ARSENAŁ

niedziela, 13 października 2019

[31] No estamos muy buenos ~ Miachar


            Po jego minie widać było, że nie jest zadowolony z cyfry, jaką widzi wpisaną w odpowiednie miejsce w ramce. Pewnie wynikało to z tego, iż jego oczy rejestrowały cyfrę, kiedy spodziewał się jak w poprzednich dniach zobaczyć liczbę i to co najmniej dwa razy większą. Starał się więc omijać wzrokiem powierzchnię, która tak go raziła, ale wówczas musiał patrzeć na nas, a to my sprawiliśmy, że nie był zbyt zadowolony. Cokolwiek robił, wszystko na ten moment przypominało mu o jego – naszej – porażce z wczorajszego dnia. A choć dzisiaj to było dzisiaj, a wczoraj to wczoraj, wiedziałam już z doświadczenia, że będzie go to mierzić jeszcze przez jakiś czas i pewnie odbije się na całym zespole. Trzeba będzie sięgnąć po śmieszkowy zestaw skryty w szafce w kuchni, może robienie z siebie klauna choć trochę poprawi innym humor.

            – Słuchajcie mnie uważnie – oznajmił. – Wiem, że na jutro wieczór zaplanowałem integrację, byśmy mogli poznać się z naszymi nowymi twarzami – tu wskazał na siedzącego obok mnie młodego mężczyznę, ubranego w ekstrawaganckie ciuchy, zupełnie nie pasujące do tej pracy, i na dziewczynę koło niego, którzy to dopiero od trzech dni stanowili część grupy – ale jak sami wiecie po wczorajszym, daliśmy dupy. Trzeba to więc nadrobić, tym bardziej, że obiecałem wolną sobotę. – Teraz popatrzył po menadżerach. – W was, moi starzy wyjadacze, jest nie tylko nadzieja, ale i powinność. Dzisiaj wszyscy, jak jeden mąż, będziemy biegać i biegać, aż będziemy z tego powodu umierać, ale będziemy mieli cel i nawet go przebijemy! – Skrzywiłam się na tę próbę podbudowania morali. – Dzisiaj damy z siebie prawdziwych siebie!
            Ktoś w pokoju zaczął klaskać, pozostali przyłączyli się do niego. Sama też to uczyniłam, ale bez zbyt wielkiego zaangażowania. Wielka mowa wielką mową, ale wątpiłam – bo w wątpieniu czułam się dobrze – by to podziałało, przynajmniej w tej chwili. To menadżerowie będą musieli zadbać o to, by podopieczni przez cały dzień mieli odpowiednie nastawienie i nie spartolili tej, jakże nietrudnej, roboty.
            – Pozwoliłem sobie dzisiaj sam wyznaczyć cel dla każdej z grup, mam nadzieję, że to nie problem. – Wszelkie protesty były bezcelowe, co było wiadome, dlatego panowała cisza. – Teren również przydzieliłem, więc nie będziemy tracić na to czasu, przejdźmy do części szkoleniowej…
            Piętnaście minut później nie czułam się ani trochę bogatsza w nową wiedzę, ale ważne było, że przetrwałam tę powtórkę z wiadomości i mogłam zabierać ludzi, by pracować. A przynajmniej taki miałam zamiar…
            – Emi? – Spojrzałam na głównodowodzącego. – Możesz zostać na chwilę?
            – Jasne. Sama czy z EJ?
            Szef zerknął w stronę drzwi, za którymi, blokując korytarz, panoszyła się reszta pracowników, zbierając swoje rzeczy i starając się choć trochę rozbawić, by wyjść z biura bardziej optymistycznie.
            – Nie, sama. Chcę o coś zapytać.
            Szczerze nie lubiłam, kiedy to robił. Nie byłam jego asystentem czy pracownikiem administracji, by w cztery oczy rozmawiać o sytuacji firmy, ale on miewał często odmienne zdanie od mojego. W tej kwestii również tak było.
            Podeszłam do drzwi, by je zamknąć, coby żadne słowo nie zostało usłyszane przez kogoś jeszcze.
            – O co chodzi?
            Nie chciałam, by wpierw rozprawiał ze mną o pogodzie, wolałam mieć wyłożone wszystko od razu.
            Westchnął i spojrzał na tablicę i wczorajszy wynik. Wynik, który w jednej trzeciej osiągnęłam sama. Patrząc ogółem, była to zła informacja, patrząc szczegółowo, stawiała mnie bardzo wysoko na liście świetnych sprzedawców tego tygodnia.
            – Wiesz – zaczął, odwracając się plecami do tego, co go raziło, utkwił spojrzenie gdzieś obok mnie – ostatnie wyniki pokazują, że jako biuro nie jesteśmy bardzo dobrzy, ale nie należymy też do szarego końca w całej grupie firm – oznajmił mi to takim tonem, jak ktoś zwracający się do swojego doradcy. A przecież nim nie byłam. Skupiałam się na tym, by mieć jakiekolwiek liczby na swoim koncie, by cokolwiek zarabiać. Jeśli o to chodziło, byłam egoistką. – Mimo to musimy się przyłożyć i dawać z siebie trochę więcej. Dlatego mam do ciebie pytanie: mogłabyś przyjechać jutro wcześniej i zrobić tym dwóm nowym całą godzinę szkolenia produktowego? Ostatnio jesteś u nas liderem, do tego widać, że masz podejście do tych ludzi i ich… – skrzywił się, a ja domyślałam się, co może za tym stać – wszystko cię nie razi, od razu ich akceptujesz.
            Jak nic pił do EJ i jego ciuchów. Fakt, chłopak ubierał się raczej jak na pokaz mody niż pracę terenowo-biurową, ale już zaczęłam nad tym pracować. W końcu dzisiaj nie miał na głowie czerwonej peruki, a z paznokci zniknął kolorowy lakier. Pierwsze postępy były widoczne.
            Założyłam przed siebie ramiona. To prawda, szkolenie nowych i przekazywanie wiedzy sprawiało mi przyjemności i wychodziły mi dobrze, ale – powtarzając, co wcześniej – nie byłam na takim szczeblu w hierarchii, by zwracać się z taką prośbą właśnie do mnie.
            – Jak rozumiem, miałabym za to liczone więcej? – zapytałam. Ogólnie wszelkie szkolenia były darmowe, ale w moim przypadku oznaczało to przejechanie kilkudziesięciu mil o dobre dwie godziny wcześniej niż zwykle. Czas, który przeznaczyłabym na sen, miałabym poświęcić innym ludziom, tego jako wolontariat nie mogłam sobie liczyć.
            Widziałam wahanie na jego twarzy, ale szybko przykryła je rezygnacja. Nie miał wyjścia – gdyby odpowiedź była negatywna, kazałabym szukać mu innego naiwniaka.
            – Oczywiście. Policzę to za pół sprzedanej akcji. Może być?
            Udałam, że się zastanawiam, po kilku sekundach skinęłam głową.
            – Okej. – Skierowałam się w stronę drzwi. – Zrobię to. A, dopilnuję też, by jutro EJ nie miał na sobie nic ekstrawaganckiego. Lecę, do wieczora!
            Nie pozwoliłam na żadne kolejne słowa, bo albo bym się rozmyśliła, albo szef dorzuciłby mi jakieś kolejne nowe obowiązki. A przecież musiałam się szanować. Nie można zawsze polegać na mnie, nie powinnam być odbierana jako jedyny filar tej firmy, z czego głównodowodzący powinien zdać sobie sprawę.
            Bo przecież nie będę tu zawsze, a nie chciałam usłyszeć, że z niezbyt dobrych staliśmy się najgorsi. Bo mimo wszystko jakaś część mnie pozostanie tu na jakiś czas. Będę wspomnieniem nielicznych, mój duch będzie się unosił długo po tym, jak zatrzasnę za sobą drzwi i zbiegnę dwa piętra w dół ku wolności.


1 komentarz:

  1. Przy pierwszym akapicie trochę sie pogubilam bo jakoś tak szybko wszytko zostalo podane, ale potem się odnalazlam. No tak firmy i ich cele. Nie myślą nigdy o pracownikach tylko o statystykach. Tak to jest ze im ktos ciezej pracuje tym wiecej od niego wymagają. Tak jak od niej przychodząc wcześniej i trenując nowych. Ale rozumie ją doskonale bo ja tez przychodze do pracy tylko zeby zarobić, żeby co miesiąc napelnialo mi sie konto ba zwykle życiowe wydatki. Nie ma w tym pasji. Smutne ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń