ARSENAŁ

niedziela, 12 stycznia 2020

[44] Devil's Whisper: Chyba los chce mnie wykończyć ~ SadisticWriter


Tworzenie prac zaliczeniowych na studia kompletnie mnie pochłonęło, dlatego pisałam ten tekst w pośpiechu, na ostatnią chwilę. To dlatego może być nieco chaotycznie. Chyba nie muszę mówić, że wsiąknęłam w Devil’s Whisper? Tym razem wprowadzam jednak dwójkę innych bohaterów, którzy będą ważni dla fabuły, a jeżeli ktoś chce się zapoznać z Venem, to zapraszam do dwóch poprzednich tekstów: Merry Crisis, Nowy rok nie nadszedł (w nawiązaniu do dzisiejszego tekstu, bo dla jednych nadszedł, dla innych nie, huehue).

***
Oby nowy rok nie nadszedł, oby nowy rok nie nadszedł…
Trzy, dwa, jeden…
Wybuch fajerwerków. Głośne wiwaty. Lejący się alkohol.
Cholera, jednak nadszedł…
Burza roztrzepanych, jasnobrązowych włosów wynurzyła się spod kołdry zdobionej uroczymi postaciami Pokemonów. Ich właścicielka nie chciała stamtąd wychodzić, ale uznała, że to będzie najlepsze rozwiązanie, ponieważ musiała się upewnić, czy świat mimo wszystko nie stanął w miejscu, zapętlając się w tym jednym noworocznym dniu. Takie historie miały przecież miejsce. Co prawda w filmach pokroju Dnia świstaka czy Loppera, ale kto jak nie ona wierzył w magię i nieznane siły natury wprowadzające nieład w działanie rzeczywistości?! Wszystko było możliwe! WSZYSTKO!
Łóżko jękliwie zaskrzypiało, kiedy przetoczyła się w kierunku podłogi. Oczywiście nie wymierzyła zbyt dokładnie odległości, dlatego uderzyła plecami w twarde deski. Szybko się jednak podniosła, niczym dzielna bohaterka, i tuptając bosymi stopami po posadzce, podeszła do biurka. Kiedy oparła o nie dłonie, figurka Spider-Mana zachwiała się, a potem spadła z rzędu książek, spektakularnie uderzając głową w nagromadzenie kolorowych kredek. Oczywiście w żaden sposób się tym nie przejęła – Spider-Manowi zdarzały się w końcu upadki. Spoglądając na ekran komputera, gdzie wyświetlała się playlista piosenek z Frozen II, wcisnęła spację, aby powstrzymać głośne zawodzenie Elsy. Spotify wstrzymał swoje działanie, czego nie można było powiedzieć o uciekającym czasie. Godzina na pulpicie wskazywała, że kolejny rok jednak nadszedł.
Wydając z siebie głośny dźwięk wyrażający zawiedzenie, dziewczyna usiadła na obrotowym krześle. Kot, który od dłuższego czasu przechadzał się po pokoju, złapał okazję i wskoczył na jej kolana. Automatycznie zaczęła go głaskać, wgapiając się z bolesną miną w okno, za którym pobłyskiwały kolorowe światła.
– Dlaczego ja wciąż jestem w tym świecie, a nie w tamtym… – prędzej stwierdziła, niż spytała. – Chciałabym się gdzieś przenieść. Tak… Hen, daleko! – Zamachała dłońmi w powietrzu, jakby była jedyną bohaterką dramatu rozgrywającego się w jej pokoju. – Chciałabym pofrunąć w przestworza! Chciałabym…
– Zamknij mordę! – usłyszała zza ściany groźny głos sąsiada.
– Hej, nieładnie jest podsłuchiwać! Poza tym obecnie trwa Sylwester, mogę się drzeć, ile chcę! – odkrzyknęła dziewczyna, układając przy ustach dłonie, jakby chciała sobie wyobrazić, że trzyma megafon. W odpowiedzi jej sąsiad pogłośnił muzykę. – Jak ja nie lubię być ignorowana – mruknęła do siebie, marszcząc groźnie czoło.
Kiedy podniosła się gwałtownie z krzesła z zamiarem zrobienia sobie herbaty, kot głośno zamiauczał, oznajmiając, że nie podoba mu się takie traktowanie. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, a potem przeskoczyła przez puchate ciało, ruszając w kierunku kuchni. Podłoga przywitała jej bose stopy niemiłym zimnem. Była już jednak do tego przyzwyczajona. Miała na to sporo czasu.
Trzy miesiące temu obudziła się w szpitalu, gdzie oznajmiono jej, że miała wypadek. Nikt nic o niej wówczas nie wiedział. Ona sama nie pamiętała nawet, jak się nazywa. Dopiero spojrzenie na tabliczkę z jej imieniem rozjaśniło nieco sprawę: Meave Bailey. Lekarze pomogli ze zdobyciem innych ważnych informacji pokroju tego, ile miała lat (osiemnaście) i gdzie mieszkała (na jakimś zadupiu z wygłodniałym kotem), na tym pomoc się jednak skończyła, ponieważ były to wyłącznie suche fakty z bazy danych. Przez cały pobyt w szpitalu nikt jej nie odwiedził, dlatego zorientowała się, że nie posiada rodziny – albo inaczej: to rodzina nie chciała jej znać. Po kilku dniach wypuszczono ją do domu, wyłącznie zapisując na kartce adres, gdzie mieszkała. Nikogo nie obchodziło, jak odtąd będzie sobie radziła, nie pamiętając nawet, skąd pochodzi i kim jest, a ona nie zamierzała o nic nikogo prosić. Szybkie zapoznanie się z przedmiotami, które znajdowały się w jej domu, pozwoliły zrozumieć dziewczynie, jaką osobą przypuszczalnie mogła być. Kolejne trzy miesiące spędziła na czytaniu komiksów o superbohaterach, przygodowych książek i oglądaniu wszystkich filmów oraz bajek, jakie tylko znalazła na swoim komputerze. Odtąd żyła wyłącznie w świecie fikcyjnym. Z domu wychodziła wtedy, kiedy musiała, na przykład po jedzenie. W szafce pod biurkiem miała słoik pełen banknotów, na którym napisano: „Na czarną godzinę”. Wiedziała, że środki niedługo się skończą, dlatego musiała przygotować się na wyjście do ludzi w celu znalezienia pracy, ale póki co siedziała w swojej ciemnicy, ciesząc się samotnością. Czy przeszkadzało jej, że prawie nic o sobie nie wie? Niekoniecznie. Przeczuwała, że poprzednie życie Meave Bailey musiało być bardzo smutne, skoro żyła w tym domu sama. Wyglądało to, jakby wszyscy, których kiedykolwiek mogła kochać, po prostu ją zostawili. Utrata wspomnień niekiedy pozwala na utratę bólu. Teraz przynajmniej mogła zacząć żyć jako zupełnie nowa osoba.
Nucąc pod nosem musicalowe piosenki, zalała ekspresową herbatę wrzącą wodą, a potem ułożyła na talerzu dwie kanapki z serem pokryte obficie rukolą. Dzisiaj zdecydowanie nie miała ochoty na kolejne próby bezskutecznej nauki gotowania. Poprzednia Meave musiała nieźle sobie radzić w kuchni, ponieważ była posiadaczką grubego zeszytu z przepisami naznaczonego licznymi plamami, jednak obecna Meave całkowicie straciła tę umiejętność, dlatego żywiła się głównie kanapkami z serem. Wciąż trzymała się jej nadzieja, że jeszcze kiedyś przyrządzi coś dobrego, choćby nostalgicznie brzmiącą „potrawkę, która łączy ludzi” – oczywiście jeżeli znajdzie jakimś cudem przyjaciół.
Meave wzięła w jedną rękę talerz, a w drugą kubek, potem obróciła się w kierunku pokoju. Udało jej się postawić tylko jeden krok, bo za chwilę ktoś zapukał subtelnie do drzwi. Trochę ją to zdziwiło, ponieważ w Sylwestra ludzie raczej zajmowali się sobą, poza tym dźwięk był zbyt cichy jak na jej wybuchowego sąsiada. Postanowiła, że sprawdzi, kto zawitał w progi samotnego, cichego domu – może był to ktoś ważny dla dawnej Meave?
Odkładając wszystko z powrotem na blat, wytarła dłonie w wygniecioną koszulkę z nadrukiem nieco już startego Dzwoneczka będącą uroczą, małą bohaterką Piotrusia Pana. Dzielnym, zamaszystym krokiem ruszyła w kierunku drzwi. W takich momentach żałowała, że nie posiadała czegoś takiego jak wizjer. Miałaby wtedy szansę zdecydować, czy chce uciekać, czy może mierzyć się z nowymi gośćmi.
Kiedy otworzyła już drzwi, do pomieszczenia kuchennego bez zaproszenia weszły trzy kobiety o różnokolorowych włosach. Meave przez chwilę myślała, że po prostu pomyliły mieszkania, ponieważ wyglądały z tymi swoimi amazońskimi strojami jak kobiety, które wyrwały się z balu przebierańców, ale zaczęła mieć co do tego wątpliwości, kiedy jedna z nich stanęła tuż przed nią i spojrzała jej głęboko w oczy.
– O co chodzi? – spytała niepewnie Meave, stawiając strategiczny krok w tył.
– Moja moc na nią nie działa – oznajmiła chłodno nieznajoma. Tak samo, jak szybko to wypowiedziała, tak samo szybko chwyciła ją gwałtownie za łokieć i pociągnęła w swoją stronę. – Pójdziesz z nami.
Co to, to nie. Nie zamierzam być bohaterką opowieści, która biernie czeka na rozwój sytuacji – pomyślała Meave, szybko wyrywając rękę z uścisku obcej kobiety. Nie zamierzała czekać na reakcję jej towarzyszek. Od razu wbiegła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Oczywiście wszystko zrobiła tak, jak to zazwyczaj robiły postacie z książek – przeciągnęła ciężki fotel, stawiając jego oparcie w taki sposób, aby nie pozwoliło ono na otwarcie drzwi. Była dumna, że zrobiła to właściwie, ponieważ nieznajome próbowały się dostać do środka bezskutecznie. Meave przez tą dumę prawie zapomniała, że musiała uciekać. To dlatego szybko zwróciła się w kierunku kota, który ukrył się pod łóżkiem, jakby się czegoś bał, i powiedziała do niego radośnie:
– Czekałam na taką akcję jak z powieści przygodowej przez całe trzy miesiące, kocie. Mam nawet spakowaną na taką okazję torbę, ha!
Meave podeszła do szafy, wyjmując z niej wspomniany już pakunek. Rzucając go na łóżko, chwyciła również za kurtkę wiszącą na krześle. Ubrała się, zawinęła szczelnie w bladoróżowy szalik, założyła buty i podeszła do okna. Kiedy je otwierała, nieznajome kobiety zabrały się już za wyważanie drzwi. To dlatego szybko chwyciła kota pod pachę, założyła torbę na ramię i wyszła ze swojej ciemnicy, stawiając ostrożnie krok na mokrej, błotnistej trawie. Długo się nie zastanawiając, zaczęła biec w kierunku lasu, gdzie miała największe szanse na zgubienie potencjalnych wrogów.
Nad jej głową rozlegały się wybuchy fajerwerków, których kolorowe światła oświetlały jej frunące na wietrze włosy, czyniąc je miedzianymi. Postanowiła, że przymknie na chwilę powieki, aby skupić się na swoim życzeniu, to dlatego już po chwili zaczęła cicho do siebie mruczeć:
– Chcę je zgubić, chcę je zgubić, chcę je zgubić…
Kot, któremu po powrocie ze szpitala nadała nowe imię – Nave, spoglądał na nią, głośno miaucząc, jakby chciał jej coś przekazać. Dzięki temu Meave udało się otworzyć oczy w momencie, w którym postawiła krok na skraju lasu. Niefortunnie okazało się, że właśnie w tym miejscu znajdowało się strome zejście. Nie udało jej się wyhamować, dlatego puszczając kota i torbę, stoczyła się z górki aż na sam dół, uderzając w coś naprawdę ciężkiego, co powaliła na ziemię. Kiedy w zamroczeniu spojrzała na to, co chwilę temu potrąciła, wstrzymała dech. To nie był żaden przedmiot, tylko człowiek, na którego piersi teraz leżała. Zdając sobie z tego sprawę, wydała z siebie cichy pisk, a potem przeniosła się szybko do pionu.
– Niech mnie Hulk walnie! Zawsze muszę coś sknocić! – krzyknęła ze złością, tupiąc groźnie nogą. – Przepraszam cię, naprawdę nie chciałam na ciebie wpaść.
Przyjrzała się uważniej w bladym świetle buchających na niebie fajerwerków twarzy człowieka, którego potrąciła. Był to chłopak, może nawet jej rówieśnik. Uroczy blondyn o skrzywionych ustach i zmrużonych boleśnie oczach. Trzymał się za brzuch, najwyraźniej próbując się przenieść do siadu. Dopiero po chwili Meave zauważyła, że spod jego kurtki wyciekała krew.
– O nie, czy to moja wina? – spytała przerażona, klękając przy chłopaku. Chciała mu pomóc się podnieść, ale kiedy tylko dotknęła jego ramienia, ten uderzył w jej dłoń, stanowczo ją od siebie odpychając.
Meave spojrzała na niego w zdziwieniu, lekko się odsuwając.
– Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię potrącić. To był przypadek, bo widzisz… uciekałam.
– Nie obchodzi mnie to – syknął przez zaciśnięte zęby chłopak, wspierając się dłońmi o ziemię. Spróbował się podnieść. – Lepiej stąd spływaj.
– Ale… jesteś ranny. – Meave również przeniosła się do pionu, zastanawiając się, czy nieznajomy za chwilę nie wywinie orła. Postawił zaledwie dwa kroki do przodu, a już się chwiał, jakby miał upaść.
– Spływaj stąd! – tym razem do niej krzyknął, zwracając się w tył i obdarzając ją groźnym spojrzeniem. Gniewna twarz młodzieńca nabrała pewnej demoniczności, co nieco przeraziło Meave. Szybko skarciła siebie jednak za swoją wybujałą wyobraźnię. 
Gdzieś niedaleko nich rozległo się głośne szeleszczenie. To dlatego oboje stanęli jak wryci. Dziewczyna wiedziała, że nie ma wyboru. Być może byli to jacyś zwyczajni ludzie podróżujący nocą po lesie, być może były to kobiety, które ją ścigały, nie mogła jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Niewiele myśląc chwyciła obcego chłopaka za łokieć i pociągnęła go gwałtownie w dół. Zdziwiony upadł prosto w listowie. Chciał się poruszyć, ale ta głupia, szalona dziewczyna objęła go w pasie, tym samym wbijając dłonie w jego ranę. Poczuł, że robi mu się ciemno przed oczami, jednak nie potrafił nic z tym zrobić. Czyżby ta idiotka chciała go dobić?
– Niech nas nie słyszą i nie widzą, proszę – szepnęła do siebie Meave, przymykając mocno powieki. Powtórzyła to jeszcze dziesięć razy, aż w końcu osoby, które przedzierały się przez krzaki, stanęły obok nich. Chłopak wstrzymał dech, wpatrując się z przerażeniem w kobiety o różnych kolorach włosów. Miał ochotę powiedzieć do swojej nowej oprawczyni, że przez niego wpadnie w niezłe kłopoty, ale było już na to zdecydowanie za późno. Znaleźli go.
Meave wciąż powtarzała cicho te same słowa, zupełnie jakby nie widziała osób, które przed nią stały. Chłopak stwierdził, że musiała być obłąkana, ale może to nawet lepiej, że zginie tu razem z nim.
– Nie ma go tu – odezwała się nagle jedna z kobiet.
– Szukajmy gdzie indziej – zawtórowała jej druga.
Obie się wycofały, ruszając w dalszą drogę. Meave uciszyła się dopiero wtedy, kiedy szeleszczący dźwięk odszedł w niepamięć. Wtedy to puściła chłopaka i głośno jęknęła.
Zszokowany chłopak odepchnął ją od siebie.
– Co ty do cholery robisz?! – syknął przez zaciśnięte zęby, wgapiając się prosto w jej twarz z taką nienawiścią, jakiej Meave po wyjściu ze szpitala jeszcze nie zaznała. To dlatego skuliła się nieco w sobie. – Nawet cię nie znam! – Blondyn przestał krzyczeć, kiedy poczuł ból. Zacisnął zęby i przyłożył dłoń do rany, z której wciąż sączyła się krew. – Jakim cudem one…?
Nie dane było mu skończyć, ponieważ Meave przeniosła się na kolana i chwyciła go gwałtownie za ramiona.
– Ciebie też szukają?! Musisz na to odpowiedzieć! – W jej przerażonych, błękitnych oczach kryła się desperacja.
Chłopak wykrzywił usta w grymasie, ale kiwnął delikatnie głową.
– O mój zły losie – szepnęła do siebie Meave, puszczając nowego kolegę i opadając na swoje łydki. Wyglądała jednocześnie na zszokowaną, ale i podnieconą nowymi okolicznościami. – Czuję, jak przepełnia mnie moc przeznaczenia. Czy to początek pięknej, romantycznej przygody owianej nutką strachu? – spytała, spoglądając w niebo ukryte ponad koronami chwiejących się na wietrze drzew. – Może nasze losy zostały właśnie splecione nicią przeznaczenia?! – wykrzyknęła nagle, na co nieznajomy zareagował zdziwioną miną i niepokojącym drgnięciem. Spojrzał na dziewczynę jak na wariatkę. Teraz już przynajmniej zyskał pewność, że ma do czynienia z kimś nie do końca zdrowym na umyśle. – Och, nieznajomy! Może nasze losy splotły się jak losy Geralta, Yennefer i Ciri?! Chociaż nas jest dwoje. – Zamyśliła się na chwilę, marszcząc czoło. – Nieważne.
– Jesteś walnięta – mruknął chłopak, podnosząc się ociężale z ziemi. – Lepiej idź w swoją stronę, zanim znowu nas znajdą – dodał szybko, a potem zaczął kierować się w przeciwnym kierunku do kobiet, które ich śledziły. Meave przez chwilę patrzyła w ślad za nim, zastanawiając się, co powiedzieć, jednak niczego ostatecznie nie udało jej się wymówić. Po kilku krokach nieznajomy padł twarzą prosto w brudne, zimowe listowie, zastygając w bezruchu.
– No, pięknie – mruknęła Meave, marszcząc czoło. – Chyba los chce mnie wykończyć już na początku mojej niesamowitej przygody…
Nave, który przysiadł obok niej, zaczął ostentacyjnie lizać łapy. Jak się można było spodziewać, nie doczekała się od niego żadnych rad, w końcu był tylko kotem.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Sprawę imienia Nave mamy za sobą - cieszę się, że w tylu kwestiach myślimy podobnie :D - więc przejdę do rzeczy: JA. KOCHAM. TO. UNIWERSUM! I nawet nie jest mi Ven tak właściwie do szczęścia potrzebny, bo Meave ze swoją zdolnością (bo co to innego? Czary-mary, hokus pokus?) jest świetna! Do tego ta otoczka, że po wypadku straciła pamięć, żyje z kotem, ma Spider-Mana i z jakiegoś powodu zostaje - jakby nie patrzeć - napadnięta we własnym mieszkaniu tworzy niesamowitą scenerię! Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, jak piękne wykreowałaś tu tempo. Początkowo jest wiele informacji, widać, że dziewczyna czuje się zorientowana w swojej obecnej sytuacji, ale jakoś daje radę. Jest spokojnie, bez fajerwerków w pokoju (za oknem to co innego), a tu to pukanie do drzwi i wraz z pojawieniem kobiet historia ma nowe tempo. Podczas ucieczki dziewczyny i ja czułam się, jakbym uciekała, i nawet to zderzenie! - chyba sama wpadłam na wyimaginowanego kogoś podczas lektury.
    Dios, mam ochotę peany tworzyć na cześć tego tekstu. Wow. Jestem zachwycona. Świetne opisy, ładne wprowadzenie postaci i to ŁUP! Nie mogę powiedzieć, by któryś plot twist mnie zaskoczył, ale muszę pochylić czoła, bo wprowadzenie każdego wyszło tak naturalnie, że poczułam się, jakbym oglądała film w 4K. Masz mnie, rozłożoną na łopatki i wołającą o więcej!
    A nawiązanie do Wiedźmina wymiata! <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń