ARSENAŁ

niedziela, 5 stycznia 2020

[43] Upadek ~ Człowiek Piszący


Upadek
Krzysztof Hałdys – Człowiek Piszący



Chciałbym usłyszeć płacz. Pomyślałem spoglądając przez witraż na szybujące w przestrzeni płatki czarnego śniegu.
            Choć to pragnienie naszło mnie dopiero teraz, czułem, iż rodziło się we mnie od kiedy… Właśnie. Od kiedy co? Umarłem? Czułem się na to zbyt żywy. Z drugiej jednak strony nie mogłem stwierdzić, iż żyłem. Trwałem raczej w półstanie. Na krawędzi życia i śmierci.
            Ostatnie co pamiętam to ciężar,  uczucie spadania i odgłos uderzeń zegara, który nagle ustał. Zamarzł dla  mnie czas. Nowy dzień, nowy rok miał nigdy nie nastać. Potem było zimno. Boleśnie. Próbując podnieść się z uprużonej białym śniegiem ziemi, czułem ciążące mi w piersi serce. Wszędzie panował półmrok. Wieczny jak się potem dowiedziałem, gdyż nie wschodziło tu słońce. Nie zapadała noc. Nie byłem wtedy sam. Otaczały mnie inne półprzeźroczyste, ludzkie postacie z sczezłymi, czarnymi sercami w piersiach. Widziałem strach i niezrozumienie wypisane na ich obliczach. Widziałem czyiś krzyk. Czyiś płacz. Lament ukruszony paranoicznym śmiechem. Przestrzeń jednak przejęta była ciszą. Jakbym oglądał sztukę pantomimiczną.
            Wtem zaczął padać śnieg. Płatki koloru popiołu, poczęły szybować ku ziemi w tanecznym pląsie. Było w tym coś pięknego, do momentu, gdy pierwsza śnieżynka nie dotknęła czyjejś głowy. Serce osobnika, któremu się to przydarzyło, poczęło czeznąć i krwawić. Wylewająca się ciecz była tak ciemna, iż niemal granatowa. Zalewając jego istnienie, poczęła zamieniać go w posąg. Ten próbował uciekać. Wyciągał przy tym ręce, jakby szukając pomocy. Ta jednak nie mogła nadejść, gdyż wszyscy poczęli w panicznym transie szukać schronienia. Niektórym się to udało. Niektórym nie.
            Schroniliśmy się w pobliskim kościele, gdzie z poczuciem bezpieczeństwa postanowiliśmy przeczekać nieprzychylną nam pogodę. Długo nie działo się nic. Ktoś płakał. Ktoś kogoś przytulał. Ktoś próbował się skomunikować. Wszystko to w nieubłaganej ciszy.  Dopiero, gdy śnieg przestał padać, na zewnątrz pojawiło się żółto-pomarańczowe światło. Jego źródłem okazała się stara lampa zawieszona na długim kosturze potężnej, acz krępej postaci, odzianej w podarte szmaty. Z zaciekawieniem przyglądałem się tej snującej się powoli istocie, zmierzającej ku utkwionym w pozach przerażenia ludzkich posągach. Obserwowałem jak docierając do celu, dobyła z połów ubrania długi nóż o wężowatym ostrzu. Za jego pomocą poczęła rozcinać zastygłe klatki piersiowe, z których wnętrza następnie wydobywała sczezłe serca, służące jej za pożywienie. Niestety, czy może stety, nie było mi dane dostrzec jej oblicza, gdyż to skrywane było przez zamaszysty kaptur. W końcu postać skończyła swą ucztę i powolnym krokiem odeszła.
            Trochę minęło nim ktoś postanowił opuścić pozornie bezpieczny kościół. Potem długo nie wracał, aż w końcu nie wrócił nigdy. To przestrzegło wszystkich przed wychodzeniem na zewnątrz. Pozostawaliśmy więc na miejscu, obserwując pojawiające się co jakiś czas opady czarnego śniegu. Trwało to dopóki niektórzy z nas nie poczęli stawać się… puści. Wpierw obojętnieli. Potem przestawali się ruszać. Na końcu zaś ich serca przestawały bić, a na miejscu ich oczu pojawiała się nieprzenikniona ciemność. Widząc jak kilka osób tak kończy, postanowiliśmy jednak spróbować swych szans na zewnątrz. Opuściliśmy więc kościół w nadziei na lepsze.
            Rozglądając się strachliwie, przemierzaliśmy ulice opustoszałego miasta. W każdej chwili gotowi byliśmy do ucieczki. Na szczęście na swej drodze nie napotykaliśmy nic prócz zdradliwych cieni i nieokreślonych istot, przemykających się na granicy wzroku. Po niedługim spacerze dotarliśmy do jakiegoś parku, z którego sączyła się poświata żółtopomarańczowego światła. Czując bijące od niego ciepło i spokój zaczęliśmy iść ku jego źródłu. Z każdym krokiem czuliśmy się coraz lepiej, aczkolwiek moją świadomość bombardowało jedno wspomnienie. Obraz pożeranych przez krępą postać serc, wybudził mnie z dziwnego transu i kazał schować się z jednym z drzew. Moi towarzysze podążali zaś dalej, aż w końcu dotarli do zgromadzenia istot podobnych do tej, którą widziałem przed kościołem. Te widząc to, dobyły swych noży i rozpruły ich klatki piersiowe, z których wydobyły czarne, wciąż pulsujące serca. Zamiast je pożreć, złożyły je na niewielkim ołtarzu z kości i skóry. Następnie rozcięły swe ciała, z których wydobyły po jednym sercu. Te też położyły na ołtarzu i poczęły czekać. Po chwili podłoże spowiła dość gęsta mgła i zza drzew wyłoniła się humanoidalna postać o czaszce wielkiego kruka, miast głowy, a także niebieskich ognikach miast oczu. Pod długą, brązową szatą przepasaną ciemnozłotym sznurem widać było jej wychudłe kończyny, które nie widywała się być zdolne do uniesienia przypasanego do boku długiego miecza. Ostatnim elementem, który rzucił mi się w oczy była niezapalona lampa wisząca na sznurze. Po dostrzeżeniu jej, przestałem przywiązywać uwagę do wyglądu istoty, gdyż ta zbliżywszy się do ołtarza, zebrała znajdujące się na nim serca i zaczęła je pożerać. Skończywszy sięgnęła do swej lampy i wystawiła ją przed siebie. Niebieski ogień zapłonął na moment w jej wnętrzu. Żółtopomarańczowe płomienie poczęły się karmić jego blaskiem, aż same nie stały się mocne i wyraziste. Wtem upiór o głowie z kruczej czaszki zgasił swą lampę i począł się oddalać, zabierając ze sobą wijącą się po podłożu mgłę. Ja zaś z zamkniętymi oczami, starałem się ignorować ciepłe i kojące światło, skupiając się na strachu przed straszliwym losem. Niestety przyciągało mnie ono zbyt mocno i powolnym krokiem kroczyłem ku swej zagładzie. Tym co mnie uratowało, był czarny śnieg, który począł nagle spadać z nieba. Jakby go wyczuwając krępe postacie poczęły odchodzić, aż całkowicie zniknęły z blaskiem swoich lamp, pozostawiając mnie w półcieniu. Ledwo utrzymując się na nogach, znalazłem prowizoryczne schronienie w dziurze, znajdującej w pniu ogromnego dębu.
            Przeczekawszy opady wróciłem do kościoła, gdzie wciąż znajdowali się zamarli w bezruchu ludzie o nieprzeniknionej ciemności miast oczu. Nie wiedząc co czynić, usiadłem przy jednym z okien i począłem spoglądać przez znajdujący się w nim witraż na świat. Nie mam pojęcia ile przy nim spędziłem. Nie wiedziałem też, czy miało to jakieś znaczenie, kiedy czas wydawał się być jedynie abstrakcją. Trwałem więc w bezruchu, czując jak me serce z każdą chwilą słabnie i zwalnia. W pewnym momencie zaczął padać śnieg. W mojej świadomości zaś pojawiła się jedna myśl: Chciałbym usłyszeć płacz.

5 komentarzy:

  1. Iście postapokaliptyczny obraz ludzi (nadal żyjących? tak mi się wydaje), choć czasem miałam wrażenie, że mowa jest bardziej o tym, co się wydarzyło po ich śmierci. Gdzie powędrowały ich dusze i co się z nimi stało. Kościół, mrok i niepewność jutra. Wszytsko opisane wywoływało dreszczyk i trzymało w napięciu, ale.... była jedna rzecz, kßóra mnie wybijała z czytania, a mianowicie powtórzenie jedego słowa POCZĄĆ. Czy wiesz, że w twoim tekście pojawiło się aż 12 razy? Zwróć uwagę na to w przyszłości , ponieważ jest dużo synonimów, które można wykorzystać:) pozdrawiam
    Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ramach noworocznego postanowienia zacznę redagować swoje teksty, po ich napisaniu :D
      Ogólnie doszedłem ostatnio do wniosku, aby ludziom dać normalne, czerwone serduszka z jakąś skazą zamiast czarnych. Wtedy będzie mi się to lepiej wpisywać w wykreowany świat. Aczkolwiek nadmienię to jeśli wezmę się za napisanie kontynuacji.
      Mi też wydaje się, iż to świat po śmierci. Trochę nie wiem jak to będzie funkcjonować. Może to będzie coś na wzór Boskiej Komedii. Zobaczymy jak mi się to uwidzi.
      Dziękuję za przeczytanie i również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Cześć :)
    O kurczę. Jestem w pewnego rodzaju szoku i zadumie. Ciężko jest nazwać bohatera człowiekiem, nie wydaje się być także tylko duszą czy jakimś potworem, jednakże jego opowieść, którą tu serwuje, jest przygnębiająca i na swój sposób niezwykle piękna.
    Podczas lektury miałam pewne skojarzenie z "Mgłą" - to schowanie się w kościele przed nieznanym złem - ale jak ekranizacji powieści Kinga nie lubię, tak Twój tekst mnie do siebie przywiązał, bym dotarła do ostatniej kropki i zastanowiła się, co może oznaczać obraz, który pojawił się w mojej głowie. Bo świat, który nam tu pokazałeś, nie jest łatwy do zdefiniowania. Temat został jak najbardziej wykorzystany, emocje pokazane. Osobiście przepadłam i w całym tym mroku i brutalności poczułam się dobrze. Porwałeś mnie ze sobą. Dziękuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę. Jest to naprawdę spora zmiana w twoich tekstach. Widzę tu grubą poezję. Widzę tu uczucia. Wciąż zdarzały się tu dziwne określenia, które nie do końca potrafiłam przyswoić, np. "w pozach przerażenia" albo "poczęły czekać", ale i tak wiele stwierdzeń pięknie tu zagrało. No i ten początek, który jest również końcem. Dziwnie, mrocznie, ciekawie. Cóż więcej dodawać?

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciągający tekst, mroczny, dający do myślenia :D Świetnie wykreowany świat, opisy robią kawał dobrej roboty! Czytając nie miałem problemu, żeby sobie to wszystko wyobrazić. Co do samej fabuły, jest bardzo intrygująca. Stawia wiele pytań, na które chciałoby się poznać odpowiedź. Także, wow, naprawdę dobry tekst :D

    OdpowiedzUsuń