ARSENAŁ

niedziela, 19 stycznia 2020

[45] Vivid dreams ~ Kaja Wika

Vivid dreams



            Mogłoby się wydawać, że robota zaklinacza snów jest czymś niezwykle fascynującym, a ludzie ustawiają się w kolejce do twoich usług. Nic bardziej mylnego. Całymi nocami potrafię siedzieć w gabinecie, oczekując na wizytę ciekawego pacjenta, ale jedyne przypadki, jakie mnie odwiedzają, to osoby mające problem z koszmarami lub też tak zwani miłośnicy senników, czyli ludzie, którzy proszą o przetłumaczenie tego, co im się przyśniło poprzedniej nocy. Czasem zdarzy się osoba, która prosi o zesłanie jej przyjemnych snów, bądź też zesłanie tych złych na kogoś innego – tym drugim się nie zajmuje i zawsze odsyłam delikwenta z kwitkiem.
            Pracuje głównie nocami, gdyż wtedy najłatwiej jest wprowadzić pacjenta w stan REM, choć znajdą się i tacy, którzy uwielbiają spać w dzień, wtedy umawiam specjalną wizytę na sobotę po południu. W końcu ja też kiedyś muszę się wyspać. Z przykrością stwierdzam, że mój zawód nie jest niczym nadzwyczajnym w tych czasach. Gdy byłam dzieckiem, koleżanki mojej mamy dwoiły się i troiły, aby jej wyjątkowe dziecko pomogło ich dzieciom z koszmarami czy potworami w szafie… Tak potwory w szafie – do tego potrzebny był psycholog, a nie zaklinacz, ale niektórym nie wytłumaczysz. Teraz powstały nawet specjalne kolegia, uczące młodych ludzi, jak wykorzystać ten dar. Jako osoba dorosła również przez nie przeszłam, aczkolwiek wszystko, co powinnam wiedzieć, nauczyłam się w praktyce, gdy byłam jeszcze nastolatką. 
            Gdy nie było pacjentów w zasięgu wzroku, lubiłam walnąć się na leżance z ulubioną książką. Tak też zrobiłam teraz. Odpływając do świata Sir’a Doborosa i Lady Bird, rozciągnęłam zmęczone nogi. Nagle usłyszałam pukanie. Zmarszczyłam brwi w oznace niezadowolenie, ale ostatecznie wstałam i przywitałam kolejnego pacjenta. Do gabinetu wszedł młody mężczyzna, kłaniając się uprzejmie. Zaprosiłam go do pomieszczenia i wskazałam kanapę. Mężczyzna usiadł, po czym wlepił wzrok we mnie.
            – Z czym pan do mnie przychodzi? – zapytałam profesjonalnie. 
            – Przyszedłem na konsultacje – odparł, co bynajmniej mnie nie zdziwiło. Nie on pierwszy i nie ostatni. – Chodzi o sny.
            Tego to ja się mogłam domyślić. Nie zajmuje się wszak zielarstwem ani niczym w ten deseń.
            – Czy chodzi o koszmary? – zapytałam, ułatwiając pacjentowi konwersacje. 
            – Czy słyszała pani o… – Tutaj ściszył ton. – Świadomych snach? 
            Spojrzałam na niego ponad oprawką moich okularów.
            – Dlaczego pan się tym interesuje? 
            – Więc słyszała pani? – Nie dawał za wygraną. – Chcę się nauczyć tej techniki i…
            – I? – zapytałam, mimo że wiedziałam, co chcę dalej powiedzieć.
            – Chcę podróżować – odpowiedział – i wykorzystywać do tego swój cenny czas podczas snu.
            – Znam łatwiejsze metody dla pasjonatów podróży. Tutaj za rogiem jest biuro podróży – zaczęłam, ale przerwałam, widząc zniecierpliwioną minę mężczyzny. 
            – Nie o takich podróżach mówię. – Spojrzał na mnie znacząco. – Wie coś pani na ten temat czy nie? Bo jeśli nie, to nie będę tracił czasu na amatorkę.
            Przyznam, że trochę poszło mi w pięty i unosząc się z dumą, odpowiedziałam:
            – Wiem wszystko o snach, w tym o świadomym śnie. Nauka tej metody trwa parę tygodni, jeśli nie miesięcy i skoro czas tak pana nagli, to może warto poszukać pomocy gdzieś indziej.
            Mężczyzna pochylił się w moim kierunku. Teraz patrzył na mnie w zupełnie inny sposób, pełen zainteresowania i może nawet szacunku.
            – Pieniądze nie mają znaczenia – stwierdził. – Chce mieć panią na wyłączność.
            – Że co? – Nikt jeszcze w życiu nie zdenerwował mnie jak ten facet. – To może najpierw pierścionek?! Chociaż imie i nazwisko tez wypadałoby podać! – Wykrzyknęłam zbulwersowana.
            – Niech mi pani wybaczy. Tak się rozochociłam na myśl o tej zdolności, że zapomniałem się przedstawić. – Jegomość wstał i ukłonił się elegancko. – Nazywam się Leopold Wird.  
            Nie wiem dlaczego, ale na samo nazwisko wybuchłam śmiechem. Leopold wstał i chyba nie wiedząc jak się zachować, zaczął przebierać stopami w miejscu. Jego twarz pokrył purpurowy rumieniec, a ja zrozumiałam, że zawstydziłam swojego pacjenta. To było bardzo nieprofesjonalne.
            – Panie Wird. – Uspokoiłam się, gryząc się w język. – Podróże astralne, wymagają wiele pracy, ale nie jestem w stanie poświęcić dla pana cały swój czas roboczy. Mam także innych pacjentów. – Nie tak fascynujących i wytrącających z równowagi, ale… – Umówmy się na trzy wizyty w tygodniu.
            – W porządku. Od czego zaczniemy?
            Gdy perspektywa stania się Guru, wydawała się coraz bardziej realna, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze postępuje. Zsyłanie dobrych snów to jedno, ale wysyłanie pacjenta w podróże między wymiarami to zupełnie co innego. Co, jeśli się zgubi? Albo postanowi nigdy nie wrócić do rzeczywistości?
            – Czy jest pan pewien, że tego chce? W przypadku podróży astralnych istnieje ryzyko… – Chciałam mu wszystko wyperswadować, ale mężczyzna położył mi palec wskazujący na ustach.
            – Wychodząc z domu, ponoszę ryzyko, że zginę pod kołami samochodu, albo w wyniku innego nieszczęśliwego wypadku. Chcę żyć pełną piersią i być wszędzie tam, gdzie może dotrzeć moja świadomość.
            W pewnym sensie miał rację, a ja miałam już dość pospolitych problemów związanych ze snem. Miło będzie zająć się czymś poważnym, czymś, do czego byłam przygotowywana przez całe życie. 
            Wyciągnęłam dłoń do pana Wirda.
            – Umowa stoi – powiedziałam. Długo nie musiałam czekać na uścisk dłoni. 

3 komentarze:

  1. Hej :)
    Wydawało się, że cały tekst będzie w takim stonowanym tempie, bez żadnego plot twista - ot, poznany pracę tej kobiety - ale ja to jestem wdzięczna za pana Wirda (uśmiechnęłam się przy jego personaliach) i jego chęć do podróży astralnych. Zapowiada to bowiem niezły ciąg dalszy.
    Historia może nie jest długa, ale jak na wprowadzenie idealna. Widać, że to będzie odmiana dla bohaterki, a Leopoldowi pozwoli na spełnienie marzenia. Jego ekstrakcja wygląda na niezdrową, ale jeśli sobie tego życzy... W końcu klient nasz pan :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaklinacz snów to ciekawy zawód. Fajnie to wytłumaczyłaś. Nie jako taki niesamowicie niezwykły zawód, ale coś, co stało się już codziennością.
    O, lubię tematykę świadomych snów, chociaż raczej bym stawiała, że da się jej nauczyć w kilka miesięcy niż tygodni.
    Fajnie tak sobie konwersowali (chciałam napisać konserwowali lol), ale... myślałam, że to będzie trochę dłuższy tekst! Szkoda. Ale może zrobisz kiedyś jakąś kontynuację, żeby rozszerzyc temat. To byłoby fajne.

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał! Ależ mi się podobal ten obrazek! Takich one shotow proszę strzelać więcej! Może najpierw pierścionek xdxd dobre! I ten zawód i nakreślenie postaci, jak na krótki tekst, świetnie Ci to wyszło, świetnie to przedstawiłaś! Pełna, perfekcyjna i oryginalna realizacja tematu!

    OdpowiedzUsuń