ARSENAŁ

niedziela, 9 lutego 2020

[48] Quisiera: Si me dejas voy a anclarte el corazón ~Miachar


            Jeśli mnie opuścisz, zakotwiczę twoje serce
            Nie był tutaj od naprawdę dawna. Właściwie to od ostatnich wakacji, wiele więc miesięcy upłynęło, nim ponownie stanął przed drzwiami jej pokoju. Przy tych kilku okazjach, jakie się nadarzyły od dnia wyjazdu na studia do dzisiaj, zawsze siedział tylko w salonie i w towarzystwie kogoś z którejś rodziny. Od naprawdę długiego czasu nie był w najbardziej znajomej sobie przestrzeni z tą dziewczyną sam na sam. I nie spodziewał się, że aż tak będzie go tak stresować.

            Co tak stoisz? Wejdź do środka.
            Nie posłuchał. Nie był może demonem, który potrzebuje trzykrotnie usłyszeć pozwolenie, nim przekroczy próg, czuł za to, że nie należy swoją obecnością naruszać pokoju, który dla dziewczyny nadal był azylem, tym miejscem, w którym czuła się najlepiej.
            Rebeca podeszła do biurka i wyszarpnęła jedną ze szuflad, a Juan stał, jak stał. Obserwował ją uważnie i zastanawiał się, jak do tego doszło, że tu wylądowali.
            A, no tak. Bec zachowała scenariusze sztuk, w jakich występował w liceum, a które teraz były nu potrzebne do przerobienia w jedną sztukę na zaliczenie z zajęć. To dlatego zaszedł tu tego przedpołudnia, przegonił z pokoju dziennego, gdzie oglądała telewizję, i nakazał szukać tego, co było mu potrzebne.
           
  Gdzieś tu muszą być   mamrotała dziewczyna pod nosem, zapominając o tym, że sąsiad stoi i patrzy na nią, mając przy tym dość ciekawy widok, jaki stanowił jej wypięty tyłek.
            Ale tego Juan zdawał się nie zauważać. Oparł rękę na framudze drzwi, gdy ja obserwował, a jego oczy zapłonęły. Nie ogniem, którym mógłby podpalić świat, by spłonąć razem z nim
podobne myślenie o przyszłości w ogóle się go nie trzymało raczej czymś na kształt uczucia, czułości. bo właśnie to czuł, patrząc na koleżankę, z którą trzymał się od dzieciństwa, a która okazała się nie tylko tą, z którą mógł bielić nowe drzewka owocowe w ogródku dziewczyny, by nie stała im się krzywda, ale też tą, która trzymała jego serce w swojej garści.
            Nie sądził, że kiedykolwiek Rebeca będzie dla niego kimś więcej, a kiedy to się stało, był zaskoczony. Tym bardziej, iż doskonale zdawał sobie sprawę z uczuć, jakimi Bec darzyła jego starszego brata. I choć niemożliwym było związanie się dziewczyny z Miguelem, to i tak Juan bywał zazdrosny, gdy ci ze sobą rozmawiali. Nikomu jednak o tym nie mówił, pewnie nikt by się niczego nie domyślił, bo przecież tak dobrze umiał grać i kryć się z tym, co siedzi w jego środku. Aż tamtego popołudnia zadał pytanie i tak wiele postawił na szali, tak wiele mógł utracić. Nie wiedział jednak, do czego doprowadził
  od świąt minęły już miesiące, a dziewczyna nie odpowiedziała, czy zdoła się w nim zakochać. Ta cisza powinna być chyba odpowiedzią, on jednak ani myślał o tym, że Bec może dać mu kosza. Znał ją; jeśli jej serce nie reagowało na niego szybszym biciem, powiedziałaby mu o tym, ale wciąż milczała i nie wracała tak często do tamtej rozmowy. Ale zdarzało jej się wracać, wtedy na nowo budziła w nim nadzieję. Och, wolał wiedzieć, czy jest głupcem, czy też może nie, ale teraz nie miał odwagi, by o to pytać.
            Przyglądał się przyjaciółce, która poruszała się po przestrzeni trochę wolniej. Na jej miejscu miałby problem, by odnaleźć cokolwiek w tym jakże artystycznym nieładzie, jaki panował nieustannie w tej części pokoju, ale Bec w ogóle się tym nie przejmowała. Ominęła wzrokiem kolekcje pamiętników z podstawówki, które trzymała na pamiątkę, by pośmiać się w chwili smutku, oraz tomy jednej mangi, które zachowała jak skarb, tak cenny, iż nigdy nikomu ich nie odda ani nie spali. Nie rozumiał może tej miłości, ale akceptował to, bo akceptował Bec w całości, taką, jaka była, choć różniła się od niego czasami aż za bardzo. W ogóle dziwił się, że mógł poczuć coś do kogoś innego od siebie. Jak widać, to uczucie go zaskoczyło. Ale i tak pragnął, by dawna sąsiadka to odwzajemniła. Chyba liczył, że i on doświadczy swojego love story.
           
– No gdzie one są? – mamrotała nadal, nie zdając sobie sprawy z tego, o czym właśnie myśli kolega. Dotarła do wąskiego regału, gdzie zalegały teczki ze starymi esejami i opowiadaniami, które tworzyła, nie mając na nie zbyt dużej wizji. – Czyżby…?
            Sięgnęła po tę ulokowaną najwyżej, a na ten ruch dziewczyny Juan wszedł do pokoju. Nie uczynił tego, gdyż stojąc na palcach i opierając się o ramę, dziewczyna się zachwiała, ale dlatego, iż podczas dźwigania ręki jej koszulka przesunęła się do góry, ukazując bladą skórę na plecach. To właśnie jej widok sprawił, iż chłopak się poruszył, a to, co miał w głowie, stało się nagle nieprzyzwoite. Aż się zarumienił.
            – Ha! – Okrzyk pełen zwycięstwa wydostał się z ust Rebeki. – Mówiłam, że gdzieś je mam? – Wreszcie spojrzała na sąsiada i zmarszczyła czoło, widząc, w jakim ów jest stanie. – Juan, wszystko w porządku?
            Nie wiedział, gdzie podziać oczy ani co powiedzieć, by nie wyjść przed nią na błazna. Westchnął tylko i spróbował się uśmiechnąć, co nie przyniosło takiego efektu, jakiego pragnął, ale choć trochę uspokoił nim dziewczynę.
            – Tak, jest ok. Naprawdę zachowałaś je wszystkie? – zapytał, zbliżając się i zerkając do teczki, która kryła w sobie kilkadziesiąt spiętych stron. – Że też chciało ci się to brać ze sobą po premierach.
              Ktoś musiał to wszystko zebrać i stworzyć z tego odpowiednią stronę do kroniki. Gdybyśmy nie mieli zdolnych ludzi na roku, w tym i ciebie, nie mielibyśmy niczego do pozostawienia kolejnym pokoleniom.
            To wyjaśnienie brzmiało dobrze i zgodnie z prawdą – faktycznie poza Juanem aż piątka innych uczniów z ich rocznika była co rusz angażowana do kolejnych spektakli, trzeba było o tym wspomnieć w księdze na zakończenie edukacji.
            – No i to nie były wcale aż takie złe sztuki – dodała. – Może nie za każdym razem ich tematyka mogła porwać młodzież czy też rodziców, ale spisywaliście się nieźle. To taka moja pamiątka po tym, co przeżyliśmy.
           Przeżyliśmy. My. Bo gdy Juan grał, Rebeca pisała o tym do gazetki, czasami nawet była w ekipie scenografów, choć talentem zbyt wielkim pochwalić się nie mogła. Za to umiała rozstawić w przestrzeni wszystkie rekwizyty tak, by nie wadziły nikomu z obsady, a to czasami naprawdę ratowało występy i nogi aktorów.
            – Aż mi smutno, kiedy pomyślę, że to już minęło – westchnęła, po czym zerknęła na kolegę. – Tak poza tym to o czym planujesz napisać tę swoją sztukę? No i ile masz na nią czasu? Pomóc ci jeszcze jakoś?
            Chłopak patrzył prosto w oczy przyjaciółki, a jego serce, do tej pory drżące z powodu jej obecności, zamieniało swoje bicie w spokojny bieg, rytmiczny, niczym melodia, która wpływa kojąco na nerwy. W tych oczach widział całą dobroć świata, bo właśnie Bec była najlepszą osobą, jaką w całym swoim życiu poznał. A do tego zawsze miała baczenie na innych ludzi, interesowała się nimi i dbała, by mieli się dobrze. Potrafiła być zarówno dla siebie samej, jak i dla innych, w dodatku po równo, w tym samym stopniu. Mimo młodego wieku odnalazła już równowagę w tym zagadnieniu. Podziwiał ją za to i uwielbiał jeszcze bardziej.
           
  Myślę, że będzie dysydentem odpowiedział, kiedy uznał, że przedłuża ciszę, nie udzielając odpowiedzi, której dziewczyna oczekuje. Kimś, kto przeciwstawi się reżimowi, choć będzie musiał przejść niełatwą drogę, by inni ujrzeli, że jego racja jest tą właściwą.
            Rebeca uśmiechnęła się do niego, a błysk w jej oczu przygasł, zastąpiony przez łagodność i czułość, które dostrzegała także w spojrzeniu kolegi. Na które zwracała większą uwagę od tamtego przyjęcia, kiedy dotarło do niej, że dom ma zawsze przy sobie, jeśli tylko Juan jest obok.
           
– Podejrzewam, że gdybyś miał ją wystawić, to byłbyś także reżyserem i odtwórcą głównej roli? – W jej uśmiechu nie było kpiny. – Moim zdaniem powinieneś być, Juan. Bo jesteś nie tylko dobrym aktorem, twój talent jest o wiele szerszy. Mam nadzieję, że studia pomogą ci osiągnąć to, co jest ci przeznaczone.
            Chciał zapytać, czy ona także być może jest jego przeznaczeniem, ale głos ugrzązł mu w gardle. Nie umiał powiedzieć słowa, kiedy tak wiele ich pchało mu się na usta. Mógł patrzeć i myśleć o tym, że jeśli kiedyś dziewczyna odejdzie z jego życia – bo to było bardzo możliwe i prawdopodobne – on zakotwiczy jej serce w swoim, zapamięta ją jako cud, który się wydarzył, a on miał szansę go obserwować.
            – Dz… Dzięki – zdołał wyszeptać, przejmując od Bec teczkę ze scenariuszami. – Za to i za twoje wsparcie, to wiele dla mnie znaczy.
            – Jasne, od czego ma się przyjaciół?
            Przypatrzył jej się uważniej. Nigdy nie mówili o sobie głośno jako o przyjaciołach, raczej nazywali się w towarzystwie sąsiadami bądź dobrymi kolegami, dopiero studia pokazały im, że faktycznie są dla siebie przyjaciółmi, którzy dzielą się tym, co siedzi im w głowach i kłócą z troski o siebie.
            Jego serce ponownie przyspieszyło.
            – Tak. Przyjaciółmi.
            Rebeca była niemalże pewna, że chłopak zażartuje sobie z tej wypowiedzi lub teatralnie zacznie się puszyć, iż posiada taki status, on jednak jakby trochę przygasł, a w jej głowie pojawiło się to, co wiedziała już jakiś czas.
            – Słuchaj, ja… – Świadomość to jedno, powiedzieć o tym to drugie i czasami o wiele cięższe. – Ja…
            Nie dane jej było dokończyć, gdyż ktoś właśnie z okrzykiem wpadł do domu.
            – Rebeca! Mam te żelki, chodź zobaczyć!
            Dziewczyna westchnęła i skierowała się do wyjścia z pokoju. Chłopak, nie mogąc znieść tego, że być może zostanie tu sam, poszedł za nią. Oboje zdawali się być przegranymi w walce o coś, co jeszcze nie miało miejsca.
            – Widać, że zakupy musiały się udać – mruknęła dziewczyna pod nosem, gdy wraz z Juanem zjawili się w kuchni, gdzie jej mama właśnie rozpakowywała towary z reklamówki.
            – Żebyś wiedziała – odezwała się kobieta i uśmiechnęła do studenta. – Cześć, Juan, miło cię widzieć. Zjesz z nami lunch?
            Pytanie to nie padło po raz pierwszy, pewnie też nie ostatni, ale chłopak dłużej niż zwykle myślał nad odpowiedzią.
            – Dziękuję, ale będę już szedł do siebie, muszę zająć się pewnym projektem. Do widzenia pani. – Zerknął na krótką chwilę na przyjaciółkę. – Cześć, Bec.
            – Juan…
            Nie potrzebował, by koleżanka odprowadzała go do drzwi, doskonale wiedział, gdzie się znajdują, a jakoś nie pragnął w tej chwili jej towarzystwa. Coś się bowiem wydarzyło w pokoju, coś, czego nie był pewien i co mu nie pasowało, ale wydawało się, że zaistniało.
            Czyżby Bec chciała odpowiedzieć mu na grudniowe pytanie i to pozytywnie? Coś takiego zaświtało mu w głowie, a on nie czuł się gotowy na to, by się z tym zmierzyć.
            Bo to było takie nierealne, niemożliwe.
            A może jednak?

           

3 komentarze:

  1. Dawno nie czytalam o Rebece I Juanie. Fajnie uzywas slow kluczowych, szczegolnie slowa bielic, az sie usmiechnelam na mysl o tych drzewkach owocowych :) pamietam ten tekst kiey Bec przymizgiwala sie do jego starszego brata az chlopak nie wytrzymal,, ale zeby tyle czasu trzyac go w niepewnosci, dziewczyna serca nie ma, a moze i ma ale dla obu i sie biedna zdecydoac nie moze. Akceptowal ja taka jaka byla - no wlasnie ona chyba nie zdaje sobie sprawy jak bardzo zawrocila mu w glowie. No a poza tym przeciwienstwa sie przyciagaja, wiadomo jak jest. Widac ze Rebeca docenia talent aktorski i wspolnie spedzone chwile zwiazne ze szkola, ale chyba dzies po drodze zgubila sie i do konca nie wie kim tak naprawde jest dla nie Juan.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak dawno nie było tego uniwersum, że już niemal zapomniałam, o czym ono jest! Myślę, że to taka wada posiadania wielu uniwersów. Nieraz nie ma się wystarczająco czasu, aby każdemu z nich poświęcić odpowiednią dawkę weny.
    Jakoś nie mogłam się wczuć w ten tekst, ale może to przez zmęczenie. Juan za bardzo to wszystko przeżywa. Jakby mu powiedziała, że go kocha, to pewnie już w ogóle dostałby zawału chłopak huehue. Ale i tak życzę mu powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) To śmieszne, ale na dzień dobry rozbawił mnie wypięty tyłek. W sensie myślałam że będzie bardziej uczuciowo i patetycznie, a tu taka prosta sprawa.
    ... o nie, jak to go nie zauważył? Naprawdę?! Czy Juan jest facetem? Gdyby to było moje opowiadanie to Juan zauważyłby ten tyłek a jego oczy zapłonęłyby pożądaniem. Ciekawe jak to się dalej potoczy z tym romantykiem ;)

    Hm.. czyli on ją zapytał czy zdoła się w nim zakochać, ona milczała, a teraz tak o przyszedł sobie po scenariusze?

    Ojej, no wreszcie jakiś odruch pożądania. Ufff..

    Powiem szczerze, że trochę mnie denerwuje że oboje coś czują do siebie i przynajmniej jedno to powiedziało, a i tak ze sobą nie są. W sensie no nie mam pojęcia dlaczego ona mu nie odpowie.

    Mam nadzieję że się kiedyś dowiem ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń