ARSENAŁ

niedziela, 15 września 2019

[27] Piekielna niańka ~ Królik



Papieros odpalany od piekielnego ognia to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mam w moim życiu. Wierzcie lub nie, ale z każdym kolejnym zaciągnięciem się coraz lepiej czuć gorzki smak porażki wszystkich zgromadzonych tutaj grzeszników. Zwieńczeniem cudownego rytuału jest zgaszenie peta na jednym z pokutników i przyglądanie się jego wściekłemu spojrzeniu posłanemu w moją stronę - już dawno przestali reagować krzykiem na tak mały ból. Ach, miód na moje serce. Jeśli w ogóle je mam.

Głos Lucyfera roznosi się po całym Piekle, sprawia, że ziemia drży, a powietrze robi się jeszcze gorętsze. Zanim zdążę zobaczyć jego twarz, widzę jego gniew - charakterystyczne płomienie pochłaniają coraz więcej powierzchni z każdą kolejną sekundą. Ciekawe czy papieros odpalony od ognia gniewu Władcy Piekieł pozwoli mi poczuć jego wściekłość? Uśmiecham się półgębkiem i bez zastanowienia odpalam kolejną fajkę.
-     Nie zginąłem po to, żebyście też wykorkowali, do cholery!- wrzeszczy Lucyfer, uderzając dłonią w stół stojący przed nim. Biedny mebel roztrzaskuje się na maleńkie części, a ziemia rozstępuje się w paru miejscach, tworząc misterną pajęczynę pęknięć. - Cała idea poświęcenia polegała na tym, że to miałem być ja!
Zaciągam się papierosem, przyglądając się całej sytuacji. Jego smak jest intensywny, tak samo jak emocje Lucyfera, ale szczerze mówiąc - spodziewałem się, że poczuję więcej.
Grupka jakichś podrzędnych demonów stoi chwiejnie przed Lucyferem, niektórzy z nich próbują nie wpaść w wielkie rowy spowodowane gniewem władcy piekieł. Powstrzymuję się od tego, żeby podejść do nich i zepchnąć w otchłań dla zabawy. Chociaż z drugiej strony - mógłby być to dla nich los lepszy niż ten, który spotka ich po przekroczeniu granicy cierpliwości Lucyfera.
-     Wybacz, szefie - burczy niechętnie jeden z demonów, przeczesując swoją łysą czaszkę.
-     Jeśli chcecie przebaczenia to pomyliliście chyba miejsca - warczy Lucyfer, a ja z rozbawieniem stwierdzam, że wygląda jak mops ze swoim zmarszczonym z gniewu czołem. - Niebo jest trzy piętra wyżej.
-     Ale my chcieliśmy się poświęcić dla twojego poświęcenia, szefie! - rzuca jeden z demonów zwisających nad otchłanią. Nie mija nawet sekunda, jak znika w jej odmętach, kiedy niby przypadkiem nadeptuję na jego dłoń. Wściekły syk odbija się od ścian przepaści jeszcze przez chwilę, a potem zanika niczym echo. Uśmiecham się szeroko do Lucyfera, wyjątkowo schylając głowę w geście powitania. 
-     Projekt „Jezus 2.0” nie wypalił? - Unoszę brew, wyrzucając niedbale niedopałek papierosa. Lucyfer przenosi wzrok swoich krwistoczerwonych oczu na mnie, a jego gniew powoli ustępuje. W przeciągu chwili sceneria zmienia się, a ja rozpoznaję w niej prywatne biuro władcy piekieł. Diabeł rozsiada się wygodnie w swoim ogromnym, czarnym fotelu i wykłada nogi w ciężkich, ubłoconych glanach na stół. Daję mu chwilę na uspokojenie, posuwam się nawet do poczęstowanie go papierosem - pobyt na ziemi naprawdę obudził zakopane głęboko we mnie pokłady życzliwości. 
-     Gdzie te wszystkie porządne, rozumne demony, które razem ze mną zaczynały rządzić Piekłem? - mruczy Lucyfer, wypalając całego papierosa na raz.
-     Tutaj - chichoczę, chowając ręce w kieszeni. - Przypomnę ci, że powierzyłeś im sprawy ważniejsze niż następny projekt Niezbawienia. Na przykład swoją najukochańszą córeczkę.
Mięśnie na twarzy władcy piekieł drgają,  a jedno z zamkniętych jeszcze przed chwilą oczu zerka na mnie podejrzliwie.
-     Co z nią?
-     Otóż muszę przyznać, że ta twoja „godna zaufania ludzka niańka” to strzał w dziesiątkę. - Przechadzam się po pomieszczeniu, nie spuszczając wzroku z oblicza Lucyfera. Jestem ciekaw, jak zareaguje na wiadomość, którą mam mu do przekazania. Czy wybuchnie gniewem po raz drugi i strawi całe Piekło w ogniu? Może zabrzmi to dziwnie, ale spodziewam się czegoś więcej. - Skąd ty ją w ogóle wytrzasnąłeś? Z jakiegoś piekielnego olxa? - prycham. - I to jeszcze zapewne w darmowych ogłoszeniach.
-     Co z nią? - syczy przez zaciśnięte zęby zirytowany Lucyfer.
-     Twoja najcudowniejsza opiekunka do dzieci nie przyjęła zbyt dobrze faktu, że twoja córka wykazuje jakieś nadprzyrodzone zdolności. Mówiąc krótko - próbowała zabić małą. Skakanką, do cholery - warczę, sam zdziwiony swoim rozwścieczeniem. Teoretycznie losy jakiegoś dzieciaka nie powinny mnie obchodzić, byłem przecież bezwględnym demonem. Ale najwyraźniej Bóg postanowił po długim czasie bezczynności podziałać coś w naszym przytulnym, piekielnym zaciszu.
Jakieś siedem lat temu Bóg postanowił podarować mi prezent na swoje urodziny w postaci trojaczków. Demony nie mogły spładzać dzieciaków przez całą wieczność? Cóż, zawsze musi być jakiś wyjątek od reguły! Żeby tego było mało, dał mi możliwość odczuwania ludzkich uczuć, a przynajmniej jednego - miłości. Po całych wiekach spędzonych w cudownej beztrosce, z absolutnym brakiem słabych punktów miałem być wrażliwy na życie tak kruchych, malutkich istotek.
Oczywiście od razu oberwało mi się od mojego najcudowniejszego władcy: musiałem zostawić moje dzieciaki, które trafiły w łapska swojej babci i prababci (cholera, jestem pewien, że kiedy znów je zobaczę, będą zapalonymi chrześcijanami. Ciężko będzie im przyjąć do wiadomości fakt, że ich ojciec jest demonem) i być na każde zawołanie Lucyfera. A przynajmniej do czasu, kiedy Bóg postanowił zabawić się także jego losem. Biedaczek najpierw stał się zdolny do zakochania w anielicy - i to siostrze Michała Archanioła! - a potem do spłodzenia dwóch uroczych, jasnowłosych bachorów. Wydawałoby się to idealnym zakończeniem, prawda? Lucyfer razem z anielicą wychowujący półboskie dzieciaczki. Ale piekielne perypetie nie są takie łatwe. Lucek dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli wieść o jego potomkach dojdzie do innych diabłów, przejęcie władzy będzie tylko kwestią czasu. Miał też jakieś inne powody i nawet mi o nich opowiadał, ale kto by go słuchał. Koniec końców anielica wzięła ze sobą syna, a Lucyfer miał zająć się Lucy - bo właśnie tak nazwał swoją córkę. Nie mógł jej jednak pozostawić przy sobie, byłaby zbyt łatwym celem. Postanowił spróbować dać jej normalne życie. Posłał na ziemię i załatwił niańkę, która miała być jej ciotką i opiekować się nią. Jednak Lucyfer ma jakieś resztki rozumu - rozkazał mi pilnować jego największego skarbu. Miało być to moją karą za spłodzenie trojga dzieci, ale hej! czy jemu oberwało się za spłodzenie dwóch?
- Udało mi się w porę zainterweniować - mówię, zanim Lucyfer da przejąć swojej wściekłości kontrolę nad wszystkim. Nie przyznaję się, że zanim zauważyłem całe zajście minęło trochę czasu, bo byłem zajęty przeglądaniem ludzkiego tindera. A już tym bardziej nie wspominam o tym, że za długo była duszona, żeby przeżyć. Cóż, może nie tylko ja się nią opiekowałem? - Jest cała. Ale nie można powiedzieć tego samego o jej opiekunce. - Silę się na krzywy uśmiech i wyciągam z kieszeni spodni kryształową kulę, w której raz za czas pojawia się rozbłysk światła. - Stwierdziłem, że sam będziesz chciał wymierzyć jej odpowiednią karę.
Kula ląduje w dłoniach Lucyfera chwilę później, ale mnie zastanawia to, czemu jeszcze nie wybuchł gniewem. Niemożliwe, żeby coś takiego spłynęło po nim jak woda po kaczce. A może wstrzymywał wszystkie kłębiące się w nim emocje, aby dać im upust jak tylko wyjdę?
- Dobrze się spisałeś, Mefistotelesie - mówi, wpatrując się we mnie. - Dowiodłeś swojego posłuszeństwa i oddania. Dlatego też myślę, że mogę być spokojny, powierzając ci całkowitą opiekę nad moją córką.
Cholera, trzeba było pozwolić tej wariatce udusić tę małą.
- A jeśli dobrze się spiszesz, kto wie… Może będziesz też sprawował opiekę nad trojgiem innych dzieci. - Lucyfer uśmiecha się półgębkiem, a w jego oczach pojawia się błysk.
Cholera, chce spłodzić kolejne bachory?!
- Na zachętę może uda mi się zorganizować jakieś spotkanie z twoimi dzieciakami. Nie widziałeś ich chyba od porodu, hm? - Unosi brew pytająco, zsuwając nogi z biurka.
- Dla sprostowania, Lucyferze - mruczę, wyciągając papierosa i odpalając go iskrą wystrzeloną z palców. - Czy ty właśnie mianowałeś mnie osobistą demoniczną niańką twojego bachora?
- Powiedz, że jesteś jej wujkiem czy coś. - Władca piekieł wzrusza ramionami niewzruszony. - To jeszcze dziecko. Nie będzie trudno jej przekonać.
- Ona widzi duchy. Rozmawia z nimi. Zaprasza na herbaciane przyjęcia, do cholery.
- To zainwestuj w herbatkę, którą duchy też mogą wypić. Przecież nie będzie piła sama.
Wzdycham z rezygnacją i zaciągam się papierosem. Zanim zdążę odezwać się po raz kolejny, uprzedza mnie Lucyfer:
- Ach, i nie pal przy niej. To podobno niezdrowe dla ludzkich płuc. Masz się nią opiekować tak, jakby była twoim własnym dzieckiem - syczy, podchodząc do mnie. - Jeśli zawiedziesz…
Unoszę dłoń, uciszając go. Nie musi kończyć. Nie chcę nawet wiedzieć, jaką karę wymierzyłby, gdybym zawalił. Dopalam papierosa na szybko i ciskam niedopałek gdzieś w kąt razem z resztą paczki papierosów schowanych w kieszeni. Ukradkiem widzę triumfalny uśmiech Lucyfera - gratulacje, stary bucu, dopiąłeś swego. A przynajmniej tak pozwalam ci myśleć. Bo nie wiesz, że w drugiej kieszeni mam jeszcze pełną paczuszkę najcudowniejszych Black Devili.
- Ach, nie zapomnij o tym, żeby codziennie myła zęby! - rzuca jeszcze na odchodnym.
I właśnie tak zostałem piekielną niańką bachora spłodzonego z przypadku, rycerzem w walce z próchnicą, najwygodniejszą poduszką przy oglądaniu bajek, a nawet odstraszaczem złych potworów spod łóżka - chociaż sam byłem jednym z nich.
I wiecie co? Nie było mi z tym aż tak źle.

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Trochę rażą mnie te dywizy, ale to da się poprawić przy kolejnym tekście.
    Hmm, trochę nie umiem wczuć się w takie wykorzystanie tematu. Fakt, jest on tutaj widoczny, ale tak jakby nie ma wpływu na całość i wydaje się trochę doczepiony. Ale może to ja spodziewałam się czegoś innego.
    W każdym razie opowiadanie ma fajną scenkę, przy narracji Mefisto uśmiechałam się sama z siebie, a jego historia była odrobinę smutna. Jednak czuję jakąś ekscytację na myśl o ciągu dalszym.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń