ARSENAŁ

niedziela, 1 marca 2020

[51] Tylko Daisy ~ Ivy



Pisanie tego przy smutnych piosenkach nie było dobrym pomysłem.
Chyba…
Przyjemnej lektury!



***


Wędrowałem wzdłuż drogi, kiedy minęło mnie duże auto. Nie powinienem się dziwić, bo przecież to zupełnie naturalne, że jeżdżą one po ulicy, niezależnie od jej stanu, ale akurat to wydało mi się zupełnie inne od tych, które dotąd tędy jeździły. Spore, pachnące zwierzętami oraz czymś, czego nie umiałem zidentyfikować. Zaciągnąłem się, aby to zbadać, po czym jęknąłem, kiedy przykry zapach podrażnił nos. Nie spodobało mi się to. Tak samo, jak fakt, że samochód spowalniał, aż nie przystanął na wąskim poboczu. Zdębiałem. Nikt nigdy czegoś takiego nie zrobił! A na pewno nie w tym miasteczku.
– Hej, przyjacielu. Zgubiłeś się? – Usłyszałem z oddali obco brzmiący głos. Przesiąknięty chrypką nie stwarzał uczucia bezpieczeństwa. Nie zważając na nic, jego właściciel opuścił samochód, brocząc w kałużach, byle do mnie dotrzeć.
Odruchowo przyjąłem postawę obronną. Odsłoniłem zęby, powarkując cicho, pokazując, że zmniejszająca się między nami odległość to zły pomysł. Może nie bywałem aż nadto agresywny, ale nie ufałem temu człowiekowi, chociaż – nie powiem – pachniał o wiele lepiej od samochodu. Czułem od niego przyjemny aromat domu. Domu, którego od dawna nie miałem. Podkuliłem ogon, gdy ten zapach zaatakował ze zdwojoną siłą.
Mężczyzna przykucnął w połowie drogi, wyciągając przed siebie rękę. Koniecznie zależało mu na tym, bym wreszcie stracił cierpliwość. Ewentualnie liczył, że mu zaufam.
Niedoczekanie.
– Nie musisz się mnie obawiać. Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Ile razy już to słyszałem? Dwadzieścia jeden podzielić na trzy? Sto siedem razy dwa? Na pewno umiałbym to stwierdzić, gdybym nauczył się liczyć powyżej dziesięciu, słuchając ludzi. Za to pojąłem coś zgoła innego. Wiedziałem, że kiedy Tata podnosi głos, nie wolno stawać mu na drodze, by nie zostać kopniętym. Wiedziałem, że kiedy Tata podchodzi do szafy i wyciąga coś z szuflady, trzeba stanąć w obronie Daisy i zostać uderzonym. Wiedziałem, że kiedy Mama daje jedzenie i ono śmierdzi, trzeba je zjeść i przecierpieć, bo inaczej niczego innego nie dostanę. Za wiele wycierpiałem, aby na nowo zaufać. Aby raz jeszcze zezwolić na takie traktowanie. 
Mężczyzna nie zamierzał odpuścić. Kiedy ja rozmyślałem nad bolesną przeszłością, jakimś cudem zdobył smycz. Wyciągnął ją z samochodu? A może trzymał w kieszeni, czekając na odpowiedni moment? Nie widziałem jej wcześniej. Pachnąca innymi psami, wydawała się zupełnie znajoma. Spacery po parku. Wycieczki do sklepu i strzeżenie go, nim nie wróciła. 
Nie, nie, nie. 
– Nic ci nie zrobię. Nic ci nie zrobię. Nic ci nie zrobię…
Zrobię, zrobię, zrobię… 
Krok w tył. Kolejny. Jeszcze jeden. Czułem się jak zamknięty w ciemnej piwnicy, gdzie trafiałem za nieposłuszeństwo. W piwnicy przejętej przez wredne szczury, atakujące stadnie, pragnące przejąć nade mną władzę. Przesiąkałem dobrze znanym strachem, a jego część ponownie wydobyła się z mojego gardła. Ostateczne ostrzeżenie.
Piesku – wypowiedział, po czym zacmokał, aby zwrócić na siebie uwagę. – Robi się coraz zimniej, nie możesz tak się szlajać. Na pewno ktoś się o ciebie martwi.
Na nic zdawały się wszelkie próby pozbycia natręta. Jawnie je ignorował, brnąć uparcie do przodu. Postanowiłem zadziałać zgoła inaczej. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale uliczne psy uważały, że to wcale nie jest trudne. Wystarczy uwierzyć w siebie. Zawalczyć. Stać się tą postacią z telewizora, którą zwą aktorem. 
I tak zrobiłem. 
Na efekt nie trzeba było długo czekać. Kiedy mężczyzna poczuł się na tyle pewny wygranej i wyciągnął ku mnie dłoń, bez wahania wprowadziłem plan w życie. Skoczyłem, chwytając go za nią. Zacisnąłem zęby. Okrzyk bólu wypełnił przestrzeń, a posmak krwi sprawił, że oprzytomniałem. To było złe. Okrutne. Musiałem przestać! Puściłem jego zranioną rękę i – nie zważając na nic – popędziłem przed siebie. Łapy boleśnie uderzały o grudki ziemi, gdy przemykałem przez rozległe pole. Wiatr i źdźbła zboża tarmosiły brudne futro, ale ja biegłem dalej. Musiałem zniknąć. Ukryć tak, by mnie nie odnalazł i nie próbował zabrać ze sobą. Zaszyć w dziurze, by nie ukarano za ten paskudny występek. Za brak zaufania. 
Bo ufałem tylko Daisy. Kochanej Daisy, która stała się moim oczkiem w głowie. Jasnym płomyczkiem, dzięki której czułem, że jestem potrzebny. Dziewczynce kochającej śpiewać i tańczyć, gdy nikt nie widział. Pani wymawiającej moje imię z czułością.
Lucky, Lucky, Lucky...
Daisy, której już z nami nie było.

3 komentarze:

  1. Ale ciekawy zabieg tutaj zrobilas, na poczatku myslalmze mowisz o osbobie, a nie psie idacym kolo drogi. Pozniej zrozumialam, ze samochod pachnacy zwierzetami to samochod hycla. Do tego te wspomnienia z dawnogo domu I wzory zachowac do jest dozwolone, co nie, a co konieczne mimo, ze nieprzyjemne. I tak milosc psia do dziewczynki, kotrej juz nie ma? coz strasznego stalo sie Daisy, domyslam sie ze to ojciec jej cos zrobil. Psie zycie... nigdy taki nie wiem kiedy wpadnie z deszczu pod rynne I w pewnym momencie pozostaje tylko ucieczka.
    Bardzo spodobal mi sie ten tekst, wiecej takich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    A ja dość szybko przystąpiłam, że narratorem jest porzucony psiak, który ma zachwiane poczucie tego, co należy, bo jego przeszłość była dość bolesna. Pięknie oddane emocje i zachowanie, podobają mi się rozmyślenia, zaś retrospekcja domu, w którym żył - nóż mi się w kieszeni otwiera na myśl, że ktoś źle traktował nie tylko psa, ale i własne dziecko. Normalnie dopasowanym tych rodziców i zrobiła im go samo, co oni małej Daisy. Widać, że Lucky bardzo kochał tę dziewczynkę i to ona była najważniejsza w jego życiu.
    Normalnie zaczynam trzymać kciuki za to, by Lucky znów miał szczęście. I by odnalazł swoją Daisy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, kurde. Ja od początku wiedziałam, kto był narratorem, bo już mi o zamyśle na to opko mówiłaś, ale to nie zmieni faktu, że bałam się do niego podejsć, bo już kiedy go sobie przeglądałam, widziałam, że jest jakiś taki... bolesny w swoim psim kształcie. A ja panicznie się boję smutnych tekstów i filmów o psach, nooo! >D Ale uważam, że jednak nie było tak źle. Przeżyłam. I jednocześnie uważam, że to naprawdę dobry fragment, serio. Szczególnie zakończenie wbija w siedzenie. I te uczucia, które miał w sobie pieseł. Chociaż język czasami był trochę zbyt skomplikowany jak na myśli psa, tak sądzę, ale jednak bardzo fajnie się czytało. Uch, nie umiem dzisiaj złożyć myśli, musisz mi to wybaczyć... XD

    OdpowiedzUsuń