ARSENAŁ

niedziela, 10 listopada 2019

[35] Szepty kwiatów: Przygotowania ~SadisticWriter

Rozdział miał być dłuższy, ale nie miałam już czasu i siły się nad nim rozwodzić. Jakaś taka pisarska ta niedziela. Doszczętnie mnie wykończyła, dlatego mam nadzieję, że opowiadanie trzyma w jakiś sposób poziom i dorównuje poprzednikom w serii.

***
Soleil już dawno skończyła pracę przy układaniu wiązanek kwiatowych, nie potrafiła jednak usiedzieć w miejscu, zupełnie nic nie robiąc. Po raz pierwszy czerpała radość z tego, że mogła spędzać czas w sali, która wręcz huczała od głosów, stukotów i pośpiechu. W tym wielkim i obcym świecie miała przynajmniej możliwość zająć się czymś pożytecznym, a nie tylko siedzeniem, oczekując na nadejście balu, który przybliżał ją do spotkania z księciem Villane’em. Gdyby mogła, zajęłaby się wyłącznie przystrajaniem sali, polegającym na wplataniu białych kwiatów w błękitne, satynowe zasłony i obicia krzeseł. Gdy reszta ludzi zebrałaby się tutaj późnym wieczorem, ona schowałaby się w swojej komnacie, udając, że nie istnieje. Tak jednak nie mogła zrobić. Jeśli nie zjawiłaby się na balu, bardzo prawdopodobne, a raczej pewne byłoby to, że Villane Cardarielle sam złożyłby jej wizytę, a z dwojga złego wolała spotkać się z nim wśród setki innych ludzi, gdzie nie mógł wyrządzić jej krzywdy, niż w miejscu, w którym mógł zrobić z nią to, co mu się podobało. 
Ilekroć Soleil myślała o tym, jak uciec przed niecnymi zamiarami przyszłego władcy Chavelln, popadała w melancholijny nastrój. Wiedziała, że obecnie nie było to możliwe. Sam Villane stwierdził, że była tylko nic nieznaczącym pionkiem na tej królewskiej szachownicy, którym zamierzał zagrać tak, aby uzyskać dla siebie jak największe korzyści, a czego mógł chcieć następca tronu, jak nie samego tronu? Inaczej nie byłby na nią zły z tego powodu, że wraz z Blaise’em uleczyli ich ojca. Czy to nie oznaczało, że sam Villane odpowiadał za chorobę króla? A może to zbyt śmiałe myśli? To wszystko wydawało się być zdecydowanie zbyt skomplikowane. Soleil była prostą kwiaciarką z małej wioski, która potrzebowała do życia jedynie rodziny i kwiatów. Dlaczego więc los tak bezlitośnie pchał ją w paszczę przewodzącego stadem wilków wodza? Czy właśnie taka była cena za bycie wyjątkowym w swoim fachu? Może nigdy nie powinna próbować uzdrawiać ludzi, a tylko zająć się układaniem kwiatowych wiązanek? Jej dobroć sprawiła, że ta wieść zawędrowała w zbyt dalekie strony… A to nie pierwszy raz, kiedy ktoś chciał ją wykorzystać. Tylko dotąd miała przy sobie ochroniarza: własnego przybranego brata, Gavina. Na dodatek ludzie, którzy pragnęli, aby czyniła zło, nie należeli do rodziny królewskiej, a co za tym idzie: nie byli tak wpływowi, jak Villane Cardarielle.
Soleil wplotła ostatni samotny kwiat w obicie krzesła, zatrzymując przy nim dłoń. Jej smutny wyraz twarzy nie umknął uwadze Livii, która akurat do niej podeszła. 
– Wszystko w porządku? – spytała z miłym uśmiechem, splatając dłonie za plecami. 
Kwiaciarka podskoczyła, mało nie wydając z siebie okrzyku wyrażającego zaskoczenie. Akurat kiedy była pogrążona we własnych myślach, nie spodziewała się, że ktoś zajdzie ją od tyłu. Łapiąc oddech, przyłożyła dłoń do rozdygotanego serca.
– Aż tak cię przestraszyłam? – zdziwiła się Livia. – Przepraszam, myślałam, że jestem na tyle głośna, że mnie usłyszysz. 
– Nic się nie stało. – Soleil posłała koleżance słaby uśmiech.
– Ostatnio bujasz w obłokach. Powiedziałabym, że myślisz o księciu Blaisie, ale wtedy nie wydawałabyś się taka smutna i przestraszona zarazem. Na pewno wszystko w porządku? Wiesz, że możesz nam o wszystkim powiedzieć. – Livia położyła delikatnie dłoń na plecach kwiaciarki, obdarzając ją troskliwym spojrzeniem. – Jeżeli ktoś zrobił ci krzywdę, to my zrobimy krzywdę jemu! – Waleczność dziewczyny, która zacisnęła w górze pięść, wyglądała na tyle zabawnie, że Soleil delikatnie się uśmiechnęła.
– Wszystko jest w jak najlepszym porządku, Livio. Po prostu stresuje mnie dzisiejszy bal.
– Rozumiem. – Śpiewaczka wzięła głęboki wdech. – My wszyscy stresujemy się balem, ponieważ nigdy wcześniej nie obcowaliśmy z takimi dostojnikami, dlatego pamiętaj, że nie jesteś sama. – Dziewczyna poklepała po plecach swoją przyjaciółkę, pragnąc ją pocieszyć. – Po balu wszyscy mamy spotkać się w karczmie „Pod Kaczym Trzonkiem” i tylko o tym obecnie myślę. Ty też powinnaś. W końcu będą tam wszyscy nasi przyjaciele. – Promienny uśmiech rozszerzył okrągłą twarz.
Soleil już niemal zapomniała o organizowanym obocznie spotkaniu rzemieślników, którzy uznali, że bal to nudna okazja do jakiegokolwiek świętowania. Nikt z nich nie czuł się swobodnie w tym zamku. Woleli przenieść zabawę w bardziej bliskie ich sercu miejsce, do którego tutejsi arystokraci raczej nie zaglądali. To oznaczało, że szykowała się prawdziwie zakrapiana uczta, a to nie do końca jej odpowiadało. Mimo wszystko obiecała, że się tam zjawi. Nie chciałaby nikogo zranić.
– Dobrze – odpowiedziała spokojnie, wymuszając uśmiech. Kiedy już chciała otworzyć usta, aby spytać o coś Livię, w oczy rzuciła się jej postać kobiety stojąca w wejściu sali. Stała tam z założonymi na piersi rękoma, posyłając kwiaciarce znaczące, wręcz naglące spojrzenie. Wtedy Soleil zrozumiała, że czas najwyższy rozpocząć przygotowania do balu od strony personalnej.
– Chyba Alienore cię wzywa – zaśmiała się Livia. Kwiaciarka zawtórowała jej niemrawym śmiechem. – W takim razie widzimy się na balu. 
Soleil pokiwała głową, a potem skierowała się grzecznie w stronę opiekunki, która już tupała niecierpliwie nogą, wygrywając melodię na drewnianej posadzce. Pulchne dłonie miała założone na biodrach. Dziewczyna dokładnie wiedziała, o co jej chodziło. Miały się spotkać w komnacie jakieś pół godziny temu. Cóż, jeżeli chodziło o poczucie czasu, Soleil łatwo potrafiła się zagubić.
– Nie sądziłam, że będę musiała tu po ciebie przychodzić – powiedziała karcąco Alienore, kiedy już do niej podeszła.
– Naprawdę przepraszam… – Sol nie zdołała dokończyć zdania. Opiekunka chwyciła ją za dłoń i pociągnęła przez korytarz, mało nie wytrącając jej z fizycznej równowagi. Zaskoczona dziewczyna zamrugała nierozumnie oczami. 
– Nie ma czasu na pogadanki, droga Soleil. Szykowanie się do balu zajmuje dużo czasu! Wykład o spóźnialskich dziewczętach zrobię ci później!
Kwiaciarka zaśmiała się niemrawo. Do balu pozostały dwie godziny. Czy ubieranie się i układanie włosów rzeczywiście zajmowało tak wiele czasu? A może Alienore jak zwykle była przewrażliwiona? W tym szaleńczym pośpiechu Soleil ledwie zanotowała, że obok niej przebiegł dobrze jej znany chłopak, który pomachał jej dłonią, obdarzając ją szerokim, radosnym uśmiechem. Nie zdążyła na to jakkolwiek zareagować, za to on obrócił się w tył i krzyknął:
– Do zobaczenia, Sol! Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie na balu tańcem!
Soleil poczuła, że jej policzki płoną. Chciała odpowiedzieć, że oczywiście, przecież na to właśnie liczyła, ale widząc podejrzliwe spojrzenie Alienore, od razu zacisnęła usta. Cóż, Blaise prawdopodobnie i tak wbiegł już do sali. Zapewne nie usłyszałby jej cichej odpowiedzi, w końcu nie potrafiła krzyczeć.
– Czyżby jednak łączyły was jakieś bliższe relacje? – spytała podejrzliwie opiekunka, unosząc znacząco brew. Jej okrągłą twarz rozszerzył podejrzliwy uśmieszek. 
Soleil wydała z siebie jęk wyrażający załamanie. Ile razy miała jeszcze usłyszeć od tej kobiety, że łączyło ją z księciem głębsze uczucie? To prawda, że Blaise był nad wyraz czarującym młodzieńcem, ale zdecydowanie nie przeznaczonym dla niej. 
– Kochana Soleil – powiedziała czule Alienore, otwierając przed nią drzwi od komnaty i wpychając ją gwałtownie do środka. Dziewczyna potknęła się o dywan, omal nie lądując na własnym łóżku. – Moja kochana, piękna Soleil. – Opiekunka potrząsnęła głową, nawet nie zwracając na nią uwagi. Szybko podeszła do szafy i wyjęła z niej pudło owinięte satynową wstążką. Przeniosła je na łóżko, a potem wreszcie zaszczyciła swoją podopieczną spojrzeniem. – Tyle lat już przeżyłam na tym świecie… Nie ukryjesz przede mną prawdy. Tak dużo czasu spędzałaś ostatnio z księciem Blaise’em, że trudno mi uwierzyć w to, iż kompletnie nic was nie łączy. – Soleil już otwierała usta, aby temu zaprzeczyć, ale Alienore wystawiła palec wskazujący w górę, nie dając jej dojść do słowa: – Możesz sobie wmawiać, że to przyjaźń, ale nie tak to wygląda, skarbie. 
– Alienore – jęknęła zawstydzona dziewczyna, siadając na łóżku – nie wiem, czym jest miłość, już ci o tym wspominałam. Poza tym nie mogłabym darzyć Blaise’a takimi… uczuciami. Nie sądzisz, że byłby to nieco szkodliwy układ dla obu stron? – Zaśmiała się niemrawo. – To mój przyjaciel, ale nie myślę o nim dniami i nocami. Nie zastanawiam się, jak to jest… jak to jest robić z nim to, co robi się z ukochanymi. Czyli na przykład… jak to jest się… całować. – Soleil spąsowiała jeszcze bardziej, szybko zasłaniając twarz dłońmi. Właśnie teraz zrozumiała, że jednak już o tym myślała. Ale robiła to z czystej ciekawości, nie dlatego, że była zakochana. Poza tym nie powinna chyba o czymś takim mówić w towarzystwie Alienore snującej romantyczne plany wobec niej i księcia Blaise’a. – Nie wyobrażam sobie, jak to jest robić takie rzeczy z innymi chłopcami. Poza tym nie sądzę, aby ktokolwiek interesował się kimś takim, jak ja. Jestem po prostu zwyczajną kwiaciarką.
– Och, skarbie. – Alienore głęboko westchnęła. – Trafiłaś do złego świata. Obyś nie poznała go możliwie szybko z jego jak najgorszej strony… – Opiekunka potrząsnęła głową, a potem rozwiązała wstążkę okalającą pudło. – Powinnaś uważać na wszystkich mężczyzn, jakich spotykasz na swojej drodze. Jesteś jeszcze niemal dzieckiem, które nawet nie rozumie, jak działają mechanizmy damsko-męskich relacji. 
Soleil zamrugała nierozumnie oczami. Chyba rzeczywiście nie miała pojęcia, jak to wszystko wyglądało. Zawsze kiedy pytała o to swoją siostrę, Lailę, chrząkała w zwiniętą dłoń i obracała się do niej tyłem, udając, że aktualnie jest bardzo pochłonięta kuchenną pracą. Podobnie zachowywał się jej brat, Gavin. Pamiętała, jak kiedyś do niego podeszła, kiedy zajmował się pracą w stajni, usiadła na jeden ze skrzyń i spytała, dlaczego chłopcy z wioski ciągają ją za włosy i dlaczego Laila twierdzi, że to końskie zaloty. Chciałaby w końcu zrozumieć, na czym polegają te dziwne relacje dziewcząt z chłopcami. Gavin słysząc to, opuścił niesione przez siebie skrzynię na stopy. Przeklął pod nosem, co rzadko mu się zdarzało, a potem z rumieńcami na twarzy obrócił się w stronę Soleil, wystawiając przed siebie ostrzegawczo palec wskazujący. Powiedział wtedy: Soleil, nie pozwolę, żeby jakikolwiek chłopak wyrządził ci krzywdę. Nie masz się czego bać.
Podobnie zareagowała Alienore. Ona również mówiła o jakichś złych rzeczach, które mogły się jej wydarzyć w tym okrutnym świecie. Dlaczego? Czy relacje z chłopcami były aż tak szkodliwe i niebezpieczne? W takim razie może nie powinna spędzać czasu z Blaise’em? Z drugiej strony nie mogła sobie wyobrazić, że chłopak miałby wyrządzić jej jakąkolwiek krzywdę. Był na to za dobry.
Zmęczona tymi rozważaniami dziewczyna ciężko westchnęła. Pytania wolała zostawić na inny dzień i może dla innej osoby. 
– Niewinne i dobre dziewczęta zdecydowanie powinny odznaczać się mniejszym urokiem osobistym – szepnęła do siebie Alienore, co nie umknęło uwadze zdziwionej Soleil. Nie zdążyła jednak niczego powiedzieć, bo jej opiekunka wyciągnęła z pudła suknię i rzuciła: – Oto twoja kreacja na dzisiejszy bal. Sama poprosiłam najlepszą szwaczkę w Chavelln, aby ją dla ciebie uszyła. Tylko na nią spójrz! – Kobieta uniosła suknię w górę.
Soleil otworzyła usta, nie wiedząc, co powiedzieć. To była chyba najpiękniejsza kreacja, jaką w życiu widziała. Nie przywodziła na myśl jednej z kusych, popularnych obecnie sukien, odsłaniających dekolt zalotnych panien. Wręcz przeciwnie. Stawała naprzeciw modzie, tworząc zupełnie nowy nurt, oparty o naturę. Otóż jej balowa kreacja wyglądała jak delikatny, biały kwiat, który rozkwitał u dołu zielenią. Rękawy imitujące płatki, koronka uwita z białych róż, okrywająca dekolt, i te tonące w różnych odcieniach zieleni, gładkie, przeźroczyste płaty materiału, rozchodzące się na boki jak wiosenne liście, w które wplecione były blade, maleńkie, białe kwiatki. Kwiaciarka przyłożyła dłoń do ust, czując, jak w oczach wzbierają się jej łzy. 
– Alienore – zaczęła szeptem, potrząsając w niedowierzaniu głową – to najpiękniejsza suknia, jaką w życiu widziałam. Nie zamieniłabym jej na żadną inną! – wykrzyknęła. Nim kobieta cokolwiek powiedziała, Soleil rzuciła się na nią, obejmując jej szyję dłońmi. Nie przejmowała się tym, że gniecie w tym momencie suknię.
– Och. – Zdziwiona Alienore zapomniała o tym, że powinna skarcić swoją podopieczną za to gwałtowne zachowanie nieprzystojące damie, ale zamiast tego, po prostu się uśmiechnęła i poklepała ją po plecach. – Cieszę się, że suknia przypadła ci do gustu, skarbie, ale teraz… teraz musimy się pospieszyć. – Soleil odsunęła się od kobiety, ocierając ukradkiem łzy szczęścia. Pokiwała energicznie głową. – Och, przecież musimy ci jeszcze zrobić fryzurę!
Kwiaciarka uśmiechnęła się do niej z rozbawieniem. Dopiero teraz poczuła, jak zmartwienie wynikające z ostatniego spotkania z księciem Villane’em ją opuszcza. Ta radosna chwila pozwoliła jej zrozumieć, że wcale nie musiała postępować zgodnie z jego wolą. W końcu nikt nie powiedział, jak miała działać trucizna, prawda? Dla niej równie dobrze mogło oznaczać to problemy żołądkowe. Czy dużo tym ryzykowała? Może tak, ale teraz nie zamierzała o tym myśleć, bo jedyne, o czym obecnie marzyła, to ubrać nową suknię, zapleść włosy i wejść na salę otoczoną pachnącymi, świeżymi kwiatami, gdzie będzie na nią czekał ten jeden znaczący taniec – taniec z drogim jej sercu przyjacielem, który miał opuścić mury Chavelln jutrzejszego poranka. Smutek i niepokój zostawi na inny dzień.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Biedna Sol z tymi ponurymi myślami. Ale jakoś się nie dziwię, książę V to taki typ, którego można podejrzewać o najgorsze rzeczy.
    Miło widzieć, że inni dbają o kwiaciarkę i są gotowi stanąć za nią murem. W zamku, gdzie nadal nie wszystko daje poczucie swobody, dobrze mieć przyjaciół, taką namiastkę rodziny.
    Och, mam nadzieję, że Blaise i Soleil ze sobą zatańczą, to mi do nich pasuje. I jakoś bardziej przekonuje mnie wersja dziewczyny - nie potrafię wyczuć między nimi żadnej romantycznej aury.
    Opis sukni - wow *___* chciałabym ją zobaczyć na jakimś zdjęciu i porównać ze swoim wyobrażeniem. W mojej głowie jest ona niezwykle piękna.
    Tak się radośnie zrobiło pod koniec, a mnie nie opuszcza przeczucia, że w kolejnym tekście uraczysz nas czymś mocnym, co zachwieje światem Sol. I nie wiem, czy się tego bać, czy tego oczekiwać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń