnia, to klientka poprosiła o alternatywne godziny przyjęć. Biorąc pod uwagę, że potrzebowałam dodatkowej gotówki na remont poddasza, ta okazja spadła mi jak z nieba, choć i tak postanowiłam skasować kobietę podwójnie, jak miałam w zwyczaju podczas niedzielnych rozmów.
            Nadal było dość wcześnie, ale ja lubiłam przygotować teren przed przyjściem pacjenta. Takie drobiazgi jak rozpylenie relaksujących zapachów, czy zaparzenie całego czajnika herbaty rumiankowej z miodem, były dla mnie bardzo ważne. Nic nie pomaga się otworzyć tak jak swobodna atmosfera i spokój dryfujący w powietrzu. 
           Sesja miała zacząć się za piętnaście minut, wiec postanowiłam się wyciszyć krótką medytacją. Ustawiłam alarm na telefonie, aby totalnie nie odpłynąć. Zanim delikatny dźwięk budzika dotarł do moich uszu, ze skupienia wytrąciło mnie ciche pukanie do drzwi. Czyżby Dolores Madera, bo tak nazywała się oczekiwana kobieta, przyszła nieco wcześniej? Otworzyłam drzwi i ujrzałam kobietę po pięćdziesiątce. Była gustownie ubrana. Samo nazwisko sugerowało, że pochodzi z zamożnej rodziny. Wyciągałam do niej dłoń i postanowiłam się przedstawić.
           – Dolores Rodriguez Garcia – wyrecytowałam oba nazwiska, którymi posługiwałam się również na co dzień.
           – Miło mi panią poznać. Nazywam się Dolores Madera. – Uśmiechnęła się pod nosem i weszła do gabinetu. – Moja matka również miała na nazwisko Garcia.
           Nie zdziwiło mnie to, gdyż owo nazwisko było bardziej niż popularne w Hiszpanii. Zastanowiło mnie jedynie, dlaczego pacjentka przyjęła nazwisko męża, a usunęła nazwiska swoich rodziców. Choć nie mnie to rozstrzygać.
           Pokazałam dłonią kozetkę Chesterfield, którą udało mi się pozyskać w sklepie z używanymi meblami. Na nową nigdy nie byłoby mnie stać. Uznałam, że kobieta z wyższych sfer doceni komfort. Nie myliłam się. Położyła się od razu z wyciągniętymi nogami. Pomyślałam, że czuje się dość komfortowo w gabinecie psychologa, może nie była to jej pierwsza sesja. 
           – O czym chciałaby Pani porozmawiać? – zapytałam, gdyż nie znosiłam sentencji „co Panią do mnie sprowadza?”, jakby tak łatwo było na to odpowiedzieć.
           Kobieta wbiła wzrok w sufit. Nie pierwszy raz się z tym spotkałam. Zwykle wiązało się to z pewnego rodzaju wstydem związanym z problemem. Nie każdy pacjent ma ochotę patrzeć w oczy osobie, której się zwierza.
           – O moim ojcu – stwierdziła bez ogródek. – Nie układa nam się, odkąd pamiętam.
           Temat rodzica jest zawsze skomplikowany, aczkolwiek potrafię zrozumieć problemy z ojcem, ponieważ sama przez nie przechodzę. Jeśli ktoś myśli, że psycholog nie ma żadnych problemów, to się grubo myli. Chodzi głównie o to, że obcym ludziom doradza się łatwiej, niż samemu sobie. W tym obszarze mam sprawdzone rady, powtarzane niemal każdemu pacjentowi, wiecie takie z podręcznika psychologii. Zwykle się sprawdzają, jeśli chodzi o innych. Czasem próbuje aplikować własne rady do swojego życia, ale efekt nigdy nie jest nawet bliski oczekiwaniom.
           – Czy taki stan trwa od dzieciństwa? – zapytałam, kierując wspomnienia pacjentki do jej najmłodszych lat.
            – Chyba tak. Chociaż dzieciństwo wspominam pozytywnie.
            Może to prawda, a może moja imienniczka jedynie zachowała w świadomości pozytywne aspekty dzieciństwa, a prawda kryje się gdzieś w jej podświadomości. Pomyślałam o hipnozie, ale chwile później ukarałam się za myślową drogę na skróty. Zdecydowanie nie był to dobry moment na wprowadzenie do jej życia problemów, z których nie zdaje sobie nawet sprawy. Najpierw zajmijmy się tymi, o których wie.
           – Kiedy zatem zaczęła Pani nie dogadywać się z ojcem? Mogę zapytać, jak ma Pani ojciec na imię? – Wiem, że tak wczesne spoufalanie się z pacjentem nie jest zawsze wskazane, ale tutaj miałam dobre przeczucie.
           – Proszę mówić mi Dolores – poprosiła, na co moja fachowa pewność siebie, pofrunęła aż pod sam sufit gabinetu. – Tata ma na imię Gael Rodriguez.
           Aż mi serce zaczęło walić niczym bębenek do piosenki w rytmach latynoskich. Rodriguez również popularne nazwisko, ale Gael, to przecież imię mojego ojca. Niesamowity przypadek, o którym postanowiłam nie wspominać. Zastanowiło mnie teraz czy mama pacjentki, również ma na imię Cruzita. Zrobiło mi się gorąco. 
           – Czy masz ochotę na herbatkę rumiankową z miodem? – zapytałam, choć pacjentka nie dawała oznak zdenerwowanie, w przeciwieństwie do mnie. 
           – Och, tak poproszę. Bardzo lubię rumianek w kompozycji z miodem. Zaczęłam pić takie napoje w mojej pierwszej pracy, gdy byłam doradcą. 
           Poczęstowałam kobietę herbatką i sobie także nalałam. Popijałam bez pośpiechu, zadając kolejne pytania. 
           – Czy wspominasz dobrze okres nastoletni? – zasugerowałam okres, w którym sama zaczęłam mieć problemy w relacjach z ojczulkiem. Właśnie wtedy zaczął być zaborczy w stosunku do mnie, w taki sam sposób, w jaki był w stosunku do mojej matki. Jakbyśmy były jego własnością.
           – Hm. – Zamyśliła się przez chwile. – Chyba właśnie wtedy wszystko zaczęło się psuć. 
           – Czy masz rodzeństwo? – Zaczęłam doszukiwać się nadopiekuńczości ojca w fakcie, że była ona jedyną pociechą, a także córką, co często wywołuje Syndrom Obrońcy u ojców.
            – Nie, jestem jedynaczką.
           Bingo, pomyślałam. To było prostsze, niż mi się wydawało.
           – Co przeszkadzało ci w zachowaniu ojca w tamtym okresie?
           – Był nadopiekuńczy, choć to chyba za mało powiedziane. Uwielbiał kontrolować wszytko wokół siebie, w tym ludzi.
           Nie brzmiało to dobrze, ale sadziłam, ze powód może być prosty.
           – Może nadopiekuńczość była wynikiem tego, że byłaś jedynym dzieckiem, o które postanowił się troszczyć, jak najlepiej potrafił.
           – Nie był przecież jedynym rodzicem, miałam także mamę, która świetnie dawała sobie radę z wychowywaniem mnie.
           Zrozumiałam doskonale, dlaczego idealizowała swoją matkę, a deprecjonowała wartość starań ojca. Samej zdarzyło mi się wpatrywać w matkę jak w obraz, ale w moim przypadku była to kwestia zbyt wielkiego kontrastu między nastawieniem do rodzicielki i Gael’a, jak lubiłam go nazywać, gdyż dawało mi to poczucie pewnej izolacji. Tak zdawałam sobie z tego sprawę.
           – Czy byłaś blisko z mamą? – Postanowiłam wypytać o relacje z drugim rodzicem.
           – Tak, moja mama Cruzita, była kobietą bardzo opiekuńczą, ale nie trzymałą mnie na smyczy jak Gael.
           W tym momencie myślałam, że dostaje zawału. Ból w klatce piersiowej nie był dobrym znakiem, ale chociaż nie rozrywało mi lewego ramienia, co podobno było definitywną oznaką zawału mięśnia sercowego. Chwyciłam ustami za kubek trzymany w dłoniach i poczęłam pić herbatę duszkiem. Gdy się zachłysnęłam, pacjentka zrozumiała jak bardzo byłam zdenerwowana. 
           – Czy wszytko w porządku? – podniosła się w leżanki i oklepując mi plecy, zacmokała, zupełnie tak samo, jak ja miałam w zwyczaju.
           – To zapewne przypadek, ale Pani rodzice również nazywają się jak moi – wycedziłam, pokasłując. 
           – To na pewno przypadek i prosiłam, żebyś mówiła do mnie Dolores – zaśmiała się.
Pacjentka mi nie wierzyła i może miała racje. Jaka szansa była na to, że ta kobieta w kwiecie wielu jest… no cóż, mną, ale z przyszłości. I co właściwie by tu robiła? Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach.
           – Masz racje. – Uspokoiłam się na siłę. Byłam młodym i niedoświadczonym psychologiem. Takie ekscesy mogą zapisać się w mojej dokumentacji. Tego bym nie chciała. – Wróćmy do twojej mamy i taty. Czy nie sądzisz, że zbyt wielka troskliwość Gael’a… – wzięłam głęboki oddech – … była spowodowana tym, że twoja mama, Cruzita, dawała ci zbyt wiele swobody w jego mniemaniu?
           – W jego mniemaniu – powtórzyła z naciskiem – wiele rzeczy robiła źle, zawsze krytykował jej sposób wychowywania, a… a potem wszytko koncentrowało się na mnie.
           – Czyli twoja mama dawała ci dużo swobody, czy tego samego oczekiwałaś od ojca?
           – Oczywiście, powinni wychowywać mnie w jednakowy sposób, a nie udowadniać komu zależy bardziej.
           – Wiec bierzesz pod uwagę, że nadopiekuńczość twojego ojca była wywołana tym, że bardzo mu na tobie zależało. – Bardziej stwierdziłam dość oczywisty fakt. Jak to możliwe, że pacjentka nigdy na to nie wpadła.
           – Może… Ale czy teraz sugerujesz, że mojej mamie mniej zależało, ponieważ nie pilnowała mnie jak zdegenerowanego nastolatka?
           Kiedy to usłyszałam, zaśmiałam się w środku. Gdy byłam młodsza, sama używałam takiego stwierdzenia.
           – Bynajmniej – odpowiedziałam z pełną powagą. – Musisz zrozumieć, że twoi rodzice traktowali cię inaczej, ponieważ nikt nie myśli w ten sam sposób, nie ma takich samych doświadczeń i lekcji pojętych w trakcie życia. Każde z twoich rodziców kocha cię, jak najlepiej potrafi i o ile łatwiej jest okazać tę miłość, w przypadku twojego taty, ciągłym skupieniem się na tobie i kontrolowaniu, jak to zrozumiałaś, twojego życia, to dla twojej mamy miłość kojarzyła się zapewne z wolnością, swobodą i możliwością doświadczania różnych rzeczy, nawet tych przykrych. Jestem pewna, że każde z nich miało twoje dobro na myśli i nie chciało cię skrzywdzić w żaden sposób.
           Po raz kolejny pomyślałam, że jestem perfekcyjna w dawaniu rad obcym ludziom, którymi w zasadzie mogłabym posłużyć się we własnym życiu. Nawet wszytko się zgadzało. Przez chwile zamyśliłam się, rozważając, co właśnie powiedziałam pacjentce.
           – Zatem… – Dolores przyciągnęła moja uwagę. – Problem leży we mnie, a nie w moim ojcu?
           Zauważyłam, że ojciec nadal pozostał w kręgu negatywnych skojarzeń.
           – Problem leży w tym, jak patrzysz na życie i swoją przeszłość. Jesteś tak zdeterminowana winić ojca za wszytko co negatywne w twoim życiu, że nie zauważasz, jak bardzo twoja własna osoba współdziała w tworzeniu tego problemu. Musisz spojrzeć na przeszłość z innej perspektywy, zamiast nadal trzymać się nastoletnich odczuć. Jesteś dojrzałą kobietą, a oboje twoi rodzice musieli bardzo się zmienić od tamtych czasów.
           – Gdy mama zostawiła ojca dla innego, ten zaczął widzieć we mnie cały swój świat, wiesz, jakie to uczycie?
           – Cruzita zostawiła Gael’a? Ale jak to się stało? Przecież byli dobrym małżeństwem. Zawsze im się układało, mimo tych drobnych problemów z córką. – Wtedy mi odbiło. Ona spojrzała na mnie ze zwątpieniem w oczach. 
           – Tak, też sadziłam kiedyś, że byli idealnym małżeństwem. Ale wiesz, co ludzie się zmieniają.
           – Przepraszam, ale co w taki razie jest twoim problemem – podniosłam głos. – To, że ojciec zbyt mocno cię kocha, żeby pozwolić ci odejść tak jak matce?
           Nasze oczy się zaszkliły. Kiedy teraz na nią spojrzałam, nawet wydawała się do mnie podobna, tylko miała usta mocniej zaciśnięte w złości. 
            – Może ja po prostu nie potrafię przyjmować miłości, tak jak moja matka nie potrafiła jej dawać.
           To, co powiedziała, było przełomem w jej życiu.  W tym momencie zdałam sobie sprawę, co od dawna było moim problemem i nie był to ojciec. Kobieta wstała wstrząśnięta, po czym nie żegnając się, wybiegła z gabinetu. Gdy wyszłam za Dolores na korytarz, nie było po niej śladu. Czy ja właśnie przeprowadziłam sesje psychologiczną z samą sobą? Czy te wszystkie podobieństwa były jedynie przypadkowe? Nie sądzę. 

5 komentarzy:

  1. Cześć :)
    Dobre opisy miejsca i rytuałów przed sesją. Też podzielam zdanie, że niektórzy myślą, iż psycholog nie ma problemów, dlatego może pomagać innym. Ale dowiedziałam się, że każdy psycholog przechodzi własną terapię, by później pracować.
    Podoba mi się to zderzenie obu Dolores. Te podobieństwa nie były niczym zaskakującym, ale przypadło mi do gustu, jak młodsza zastanawia się, czy to przypadek, czy może faktycznie rozmawia ze swoją starszą wersją. Wówczas, stając ze sobą twarzą w twarz, chyba miała lepszy obraz swojej przeszłości i lepiej mogła ocenić samą siebie.
    Słowa kluczowe wplecione wręcz idealnie. Miło się czytało.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, gdy zaczęłam czytać, to to, jak bardzo się rozwinęłaś od czasu pierwszej publikacji. Nie wiem, może to przez ten bardzo fajny, obrazowy opis wprowadzający, czy moze przez to, że bardzo dobrze piszesz. Po prostu w chuj wylevelowałaś w górę i to mnie niezmiernie cieszy :D
    Popieram kasowanie potrójne za dodatkową pracę. Trzeba się cenić plus nie ma nic za darmo :D
    Oooo, sama bym skorzystała z takiej fajnej atmosfery. Dbanie o pacjenta czy klienta z własnej inicjatywy jet bardzo miłe, zawsze warto być miłym, a takie drobiazgi umilają nie tylko klientowi, ale samemu wykonującemu usługę, ze zrobił coś dobrego, ze stworzył dobrą atmosferę.
    U mojej psycholożki nie było kozetki, szkoda, bo fajnie by się leżało, ale za to miała spoko fotele. Ciekawe, co tam u niej xD tak mi sie przypomniało, nie wiem czemu. xD
    I tu brawa dla bohaterki, że nie zaczynała od "co Pani tu robi". Tego nienawidzę u psychiatrów/psychologów, bo to niepotrzebnie stresuje pacjenta.
    "Chodzi głównie o to, że obcym ludziom doradza się łatwiej, niż samemu sobie." True, true. Prosto, ale w punkt.
    O chuj. Zaczytałam się i zapaliła mi się lampka w głowie (śmieszne uczucie hehe xDD). Bo już na samym początku... fuck, dopiero w połowie zorientowałam się, jaki jest temat! Całkowicie o nim zapomniałam i powiem Ci, ze tak się wciągnęłam w czytanie twojej opowieści, że emocje jakie we mnie wywołują są bardzo dobrym odczuciem! Przybijam żółwika na odległość!!! :D
    Aż głęboko westchnęłam. Zaborczy rodzice to jedno z najgorszych przygód dzieciaków. Ja wiem, że to czasem przez strach, a czasem przez zwykłą chorobę, ale do kurwy nędzy, to niszczy człowieka. Niszczy i potem ciężko z tego wyjść. Znam, utożsamiam się, ale na szczęście nie sprawia mi to problemów z przyjmowaniem takich teksótw. Nie jest to dla mnie trigger, bardziej się cieszę, że nie jestem sama w tym wszystkim, za co Ci dziękuję.
    Szczerze, czytając ten tekst czuję się jak na sesji z psychologiem i to w dobrym tego słowa znaczeniu. Sama przetwarzam swoje problemu i chyba po to jest pisanie, c'nie? Żeby nie tylko pisać o tym, co boli, ale tez szukać w czytaniu rozwiązania, pomocy i czegoś, co skoni do przemyśleń. Nie mam teraz szansy na rozmowę z psychologiem i ten tekst jest dla mnie idealny. I to, że wina nie leży po jednej stronie, to jest klucz do poradzenia sobie z problemem. Zamiast obwiniać drugą stronę, warto nie tylko spojrzec na siebie, ale tez zastanowic się nad pobudkami drugiej strony, spróbować zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej.
    Mam mindfuck, ale dobry mindfuck. W każdym razie, mam wrażenie, że medytacja weszła za daleko. Może też tego spróbuję? To by było dobre, takie potrząśnięcie samym sobą.
    Cieszę sie, ze wybrałam ten temat, a Ty go podjęłaś, bo Twój tekst nie tylko dał mi dużo do myślenia, ale też na swój sposób pomógł.
    WINCYJ TAKICH PLIS PLIS. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Rila za komentarz 😍❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
      od razu pewność siebie podskoczyła mi pod sufit, jak bohaterce :)

      Usuń
  3. Bardzo fajne zwrócenie uwagi na to, że psycholodzy również mają swoje problemy! To już mi się spodobało.
    Trochę razi w oczy to pisanie "Pani" z dużej litery. W dialogach to błędny zabieg. Raczej w mailach czy korespondencji się takiego zabiegu używa.
    Jestem bardzo czuła na takie rozmowy z psychologami i przyznam szczerze, że na początku byłam pod wrażeniem, że bardzo dobrze idzie ci opisywanie takich rozmów, ale potem jak już pojawiła się ta długa rada, to gdzieś mi się ten obraz psychologa rozmył. Nie jestem pewna, czy psycholog po tak krótkiej chwili może ocenić sytuację pod względem: jestem pewna, że każdy rodzic kochał cię równie mocno. Chyba że chodzi tutaj o tę kwestię, że bohaterka już w tym momencie wiedziała, że to ona i wiedziała, jak może przekazać informacje, które ona już przerobiła. Już później widać w tym zdziwieniu taki bulwers, więc się nie dziwię, że zaczęła tam do swojego przyszłego wcielenia walić takie teksty. W sumie słuszne teksty. Ale wciaz mam takie... kurde, to ta obecna wersja jest mądrzejsza od tej przyszłej? Ciekawe. Ale psychologia ostatnich wątków i rozważań jest ciekawa. Tylko mam wrażenie, że jakoś urwało się to znowu w takim momencie znienacka, jakby coś przyspieszyło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, tak się wciągnęłam, że zapomniałam wgl jaki był temat i miała takie, "cooo, to ona ma siostre blizniaczke? cooo, co tu sie odpierdala?" serio xd Dalam sie porwac!
    Bardzo mi sie podoba jak zrealizowalas temat. Wyszlo to creepy ale i logicznie, a osoagnac taki efekt przy takim temacie, ło, no, szacun!

    OdpowiedzUsuń