ARSENAŁ

niedziela, 15 marca 2020

[53] Żebrak i król ~ Wilczy


Eee, kolejny raz nie polecam tekstu xD Najebane tak, że tylko wprawni weterani, którzy prześledzili historię od początku i to kilka razy, mają szansę lepiej się bawić. Chyba. 


____________________


Hey. Chciałam to zrobić szybciej, ale dzień pokrzyżował mi plany. Tak czy srak, to chyba dobre miejsce, żeby w końcu złożyć Ci życzenia. Nie będą długie. Życzę Ci, żeby Twoja droga była mniej kręta, mniej wyboista, żeby rosło na jej obrzeżach mnóstwo Sylleblossom, ale żebyś spotykała na niej tak oddanych ludzi, jak Aomine cyckom. Nie bój się z niej zbaczać, badaj interesujące szlaki, ale zawsze na nią wracaj, bo ta droga biegnie równolegle do mojej. Choćby waliły się na nią drzewa, choćby staczały się kamienie, drogę tę zawsze pokonasz z towarzyszem u boku. Będę nim ja, moje dzieci, mój pies, twój przyszły Kise, twoja cała rodzina. Miej to na uwadze, gdy zapada noc i zaczyna ci się wydawać, że jesteś samotna. Nie jesteś. Nie dopóki Grimmjow ma zęby na ryju a nie ryj na zębach, nie dopóki tu jestem. Dlatego idź swoją drogą odważnie i idź swoją drogą pełna nadziei i marzeń. Idź. Bez końca.

Ta Droga jest dla Ciebie.

______________________


Niebo było barwy dynamitu. Ciągnęło się jak guma do żucia, aż po zionący krwawą łuną horyzont, szarpane na strzępy przez rozbłyski najróżniejszych kolorów, grtzących się ze sobą niczym wściekłe psy, próbujące się zdominować.
Kolor niebieski tu nie pasował. Nie na tle dogasającej wojny. Nie wśród łanów dziko rosnących pędów bazylii. Ale tu występował, w nadmiarze. W różnych odcieniach. Targany wiatrem, który nie powinien tu wiać.
Stała ze spuszczoną głową, jakby przed nim odpowiadała. Jakby to była jej wina, to wszystko. Te kolory, ta śmierć, cały ten zgiełk i burdel na zewnątrz. Jakby wiedziała, że przekroczyła granice, za którymi toczy się jak zaraza pustkowie pełne błędów i nienawiści. Pełne niedociągnięć.
I KNOW
On wysoko zadzierał podbródek, ale spoglądał w dół. Czekał, aż podniesie wzrok. Chciał spojrzeć jej w oczy, miał ochotę na skruchę. Na uległość i wyższość, którą zamierzał okazać. Ignorował szumy sumienia, liczyła się tylko siła. To ona zabierała głos.
I CAN HEAR
Ikari w końcu spojrzała na swojego rywala. Grimmjow bez wątpienia nim był. Był też kimś więcej.
— Mógłbyś się już ze mnie wyciągnąć? — zapytała, przecinając coraz gęstszą ciszę, od której mogła rozboleć głowa. — To nie jest przyjemne. To, że tu jesteś.
Błysk kłów i dzikich ślepi.
— Zabawne. Kiedyś mówiłaś inaczej.
— Kiedyś wiedziałeś, gdzie pchać Panterę, a gdzie te brudne łapy.
Błysk zgasł.
— Mogę wyrwać ci serce i zgnieść je w dłoni jak nadgnite warzywo.
— Racja — zgodziła się. — Więc czemu tego nie zrobisz?
IT'S NOT SAID BUT IT'S ALL TOO CLEAR
Grimmjow jeszcze nigdy nie był taki poważny.
— Bo mam lepszy pomysł — zdradził. — Zamiast serca, wyrwę z ciebie coś innego. — Chwycił mocno ukorzenione pędy bazylii.
TRY TO TAKE WHAT YOU NEED
— Nie radzę.
Wyłonił się zza pleców mężczyzny, kolorowy i pewny siebie. I całkiem ludzki jak na coś, co ostatnio miało dwa metry wzrostu, rogi, szpony i kupę piór oraz gęste tęczowe futro. Wyglądał teraz na średniego wzrostu chłopaka, który zerwał się z ostatniej lekcji w liceum, żeby pograć z kolegami w LoLa. Tylko zakończony pędzlem ogon pozostał taki sam. Trzasnął w powietrzu jak bicz, próbując opleść szyję mężczyzny. Ale Grimmjow stał już u boku kobiety i patrzył w pełne barw ślepia z wyższością.
— Jesteś ostatnim śmieciem, od którego spodziewałbym się jakiejś rady.
Kirai cmoknął z niezadowoleniem.
— Śmieciem — powtórzył, krzywiąc usta. — Wiesz, na twoim miejscu uważałbym na słowa. — Jego oczy wciąż zmieniały kolory. Były żółte, łososiowe i soczyście różowe. Patrzyły spod strzechy włosów we wszystkich kolorach tęczy. Pozostały podkrążone, współgrały z grymasem ust i grasującymi za nimi kłami.
— Bo? — Kobaltowe przypominały wąskie szparki, w których czyhało coś niedobrego.
— Bo teraz ja tu rządzę. To mój dom.
Grimmjow zaśmiał się krótko, drapieżnie.
— Ta? To idź wyrzucić śmieci — warknął, obserwując uważnie stojącego przed nim w wyluzowanej pozie Kiraiego. — No już — podżegał. — Wypierdalaj.
Kirai wciąż stał pewnie wyprostowany i nie zamierzał nigdzie się ruszać. Tylko jego rozszerzone nozdrza zdradzały, że jest wściekły.
I'M NOT LEAVING NO I'M NOT LEAVING
— Nie możesz kazać mi odejść — syknął, starając się nad sobą panować. — Nie masz nade mną żadnej władzy, nieważne, za kogo się podajesz.
— To dlaczego tak się boisz, tasiemcu? — Grimmjow nie ustępował. Jego głos był gniewny, głęboki. Przekonujący. Wyszedł o krok przed Ikari, dłonie zaciskał w pięści.
— Nie boję się! Nie możesz nic mi zrobić. 
Espada prychnął, zawahał się. Prawdę mówiąc, miał nadzieję, że samym faktem pojawienia się wśród pędów dzikiej bazylii, która jak bluszcz zajęła całe to miejsce, wywoła większe wrażenie. Już to powinno skłonić Kiraiego do refleksji nad tym, co się może wydarzyć. Nie wiedział jednak, nie był pewien, czy rzeczywiście ma tu władzę nad kimś, kto nie uznaje go za króla. Na szczęście była to tylko jedna z dwóch istot zamieszkujących ten wewnętrzny świat. A on wciąż należał do niej.
— Mogę zrobić to.
Jego pięści się rozluźniły, palce wyprostowały. Zadrżały, a w ślad za nimi zadygotała ziemia. Rozstępowała się, pomału, ale wytrwale pochłaniając zieleń. Niebo nad nimi zaczęło się kruszyć. Horyzont łamać. Ikari rozpadać.
LOOK AT YOU
— NIE! — Kirai skoczył przed siebie, znów był Pustym o parze skrzydeł i zabójczych szponach, gotów do ataku. — NIE ZROBISZ TEGO! NIE ZNISZCZYSZ TEGO ŚWIATA! — Wylądował chwiejnie na łapach, które zatrzęsły się pod jego ciężarem.
— Zniszczę wszystko, bez wyjątku. — Na czole Arrancara wystąpiły kropelki potu.
— JĄ TEŻ?!
Zerknął pospiesznie w stronę Ikari. Gniewny wyraz wykrzywiający jego twarz a moment złagodniał. Ikari nic nie mówiła. Tylko patrzyła mu prosto w oczy, w zastanowieniu. Płatki skóry odpadały z jej twarzy i rąk jak puzzle ze złożonej układanki.
LOOK AT WHAT YOU MAKE ME DO
— ROZSYPIE SIĘ! NA TWOICH OCZACH!
Grimmjow syknął, znów obserwował wroga.
— Chcesz zagrać mi na emocjach?! MI?! Sam czujesz jedynie nienawiść, myślisz, że ja jestem inny?
Kirai, wielka kolorowa bestia, szeroko otwierał ślepia, kołysał łbem, jego spojrzenie pulsowało. Hipnotyzowało. Grimmjow wiedział, o czym teraz myśli.

Patrzy na Uraharę, coraz bardziej nie podoba mu się wyraz twarzy byłego kapitana Gotei.
— Powiedz mi, z kim ty właściwie trzymasz, co? — pyta, zakładając łapy na ramiona. — Układasz się ze mną, układasz się z Kiraim, jest jeszcze Seireitei… Po czyjej ty jesteś stronie?
— Po stronie prawdy. — Urahara lekko odchyla rondo swojego kapelusza. — Lubię się nią dzielić. Powinieneś mi podziękować, bo właśnie odkryłem tu nowe źródło twojej siły.
— Co? — prycha, sceptyczny, choć zainteresowany. — Niby jakie?
— Ten eksperyment ma dwa wyniki — tłumaczy kapelusznik. — Kiedy tobie coś groziło, Ikari wymusiła na Pustym, żeby się wycofał, ale zanim to się stało… Nie dziwi cię, że uwolniłeś się akurat w momencie, w którym Kirai zaczął świrować, narażając swoją żywicielkę?

— Myślisz, że to mnie powstrzyma? — Zacisnął dłonie. Niebo pękło na pół, szczeliny świata otwierały się jak wygłodniałe paszcze. — Że pozwolę ci uciec?
HE'S NOT LEAVING HOPE HE'S NOT LEAVING
Nie czekał na odpowiedź.
— Wiesz, że już nie wygrasz, wiesz dlaczego. I masz już plan, co?! — Kropelki śliny bryznęły z jego ust, gdy podniósł głos. — Po prostu dasz nogę. Liczysz, że zaszyjesz się gdzieś, gdzie cię nie znajdę, że jest takie miejsce. — Oddychał coraz płycej, koncentrując się na destrukcji. — Nie. Nie ma. Skończymy to tu i teraz. — Popatrzył na Ikari. — Zabierzesz go ze sobą.
Ikari wciąż milczała. Zdawała się zmartwiona. Jakby już nieobecna.
— Wiem, co robię. — Grimmjow zacisnął zęby. Wyciągnął do niej rękę. — Pójdziesz ze mną.
I'M HERE THERE'S NO NEED TO BE SCARED OF ME
Ikari stała nieruchomo. Blada, ale to było najmniejsze z jej zmartwień.
— No już! — Dlaczego ona się wahała?! — Posłuchaj. Byłem panterą, przetrwałem na pustyni. Teraz jestem tutaj. I ty też tu będziesz. — Wciąż wyciągał dłoń. — Zabiorę cię stąd i zaczniesz od nowa, od początku, w Hueco Mundo, nie jakimś śmierdzącym Mieście Dusz. Mogę to zrobić. — Czemu ona nie chce złapać jego cholernej ręki?! — Zaufaj mi, Ikari  warknął  ten jeden cholerny raz. 
— Grimmjow. — Kobieta zdawała się roztargniona. Przejęta czymś nieadekwatnym do sytuacji. — Ja nie mogę stąd odejść.
— Nie pierdol — warczał król. — Możesz i zrobisz to.
— Nie. Nie mogę.
— Bo?! 
Nie odpowiadała. Jak miała to zrobić? Widziała jego dłoń, tak blisko, ale widziała też Szóstego Espadę, który odchodził, zostawiał ją w rozpadającym się świecie. Na zawsze.
TRUST ME WHEN I SAY STAY HERE
— Odpowiedz mi, Ikari.
Rozejrzała się niepewnie, ignorując dryfujące w powietrzu szczątki. Zatrzymała spojrzenie na Kiraim. On też zdawał się być zaciekawiony jej odpowiedzią. I zdziwiony. Może spodziewał się, że jednak znajdzie w niej sojusznika. Niewiele zdołał wyczytać z jej twarzy. Ikari skrzywiła się do niego nieznaczenie i przeniosła wzrok z powrotem na Espadę. Wydawała się dziwnie spokojna. Może od tego wszystkiego pojebało jej się w główce. To tłumaczyłoby zaburzoną ocenę sytuacji.
— Posłuchaj, Grimmjow. — To też.
Ale ku coraz większemu zdziwieniu Kiraiego, Espada słuchał. Zmarszczył jeszcze mocniej swoje i tak ciągle zmarszczone brwi i chyba rzeczywiście starał się nadsłuchiwać. Skonsternowanemu Pustemu nie pozostało nic innego, jak również się wyciszyć i spróbować rozróżnić szum traw i łoskot spadającego nieba, od… odległego echa. Cichutkiego, na który jeszcze długo nie zwróciłby uwagi. Ale niepokojącego, jak dobiegające z serca dżungli bębnienie tam-tamów.
THE TENSION THAT IT BRINGS
Grimmjow patrzył w horyzont.
— Tu jest ktoś jeszcze — stwierdził i opuścił rękę. Popatrzył na nią po raz ostatni. A potem Ikari oglądała już tylko jego plecy. Grimmjow natychmiast się wycofał.
Świat wracał na swoje miejsce.





Świat tąpnął. Choć stopy króla nie oderwały się od podłoża, odczuł siłę grawitacji, jakby nagle obciążono go dwukrotnością własnej wagi. Przed sobą widział tęczowe oczy, a w nich zrozumienie. 
Przerażenie też.
Potwór dyszał mu w twarz jeszcze kilka sekund, a gdy Grimmjow wyciągnął katanę z jego znamienia, zatrzepotał skrzydłami. Wycofał się, chwiejnie, jakby nieco oszołomiony i rzucił się do ucieczki jak zraniona bestia, która już wie, że nie wygra starcia.
— Zwiewa! — wrzasnął ktoś przy uchu Espady, a on skrzywił się na wysoki dźwięk. — Zrób coś, bo ucieknie!
— Przestań się drzeć — mruknął mężczyzna, przeciągając się leniwie jak po długiej drzemce i rozejrzał się dookoła. Biel ścian raziła go w oczy. Czerwień plam pod stopami koiła ból.
— Hm — mruczał raz za razem, ignorując wyrywającą się Minako, którą Urahara powstrzymywał przed zrobieniem czegoś głupiego (np. trzepnięciem w łeb Espady, który właśnie odkrył drugi etap ressurection i pognaniem na pustynie, gdzie wciąż roiło się od Pustych gotowych na każde jego skinienie), w końcu zapytał: — Długo mnie nie było? 
— Jakiś kwadrans — odpowiedział Urahara, trzymając rudowłosa za kosode.
— Kurwa. — Przez twarz Arrancara przemknął cień refleksji. — Prawie ich pozabijałem.
THE SECONDS YOU COULD KILL
 Odetchnął, nabierając powietrza, zerknął na Urahare, na skruszone mury Las Noches, na tron, który wreszcie należał do niego. Szybko jednak wrócił spojrzeniem, które tym razem było ostre i podejrzliwe, do Urahary. — Wiedziałeś?
Urahara się zawahał.
— Podejrzewałem — przyznał. — Ale nigdy nie zapytałem. Chyba bałem się tego, co mogę usłyszeć.
— Tch. — Grimmjow odwrócił wzrok. — Mięczak.
— Ludzie, co wy robicie?! — wydzierała się w tym czasie Minako. — Łapcie tego skurwysyna!
— Wyluzuj. Ten skurwysyn sam tutaj wróci.
— A do tego czasu pozwolisz mu dewastować ciało Ikari? — Urahara poprawił przekrzywiony na głowie kapelusz.
— Do tego czasu będę miał na niego oko — odpowiedział spokojnie Grimmjow. — Doprowadziłeś ją już do takiego stanu, że gorzej nie będzie.
— No cóż. Ciężko się nie zgodzić.
— Obaj jesteście temu winni! — Minako wciąż nie posiadała się że złości, ale skupiła ją na Espadzie. — Ty i ta twoja destrukcja! Cholerni Arrancarzy! Ikari była dla ciebie niczym innym jak zwierzyną, raz chciałeś ją złapać, innym razem tylko gonić! Namieszałeś jej w życiu i oto do czego to doprowadziło! — Ślady krwi u ich stop mówiły same za siebie. — Mogłeś ją zatrzymać, wiem jak to odkręcić, ale ty znów pozwalasz jej uciec! Zastanów się, czego ty w końcu, do diabła, chcesz, Grimmjow!
Grimmjow, mimo tej tyrady, którą jeszcze niedawno urwałby za pomocą cero, wydawał się podejrzanie zadowolony.
THERE'S NO NEED TO BE SCARED OF ME
— Chcę mieć syna — odpowiedział szczerze na retorycznie postawione pytanie. — Chcę mieć następcę tronu.


5 komentarzy:

  1. Piekny wstep, ty to zawsze potrafisz ubrac mysli w najpiekniejsze slowa;) Znowu ta wiecznie walczaca para, mam wraznie ze ich walka niedlugo sie skonczy, bynajmniej nie poprzez ogloszenie pokoju. Tylko pytanie kto wygra ta wojne. Grimmjow to potrafi pojechac " To dlaczego tak się boisz, tasiemcu?". Pomysl z ta hybryda jest swietny, tak pokomplikowal fabule, ze teoretycznie wszytko moze sie zdarzyc, ale prawda jest taka ze gdyby nie polaczenie pustego( o ile dobrze pamietam) z Ikari to za pewne nie mialaby szans ana pokonanie Grimmjowa. Choc z tego co widz pusty oddzielil sie od niej i wlazl w kogos innego? Widowiskowe to strarcie :) az moilo sie czyta. Grimmjow chce zabrac ze soba Ikari, czegos tutaj nie rozumie, czy ich cos wczesniej laczylo? na to wychodzi, ale za duzo juz sie wydarzylo, aby mogli wrocic do tgeo co ich kiedy laczylo. Koncowka mnie pierolnela prosto w umysl, Grimmjow chce miec syna... z Ikari. Ja pierodole. dalby jej juz spokoj, ale podejrzewam ze zabawa dopiero sie zaczyna. Fajny tekst i wprowdzil nowy watek do historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3
      Troche tu pogmatwalam, trochę za mało wyjaśnień, Pusty wciąż ma kontrolę nad ciałem Ikar, ale w tej historii każdy ma też swój wewnętrzny świat, w tym świecie Ikari i kirai są osobno i wygląda tam specyficznie, jako że symbolem nienawiści kiraiego (jego imię oznacza nienawiść, imię Ikari oznacza gniew) jest właśnie bazylia.
      Zabawa niestety się kończy, już niewiele więcej planuje dla nich wszystkich.

      Usuń
  2. Hej WilQ,
    Ależ Ty potrafisz pięknie opisywać i wymyślać rzeczywistość!
    Piszesz bardzo precyzyjnie i mózg sam podsyła mi obrazki, jak ten:
    "Niebo było barwy dynamitu. Ciągnęło się jak guma do żucia, aż po zionący krwawą łuną horyzont, szarpane na strzępy przez rozbłyski najróżniejszych kolorów, grtzących się ze sobą niczym wściekłe psy, próbujące się zdominować.
    Kolor niebieski tu nie pasował. Nie na tle dogasającej wojny. Nie wśród łanów dziko rosnących pędów bazylii. Ale tu występował, w nadmiarze. W różnych odcieniach. Targany wiatrem, który nie powinien tu wiać."

    Ja nie lubię opisów pisać, zawsze mnie to nudzi, chociaż wiem, że to hiperważne żeby poczuć klimat miejsca akcji.
    Postacie są dobrze zarysowane, każdy jest "jakiś", nie ma nudy! Rozumiem, że jest to część jakiejś większej całości? Jak zaczyna się od tego tekstu, to ciężko się połapać, ale wnioskuję, że jednym z głównym wątków jest walka Ikari i Grimmjowa, którzy się "czubią ale też trochę lubią" (w duuużym uproszczeniu) :)

    Podobają mi się też angielskie wtrącenia, dodają dynamiki i tworzą klimat. Sama je wymyślasz czy to skądś zapożyczone?


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym zacząć dzielić się z Tb pisaniem od jakiegoś innego tekstu, ale temat popchal mnie w stara historie, która ma już dobre 6 lat i eee 400 stron xd także przepraszam oraz w chuj się cieszę, że opisy przemówiły ;)

      Wtrącenia to wersy piosenki, często w chuj (zawsze chyba xd) inspiruje mnie właśnie jakąś piosenka i jakby wplatam ja w tekst, i ona brzmi w mojej głowie podczas danych scen, podczas pisania. W sumie mogłam dołączyć link xd

      Usuń
  3. Hej :)
    Jak bohaterów ogarniam mniej więcej, tak tutaj dynamika narracji pędziła tak, że musiałam po lekturze odsapnąć, wszystko sobie poukładać, by mieć jasność, że zrozumiałam tekst. Co mogę rzecz? Destrukcja i zniszczenie to słowa, które pchają mi się pierwsze na myśl. I może nie dwulicowość, ale naprawdę skomplikowane podejście do tego, z kim się trzymać. W każdym razie jak zwykle opisy są nie tyleż barwne, co stale trzymają poziom i pewnego rodzaju czarny humor. Ach, dialogi, które są proste, ale dobitne, że mogą zapaść w pamięć. Zaś końcówka to na sekundę wbiła mnie w siedzenie. Powodzenia, Grimmjow. Niech twoje życzenie się spełni. Lub też nie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń