ARSENAŁ

niedziela, 1 marca 2020

[51] One day I'm gonna be free ~ Miachar


    Spacerniak to może nie było najlepsze miejsce do urządzania sobie sesji dumania i przemyśleń – zawsze istniało ryzyko, że oberwie się z piłki bejsbolowej, lub, co gorsza, z kija prosto w łeb – ale na powietrzu zawsze lepiej mu się myślało niż w zamkniętym pomieszczeniu. No i słońce ze swoją witaminą D też dobrze mu robiło.

    Siedział więc sobie na ławeczce skąpanej w promieniach, wzdychał z pewną nostalgią, a kolejne minuty miały czelność mijać bez ustanku, jakby był to jedyny cel ich istnienia według ludzkiej miary.
    Jego towarzysz był o wiele bardziej sceptycznie nastawiony do sytuacji, w jakiej obaj się znaleźli. Nie uważał, by pobyt w więzieniu był konieczny do zyskania szacunku na dzielni czy zdobycia pewnych doświadczeń, ale nie mówił o tym głośno – jeszcze ktoś by go podsłuchał i doniósł tam, gdzie nie trzeba, a jego spotkałby marny los.
    – Rozchmurz się – usłyszał w lewym uchu, bo na prawe był głuchy, więc kompan musiał siedzieć po odpowiedniej stronie. Spojrzał na niego z uniesioną brwią. – Paka nie jest taka zła, zawsze mogło być gorzej.
    Brzmiało to jak jakieś durne pocieszenie, którym nie było, czemu dał wyraz, śmiejąc się gorzko.
    – Tak, masz rację. Przecież mogliśmy skończyć półtorej metra pod ziemią i gryźć już kwiatki od spodu. A tak mamy cały czas do czynienia z przestępcami, którzy z chęcią połamaliby nam kości na śniadanie. Dzięki, ale ja wolę się stąd zmywać.
    Nad ich głowami przeleciały jakieś dwa ptaki. Ciężko było rozpoznać, jakiego gatunku były – obaj byli na bakier z nazewnictwem – jednak w ich głowach zdawały się albo wolnymi mewami (to pan optymista), albo sępami, które tylko czekają, by dostać się do ich rozkładających się ciał (to pan pesymista). Na tle błękitnego nieba i wśród tych nieliczny obłoków, jakie się zebrały, ptaki te szybko stały się jedynie przemijającymi punktami. Szkoda, że ich, mężczyzn,  pobyt tutaj nie mógł zostać przyrównany do takiego ptasiego życia. Stąd bowiem nie mogli wyrwać się wtedy, gdy chcieli, zbyt wielu strażników kręciło się na tym niewielkim placu, nie mówiąc o tych wewnątrz każdego z więziennych bloków. Ostatnie, co mogli tu mieć, to wolność.
    – Ej no, nie jest aż tak źle – łapacz witaminy D spróbował jeszcze raz. – Jeść dostajemy, spać gdzie mamy, nawet możemy pracować w stolarni, to chyba nie ma tak źle?
    Jego kompan aż się wzdrygnął. Przecież w stolarni jest tyle narzędzi, że mogliby zginąć na kilkadziesiąt różnych sposobów! To naprawdę nie poprawiło mu humoru.
    Zerknął na towarzysza, po czym splunął na tę niewielką kupkę jeszcze zielonej trawy pod swoimi nogami.
    – Wolałbym umierać na koronawirusa niż dwa razy dziennie ryzykować, że jak tylko wejdę do łazienki, to ktoś złapie mnie w żelaznym uścisku i zgwałci – odparł i nagle zamarzył o papierosie, który idealnie wkomponowałby w prowadzoną rozmowę. Szkoda, że jeszcze nie ma znajomości, by sobie jakąś paczkę załatwić. Będzie musiał się dowiedzieć, co i jak.
    – Słyszałem, że gwałcą tylko, jak się schylisz po mydło – rzucił kolega, a po tonie jego głosu dało się zauważyć, iż zdumiało go i zaniepokoiło to, co usłyszał..
    – Ty to naprawdę niewiele wiesz o prawdziwym życiu, co? Takie rzeczy to w filmach i serialach, rzeczywistość jest o wiele bardziej brutalna.
    Nie usłyszał niczego w odpowiedzi, bo nagle bardziej interesujące od rozmowy było to niebo, wyznacznik wolności dla tak wielu istnień żywych i martwych przedmiotów. Było rajem na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak bardzo odległym, prawie mistycznym. To wpatrując się w niebo, tak wiele zagadnień podjęto, tak wiele rzeczy może wymyślono. Niebo bywało inspiracją i celem. Dla nich może też nim być.
    – Czyli nie jesteśmy jak Morgan Freeman i Tim Robbins w „Skazanych na Shawshank”? – odezwał się ponownie i nawiązał do jednej ze swoich ulubionych produkcji.
    Kompan spojrzał na niego i zamyślił się na sekundę.
    – Skazani jesteśmy na pewno, ale czy na Shawshank? No, chyba nie bardzo.
    Optymista westchnął niczym zakochany bard i zamknął oczy, by zobaczyć pod nimi mroczki.
    – To się chociaż nie poddawajmy – zasugerował, jakby uważał, że wypowiedzenie tego głośno jakoś im w tej sytuacji pomoże. Gdyby słowa wyciągały ludzi z więzienia, wielu prawdziwych przestępców chodziłoby sobie po ulicy jak gdyby nigdy nic. Ale on o tym nie myślał, łapał się tylko możliwości w różowych okularach. – To tylko sto dni, damy radę.
    Jego kolega pozostawał sceptyczny do wszystkiego, co tamten mówił. Może lepiej znał życie?
    – O ile ktoś prędzej nie da rady nam.
    W odpowiedzi usłyszał śmiech, który miał w sobie radosną nutę; taką, która będzie – mimo wszystko – umierać z każdą godziną pobytu w tym zamknięciu.
    – Nie łammy się, bracie – powiedział i wstał, by się rozciągnąć. Nie wiedział, że przy tym zwrócił na siebie uwagę kilku Latynosów, którzy także odbywali swoje wyroki i mieli małą chrapkę na tego słowiańskiego chłopaczka. – Pewnego dnia będę wolny na nowo, a ty razem ze mną! – Zaśmiał się i poklepał kumpla po plecach. – Damy radę, bo jak nie my, to kto?
    Pan sceptyk pokręcił tylko głową, ale ruszył za kompanem, który żegnał w wylewnych słowach słońce, i razem z innymi więźniami wrócili do budynków więzienia, gdzie każdy dzień mógł być ostatnim, jeśli tylko zaszło się za skórę komuś, kto pociągał tutaj za sznurki. 
   

2 komentarze:

  1. Wiezienne realnia, to lubie. Para kryminalistow, ktorzy przez pake proboja zdobyc szacunek na dzielni, dobre :D ale jak prawdziwe...:( I ta perspektywa, ze wiezienie jest jak scenariusz filmu...hmmm siedzisz I czekasz na smierc ( jak w skazanych na Shawshank - jeden z moich ulubionych filmow), albo siedzisz I zcekasz na wyjscie, o ile mas tyle szczescia, ze jestes skazany tylko na sto dni. Jak wiadomo w wiezieniach roznie byla, jak napisalas kazdy dzien moze byc twoim ostatnim, czy dotrwaja do konca okresu karego, to sie okaze, choc mam watpliwowsci co do pana optymisty, ktory az zanadto rzuca sie w oczy. Fajny tekst, czekas takiego wlasnie spodziewalam sie po temacie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak usłyszałam te słowa, że paka nie jest taka zła i zawsze mogło być gorzej, to od razu wiedziałam, że zostanie poruszona kwestia bycia metr czy głębiej pod ziemią, niezależnie czy na cmentarzu, czy w lesie. Także jego więzienny kumpel miał rację. Chociaż wizja łamania kości już popsuła tę dobrą wizję, chociaż dzięki temu czujesz, że nadal żyjesz… Dobra, idę w złe rejony.
    Całkiem ciekawie ukazane wizje więzienia od strony optymisty i pesymisty. Ich dialog pomógł podkreślić liczne różnice w przemyśleniach na poszczególne tematy, niekoniecznie należące do tych łatwych i cudownych. Trochę feerii barw, nutka szarości i oni – odizolowani od reszty świata, koczujący w miejscu, które nigdy nie stanie się niczyim domem. Tekst przyjemny w odbiorze, dobrze zarysowani bohaterowie. Nawet widać nutkę aktualnej sytuacji (koronawirus). W punkt.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń