ARSENAŁ

niedziela, 15 marca 2020

[53] Blind Faith: Esik az eső? ~Miachar

    To się dzieje
   

    Nic nie zapowiadało, że wraz z nagłym załamaniem pogody załamie się coś jeszcze, ale los tak często bywał przewrotny i układał własne reguły gry, jaką było dla niego ludzkie życie. Bo nic ani nikt nie mogło mieć nad nim władzy, więc dwójka ludzi, która właśnie opuszczała jedną z kamienic zlokalizowaną blisko jednej z głównych ulic miast, nie miała za wiele powodzenia; powinna raczej przyjmować to, co dostawała.
    Ale nie, lepiej mieć pretensje do siły, niższej czy też wyższej.
    Profesor aż westchnął, schodząc ku mokremu chodnikowi, nie bardzo zadowolony, iż to jemu przypada niesienie w reklamówce zwłok kaczki, na którą z każdą chwilą nabierał coraz większej ochoty.
    Czy to pada? – zapytał, zadzierając głowę do góry. – Znowu?
    Deiji, która szła ze trzy kroki za nim, ani myślała spoglądać w niebo, doskonale wiedziała, jaka jest pogoda, a na deszcz zawsze była przygotowana – przecież branie ze sobą parasolki to nie był jakiś nie wiadomo jak wielki wyczyn.
    – Przecież mówili i w radio, i w telewizji, że będzie padać i opady utrzymają się przynajmniej do końca tygodnia. Wiedziałbyś o tym, gdybyś czasami skupił się na czymś więcej niż swojej pracy, nieważne czego by dotyczyła.
    To była celna uwaga. Mężczyzna nie miał w zwyczaju zapoznawać się z jakimikolwiek wiadomościami lokalnymi, o tych ze świata to już nie wspominając. Lepiej czuł się, widząc fakty wypisane na leżącym przed nim papierze, ale i do gazet jakoś go nie ciągnęło, zdecydowanie bardziej wolał zaznajamiać się z aktami. Czasami Deiji zastanawiała się, jak taki ignorant zdołał przeżyć tyle lat i przy tym nie natknąć się na jakiś atak terrorystyczny, katastrofę lądową czy epidemię.
    – Nie czepiaj się mnie, ok? – Zerknął za siebie. – Dlatego dobrze ci płacę, byś ty dostarczała mi wszelkich informacji, także tych pogodowych. A o deszczu mi nie wspomniałaś.
    Asystentka zrównała z nim krok i rozłożyła parasol nad ich głowami, by wciąż dochodzący do siebie Profesor nie nabawił się żadnego przeziębienia.
    – Mówiłam ci, że pada, jak tylko weszłam rano do biura, tylko tego nie usłyszałeś, bo szukałeś jakieś fiolki ze swoimi kroplami krwi – odpowiedziała, ruszając przed siebie. Mężczyzna musiał dotrzymać jej kroku. – Nie wiem, na co ci to było, ale skupiłeś się na tym tak, że pewnie nawet byś się nie zorientował, gdyby tuż obok ciebie wybuchł granat. – Zerknęła na niego, by zobaczyć, iż właśnie potakuje ruchem głowy. Westchnęła. – W każdym razie tak, pada, dlatego mógłbyś przyspieszyć, byśmy dotarli szybciej? Chyba czeka na nas też jakieś czerwone wino.
    To chyba przekonało, bo zamiast odpowiedzieć, po prostu zaczął iść szybciej. Deiji uśmiechnęła się pod nosem. Słuchał jej, a to już było coś.
    Choć nigdy jeszcze nie u niej nie był nie musiał pytać ani o adres, ani o wskazówki dotyczące drogi. W końcu obserwował ją już od naprawdę dawna, prawie połowę swojego życia, pewnych rzeczy o niej po prostu musiał się przez ten czas dowiedzieć.
    Jak można to było przewidzieć, przy takich opadach mało komu wpadało do głowy spacerowanie czy inne aktywności na świeżym powietrzu – nawet biegaczy jakoś nie widzieli – przemykali więc szybko, nie będąc przez nikogo śledzonym, i w ciszy, bo o czym tu rozmawiać, kiedy tak ważna misja przed nimi?
    Kiszki zaczęły powoli grać marsza w brzuchu sekretarki,  kiedy przekręcała klucz i otwierała drzwi do swojego niewielkiego królestwa. Cała jej kawalerka była wielkości laboratorium Profesora, który spodziewał się takiego wnętrza. Wiedział, że Deiji mogłaby sobie pozwolić na zmianę, mieć coś na wzór małego apartamentu, w końcu nieźle jej płacił za zlecenia, ale wiedział też, jaka jest koleżanka, co lubi, a za czym całkowicie nie przepada. Nie skomentował więc tego otwartego salonu robiącego za sypialnią z aneksem kuchennym, nie przyglądał się książkom na komodzie ani nie zerknął na blat stolika, który towarzyszył i jedzeniu, i wszelkiej pracy bądź nauce. Zamiast tego mężczyzna odłożył nieszczęsną kaczkę na blat obok pieca i spojrzał na asystentkę, która ściągała płaszcz i rzucała pierwsze komendy:
    – W lodówce znajdziesz masło, przyprawy są w trzeciej szafce od prawej na samym dole w pojemniku, ja się zajmę jabłkami.
    Wkrótce oboje byli pochłonięci pracą, zgrani jak zawsze, choć tym razem żadne z nich nie było pijane – jedyna butelka czerwonego wina może i się znalazła, ale okazała się być wytrawna, a takiej oboje nie znosili, dlatego Deiji wyniosła ją do sąsiadki w podziękowaniu za kaczkę – to i tak atmosfera była właściwa do pewnych rzeczy. Takich, od których się powstrzymywali, bo to by nikomu nie wyszło na dobre.
    Profesor przystanął przy kuchenne i przyglądał się pracy asystentki.
    – Pamiętaj, że sos musi być esencjonalny – powiedział teatralnie, na co kobieta przewróciła oczami.
    – Będziemy piec kaczkę, Profesorze, a nie malować replikę Moneta, nie musisz udzielać mi żadnych porad, bo wiem, jak to zrobić. – Zerknęła na niego, a on mógł dostrzec złośliwy uśmiech na jej azjatyckim obliczu. – Ciekawi nie coś innego. Jesteś pewien, że nie zgłodniejesz bardziej, czekając na to mięso? Wiesz, że trochę czasu minie, zanim będzie gotowa.
    Mężczyzna przyjął postawę, która miała świadczyć o tym, że jest silnym przedstawicielem swojego gatunku i coś tak błahego jak głód nie jest w stanie w niczym mu przeszkodzić.
    – To ty powinnaś się o to martwić – odparł. – Bo to ty nic jeszcze dzisiaj nie jadłaś.
    Nadal się dziwił, że kobieta potrafi normalnie funkcjonować przy jednym posiłku dziennie, który na pewno nie miał takiej wartości odżywczej, by można by określić Deiji jako osobę całkowicie zdrową. Na pewno miała niedobory jakiś minerałów, to dlatego Profesor kupował suplementy i kładł je na widoku w biurze, by asystentka zrozumiała ten przekaz. Choć jeszcze nie widział, by faktycznie któryś zażyła, liczył na to, że potrafi o siebie zadbać i w ten sposób wspiera swój organizm.
    – Już ci mówiłam, że mój rekord to czterdzieści sześć godzin bez jedzenia, na samej zielonej herbacie i kawie, więc taka doba bez jedzenia to dla mnie nic – odparła, szukając czegoś w szafce obok załączonego i pełnego piekarnika. – Wytrzymam. Chcesz może właśnie coś do picia? Zaraz nastawię wodę.
    Jej gościnność może miała opóźniony zapłon, ale ważne, że w ogóle była. Profesor uśmiechnął się do asystentki.
    – Poproszę czarną kawę bez cukru.
    – Jak zwykle – wymamrotała Deiji.
    – Dziękuję.
    Dwa kubki wylądowały na blacie, zaś do czajnika wlana została woda.
    – Nie ma sprawy.
    Nie wiedząc za bardzo, co ze sobą teraz zrobić, Profesor ruszył na mały rekonesans po tej niewielkiej przestrzeni. Przyglądał się wszystkiemu z taką uwagą, jaką uznał za słuszne, nic dziwnego, że na dłużej zatrzymał się przy komodzie, gdzie poza beletrystyką i kodeksami prawa administracyjnego dojrzał stos listów ze stemplem z Busan. Nie wiedział, co znaczą te szlaczki stworzone bez wątpienia pismem Deiji, ale momentalnie poczuł, że nie chodzi o coś dobrego.
    – To od moich dziadków – doszedł do niego głos asystentki. Wycofał dłoń, którą wyciągnął po pierwszą kopertę z góry, i spojrzał na kobietę, która może nie poruszyła się, by znaleźć bliżej niego, mimo to wiedziała, co właśnie robił. Jakiś szósty zmysł normalnie. – Piszą w nich, że chętnie by mnie przyjęli, ale nie ugną się rozkazowi moich rodziców, którzy nie chcą mnie widzieć na ślubie młodszego brata. Próbują mnie też przekonać, że nie mam się źle i powinnam zostać tam, gdzie jestem.
    Przypatrywał się jej, by dojrzeć jakąś zmianę na jej twarzy, ale właśnie założyła maskę, byle tylko nie dać po sobie poznać, czy takie odrzucenie ze strony najbliższej w ogóle jakoś na nią wpłynęło.
    – Przykro mi to słyszeć – powiedział, choć nie był pewien, czy potrafi jej współczuć w takiej sytuacji. Sam nie miał najlepszego kontaktu z rodziną, choć najbliższa ciotka mieszkała zaledwie dwadzieścia mil od niego.
    – Nie wyglądasz na zaskoczonego tą informacją – rzuciła Deiji i postąpiła kilka kroków w jego stronę, by jednak zmierzyć się z jego spojrzeniem. Coś ją tknęło, dlatego spojrzała na pracodawcę uważniej, a jej serce przyspieszyło bicie, spodziewając się pewnych rewelacji. Jego poważny wyraz twarzy był jak zapowiedź pewnej odpowiedzi. –  Wiedziałeś?
    Co miał jej powiedzieć? Udawać, że jest zupełnie inaczej, czy powiedzieć prawdę? To była Deiji, najbliższa mu osoba na świecie. Gdyby to przed nią zataił choć chwilę dłużej, mogłaby zakończyć tę relację, a on naprawdę nie wiedział, co miałby ze sobą zrobić, gdyby ją stracił.
    Dlatego stanął na wysokości zadania, zachował się jak na prawdziwego mężczyznę przystało i powiedział:
    – Podejrzewałem, ale… Nigdy nie zapytałem. Chyba bałem się tego, co mógłbym usłyszeć.
    Co podejrzewałeś? – zapytała. Co myślałeś, że usłyszysz, kiedy zapytasz o moją rodzinę? – Założyła przed sobą ramiona. – Że tak, moi rodzice porzucili mnie, kiedy my byliśmy zagranicą, i wrócili do Korei, a teraz nie chcą, bym jechała na ślub młodszego brata, z którym kontakt i tak miałam taki sobie, a teraz to w ogóle jestem wrogiem? Wierz mi, to nie jest coś, czym człowiek chce się chwalić.
    W to akurat wierzył. Ludzie woleli nie mówić głośno o swoich porażkach, by nie wyjść przed innymi na słabeuszy lub tchórzy, których nie stać na naukę i chęć zmienienia siebie oraz swojego życia. Cóż, nie każdego było na to stać, niektórzy za bardzo otulili się swoim wstydem, by szukać dla siebie innej drogi.
    – Rozumiem – odparł tylko i spojrzał gdzieś w bok, niepewny, co teraz zrobić.
    – Skąd w ogóle wiedziałeś, że coś jest nie tak? – dopytała. – Przecież ci nie powiedziałam, a nie poznałeś nikogo z mojej rodziny, by ich o to wypytać. – Znała go na tyle, by wiedzieć, kiedy chwytał się nie całkiem legalnych zagrań. – Sprawdzałeś mnie?!
    Nie powinna być zdziwiona, bo kto jak kto, ale Profesora stać było na zrobienie dziwnych kursów i przyswojenie, jak się gdzieś włamać, wykraść dane i pozostać przy tym niezauważonym, ale nie sądziła, że może wziąć na celownik właśnie ją.
    – Eide…
    – Ok, przyznaję – powiedział szybko, byle tylko nie usłyszeć, jak Deiji nazywa go jego prawdziwym imieniem – prześledziłem ciebie i twoją rodzinę w ostatnim czasie, bo ta rekonwalescencja już mi bokiem wychodzi, chciałem coś porobić i na taką właśnie czynność wpadłem. Wybacz, iż odkryłem coś, o czym nie chciałaś mówić.
Deiji zmrużyła oczy.
    – A to nie mogłeś w tym czasie planować jakiegoś kolejnego zabójstwa, coby twoi koledzy z policji mieli co robić?
    Wiedział, że ją rozdrażnił, już myślał nad tym, co zrobić, by ją udobruchać i nie niszczyć wieczoru, kiedy wreszcie znalazł się w jej mieszkaniu, a tym samym tak blisko niej, ale asystentka miała inny pomysł – za bardzo się już nakręciła, by teraz przerywać swoją wypowiedź.
    – Czasami zupełnie cię nie rozumiem, Profesorze. Jesteś kryminologiem i mordercą, ale w chwili nudy w ogóle odrywasz się od swojej istoty. Jak umiem ogarnąć dlaczego ofiara przemocy domowej, której doświadczyła jako dziecko, zostaje specem od wiktymologii, tak nie umiem pojąć, jak specjalista od zbrodni w chwili, kiedy może myśleć o kolejnej, by się gliny na niej czegoś nauczyły, woli śledzić ludzi i włamywać im się na różne konta. Dlaczego?
    – Bo choć raz chciałem wejrzeć w twoją głowę i serce.
    Ta odpowiedź ją zaskoczyła.
    – Niby dlaczego chciałbyś to robić?
    Nim na dobre pomyślał, uczynił krok do przodu i rozpostarł ramiona, byle tylko zamknąć kobietę w uścisku.
    – Bo jesteś dla mnie ważna i nie znoszę, kiedy cierpisz.
    Te słowa, które miały być tylko błahostką, nadarły z mocą na mur, który Deiji do tego pory budowała wokół siebie. W tej chwili nie potrafiła stawiać oporu emocjom i okolicznościom, które uderzały w nią z każdej możliwej strony. To dlatego pozwoliła się przytulić, sama nawet oparła głowę na ramieniu, które czekało, gotowe przyjąć jej ból.
    Cóż można było rzec więcej? Tego wieczoru poza deszczem padały także łzy, a to, że zdobiły choć przez chwilę nie tylko czyjeś ramię, ale i upieczone na złoto małe udko kaczki, ani trochę nie dodawało niczemu żadnej magii. Czasami deszcz padał także w duszy człowieka, jednak to od niego zależało, czy pozostanie na zawsze wewnątrz, czy może ukaże się i da znać, iż oczekuje wsparcia.
    Bo to po deszczu wychodzi słońce, tylko ono najpierw musi dostrzec te niebiańskie łzy.

   

5 komentarzy:

  1. Pusto tu, a tak być nie może, więc zamiast czekać do niedzieli, to dzielę się komentarzem już teraz!
    Ten tekst Deiji z tym, że pewnie by się profesorek nawet nie zorientował, że obok wybucha granat... Dlaczego ja to sobie wyobraziłam XD. Ogólnie fajny klimat z tym deszczem. Dzięki niemu jakoś od początku czułam ten fragment.
    "– Pamiętaj, że sos musi być esencjonalny – powiedział teatralnie, na co kobieta przewróciła oczami.
    – Będziemy piec kaczkę, Profesorze, a nie malować replikę Moneta" - przy tym się po prostu jawnie zaśmiałam XD. Gęba mi się wyszczerzyła jak nie wiem. Ich duet jest naprawdę fajny! A wystarczy, że tylko kaczkę robią i już coś się dzieje :D.
    Uuuu, Deiji mi podpadła. Co to za głodzenie się, co?! Od takiego jedzenia jednego posiłku to prędzej czy później nabawi się kłopotów ze zdrowiem! Mam jej nakopać do (zapewne) chudego tyłka?!
    Ale to wszystko było takie urocze, serio. I przy okazji delikatne. Podobają mi się jako taka pełna zrozumienia dla siebie para. No, po prostu do siebie pasują, no. Jestem kupiona. Chcę ich więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Morderca i kryminolog? Świetny pomysł. Podczas czytania pierwszej części opowiadania w ogóle nie wzięłam tego pod uwagę. Masz tu dobry materiał na dłuższe opowiadanie albo powieść. Planujesz to rozbudować? Np. piszesz, że Profesor był ofiar przemocy w dzieciństwie, będzie jakaś retrospekcja?
    Chciałabym też wiedzieć jak wyglądają bohaterowie, w jakim są wieku? Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Dzięki za komentarz, cieszę się, że Cię zainteresowałam :)
      Wszystkie poprzednie teksty są do odnalezienia w zakładce "Serie", gdzie widnieją u mnie (Miachar) pod tytułem "Blind Faith".
      Jeśli chodzi o wiek, to w przypadku tekstów spod szyldu "To się dzieje", Deiji ma 29 lat, Profesor 33.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Oj tak z tą ignorancją coś jest na rzeczy, sama widzę po moim otoczeniu, że ignoranci jakoś zawsze płyną razem z nurtem, mają z górki albo coś w tym stylu. I żadne licho się ich nie czepia, a powinno...
    Ciekawa z nich para, choć nie koniecznie współpracuje im się z łatwością.
    Profesor to żyje w takiej szklanej kuli i zauważa tylko rzeczy w jego mniemaniu istotne. A asystentka, no cóż ona ma oko na wszytko. 46h bez jedzenia :o , chyba bym padłą z głodu i to kilka razy :D Widzę tutaj konkretny konflikt rodzinny. Czasami zaczyna sie od małych problemów, które rosną do skali ogromnego konfliktu, gdzie żadna ze stron nie chce zrobić pierwszego kroku. Szkoda, ze jest to jej tak obojętne, choć może i lepiej, bo zamartwianiem się nic by nie zmieniła. Profesor troche wetknął nos w nie swoje spawy. Przyznam, że nie spodziewałam się takiej reakcji Deiji.
    Fajnie napisany tekst i temat też zgrabnie wstawiony w historię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym tekstem trochę mnie zaskoczyłaś :) Dużo tu jest osób i zdarzeń, które wskazują na coś, a potem okazuje się że wychodzi coś zupełnie innego. Ot chociażby, Profesor i asystentka, wyobraziłam sobie nudnego staruszka kryminologa i młodą atrakcyjną Azjatkę. Fakt, że tych dwoje łączyło coś więcej niż praca ew. przyjaźń, przyjęłam z ogromnym WTF. Jeszcze większe WTF wyrwało mi się kiedy dowiedziałam się że Profesor to kryminolog i morderca w jednym! To daje potencjał na niezłą historię. Historia rodzinnych zawirowań trochę tłumaczy romantyczne relacje z profesorem, psychologicznie ujmując brak obecności ojca w wychowaniu prowadzi do takich związków z dużą różnicą wieku, więc tu się trochę to wszystko wyjaśnia. Generalnie ciekawy bardzo tekst, chętnie poczytałabym coś więcej o profesorze i jego morderczych skłonnościach :)

    Dwie rzeczy troszkę mnie zabolały, jedna to fakt, że oddali wino sąsiadce w zamian za kaczkę, a tymczasem kaczkę przynieśli z pracy (?) a druga to zdanie "Dwa kubki wylądowały na blacie, zaś do czajnika wlana została woda." które jest trochę zbyt oczywiste i jeszcze strona bierna tutaj, najpewniej by uniknąć powtórzeń, daje jeszcze większy nacisk na czynność, która jest czytelnikowi obojętna. Zastanowiłabym się jak można by to ugryźć inaczej.

    Poza tym czekam na ciąg dalszy z Profesorkiem amantem :)
    A, i mega bardzo podobały mi się ostatnie 4 zdania. Super!

    OdpowiedzUsuń