ARSENAŁ

niedziela, 12 stycznia 2020

[44] Fear: They kicked in my teeth ~ Miachar


            Amylee to księżniczka, która musi postąpić zgodnie z obietnicą swojego przodka i udać się do Maga, by mu służyć. Caspian to drwal, który trzykrotnie spotkał Feara, co znaczy, że musi być mu posłuszny. Ta dwójka znajduje się właśnie w siedzibie Stracha i ma się poznać pod czujnym okiem Strażnika – Moe – oraz opalizującym spojrzeniem gospodarza.


            Od naprawdę dawna w murach tej leśnej willi nie było tylu żywych istot, które spotkały się w imię wspólnej misji. Podniosłość tej chwili unosiła się w powietrzu razem z tymi nielicznymi drobinkami kurzu, które umknęły przed szczotką lub szmatką drobnej skrzatki, która odpowiadała za porządki i przygotowanie posiłków, a która zamknęła się w swojej izdebce, by nie przeszkadzać tym, którzy byli ważniejsi. Cała czwórka miała w końcu stanąć ze sobą twarzą w twarz – Moe trochę się denerwowała, iż księżniczka i drwal nie przypadną sobie do gustu, Fear miał to właściwie gdzieś, bo wiedział, że i tak oboje będą mu służyć. Takie było ich przeznaczenie.
            Dla Caspiana był to ciężki poranek, by wstać. Zaczęła się druga doba, jak był w tym miejscu, a nadal nic o nim nie wiedział, nic w nim nie zobaczył, bo kiedy ocknął się po swoim omdleniu, ponownie omdlał, bo w takim był szoku, kiedy nad swoją głową zastał pochylających się Salvię i Mornina, istotki małe, o których przez plotki nie miał zbyt dobrego mniemania. Omdlenie zamieniło się niedługo potem w głęboki sen – nie sądził, że może być aż tak zmęczony, a łóżko tak wygodne. Do tego nikt nie gonił go, by poszedł ściąć kolejne drzewo, nikt też nie rzucał się tu na niego z pięściami, by pobić za startowanie do czyjeś siostry. Czuł się tutaj dość bezpiecznie, o ile to możliwe w siedzibie samego Strachu.
            Z Amylee było inaczej. Do domu w środku lasu dotarła, nim dzień wcześniej zapadł zmrok, po drodze zaznajomiła się odrobinę ze Strażnikiem, a wizja, jaką Moe przed nią nakreśliła, tak bardzo jej się spodobała, że z tych wszystkich emocji – rodzinnej powinności, niedowierzaniu o kłamstwie matki – miała spory problem z zaśnięciem. Na szczęście Salvia przyniosła jej mięty, by księżniczka mogła się wyciszyć i wypocząć. Dla niej poranek był cudowny, bo pełen niewiadomych, których dziewczyna – do tej pory nie wychodząca za bardzo poza mury zamku – była strasznie ciekawa. Oto w końcu miała szansę przeżyć jakąś przygodę. Gdyby widział to jej dziadek, pewnie załamywałby ręce. Ale to nie było teraz ważne.
            Oboje byli na nogach, nim po kolei do drzwi zajmowanych przez nich pokoi – swoją drogą, całkiem przytulnych, bacząc na to, że do tej pory chyba nikt w nich nie pomieszkiwał – zapukała Strażnik. Za to ich reakcje były zgoła inne: Caspian poczuł się, jakby ponownie miał zemdleć, co z pewnością nie pokazałoby go w dobrym świetle jako mężczyznę, za to Amylee prawie wybiegła z pomieszczenia, byle tylko na własne oczy przekonać się, jaki jest Mag.
            Właśnie to zniecierpliwienie doprowadziło do szybkiego pojawienia się w salonie i nagłego przewrócenia się na królewski zadek, kiedy dziewczyna zdała sobie sprawę, że nie widzi żadnego mężczyzny, a wysokiego niczym człowiek i najczarniejszego nietoperza w historii czarnych kolorów. Krzyk księżniczki poniósł się po całej leśnej willi, wywołał drwala do pomieszczenia i wyrwał z gardła Moe długie i głębokie westchnienie.
            – Przestań – nakazała, podchodząc do Amylee. – Nie krzycz i zamrugaj oczami, tak ze dwadzieścia razy. Najlepiej licz przy tym na głos.
            Drwal nie bardzo wiedział, o co tu chodzi. Nie znał kobiety, która właśnie się wydzierała, ponownie widział bowiem Feara, na widok którego przeszły go dreszcze, ale czuł się mniej zlękniony niż wtedy, gdy Strach zakłócił mu pracę przy drewnie. Może wynikało to z tego, że był to kolejny raz? Może człowiek przyzwyczajał się do Strachu, kiedy dłużej z nim obcował? W końcu Moe dawała radę być Strażnikiem, a na pewno było coś, czego i ona się bała.
            Amylee nadal wpatrywała się w wizję nietoperza, siedząc na podłodze, i ani myślała posłuchać tego, co jej powiedziano. Wpatrywała się w gospodarza nieruchomym spojrzeniem, a lęk chwycił ją mocno za gardło i nie chciał puścić. Widząc to, Strażnik objęła ją ramionami i przez chwilę przytulała do siebie. Kiedy z ust księżniczki przestał wydobywać się ten przeraźliwy krzyk, a pojawiło szybkie oddychanie, Moe pomogła jej wstać i podprowadziła do stołu, nakazała usiąść i kucnęła obok, by wciąż pilnować kobiety.
            Caspian przyglądał się nieznajomym damom – wciąż nie rozumiał, jaka jest właściwie rola Moe i skąd się to piękne dziewczę w ogóle wzięło, nikt mu tego nie wyjaśnił – i nie bardzo rozumiał, o co chodzi. Spojrzał więc w stronę Maga, ale zobaczył jedynie wysokiego mężczyznę o długich, granatowych włosach i oczach mieniących się kolorami. Tak samo wyglądał poprzednio, to te całkowicie pierwsze spotkania napędziły drwalowi prawdziwego stracha.
            – Ekhem – odchrząknął, co jednak zabrzmiało jak próba zakrztuszenia się wydychanym powietrzem. – Nie chciałbym przeszkadzać czy coś, ale o co chodzi? – Błądził wzrokiem od Moe do Feara i z powrotem, a wyraz jego twarzy jedynie potwierdzał, że mężczyzna nie ma pojęcia o tym, w jakiej sytuacji się obecnie znajduje. – Dlaczego mnie tu przynieśliście? I kim jest ta panienka?
            Zerknął na Amylee, ale ta w ogóle nie zwracała na niego uwagi, zbyt pochłonięta przez uciekające oddechy, wciąż jakby sparaliżowana. Wydawało się drwalowi, że już ją gdzieś widział, ale w ogóle nie umiał sobie przypomnieć, gdzie by to miało miejsce i kiedy dokładnie.
            Gospodarz ani myślał parać się odpowiedziami, stał nieruchomo i przypatrywał się gościom, więc Moe – która zawsze miała olbrzymie poczucie wszelkiego obowiązku – wyprostowała się, położyła dłoń na ramieniu towarzyszki i odparła:
           – Chodzi o to, że Fear właśnie kompletuje wszystkich swoich obrońców, by mieć swój zespół superbohaterów. – W słowach Strażnik brzmiała ironiczna nuta, której jednak drwal nie wyczuł, bo nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś w jego otoczeniu używał ironii czy sarkazmu.  Kontynuowała więc niezrażona: – Przyprowadziliśmy cię, bo masz być jednym z jego członków i to tutaj chcemy wyjawić wam wszystkie szczegóły naszego planu. – Ścisnęła mocniej ramię kobiety, by ta zwróciła uwagę na coś innego niż oddychanie i odwracanie wzroku w stronę okna. – A to jest Amylee, księżniczka zachodniej krainy.
            To porządnie zaskoczyło Caspiana.
            – Znaczy się… To jest księżniczka Kankalin? – Nie bardzo w to wierzył, bo gdy patrzył na Amylee, ta wyglądała mu na zwykłą dziewczynę z ludu. Choć musiał przyznać, że w rysach jej twarzy było coś szlachetnego.
            Dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi, po uspokojeniu się, jakie finalnie nadeszło, zapatrzyła się w okno i tak trwała dość nieruchoma, by wreszcie przemówić.
            – Nikt mi nie powiedział, że bywa tu tak zimno o poranku. – W jej głosie pobrzmiała łagodność, która mogła zmiękczyć każde serce. Księżniczka zadrżała, na co gospodarz zareagował – czyli jednak zwracał uwagę na to, co się dzieje! – wyszeptał jakieś słowa pod nosem i nagle w kominku pojawił się ogień, zaś na ramionach kobiety koc.
            Księżniczka spojrzała zaskoczona na Feara, ten uśmiechnął się do niej, na co gwałtownie przymknęła oczy – uśmiechający się nietoperz naprawdę był jak z jej najgorszych koszmarów.
            – Już w porządku – rzekła w jej stronę Moe. – Wszystko gra. – Ponownie spojrzała na drwala. – Droga Amylee, ten mężczyzna zaś to Caspian, pracownik tataraku, mistrz obróbki drewna i stolarz. – Na chwilę zamilkła, co prawie znaczyło, że prezentacja drugiego z gości została zakończona, jednak dodała jeszcze:  – Znany z tego, że po pracy zdarza mu się przesiadywać w jedynym pubie w mieścinie i obrywać.
            Podobnej zniewagi Caspian nie mógł znieść. W jakim świetle go to bowiem stawiało? Przecież nie mógł wyjść na pijaka przed taką panienką!
            – Ej, to nie moja wina, że ostatnio kopali mnie w zęby! – warknął w odpowiedzi i zaczerwienił się, zmieszany swoją gwałtownością i wybuchem. No cóż, sam siebie nie umiał zrehabilitować, myśli krążyły mu po głowie, nie chcąc się wyklarować. – Znaczy się… Próbowali, ale ja im się nie dałem, taki jestem dobry! – Coś mu nie wychodziło to mówienie o sobie w superlatywach, by odnotować dobre pierwsze wrażenie, przez co denerwował się jeszcze bardziej. – I skąd o tym w ogóle wiesz, co?
            Strach zaśmiał się pod nosem, co zdezorientowało drwala, za to nie wpłynęło na Amylee, która spojrzała na nieznajomego mężczyzny i skinęła głową.
            – Witaj, Caspianie. Miło mi cię poznać.
            Oszołomiony takim powitaniem niezgrabnie się skłonił, co wypadało zrobić od razu, kiedy dowiedział się, iż ma do czynienia z członkiem rodziny królewskiej sąsiedniej krainy, do czego jednak nie miał głowy.
            – Witaj – odparł tylko i uczynił to na tyle cicho, że nie mogło być pewności, że kobieta go usłyszała.
            Nie zwrócił na to uwagi. Wyglądało na to, iż jest najbardziej zaskoczoną osobą z całej tej bandy, nakazał sobie nie robić nic, dopóki nie dowie się, o co naprawdę chodzi. Nie uśmiechało mu się wychodzić na jakiegoś głupka przed samą księżniczką.
           Swoją drogą, zastanawiał się, ciekawe, co zrobiła, że się tutaj znalazła. Nagle dopadła go paskudna myśl: a co, jeśli oni chcą nas zabić dla jakiegoś okupu? Co wtedy?
            Mężczyzna zatonął we własnych myślach do tego stopnia, iż nie zwrócił uwagi na przyglądającego mu się Maga. Sam zaś Fear ledwie co powstrzymywał śmiech, bo właśnie czytał w drwalu i bawiła go prostota jego rozumowania. Ach, jakże niektórzy ludzie mają nikłe problemy. Dzięki temu są skłonni zgodzić się na niektóre pomysły szybciej od inteligentnych myślicieli, a właśnie ktoś taki był mile widziany w zespole ochronnym.
            – Skoro wszyscy już się znamy – odezwał się gospodarz, na którym spoczęły spojrzenia pozostałych i którzy w całości widzieli go takim, jakim jest, także Amylee, co na nowo odebrało jej zdolność mówienia – pora przejść do szczegółów tego, dlaczego was zgromadziłem. – Zapatrzył się w ścianę za plecami swojej asystentki, by nic go nie rozproszyło, i kontynuował: – Moe została wybrana ze wszystkich Wędrowców czterech krain, bo takie jest jej przeznaczenie od dnia jej narodzin, czego nie znosi, ale toleruje. Amylee jest księżniczką rodu, który coś mi kiedyś obiecał. Caspian zaś… – Mag uczynił pauzę, jakby chciał zaznaczyć pewną wzniosłość, choć trudno było ją znaleźć w jego kolejnych słowach. – Caspian jest tylko potwierdzeniem krążącej od wieków legendy, że kto trzy razy spotka samego Stracha, znika w dziwnych okolicznościach.
            – Że co?! – Taka reakcja była jak najbardziej oczekiwana i nikogo nie zdziwiła. – Potwierdzeniem?
            – No tak. – Fear zachował powagę. – Reguła musi mieć coś, co ją potwierdzi. A poza tym każdy z was reprezentuje jedną z czterech krain, których wspólnym terenem jest las Maachu.
            – Ale jest nas tu trójka – zauważyła Amylee, do której wracały wszelkie siły. – Czy kogoś brakuje?
            Właściwie Fear nie powiedział, że są wszyscy, tylko że zostali sobie przedstawieni.  Kogoś więc mogło brakować, dlaczego nie czekali?
            – Faktycznie, nie jesteśmy w komplecie, ale to nie powinno was martwić. Ostatni wybraniec jest najlepiej poinformowany, bo właściwie nie zaczyna pełnić tej funkcji, a już ją wykonuje, tylko dopiero teraz będzie mógł poznać swoich towarzyszy w walce ze złem.
            To brzmiało tak… górnolotnie. Jakby byli bohaterami wspaniałej historii pełnej walk, pojedynków i triumfu tego, co dobre. Na jedno z zebranych te słowa podziałały aż za mocno.
            Drwal przestąpił z nogi na nogę i prawie się przy tym potknął.
            – Chcecie powiedzieć, że cała nadzieja jest w nas? – Caspian patrzył to na Maga, to na Strażnik, ci nie wyglądali jednak na chętnych do odpowiedzi. Przynajmniej póki nie ciągnął dalej w tym samym tonie: – Czy to my musimy wykończyć wszystkich wrogów doliny Maachu, by na całym świecie zapanował pokój i dobrobyt?
            Nic takiego nie zostało jeszcze powiedziane, nie można by więc rzecz, że reakcja mężczyzny jest adekwatna do tego, co do tej pory mógł usłyszeć, a naprawdę nie było tego za wiele.
            – Przystopuj, młody – zwróciła się do niego Moe i westchnęła. – To piękna wizja, ale chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, kim bywają nasi przeciwnicy. To nie są jedynie ludzie.
 Popatrzył na nią zdziwiony.
 – Nie?
         Nie, nie tylko – włączył się Fear. – A Moe wie, co mówi, w końcu ukradła moc jednemu z nich.
 – Że co?!
            Strażnik westchnęła i posłała pracodawcy wymowne spojrzenie, na które on zareagował, wzruszając ramionami. Może nie powinien rzucać podobnymi rewelacjami ot tak sobie, ale od tylu lat nie przebywał wśród ludzi, że niektóre rzeczy i rozumowanie sytuacji nie do końca mu wychodziło, Moe powinna mu to wybaczyć.
            – Okej – Strażnik postanowiła wziąć na siebie prowadzenie tej konwersacji. – Nie zaczynajmy od razu z grubej rury, bo ktoś tu nam znowu zemdleje z nadmiaru rewelacji. – Nie spojrzała w stronę Caspiana, bo wiedziała, że natknie się na oburzone oblicze mężczyzny. – Jak Fear wspomniał, tworzy zespół obronny. Mogłoby się wydawać, że w tej chwili panuje pokój i na żadne zamieszki nigdzie się nie zanosi, ale to jedynie złudzenie. Dlatego musimy…
            Była gotowa rozkręcić się ze swoją przemową i opowiedzieć o wszystkim, co było do wyjaśnienia, ale wówczas rozbrzmiało potężne pukanie do drzwi, a po chwili rozległy się ciężkie kroki nie tyle kogoś zwalistego, co zmęczonego. Głowy czwórki nowych sprzymierzeńców skierowały się w stronę wejścia do salonu, w którym to pojawił się ktoś wysoki, ktoś niespodziewany, ale też i oczekiwany. Starszy mężczyzna, choć wyraźnie wciąż pełen werwy, miał zatroskaną twarz pooraną zmarszczkami i spojrzenie kogoś, kto przeżył zbyt wiele, by mieć w sobie jeszcze choć cień radości.
            – Dzień dobry. Chyba zdążyłem, czyż nie?
            Przez kilkanaście uderzeń zegara panowała cisza, którą przerwał głośny głos gospodarza. Fear ruszył bowiem przed siebie z szeroko rozłożonymi ramionami, jakby właśnie szykował się do przytulenia.
            – Witaj, przyjacielu. Tyle to lat i wody upłynęło, a ty się nie zmieniłeś. – Objął przybysza, po czym obrócił się do reszty i uśmiechnął. – To jest Zedd. Czarodziej i mój ostatni uczeń. – W opalach pojawiły się trudne do nazwania iskierki. – No to jesteśmy w komplecie. Zaczynajmy.
            Trudno określić, jakie było to pierwsze spotkanie całej grupy, jedno jednak rzec mogę – powinni zamknąć drzwi. Bo nieprzyjaciele, jak to wspomniała Moe, naprawdę bywali różni i, no cóż, potrafili czaić się za drzwiami.


           

1 komentarz:

  1. W sumie rzeczywiście dawno nie było Feara. No i widzę, że akcja ładnie ruszyła do przodu. Fajne jest to porównanie dwóch perspektyw, księżniczki i drwala, szczególnie to, że jedna się jara, a drugi jest przerażony. A potem się zamieniają przy spotkaniu ze Strachem trololo. W ogóle z Amylee to taka sytuacja jak z matką Ciri w Wiedźminie hyhy.
    W sumie to nie mogę ich sobie wyobrazić jako bohaterów. No, po prostu nie mogę! Ale fajnie, że w końcu wszyscy się spotkali. Ciekawe, co wyjdzie z tego dalej. Czekam na dalsze historie, chociaż ty wiesz, że jest seria, na ktorą czekam bardziej... XD

    OdpowiedzUsuń