ARSENAŁ

niedziela, 29 września 2019

[29] Stranger: Będę twoim mieczem i tarczą ~ Miachar


            Człowiek ma w sobie coś, taką zdolność, iż w ciągu kilkunastu sekund jest w stanie powiedzieć, czy polubił – bądź to zrobi – nowo poznaną osobę, czy też nie. Sam byłem potwierdzeniem tej teorii: już przy uściśnięciu dłoni Willa podczas przedstawienia adeptów umiałem powiedzieć, że się dogadamy i zakolegujemy. Kolejny dowód to moje odczucia wobec naszego szkoleniowca. Generał Jeog wyglądał tak, że od razu czuło się do niego szacunek, ale ja wiedziałem, że jesteśmy na tyle różni, że możemy mieć ze sobą nie po drodze i między nami będzie dochodziło do scysji. Po prostu takie odnosiłem wrażenie i ono nie mijało, choć w Agencji kończył się pierwszy miesiąc, jak rozpoczęliśmy trening.

            Mirby nie wierzył mi, kiedy mówiłem mu, że generał może coś do mnie mieć, śmiał się, gdy dzieliłem się swoimi przemyśleniami, obserwacjami i podejrzeniami.
           
– Chyba trochę przesadzasz – zauważył w ubiegłym tygodniu zaledwie pięć minut po tym, jak Joeg chciał zrobić ze mnie kozła ofiarnego przed całą grupą i na moim przykładzie pokazywał, jak nie powinno się wykonywać pewnych ćwiczeń. – On po prostu potrzebował kogoś do demonstracji.
            – Tyle że ja wykonywałem te ćwiczenia poprawnie – wycedziłem. – A on sobie coś ubzdurał, by mnie pogrążyć.
            Taka była prawda i to nie tylko moja – ktoś zauważył, iż faktycznie w moim wyprowadzeniu ciosu wszystko było jak należy. To w generale był jakiś problem.
            Will machnął tylko ręką.
            – To trochę na wyrost, ale jeśli nadal będzie ci to nie pasować, będę twoim mieczem i tarczą podczas treningów. – Poklepał mnie po plecach, na co postarałem się nie skrzywić, i zaśmiał się. – Będę twoją zbroją jak u Iron Mana.


            Uśmiechnąłem się wtedy blado na to przyrzeczenie kolegi, wątpiąc, by faktycznie mężczyzna z Wisconsin był odpowiednim wsparciem i za bardzo się nie pomyliłem. Minęło dziesięć lat, które wymogły na mnie, bym sam stał się swoją zbroją i dawał sobie radę z Joegiem, ale nie jestem pewien, czy temu podołałem. To dlatego tak przerażała mnie degradacja i zupełnie nowe zadania do wykonania. Bo wiedziałem, że będzie o wiele trudniej, a moje tajemnice zbyt bliskie powierzchni, by móc je odkryć.
            I to czyniło mnie tak wściekłym, jak od dawna nie byłem. Dlatego biłem worek przede mną jak oszalały, a tytanowy szkielet wewnątrz mnie wysyłał informacje, iż za bardzo go przeciążam. Co w tamtej chwili nie miało dla mnie zbyt wielkiego znaczenia. Musiałem uderzać, póki nie miną emocje i się nie uspokoję.
            Ale powinienem przestać. Nie mogłem dopuścić, by wspomagacz rozładował się, bo wtedy nawet czołganie stanowiłoby dla mnie zbyt duży wysiłek, a nie uśmiechało mi się zostać odnaleziony na podłodze siłowni, cały zlany potem i łzami bezsilności. Dlatego ściągnąłem rękawice, schowałem je do odpowiedniej szafki i opuściłem to puste miejsce z martwymi przedmiotami. Nadal czułem się źle, ale nie paskudnie. Nawet dobrze, że złość jeszcze we mnie pozostała, bo w drodze powrotnej natrafiłem na kogoś, wobec kogo mogłem ją skierować.
            Wydawało mi się albo generał Joeg specjalnie na mnie czekał. Opierał się plecami o ścianę i od niechcenia patrzył po tych agentach, którzy tego późnego popołudnia załatwiali swoje sprawy w tej części budynku. Kiedy mnie dojrzał, uśmiechnął się krzywo i oderwał od pionowej powierzchni, by ruszyć w moim kierunku.
            – Navy. – W jego głosie usłyszałem pogardę, gdy zwrócił się do mnie po nazwisku. – Grenade. – Wyraźną przyjemność sprawiło mu to pastwienie się nade mną za pomocą moich personaliów. – Nasz granatowy granat. Jak się masz? Trening nie rozpierdolił ci kręgosłupa do jebanego końca?
            Wiedziałem, że lubował się w używaniu wulgaryzmów, mimo to aż się wzdrygnąłem, gdy je usłyszałem. Nie powinny być tak nagminnie słyszane z ust kogoś na jego stanowisku, ale Joeg nic sobie z tego nie robił. Dupek jeden.
            Zasalutowałem, jak oczekiwano tego po kimś niższego rangą. Starałem się zachować przy tym pokerowy wyraz twarzy, by generał nie utwierdzał się w tym, jakie uczucia żywię wobec niego. Dobrze wiedział, że go nienawidzę, nie potrzebowałem okazywać mu tego na każdym kroku. Machnął tylko ręką w odpowiedzi, jakby potrzebował raczej kogoś uderzyć. Postanowiłem, że to nie będę ja.
            – Jak widać, jeszcze chodzę, więc kręgosłup mam na swoim miejscu. – Było to szorstkie, ale w ten sposób mogłem potraktować go, by rozdrażnić. – Czy pan na mnie czeka, generale? Bo jeśli nie, to chciałbym się odświeżyć i zacząć przygotować do szkolenia, które przeprowadzi pan mnie, kapitanowi Mirby'emu i porucznik Mars.
            Tak, bo to właśnie dziś miał tę możliwosć, by się nad nami poznęcać, nim wyruszymy na misję.
            Joeg patrzył na mnie uważnie, a uśmiech na jego twarzy budził skojarzenie z jakimś dzikim zwierzęciem, nim to rzuci się na swoją wyczekiwaną ofiarę.
            – Nie czekam na ciebie, łamago – oznajmił. – Mam lepsze rzeczy do roboty. Chciałem cię tylko ostrzec. – Nachylił się ku mnie i ściszył nieco głos. – Może ja i dowódca trochę ci groziliśmy, cyborgu jebany, ale uważaj – poza nami jest ktoś jeszcze wysoko postawiony, kto się tobą interesuje, on może być dla ciebie prawdziwym, kurwa, wrogiem. – Poklepał mnie po plecach, zdecydowanie i mocno, bym to poczuł. – Do zobaczenia później, kapitanku Granaciku.
            Patrzyłem, jak odchodzi korytarzem, i wypuszczałem powietrze przez nos. Ponoć to mogło pomóc na skołowane serce czy w chwili paniki, mnie zaś przydawało sie, kiedy nie chciałem pokazywać po sobie, że coś mocno mnie wkurzyło. Jak ten mężczyzna, który chciał mnie niszczyć.
            Zastanowiły mnie jego słowa i wywołały niepokój. W Agencji tylko Jeog i dowódca sił powietrznych wiedzieli o moim tytanicznym wspomaganiu, ta informacja nie miała jak wyjść poza to miejsce i tę dwójkę, kto więc i jak mógłby dowiedzieć się, że nie jestem w pełni człowiekiem?
            To była zagadka, którą powinienem jak najszybciej rozwiązać, inaczej mogło być źle. Coś mi mówiło, że gdy poznam już prawdę, ani Will, ani nikt inny nie będzie w stanie stać się dla mnie mieczem i tarczą. To będzie samotna walka.
            Taka, z której niekoniecznie wyjdę żywy. 

2 komentarze:

  1. Miło powrócić do tej serii bo już się trochę w nią wgryzłam. Generał znalazł sobie kozła ofiarnego - współczuję. Fajnie wstawiłas fragmenty piosenki jako część dialogu, sama bym na to nie wpadła.
    Coś mi tu śmierdzi. Dlaczego Generał miałby ostrzegać Navy'ego przez niebezpieczeństwem. Zdawalo mi sie ze jest mu bardzo nieprzychylny i życzy mu wszystkiego co najgorsze. Podejrzana sprawa.
    To się porobiło. Fajny tekst. Dodał pieprzyka do tej historii. Ciekawa jestem co Navy zrobi teraz i czy Will mu w tym pomoze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przybywam! Za to opowiadanie o wieżycce to się nie zabieram, bo widziałam, że czuć grozę, a ja się grozy boję XD ahahha. Za to moje ukochane uniwersum muszę dopaść <3.
    Ojejciu, i jak tu Granat mógł się nie zakochać w Willu, skoro mu takie teksty o tarczy i mieczu wali? No, ja sama się w nim od razu zakochałam, co poradzić XD. Will ma to coś.
    Uuu, wkurzony Granat? Uważaj, bo zaraz wybuchniesz, kolego! W sumie to taka jego nowa odsłona. Zazwyczaj bywał spokojny, nawet trochę obojętny i na pewno zamknięty w sobie, a tu bum! Granat zmierza do wybuchu! Dobrze, nie trzymaj w sobie emocji, kolego!
    "Trening nie rozpierdolił ci kręgosłupa do jebanego końca?" - uuuu, panie Joegu. My to się kurwa nie polubimy, chociaż oboje lubimy kląć. Wara od Granata! Toż to przyjaciel mojego męża, ty chuju ty! GRRRR!
    Podobało mi się to. Chociaż trochę się rozbawiłam tym "jebanym cyborgiem", ale ja mam coś nie tak, bo jak słyszę przekleństwa z rzeczownikami to się cieszę jak głupia XDDD. A powinno mi być szkoda Granata. Ej, no jest mi go szkoda. Chętnie bym go przytuliła, bo ma przerąbane. Ile taki Granat jest w stanie znieść, aby w końcu się załamać? (wyuchnąć XD?) UE (i nie, nie Unia Europejska). Czekam na dalsze części aww.

    OdpowiedzUsuń