ARSENAŁ

niedziela, 5 stycznia 2020

[43] Szepty kwiatów: Bezpieczeństwo ~SadisticWriter


Alienore miała wyrzuty sumienia, że nie zjawiła się poprzedniej nocy u swojej podopiecznej. Sprawunki kompletnie ją pochłonęły. Tego dnia nie udało jej się nawet trafić do własnego domu – usnęła w zamkowej kuchni nad kubkiem ziołowej herbaty, którą zaparzyła Grace. Obudziła się dopiero nad ranem, kiedy jedna z gospodyń weszła z rozmachem do pomieszczenia, dziwiąc się jej obecnością. Alienore była na siebie piekielnie zła. To prawda, że miała już swoje lata i z każdym dniem coraz ciężej znosiła natłok pracy, ale nie powinna pozwalać sobie na tak długi, niekontrolowany odpoczynek.
Może i wypełniła wszystkie obowiązki, ale nie zdążyła nawet zajrzeć do swojej chorowitej dziewczynki, nad którą książę Villane kazał sprawować pieczę. Czasami ubolewała z tego powodu, że to jej dołożono nowe obowiązki, ale zaraz karciła siebie w duchu za to wewnętrzne narzekanie, w końcu lubiła towarzystwo młodej kwiaciarki. Może bywała uparta i nieusłuchana, ale nigdy nie okazała jej braku szacunku. Kochała ją jak własną córkę, to dlatego była zła, że nie poświęciła odrobiny czasu swojego długiego odpoczynku na odwiedzenie jej i choćby spytanie, czy czuje się już lepiej. Zamierzała to oczywiście nadrobić.
Po wypełnieniu porannych obowiązków i upewnieniu się, że w zamku wszystko jest w należytym porządku, zaparzyła herbaty, a potem skierowała się do pokoju kwiaciarki. Kiedy zapukała do jej pokoju, zdziwiła się, że nie usłyszała cichego „proszę”. Od razu zaczęła się niepokoić. A co, jeśli dziewczyna gorzej się poczuła, a nie miała kogo prosić o pomoc? A co, jeśli wyszła z komnaty, nikomu niczego nie mówiąc, i poszła do ogrodu, lub co najgorzej: na łąkę, gdzie mogła zemdleć? A może to tylko jej fanaberie? Może Soleil była zbyt słaba, aby cokolwiek powiedzieć? Albo po prostu spała?
– Wchodzę, skarbie – powiedziała donośnie, a potem otworzyła drzwi. Kiedy weszła do środka, pierwszym, co zobaczyła, było zwrócone ku oknu kruche, skulone ciało, które się nie ruszało. Serce podeszło jej niemal do gardła. O tej godzinie Soleil była już zazwyczaj na nogach, a tymczasem wyglądała, jakby przez całą noc się stąd nie ruszyła. Od razu odłożyła na szafkę porcelanę i naglącym krokiem podeszła do swojej podopiecznej. – Kochanie, wszystko w porządku? – spytała przestraszona. Dopiero kiedy przy niej stanęła, zauważyła, że dziewczyna jest przytomna i trzęsie się jak drzewo na wietrze. Pochyliła się nad nią, chwytając za chude ramię.
Przestraszona kwiaciarka wydała z siebie zduszony dźwięk, który – gdyby był głośniejszy – mógłby uchodzić za okrzyk przerażenia. Od razu strąciła z siebie dłoń opiekunki.
– Co to za zachowanie, Soleil? – Alienore wyprostowała się i założyła ręce na biodra. Dopiero z tej pozycji zauważyła, że coś się nie zgadza. Koszula nocna dziewczyny była podarta, jakby odbyła jakąś nocną eskapadę i zahaczyła nagle o coś ostrego. To bardzo wątpliwa wersja zdarzeń, bowiem jeszcze niedawno miała wysoką gorączkę. Więc co się w takim razie wydarzyło?
Alienore zastygła w bezruchu, przesuwając powoli spojrzenie na pościel, która leżała zwinięta w rogu łóżka. Ostrożnie za nią chwyciła i uniosła za rogi. Widniały na niej krwiste ślady. I domyślała się, że nie były wywołane kobiecymi dolegliwościami...
Opiekunka poczuła, że kręci się jej w głowie. Otworzyła usta, by za chwilę je zamknąć, następnie usiadła na łóżku, próbując powstrzymać nachodzące do oczu łzy. Nie potrzebowała żadnych tłumaczeń, aby domyślić się, co miało tutaj miejsce poprzedniej nocy. Nie musiała się również domyślać, kto złożył wizytę chorej kwiaciarce. Tylko jedna osoba na tym zamku była na tyle bezlitosna w swojej nieprzechylności, aby dopuścić się tak okrutnego czynu. Przecież doskonale wiedziała, że książę Villane jest zainteresowany Soleil. Mogła przewidzieć, że zechce wykorzystać moment, kiedy będzie na tyle słaba, a więc bezradna, że nie zdoła choćby podjąć się próby ucieczki. Och, dlaczego poprzedniego wieczora do niej nie zajrzała? Może gdyby tutaj była, do niczego by nie doszło…
– Tak mi przykro, Soleil… – zaczęła łamiącym się głosem. Wiedziała, że słowa niewiele pomogą na to, co czuje dziewczyna. – Gdybym tylko tutaj przyszła… – Przyłożyła dłoń do ust, nie kończąc zdania. Po jej policzkach ściekły łzy, których nie potrafiła zatrzymać, nawet jeżeli się starała.
Czy los musiał być aż tak okrutny?
Alienore wzięła cichy wdech, próbując się uspokoić. Szybko otarła łzy, które już zdążyły potoczyć się po skórze i wylądować na wyprasowanym fartuchu. Ostrożnie przysunęła się do podopiecznej, a potem wyciągnęła raz jeszcze dłoń w jej kierunku. Kiedy dotknęła ramienia dziewczyny, ta tym razem wyłącznie niespokojnie drgnęła. Uznała, że to dobry znak, dlatego ostrożnie przewróciła wychłodzone ciało na swoją stronę. W momencie kiedy ogromne, błękitne, zapłakane oczy spojrzały prosto na nią, a sine usta mocno się zacisnęły, Alienore nie myślała o niczym innym jak o tym, żeby przygarnąć do siebie dziewczynę. W chwili kiedy Soleil położyła głowę na kolanach opiekunki, wybuchła płaczem, który dusiła w sobie przez całą noc, bojąc się tego, że jeżeli choćby wyda z siebie jakikolwiek dźwięk, książę Villane tutaj wróci. Alienore tylko głaskała ją po głowie, szepcząc do ucha uspokajające słowa. Żadne z nich nie było jednak w stanie sprawić, aby przestała wylewać łzy. Dopiero po godzinie usnęła zmęczona w ramionach opiekunki, która kołysała nią na wszystkie strony. Alienore bała się zostawić Soleil samą sobie, ale musiała to zrobić przynajmniej na kilka minut. To dlatego ostrożnie zsunęła ją na poduszkę i powoli się podniosła. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było wyniesienie brudnej pościeli i przyniesienie nowej. W międzyczasie zaparzyła zioła, które miały uspokoić dziewczynę, ale również zapobiec niechcianym następstwom. Może Alienore nie była kwiaciarką czy zielarką, która tworzyła znakomicie skuteczne leki, ale jednego matka ją w dzieciństwie nauczyła. Dzięki temu mogła pomóc już wielu dziewczętom.
Soleil obudziła się dopiero, kiedy Alienore starała się ją przebrać w nową piżamę. Przestraszona wstrzymała dech, chwytając za nadgarstek opiekunki. Dopiero kiedy kobieta ją uspokoiła, pozwoliła się przebrać w świeże ciuchy. Po wszystkim zmusiła również dziewczynę, aby na chwilę usiadła. Wtedy właśnie podała jej zioła. Soleil posłusznie je wypiła, nie zadając żadnych pytań.
– Czujesz się już lepiej, kochanie? – spytała niepewnie Alienore.
Kwiaciarka nie odpowiedziała na to pytanie. Spojrzała pusto przed siebie.
– Alienore – zaczęła cichym, ochrypłym głosem, który świadczył o tym, że znajduje się teraz w zupełnie innym świecie. – Mogłabyś przynieść mi czarne kwiaty zza muru?
Opiekunka zrobiła zdziwioną minę.
– Czy są ci potrzebne właśnie w tej chwili? Powinnaś odpoczywać, Soleil. Sporządzaniem eliksirów zajmiesz się ju…
– Proszę. – Kwiaciarka spojrzała na nią załzawionymi oczami.
Alienore nie mogła jej odmówić. W innym przypadku skarciłaby ją za to ponaglanie, ale tym razem nie miała serca tego zrobić, to dlatego już po chwili wyszła z komnaty, nazbierała naręcze czarnych kwiatów, które rosły przy zamkowym murze, i wróciła do swojej podopiecznej. Soleil podziękowała jej zdawkowym skinięciem głowy.
– Poradzę sobie sama. Wiem, że masz swoje sprawy do załatwienia. – Kwiaciarka nawet nie próbowała się uśmiechać. Znów spoglądała tępym wzrokiem przed siebie.
Chociaż Alienore nie chciała wypełniać jej prośby, uznała, że musi dać dziewczynie chwilę na odpoczynek od czyjejkolwiek obecności. Przed wyjściem pogłaskała ją po głowie, a potem powiedziała, że za godzinę znowu tutaj przyjdzie, aby zobaczyć, jak się czuje. Soleil tylko kiwnęła głową.
Kiedy kwiaciarka została już sama, odsunęła kołdrę i postawiła stopy na podłodze. Przez chwilę wahała się, czy da radę przenieść się choćby do pionu, ponieważ czuła się naprawdę źle, jednak wystarczyło, że zrobiła to ostrożnie i powoli. Z szafy wyjęła stary moździerz, który przywiozła ze sobą z Laverne. Zmiażdżyła w nim czarne kwiaty, a potem dolała do niego wody ze szklanki, którą przyniosła jej Alienore. Całą mieszankę przelała do garnuszka schowanego pod łóżkiem. Może nie zagotowała mieszanki tak, jak powinna to zrobić, ale czarne navalie były kwiatami, które i bez tego uchodziły za trujące. Tym razem książę Villane powinien być zadowolony. Zamiast dolegliwości żołądkowych, dostawianie truciznę z prawdziwego zdarzenia.
Soleil przelała zawartość do flakonika, a potem spakowała go do koperty, którą zaniosła pod same drzwi komnaty księcia. Nie pukała. Za bardzo bała się ponownego zetknięcia z następcą tronu. Zawartość była na tyle mała, że mogła z powodzeniem wepchnąć ją przez szparę w drzwiach. Po zakończonej misji weszła do pokoju, chwyciła za klucz, który zostawiła na komodzie Alienore, zamknęła swoją komnatę i położyła się do łóżka, z którego nie ruszała się przez najbliższe dni. Do środka wpuszczała wyłącznie opiekunkę.
***
– Czy z Soleil już wszystko w porządku? Trochę się o nią martwimy, tym bardziej, że nie pozwalasz nam jej odwiedzać…
Zmęczona Alienore spojrzała znad tacy na zaniepokojoną Livię, która nie dawała jej spokoju, odkąd tylko weszła za nią do kuchni.
– Soleil czuje się już lepiej. Nic jej nie grozi. Po prostu potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby do siebie dojść. – Opiekunka wymusiła uśmiech, który nie uspokoił jednak dziewczyny. – Musicie być tacy niecierpliwi?
– To po prostu bardzo dziwna sytuacja. – Devyn oparł się o blat kuchenny, założył ręce na piersi i głośno westchnął. – Na pewno wszystko z nią w porządku? Chyba do tej pory nie chorowała tak długo. Minął już tydzień. Poza tym od Grace słyszałem, że niewiele je. Prawie całe jedzenie, jakie jej przyrządza, wraca do kuchni.
– Soleil przechodzi teraz ciężki czas. Porozmawiacie z nią, kiedy będzie się czuła lepiej. Na razie czuwam nad nią ja. Chyba ufacie mi na tyle, że nie zrobicie niczego głupiego? – Alienore uniosła powolnie brew, przyglądając się dwójce przyjaciół.
– My na pewno nie – powiedział z uśmieszkiem Devyn, spoglądając za plecy opiekunki. – Ale nie ręczę za inne osoby.
– Soleil przechodzi teraz ciężki czas? – spytał znajomy głos.
Opiekunka wyprostowała się jak struna od mandoliny, a potem zwróciła gwałtownie w kierunku nowoprzybyłego chłopaka.
– Książę Blaise – powiedziała zduszonym, zdziwionym głosem. Słyszała, że miał wrócić na dniach do Chavelln, ale nie sądziła, że będzie to akurat dzisiaj. Nie zdążyła nawet przemyśleć tego, co mu powie, kiedy zacznie wypytywać ją o kwiaciarkę. Za bardzo była pochłonięta opieką nad dziewczyną, która okazała się teraz bardziej wzmożona.
– Czy coś się dzieje z Soleil? – Potomek Cardarielle’ów, który wyglądał, jakby dopiero wrócił z podróży, spojrzał zaniepokojony na Alienore. Dopiero po chwili zaczął ściągać z siebie pakunki i płaszcz. Położył je na taborecie, nie spuszczając wzroku z kobiety. W normalnym przypadku okazałby więcej szacunku ludziom, których nie widział przez kilka tygodni, ale był zbyt zaaferowany tym, co przypadkiem usłyszał.
– Wszystko z nią dobrze – odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła.
– Alienore kłamie – powiedziała oburzona Livia, zakładając ręce na piersi. – Coś przed nami ukrywa. Soleil nie wychodzi z pokoju od ponad tygodnia. Od lekarza dowiedzieliśmy się, że była poważnie chora, ale teraz nie możemy niczego wyciągnąć ani od niego, ani od Alienore.
Blaise zastygł w bezruchu. Spojrzał z niepokojem malującym się w oczach na opiekunkę. Nie oczekiwał tym razem odpowiedzi. Po prostu zerwał się do biegu.
– K-książę! – krzyknęła za nim załamana Alienore. Tak gwałtownie zareagowała na ucieczkę Blaise’a, że opuściła całą tacę z porcelaną, która stłukła się doszczętnie na kamiennej posadzce. Od razu spojrzała karcąco na dwójkę młodzieńców, którzy opierali się o blat z niewinnymi uśmiechami. – Niech was los pokara! To nie jest najlepszy moment, aby Blaise się tam...
– Bądźmy szczerzy – zaczął z uśmiechem Devyn. – Z nas wszystkich Soleil najbardziej tęskniła za Blaise’em. Jego obecność pomoże jej stanąć na nogi, cokolwiek się wydarzyło.
Albo przypomni jej niespodziewanie o czymś, o czym nie chce pamiętać – pomyślała z przestrachem Alienore. W końcu nie można było ukryć faktu, że Blaise był bratem Villane’a.
Opiekunka złożyła ręce w modlitwie, wznosząc wzrok ku sufitowi.
Oby dla żadnego z nich nie było to zbyt ciężkie do zniesienia spotkanie…
***
Ktoś pukał do drzwi. Nie robił tego jednak w tak delikatny sposób, jak Alienore, to dlatego rozespana Soleil skuliła się pod kołdrą. Całe szczęście jej komnata była zamknięta na klucz. Mimo wszystko dziewczyna nie mogła pozbyć się tego dławiącego serce strachu, który towarzyszył jej przez ostatnie dni. Starała się normalnie oddychać, szybko mrugając oczami, aby tylko odgonić od siebie sceny, które umysł nagminnie często wyświetlał w zmęczonym chorobą umyśle. Uspokojenie się przychodziło z trudem, ponieważ osoba, która chciała się tutaj dostać, nie przestawała głośno pukać do drzwi. Soleil w końcu była zmuszona wynurzyć głowę spod kołdry. Niepewnie spojrzała w kierunku, skąd dochodził czyjś dziwnie znajomy głos. Ktoś ją wołał. I nie używał jej pełnego imienia.
– Sol? Wszystko w porządku? Mogłabyś otworzyć?
– Blaise? – spytała ochrypłym głosem, podnosząc się na łokciach. Zanim jednak cokolwiek zrobiła, drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, uderzając o ścianę. Soleil wstrzymała dech, wpatrując się z przerażeniem w zdyszanego i przestraszonego chłopaka. Tego się nie spodziewała.
– Sol – powiedział cicho Blaise. Na widok dziewczyny z ulgą odetchnął. Dopiero po chwili zorientował się, że zrobił coś naprawdę głupiego. Jęknął załamany i zasłonił dłońmi twarz. – Przepraszam za to, że wyważyłem drzwi. Bałem się, że coś ci grozi. Zawołam zaraz kogoś, kto to naprawi.
– Blaise. – Soleil przeniosła się do pozycji siedzącej. Starała się spokojnie oddychać, ale widok przyjaciela, którego brakowało jej przez te wszystkie dni, sprawił, że zabrakło jej w płucach powietrza. Zacisnęła dłonie na kołdrze.
– Wszystko w porządku? – spytał niepewnie chłopak, przyglądając się uważniej pobladłej i jakby wychudłej przyjaciółce.
Soleil chciała pokiwać głową, jak zawsze, kiedy ją o to pytał, ale tym razem nie była w stanie. Nie wytrzymała presji. Nie była bowiem gotowa na tak szybkie spotkanie ze swoim przyjacielem. Zbyt dużo się ostatnio wydarzyło. To dlatego wybuchła głośnym płaczem, który przestraszył księcia. Oprócz tego była w stanie potrząsnąć tylko głową. W końcu nic nie było w porządku. I nie miało być przez kolejne dni, a może nawet miesiące.
– Sol? – Zaniepokojony Blaise podszedł do łóżka kwiaciarki, ostrożnie na nim siadając. Zdołał tylko wystawić w jej kierunku dłonie, kiedy rzuciła się prosto w jego objęcia, ściskając go mocno za szyję. Książę nie do końca wiedział, jak na to zareagować. Dopiero po chwili objął delikatnie jej kruche ciało. Kilka razy zadał pytanie, co się stało, ale za każdym razem dostawał taką samą odpowiedź: potrząsanie głową. Był bezradny wobec tej reakcji. To dlatego wyłącznie siedział, tuląc do siebie przyjaciółkę. Bał się choćby poruszyć, jakby dziewczyna miała się lada chwila rozsypać na kawałki. Tak też zresztą wyglądała. Przeczuwał, że musiało się stać coś naprawdę złego. Jak jednak miał to z niej wyciągnąć? Nie czytał w myślach.
Zaledwie kilka minut później do komnaty weszła Alienore. Przestraszona spojrzała na wyważone drzwi, ale niczego na ten temat nie powiedziała. Kiedy zobaczyła zapłakaną Soleil tkwiącą w objęciach księcia, po prostu pokiwała głową w kierunku Blaise’a i wskazała palcem na drzwi, pragnąc przekazać, że zaraz wezwie kogoś, kto to naprawi. Całe szczęście, osoba zajmująca się naprawami usterek na zamku, zajęła się swoją pracą dyskretnie, a szepczącej z nim opiekunce obiecała, że nikomu nie powie o tym, co zobaczyła. Blaise był w stanie podziękować mu tylko skinieniem głowy, podobnie zrobił z Alienore, która postanowiła dać im chwilę dla siebie. Najwyraźniej właśnie tego potrzebowała teraz Soleil.
Blaise miał wrażenie, że dłużej nie zniesie siedzenia w ciszy. Bardzo chciał się dowiedzieć, co takiego stało się jego przyjaciółce, że tak przeraźliwie płakała, ale nie miał serca jej już o to pytać. Czuł, że byłoby to nieodpowiednie, poza tym Soleil nie wyglądała, jakby miała odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie. Teraz najwyraźniej potrzebowała wyłącznie jego bliskości. Czasem wystarczało tylko tyle, czy może aż tyle, aby przyjaciel poczuł się lepiej. I choć Blaise pragnął dać jej o wiele więcej, na tym póki co musiał zaprzestać.
Kwiaciarka oderwała się na chwilę od księcia, czym się zdziwił. Dopiero kiedy kaszlnęła potężnie w dłoń, zrozumiał, dlaczego to zrobiła. Spomiędzy palców dziewczyny ściekała krew. Zdziwiony Blaise wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał ją przyjaciółce. Ta przyjęła ją z wdzięcznością, choć starała się nie patrzeć w twarz księcia. Bała się, że może z jej twarzy wyczytać wszystko, czego nie chciała mu powiedzieć. Poza tym wyglądała naprawdę źle z zaczerwienionym nosem i napuchniętymi od płaczu oczami.
– Sol – zaczął ostrożnie. Oczekiwał, że na niego spojrzy, ale ona uparcie odwracała wzrok. W końcu sam uniósł delikatnie dziewczęcy podbródek, zwracając jej twarz ku sobie. – Czy doktor o tym wie? – Dziewczyna napięła wszystkie mięśnie, jakby myślała o czymś zupełnie innym. – O tym krwawieniu?
Kwiaciarka pokiwała niepewnie głową.
– Trochę… trochę mi się ostatnio pogorszyło – zachrypiała.
Blaise wewnętrznie odetchnął. Przynajmniej jego przyjaciółka starała się z nim rozmawiać.
– Ale… polepszy ci się, prawda? – Książę spojrzał na nią niepewnie.
– Nie wiem, Blaise – odszeptała, odwracając wzrok.
Tym razem on również odwrócił wzrok. Starał się nie wyglądać na zmartwionego, ale nie mógł tego ukryć. Nerwowo zaczął stukać palcami o kołdrę. Może to, o czym chciał powiedzieć swojej przyjaciółce, było głupie, ale wciąż chciał się z nią tym podzielić. Poza tym wciąż liczył, że zacznie z nim normalnie rozmawiać, a może nawet poprawi jej tą historią humor.
– Podczas mojej podróży – zaczął ostrożnie – poznałem pewnego mężczyznę. Opowiedział mi o istnieniu ludzi mających silny związek z roślinami, a dokładniej z kwiatami. – Soleil na dźwięk tych słów uniosła niepewnie wzrok. – Wiem, to mogła być tylko baśń, ale… cała jego opowieść tak bardzo przypominała mi o tobie, że nie mogłem przestać go słuchać. – Blaise wziął cichy wdech. – Sam nie wiem, od czego mam zacząć. Może od tego, że ten tajemniczy ród zamieszkuje południowe lasy. Nazywają się Flosianami. To nazwa, którą używamy tutaj, w naszych kręgach, oni nazywają siebie inaczej. Nikt nie potrafi z nas jednak wymówić tego słowa.
Soleil wstrzymała dech i wyprostowała plecy.
Flor’tijane – szepnęła, sama dziwiąc się tą równocześnie obcą, ale bardzo jej znaną nazwą. – Ja… chyba słyszałam o tym od kwiatów. Sama nie jestem pewna. – Zmarszczyła czoło.
Blaise wyglądał na podekscytowanego. Przybliżył się do kwiaciarki i chwycił ją za dłonie. Zielone oczy błyszczały w świetle świec tak jasno i wyraziście, jakby w jej przyjaciela wstąpiła nowa nadzieja. Ona sama poczuła, że budzi się w jej sercu coś, za czym bardzo tęskniła.
– Sol, a co, jeśli to prawda? Może to nie kwiaty używały tej nazwy, ale ty sama ją pamiętasz? Może to właśnie stamtąd pochodzisz? Ten mężczyzna opowiadał, że ludzie, którzy tam mieszkają, nie mogą się oddalać od swojej krainy na długi czas. Są jak kwiaty, które wyrwane z ziemi, pozbawione słońca i wody, zaczynają powoli więdnąć. Mówiłaś, że od dziecka chorujesz, prawda? Na dodatek rozwijałaś się słabiej niż inne dzieci w twoim wieku, rozmawiasz z kwiatami i zawsze wiesz, jakich użyć płatków, aby stworzyć daną miksturę. A co, jeśli…
– Blaise – zaczęła ostrożnie Soleil – to może być tylko baśń. Nie możemy ślepo w nią wierzyć. Poza tym to tylko opowieść jednego mężczyzny.
– Wcale nie. – Książę się wyprostował, na nowo się ożywiając. – Odwiedziłem bibliotekę królewską króla Barny, u którego przebywałem przez ostatni tydzień. Znalazłem kilka książek, w których wspominano o Flosianach. Doczytałem, że rozmawiają z kwiatami i używają magii.
– Ja nie używam magii, Blaise.
– A może będąc poza tą krainą, nie miałaś wystarczająco dużo siły, aby jej użyć? – Soleil wyglądała na zaniepokojoną, słysząc te słowa, zanim jednak otworzyła usta, książę kontynuował wypowiedź: – Postaram się jeszcze poszukać informacji na ten temat. Będę miał ku temu okazję, ponieważ tam, gdzie wyruszam za tydzień, znajduje się ogromny księgozbiór.
Kwiaciarka napięła wszystkie mięśnie, potrząsając z niedowierzaniem głową. Całe jej ciało zaczęło drżeć ze strachu, to dlatego, aby Blaise tego nie zauważył, wyrwała delikatnie dłonie z jego uścisku.
– Sol – zaczął załamany chłopak – wrócę do ciebie szybciej, niż sądzisz.
– Ostatnio mówiłeś to samo – powiedziała zdławionym głosem kwiaciarka. – A nawet nie wiesz, jak bardzo ten czas się dłużył…
Blaise zacisnął usta. Nie miał żadnego argumentu. Zabrakło mu ich w obliczu łez, które zaczęły spływać po bladych, dziewczęcych policzkach. Chciał jej powiedzieć, że nie może tutaj zostać, ponieważ to jego ojciec wysyła go za granice Chavelln z dyplomatyczną misją, jednak wiedział, że żadne słowa nie zmienią nastroju, jaki zapanował w komnacie. Tak bardzo chciał przy niej zostać, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy…
– Przepraszam – szepnęła dziewczyna, ocierając wciąż ściekające po policzkach łzy. – Nie chciałam zabrzmieć, jakbym miała ci to za złe. To nie twoja wina. Nie możesz przecież zostać tutaj tylko dlatego, że ja tego chcę. Rozumiem to. Jesteś w końcu księciem.
Potomek Cardarielle’ów uśmiechnął się niemrawo, wyciągając w stronę policzka kwiaciarki dłoń. Kciukiem starł jej łzy. Soleil przytrzymała jego rękę, jakby nie chciała jej już nigdy więcej puszczać. To dlatego Blaise już po chwili przyciągnął ją delikatnie do swojej piersi i przytulił tak, jak zrobił to na samym początku, tym razem jednak zdecydowanie pewniej.
– Blaise – zaczęła cicho i niepewnie kwiaciarka, wtulając się w jego klatkę piersiową – boję się zostawać dzisiaj sama.
– Nie zostaniesz. – Książę cicho westchnął, wtulając głowę w burzę blond włosów. Na chwilę zamknął oczy, napawając się bliskością, której tak mu brakowało. – Jeżeli tylko tego zechcesz, zostanę tutaj z tobą. Będę musiał tylko powiadomić o naszych planach Alienore, aby rano nie była zdziwiona. – Chłopak zaśmiał się cicho. – W końcu nie na co dzień spotyka się książęta w komnatach kwiaciarek, prawda?
Soleil starała się nie napiąć wszystkich mięśni w taki sposób, aby Blaise zanotował, że coś się z nią dzieje. Po prostu kiwnęła delikatnie głową, niczego więcej nie mówiąc. Obrazy w jej głowie wciąż były zbyt wyraźne, aby mogła o nich zapomnieć. Całe szczęście, jedynym księciem, który mógł zostać dzisiaj w jej komnacie, był Blaise. Przy nim czuła się bezpieczna. Żałowała tylko, że nie mogła tkwić w jego ramionach już do końca świata.
Cicho westchnęła, przymykając powieki. Kiedy książę bujał ją w swoich ramionach jak dziecko, przypomniała sobie o swojej przybranej matce, która właśnie w taki sposób ją kołysała, gdy miała koszmary. To samo robiła Alienore, kiedy w nocy zrywała się z łóżka i zaczynała krzyczeć. Miała wokół siebie tyle osób, które mogły ją chronić… Villane doskonale wiedział, jaki wybrać dzień, aby była zupełnie sama i na dodatek bezbronna.
– Wiesz – zaczął niepewnie Blaise, przerywając jej rozmyślania – dopóki nie opuściłem Chavelln, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tyle będę o tobie myślał. To dlatego, kiedy dowiedziałem się, że coś się stało, przestałem racjonalnie myśleć i… wyważyłem drzwi. – Zaśmiał się nerwowo. – Panicznie bałem się tego, że mógłbym cię więcej nie zobaczyć. – Książę mocniej ją uścisnął.
Soleil delikatnie się uśmiechnęła. To był pierwszy jej uśmiech od tygodnia.
– Cieszę się, że przyjechałeś, Blaise – powiedziała cicho.
– Ja też się cieszę.
Tkwili tak jeszcze przez kilka minut, a potem książę oderwał się na moment od kwiaciarki i zgodnie z obietnicą, poszedł powiedzieć zdziwionej Alienore o tym, że zamierza z nią dzisiaj zostać na noc. Opiekunka przez chwilę wyglądała na przestraszoną. Powiedziała mu, żeby był ostrożny. Nie wiedział do końca, jak to zinterpretować, ale ostatecznie kiwnął głową – w końcu nie zamierzał wyrządzić krzywdy własnej przyjaciółce.
Kiedy wrócił do komnaty, okazało się, że Soleil zasnęła. Zdziwiony usiadł obok niej, starając się jej nie obudzić, a kiedy niespokojnie drgnęła, pogłaskał ją delikatnie po włosach.
Odkąd się znali, odnosił wrażenie, że dziewczyna coś przed nim ukrywa, ale miał nadzieję, że w końcu o wszystkim mu powie, inaczej nigdy nie będzie mógł jej w pełni pomóc. Na razie jedyne, co mógł zrobić, to po prostu przy niej być, ale czy to wystarczało?
Blaise spojrzał niepewnie w pobladłą twarz kwiaciarki. Ta przylgnęła nieświadomie do jego nóg, kuląc przy piersi dłonie.
Na razie to wystarczało.
Na razie.

4 komentarze:

  1. Mógłbym się rozpisać o tym jak cudowna jest kreacja bohaterów, czy świata, albo jak bardzo mnie ta cała historia wciąga, aczkolwiek nie umiem tego zrobić. Powiem więc tylko tyle, iż jestem wielkim fanem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze widziałam Soleil Jako kruchą i delikatną dziewczynkę, a tutaj jest to wyjątkowo mocno naświetlone, gdy ta czułą się źle.
    "trzęsie się jak drzewo na wietrze" - bardzo podoba mi się ten zwrot
    Krwawe ślady na kołdrze? Ja już mam w głowie najczarniejszy scenariusz.
    Bardzo lubię tę postać i co co jej uczyniono wywołuje u mnie obrzydzenie i ogrom współczucia, ale i wściekłość do tego kto jej to uczynił.
    O ludzie nawet sobie nie wyobrażam co by się stało gdyby Soleil zaszła w ciąże z niechcianym dzieckiem księcia, co on wtedy by jej zrobił :(
    Przez chwile myślał, że dziewczyna przygotowuje tę mieszankę z czarnych kwiatów dla siebie, a nie dla księcia...ufff
    Książę Blaise wrócił ! W końcu! Ale czy nie za późno...
    Czyżby Blaise odkrył skąd pochodzi kwiaciarka? Fascynujące, ale na przestrzeni ostatnich wydarzeń odrobinę zepchnięte na dalszy plan. Może faktycznie dla tego choruje, że oddaliła się za bardzo od swojej krainy. Jestem ciekawa czy ksiaże dowie się coś wiecęc , no i oczywiście czy dowie się o tym co jego brat zrobił jego przyjaciółce gdy ten był nieobecny.
    Ehh tekst pełen negatywnych emocji, ale nie zawsze może być pięknie i słodko.
    Przeczytałam jednym tchem ( no prawie ).
    Czekam co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    "Alienore miała wyrzuty sumienia, że nie zjawiła się poprzedniej nocy u swojej podopiecznej." - powinna je mieć, oj, powinna.
    Sama wzmianka o Villane'ie i we mnie się zagotowało. Ja wciąż mam łopaty na tego gnoja, dawaj mi go tu!!!
    Wiesz, że się zaczęłam zastanawiać, czy opiszesz krew na pościeli, która się powinna pojawić przy tak brutalnych gwałcie (oddychaj, Cleo, póki go zabijesz!), a tu się okazuje, że jest. I dziękuję Ci za to naturalne ujęcie!
    Bałam się, że podczas aktu mogło dojść do zapłodnienia, jestem więc niezmiernie wdzięczna za wiedzę Alienore i jej ziółka! Nie wyobrażam sobie, by Sol miała zostać matką dziecka stworzonego takiej paskudnej nocy.
    Blaise! Właśnie ty jesteś tutaj teraz najbardziej potrzebny!
    Rozumiem, dlaczego Sol nie chce nic powiedzieć i dlaczego Alienore nikomu nic nie mówi, ale chyba oczekiwałam, że drugi książę coś zauważy, coś dostrzeże. No nic, i tak się niezmiernie cieszę, że jest, bo sama, jako czytelnik, poczułam się spokojniejsza i bezpieczna. Taki to Blaise ma na mnie wpływ.
    Super, że w końcu coś o pochodzeniu Soleil się pojawiło. Wypada, by dziewczyna wiedziała, skąd się wzięła i dlaczego ma taką więź z kwiatami. Jestem ciekawa, co będzie dalej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie, to ostro poleciałaś z Szeptami Kwiatów... Kiedy ze spokojnej, miłej, sielskoej opowiastki przerodziło się to w jakąś Grę o Tron? (nie no, wiem, wiem, to było rozpisywane pomału, w każdym fragmencie). Tak idealnie prowadzisz opowieść, że czytelnik wsiąka nie mogąc oderwać wzroku od tekstu. I wzbudzasz emocje, oj tak, i to bardzo sporo. Ciekawe, czy jak Blaise by się dowiedział, czy potrafiłby zabić brata? 🤔 Mam nadzieję, że jakoś niedługo doczekam się odpowiedzi, bo chyba każdy chce żeby ten skurwiel umarł XD Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń