ARSENAŁ

niedziela, 19 stycznia 2020

[45] Grand Fantasy - Rebelianci z Eden (Retrospekcja) ~ Kaja Wika

Rebelianci z Eden (Retrospekcja)

Dean wiedział, że droga do miasta Paddra będzie długa i niebezpieczna, ale myśli o wyroczni Nsu-Yuel pchała go do przodu. Ufał jej zdolnościom i temu, co o niej mówiono. Lili nie była taka pewna, czy osławiona na całym świecie wyrocznia, postanowi pomóc parze rebeliantów, szczególnie że sama Nsu-Yuel nie lubiła mieszać się w politykę. Niestety miała świadomość tego, że kobieta jest ich jedyną nadzieją. 
Dzień, w którym Dean zaatakował fal’Cie, stał się dniem, który zadecydował o jego przyszłości. Groźba tułaczej ucieczki wisiała nad głowami uciekinierów jak ciemna deszczowa chmura, co chwile przypominając swoimi grzmotami o zagrożeniach. Żołnierze przeszukiwali miasta i wioski. Do tej pory nie udało im się przechwycić żadnego przeciwnika nowego porządku fal’Cie. Znali jednak nazwiska i twarze. Również mieszkańcy miast mieli je poznać, po tym, jak za rozkazem dowódcy PSICOM, zostaną rozwieszone plakaty z ich wizerunkiem. Dean miał nadzieję, że zdążą zobaczyć się z wyrocznią, zanim cała Paddra dowie się, że jest poszukiwany. 

Las, przez który próbowali się przedrzeć, był ogromny. Powalone konary i zaplątane pnącza nie ułatwiały im zadania, ale najgorsze było zimno, które wędrowało z ziemi, przenikając przez ich stopy i wgryzając się w mięśnie i kości. Lili nie czuła już palców u stóp, a mięśnie jej łydek rytmicznie zaciskały się w spazmach. 
– Musimy rozpalić ogień, inaczej ten chłód mnie wykończy – pożaliła się dziewczyna, siadając na przewróconym pniu.
Dean rozejrzał się dookoła. Miejsce, w którym się znajdowali, wyglądało na bezpieczne. Z oddali nie dochodziły żadne dźwięki, co znaczyło, że są już daleko od Edenu. 
            – W porządku – odparł. – Może być ciężko rozpalić ognisko na wilgotnym drewnie. Poszukam suchej ściółki.
            Lili kiwnęła głową, a potem odprowadziała chłopaka wzrokiem w głąb puszczy. Usiadła na jednym z powalonych drzew. Podciągnęła nogi do siebie, starając się przekazać im jak najwięcej ciepła. Objęła kolana i kurczowo utrzymywała się w takiej pzycji. Robiło jej się coraz cieplej, a powieki zaczynały powoli opadać. Z delikatnego letargu wyrwał ją głos chłopaka.
            – Zobacz, co znalazłem w zaroślach. – Dean uniósł do góry stary drewniany łuk i sztylet.
            – Ładne – odparła, niezbyt przekonana użytecznością samego łuku. – Ten nóż z pewnością nam się przyda.
            – Łuk także – odparł Dean. – Ale najpierw musimy ci zrobić kilka strzał.
            – He? – zdziwiła się Lili. – Przecież ja nie potrafię z tego strzelać. Marnego zająca bym nie trafiła z odległości metra.
            – Wszystkiego cię nauczę – odpowiedział z uroczym uśmiechem, który rozpalił żar w Lili-Rose. 
            – Dean? – Lili zaczęły już sinieć usta. – Czy zostaniemy tutaj na noc? Nie mamy gdzie spać.
            – Zaraz przyniosę drewno – oprzytomniał. – Rozpalę ognisko, a potem zbuduje nam schronienie. – Chłopak kiwnął głową, pełen chęci do działania. Chwile później zniknął między drzewami.
            Lili-Rose postanowiła rozruszać zmarznięte kończyny. Wstała, chwiejąc się na uginających się kolanach. Idąc przed siebie, obijała się od rosłe pnie drzew. Przy każdym oddechu z jej ust wydobywała się mlecznobiała para. Nie chcąc odchodzić zbyt daleko, zaczęła przeskakiwać z jednej stopy na drugą. O dziwo takie ćwiczenie rozgrzało nie tylko jej nogi, ale i całe ciało. Przez chwilę poczuła się jak dziecko robiące pajacyki – beztrosko i radośnie. 
            Nie chciała tkwić bezczynnie, więc postanowiła partycypować w poszukiwaniu suchego łuczywa. Podnosząc z ziemi jedną gałązkę za drugą, potknęła się o coś wystającego spod poszycia. Przykucnęła i zaczęła odkopywać sztywny materiał. Pokazała się stara, szaro-różowa folia, na tyle gruba, jak sądziła, aby użyć jej do zbudowania prowizorycznego namiotu. Szarpała za jej róg, wyciągając kolejne centymetry materiału. Gdy udało jej się wyciągnąć całość, stanęła zadowolona z ramionami założonymi na biodra. Była cała ubłocona, zupełnie jak plastikowe tworzywo, ale było jej w końcu ciepło.
            Z oddali usłyszała głos chłopaka.
            – Lila! – zawołał, a ona starała się zlokalizować, z której strony dochodzi dźwięk. – Chodź tutaj! Znalazłem małą polankę. Idealna do rozpalenia ogniska.
            Przedarła się przez chaszcze, a jej oczom ukazała się mała łąka, otoczona drzewami.
            – A tobie co się stało? – Dean zaniósł się śmiechem, widząc dziewczynę pokryta od stóp do głów ciemną substancją.
            – Stoczyłam zacięta walkę z folią. Myślę, że możemy użyć jej jako namiot albo chociaż daszek. Ochroni nas przed deszczem i chłodem – tłumaczyła, gestykulując. – Jest tam. – Wskazała palcem miejsce, w którym zostawiła znalezisko. – Wygląda zupełnie podobnie do mnie, ale niedługo powinna wyschnąć. 
            – Wspaniale! Zaraz po nią pójdę. – Dean rzucił na ziemię ostatnie kawałki drewna i wymijając Lili, dał jej całusa w usta, jedyne miejsce na twarzy gdzie nie była brudna.
            Ta zadowolona z siebie, podeszła do stosu gałęzi, po czym zrzuciła plecak na ziemię. Wiedziała, że musi się przebrać. Żałowała jednak, że w pobliżu nie ma wody, choćby małego strumyczka, w którym mogłaby się umyć. Wyjęła z plecaka gruby sweter. Nie był pierwszej świeżości, ale był suchy. Na tą chwilę musiała się nim zadowolić. 
            Dean, przeciskając się z obszernym materiałem między krzakami, naderwał folie w paru miejscach. Postanowił ją przesuszyć, więc zaczepił tworzywo o grube gałęzie i pozwolił luźno powiewać folii w pozycji pionowej. Nieopodal rozpalił ognisko, którego ogień rozświetlał cienie w gęstym lesie. 
            Zaczynało robić się ciemno. Zakochani siedzieli przytuleni, wpatrując się w płomień. Tymczasowy namiot stał przymocowany przy pomocy długich i mocnych gałęzi. Głowa Lili zaczynała opadać na ramię Deana.
            – Idź się połóż – usłyszała. – Jutro czeka cię trening.
            – Trening? – Lili nie myślała już jasno. 
            – Tak jak obiecałem, nauczę cię strzelać z łuku. – Poinformował ją.
            – A ty? 
            – Ja potrafię już strzelać. – Puścił jej oczko. – Niedługo się położę, muszę tylko wystrugać parę strzał.
            Lili zgodziła się na to, po czym udała się na spoczynek. 

4 komentarze:

  1. "– Ładne – odparła, niezbyt przekonana użytecznością samego łuku." Podzielam jej entuzjazm. Do strzelania z łuku potrzeba trochę siły.
    Podoba mi się jak wszystko jest radosne i spokojne pomimo ogólnie ciężkiej sytuacji.
    Nie wiem dlaczego, ale ta folia jakoś wybiła mnie z imersji :/
    Tak, czy siak nie mogę się doczekać, aż stanie się coś złego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    W tych historiach z ucieczkami, jakie każdy z nas kiedyś wykreował lub to zrobi, zawsze liczę na jakiś spokojniejszy tekst, gdzie bohaterowie będą mieli chwilę na zaczerpnięcie większego oddechu i odpoczynek, toteż cieszę się, że Lili i Dean mieli właśnie tę możliwość.
    Opis walki z folią mnie rozbawił - bardzo plastyczny obraz, który w mojej głowie naprawdę wyglądał jak mini bitwa :D
    Dość krótko, ale widać, że to przerywnik. Czyta się szybko, ale i z przyjemnością. Mogę jedynie liczyć na to, że nocą nie wydarzy się nic, co zakłóci ten spokój.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę zabrakło mi słowniczka, przyzwyczaiłem się już do dobrego XD Ja nie wiem czemu mam takie problemy z zapamiętaniem tych nazw :( Ale do tekstu :D Lubię historię z Grand Fantasy, mimo że nigdy w Finał Fantasy nie grałem ^^ Podoba mi się klimat i sposób w jaki opisujesz ten świat :D Ten fragment jest w sumie dość spokojny jak na to co się tam na ogół dzieje, ale to w sumie dobrze, takie fragmenty też są potrzebne :D Świetnie opisana "walka" z folią, bez problemu mogłem sobie wyobrazić całą tą sytuację ;) I jestem ciekaw jak będzie przebiegał pierwszy trening strzelecki Lili :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Krótkooo! Nastawiłam się na kawał historii, nie wiem czemu xd Fajna scena, taka mimo wszystko jasna i sielankowa, taka dobra chwilą, godna i warta zapamiętania. Oblicz je wydają się tacy młodzi, jeszxze jakby nie obciążeni brzemieniem, wciąż beztroscy. Czytanie tego było jak przeżywanie dnia z wiedzą, że w końcu nastanie noc.
    Założyć ramiona na biodra, hmm. Raczej jednak oprzeć ręce na biodrach albo wesprzeć.
    Ta seria naprawdę rozwija się w różnych kierunkach, zaczyna być wszechstronna, mocno rozbudowana. Chcę oglądać, co z nią zrobisz.

    OdpowiedzUsuń