ARSENAŁ

niedziela, 30 czerwca 2019

[21] PatoŻycie: Melanżowa przygoda bez happy endu ~ Ivy


Ostatnio otaczająca mnie młodzież dostarcza wiele inspiracji do tworzenia PatoŻycia, że aż żal z tego nie skorzystać. Niestety musiałam zrobić przesiew, aby za bardzo nie pojechać, ale i tak przedstawiłam tutaj akcję, która całkowicie mnie dobiła. Wiadomo, że tutaj prawda jest mieszana z fikcją, ale ten szczególny element wydarzył się w RZECZYWISTOŚCI!
Ach, i zadbałam o to, by było więcej wulgaryzmów. Teraz jest ich tyle, że gdyby mi płacono za ich użycie, mogłabym sobie pozwolić na porządne zakupy w księgarni. No dobra, może trochę przesadziłam, ale mam nadzieję, że tym razem – pod tym względem – jest znacznie lepiej.
To co? Wracamy do świata patologii? ;)


***

Głośno puszczona piosenka szemranego rapera towarzyszyła grupce nastolatków zgromadzonych przy ławce. Rozgorączkowani, starali się wycisnąć jak najwięcej informacji o weekendowej domówce ich wspólnego kumpla, na której urzędowało kilkoro z nich. No, może poza Simoną. Zapatrzona w porysowany ekran smartfona, udawała obojętną na zdawane entuzjastycznie relacje, choć w duchu zazdrościła im tego wypadu.
To ja tam powinnam być, rozmyślała zirytowana. To ja miałam pierdolić o tych pokracznych ruchach Roxy, awanturach ze starymi kurwami z sąsiedztwa i paleniu głupa przed psami, że my grzeczni i nikomu nie wadzimy!
Simona potwornie żałowała, że właśnie tego samego dnia tata wyjechał na weekend do Niemiec do pracy, a macocha wykorzystała to i poszła w tango z kumplami od libacji. Nawet nie było południa, kiedy zalana w trupa pochrapywała na obskurnej kanapie, prawie że w negliżu. W ten oto sposób obowiązek zajmowania się smarkaczem, siedmioletnim Brajanem, spadł właśnie na nią. Czasami cholernie żałowała, że ma rodzeństwo. Wolała czasy, kiedy była jedynaczką.
– He, co tam te sikacze z Biedry czy Żabki. Albo nalewki. Czujecie, że koleś zajebał starym z piwnicy bimber? I to ten pędzony przez nich samych? A zajebiście kopał, kurewsko zajebiście! Sam Maciuś po wlaniu w siebie dwóch kielichów robił się szary i zielony na gębie na zmianę. Nawet jakaś sucz schizowała, że się nim otruł i trzeba dzwonić po pogotowie.
Kewin maszerował dookoła ławki, mocno gestykulując. Nadal trzymała go faza po wypaleniu skręta, którego zdobył właśnie na tym melanżu. Trochę przepłacił, ale dla niego liczyło się to, że głód został zaspokojony.
– Jak ty pierdolisz kocopoły… Wypiłem prawie pół litra i nic mi nie było. To ta pizza z tego całego Wyrwijchujka*. Ten sos na niej wyglądał tak, jakby ktoś się do niego spuścił. Wyobraziłem to sobie i mnie później skręcało, aż się nie zrzygałem do szafy. Nawet wydaje mi się, że wyrzygałem winogrona, a jadłem je dzień przed imprezą.
– Od pizzy? – Kewin parsknął śmiechem, obsmarkując się. Wytarł nos w koszulkę, co obrzydziło nie tylko zgromadzone tam dziewczyny. – Jakoś ci kurwa nie wierzę!
Maciuś zacisnął dłonie w pięści. Może Kewin był jego dobrym ziomkiem, znali się od szczeniaka, ale czasami tak go wkurwiał, że miał ochotę wyjebać mu w ten pusty łeb. Bał się jednak, że w pozbawionej mózgu czaszce echo rozniesie dźwięk uderzenia, a to sprawi, że mu wyjebie dziurę na pół czoła. Wolał tego uniknąć.
– To nie wierz, ja pierdolę… – Usiadł na ławce obok Simony i bezwstydnie zerknął na jej telefon. Dostrzegł, że ignorująca ich blondynka przewijała tablicę na fejsie, wyszukując fotek z imprezy. – Simcia, co ty odpierdalasz? My ci tu tak piknie zdajemy relację, a ty grzebiesz na tym niebieskim gównie? O, to była Zuzia Kasi? Ale ta mała jest szpetna!
Simona spojrzała na niego zza przymrużonych powiek, blokując telefon. Nienawidziła, kiedy ktoś zaglądał jej przez ramię.
– Sam kurwa jesteś szpetny. A, i jeszcze raz mi zerkniesz na to, co robię na komórce, to ci wyjebię.
– O kurwa, kto tu wreszcie otworzył japę!? – Kewin wydarł się na całe gardło, aż stojącemu blisko niego Maciusiowi zaszumiało w uszach. Z przyzwyczajenia spojrzeli na okno wiedźmy Alżbety, czekając na jej reakcję. Firanka nie poruszała się, co oznaczało, że nie ma jej na chacie. – Już myślałem, że trzeba będzie ci przyjebać, byś się odkleiła od tego złoma.
– To weź już kurwa nie myśl, bo ci to za chuja nie wychodzi – warknął Maciuś, obejmując ramieniem naburmuszoną Simonę. – Simcia – zwrócił się do swojej dziewczyny – a ty już się nie fochaj.
Simona westchnęła jak jej ojciec na widok rachunku za mieszkanie – ociężale, jakby zaraz miała umrzeć.
– Ja się nie focham – odparła, skupiając na sobie spojrzenia całego młodego zgromadzenia. – Po prostu łeb mnie napierdala od tych waszych wrzasków. Drzecie ryje, jak opętani.
– Oho, na nią też wiedźma Alżbetka rzuciła swój urok – skwitował Kewin, jawnie drwiąc z Marianka, który na samo wspomnienie tamtej durnej klątwy aż się zatrząsł. Później zrzucał winę na to, że zrobiło mu się zimno, ale każdy doskonale znał prawdę.
Simona chciała czymś dowalić Kewinowi. Odkąd tylko przeprowadził się z rodziną do domku jednorodzinnego zaczął cwaniakować. Jakby próbował pokazać, że skoro wydostał się z tej dziury, to jest lepszy od nich. I już miała niezły tekst na języku, ale w porę przymknęła swe wymalowane tanim błyszczykiem z Chińczyka usta.
Tatko kiedyś powiedział, że gówna się nie tyka, bo zacznie śmierdzieć. A już wali tu niezłą gorzelnią, nie trzeba podwajać smrodu.
– Ja się raczej zastanawiam, czy ona nie miała tutaj lepszej biby od nas – Marianek wskazał na podkrążone oczy dziewczyny swego brata Maciusia. – Dafuq, sami obczajcie jej gały! Wygląda tak, jakby od tygodnia nie odrywała ust od puszki z piwem. Niczym ja, he. – Wyciągnął z kieszeni sponiewieranego papierosa. Dopiero za czwartym razem udało mu się go do porządku odpalić, zaśmiewając się ze swojego zwycięstwa.
Simona skryła twarz w dłoniach. Nie miała już sił do tych osiedlowych debili. Czemu nie mogli iść do domu się kimnąć? Zrobiliby tym przysługę ludzkości. A tak musieli się użerać z takimi debilami.
Na ratunek księżniczce slumsów przybyła Nikoletta. Wydobyła się z otchłani klatki, rozciągając się tak, że kiedy jej ręce poszybowały ku górze, tuż za nim powędrowała skąpa bluzka, odsłaniająca opalony brzuch. Spojrzała na Simonę, przywołując ją palcem.
– Kurwa, was tutaj nie chcę – warknęła, kiedy tuż za tamtą dziewczyną na schody przytargali się Kewin i Marianek. Maciuś i reszta zgrai pozostali na ławce, powracając do tematu melanżu. Nawet nie spoglądali w stronę klatki. Nie za bardzo trawili Nikolettę, by dzierżyć jej towarzystwo dobrowolnie. Wystarczyło, że narobiła im siary na imprezie, kiedy to biegała po chacie roznegliżowana od pasa w górę.
Kewin wyciągnął wytatuowaną rękę po fajkę od Marianka. Zrobił trzy krótkie buchy i mu ją oddał. Dym wypuścił w stronę Nikoletty, na co ta się skrzywiła. Sama paliła, była z natury chamska, ale pamiętała, by nikomu nie dmuchać w ryj.
– Kurwa, serio? – Nie dowierzał.
Nikoletta zarzuciła swoje długie czarne włosy na plecy, dumnie wypinając pokaźny biust. Chłopaki głośno przełknęli ślinę. Jeżeli to miał być argument za tym, by sobie stąd poszli, to dziewczyna absolutnie nie trafiła. Widzieli znacznie więcej na imprezie.
– Chyba że chcecie słuchać, jakie to zajebiste ciuchy widziałam na wyprzedaży w galerii, to sobie kurwa siedźcie. Tylko później nie pierdolcie, że znowu przynudzamy. A jak spróbujecie mnie przekrzyczeć, to wam zapierdolę takiego gonga, że przez bity miesiąc będziecie szukać swoich zębów.
Marianek zdeptał peta i kopnął go w stronę Kewina, kiwając głową niczym te słynne pieski z autobusów miejskich. Lekko kołysząc się na boki, zszedł ze schodów, nawołując brata, by wszyscy poszli za nim. Tamci, nieco zwieszeni, uparcie go ignorowali.
– Hej, gdy wam smutno, gdy wam źle, wypijcie setkę, albo ze dwie, he! – wyrecytował, pokazując na zawartość plecaka. Widniały w nim cztery litrowe butelki bimbru, który zakosił z imprezy. – Powtóreczka z rozryweczki?
Długo nie musiał ich namawiać. Odzyskawszy siły, poczłapali za Mariankiem w stronę polany, gdzie mieli spędzić resztę wieczoru i przeciągnąć libację do wczesnych godzin porannych. Nawet Kewin, po dość ostrej zjebce od Nikoletty, wreszcie do nich dołączył.
– No, to opowiadaj o tych mega wyprzedażach w galerii. Chętnie się dowiem, jakie szmaty tym razem przecenili, by biedota mogła modnie się nosić.
– Simcia, z tą wyprzedażą to był blef – zaśmiała się Nikoletta. Gdyby ktoś nie wiedział, że to od niej wychodzi ten potężny dźwięk, mógłby pomyśleć, że drobna Simona rozmawia z jakimś podstarzałym lovelasem. – Chciałam pozbyć się towarzystwa, by ci opowiedzieć o najlepszym ruchaniu w moim życiu!
– To nie mogłaś tego zrobić w domu? – dopytywała.
Nikoletta głośno prychnęła.
– Przy starej? Przecież ta idiotka dalej myśli, że jestem cnotką-niewydymką.
Simona na dźwięk słowa „stara” aż się skrzywiła. Chociaż jej tatko nieraz doprowadzał ją do szału, ale nigdy nie zgrzeszyła takim stwierdzeniem. Nawet do macochy starała się odzywać z szacunkiem. A jej najlepsza przyjaciółka obrażała swoją mamę na każdym kroku, a jak była dla niej miła to tylko dlatego, by wyciągnąć od niej hajs na nowe adidasy lub telefon.
– To jak jej wytłumaczyłaś swoją kilkudniową nieobecność?
– Normalnie. Naściemniałam, że byłam u Wiki. A ta uwierzyła mi na słowo! Nawet nie zająknęła się o numer jej starej, by to potwierdziła. Dobra, jebać moją starą, albo i nie, bo to ohydne, ale wróćmy do sprawy tego zajebistego ruchanka. Simcia, kurwa, co on ze mną wydziwiał!
Nikoletta dokładnie opowiadała o swoich łóżkowych igraszkach, nie bacząc na to, że ze zdania na zdanie robiła to coraz głośniej, a tym samym większość osiedla wiedziała, jakie pozycje były przez nich praktykowane i która z nich dawała jej najwięcej rozkoszy. Nawet zdradziła, że robiła to bez zabezpieczenia, bo – jak tłumaczyła – było im wygodniej. Jedna z pobocznych słuchaczek, kobieta zajmująca mieszkanie tuż przy nieszczęsnym murku, aż złapała się za głowę, słuchając piętnastoletniej sąsiadki.
– Jaaa, ale ci kurwa zazdroszczę. Nie tych numerków bez zabezpieczenia, bo to w chuj niebezpieczne, ale w ogóle tego udanego seksu. Ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz pieprzyłam się z Maciusiem.
– To go weź zaciągnij do wyra, a nie czekasz, aż on to zrobi.
– Próbowałam – mruknęła, zakładając kosmyki za ucho. – I chuj. Nie chciał.
– To może on woli w dupę, a ty jesteś tylko przykrywką do jego homo zapędów? – zapytała Nikoletta, na co jej przyjaciółka aż się skrzywiła. – Simcia, zluzuj. To był żart.
– W chuj nieśmieszny.
Między nimi nastała niezręczna cisza. Simona, aby nie zwyzywać przyjaciółki, wyciągnęła ponownie telefon i napisała pikantną wiadomość do Maciusia. Chciała w ten sposób choć trochę go pobudzić, by raz jeszcze poszli o krok dalej i nieźle zaszaleli. Za to zaś Nikoletta z sekundy na sekundę robiła się coraz bledsza. Idące w jej kierunku dziewczyny nie zwiastowały niczego dobrego.
Nikoletta nie zdołała krzyknąć, kiedy lekko zaokrąglona blondynka uderzyła ją z całych sił w twarz, aż poleciała na nieszczęsny murek. Skóra na policzku niemiłosiernie ją piekła, a oczy zaszły łzami. Z trudem przełknęła ślinę, obracając się do nowo przybyłych.
– Czego, kurwa?
– Fajnie to się kurwi z cudzymi facetami, młodociana dziwko?
Nikoletta, choć serce dudniło jej jak oszalałe, nie chciała pokazać, że się boi. Jeszcze by tego brakowało, aby tamta to wykorzystała.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Kobieta raz jeszcze wymierzyła jej siarczysty policzek. Tym razem siła uderzenia sprawiła, że Nikoletta, zamroczona, musiała przykucnąć, by się nie przewrócić. Teraz już nie powstrzymywała łez.
– Marta, daj jej już spokój. Dostała za swoje. – Ziuta złapała koleżankę za rękę, próbując odciągnąć od nastolatki.
Na próżno.
Marta wyrwała się Ziucie. Chwyciła Nikolettę za włosy i ją podniosła, nie zważając na okrzyki bólu wydobywające się z ust małolaty. Simona aż zamarła na ten widok.
– Jak mam jej dać kurwa spokój! – Wydarła się, strasząc siedzące na parapecie pobliskiego okna wróbelki. – Że też wcześniej nie widziałam, że coś jest z nią nie tak. Kurwa, przykleiła się do nas, jakby przyjaciół nie miała. I jeszcze mi faceta zapierdoliła.
Simona chciała pomóc Nikoletcie, jednak jedno spojrzenie Ziuty wystarczyło, aby ponownie posadzić ją na schodku. Chociaż nieraz cwaniakowała, to jak przychodziło co do czego, pokazywała swoją naturę tchórza.
Lepiej nie zadzierać z Ziutą, pomyślała. Już raz mi tak wpierdoliła, że musieli mi wstawiać nowe zęby. Nie chcę powtórki.
– Jeszcze raz pokażesz się młoda kurwo na naszym osiedlu, to cię przetrącę. Przerobię cię na psią karmę, suko!
– Się nie dziwię, że się ze mną bzyknął. Wyglądasz jak słoń, chodzisz jak słoń. Schudnij, jebany grubasie.
– Nikoletta...
Marta nie kontrolowała swoich ruchów. Uderzała na ślepo, dając upust swojej złości. Dodatkowo napędzały ją okrzyki: bólu w repertuarze Nikoletty oraz przerażenia w wykonaniu Simony. Piekły ją dłonie, czuła spływającą po nich krew. Nie wiedziała, do której z nich ona należy, ale tak ją obrzydziła, że zamknęła oczy. Zapach rdzy i soli uderzał w jej nozdrza, dlatego oddychała już ustami. Na sam koniec parę razy kopnęła na oślep zwijającą się przy murku nastolatkę i siarczyście splunęła, licząc na to, że trafiła. Dopiero po tym przyszło opamiętanie.
– Spierdalamy – zakrzyknęła do zaskoczonej brutalnością koleżanki Ziuty.
– Ty chyba jaja sobie robisz – warknęła na nią. – Kurwa, coś ty jej zrobiła?
Simona zignorowała strach przed agresywną kobietą i przyklękła przy nieprzytomnej Nikoletcie. Widok pobitej koleżanki wywracał jej żołądek do góry nogami, ale nie chciała tak jej pozostawić. Zamierzała zadzwonić na 112. Nawet już wybierała numer, kiedy Marta wyrwała  telefon z dłoni nastolatki i wyrzuciła za murek. Ten wylądował na płytkach z mocnym puknięciem.
– Co ty, gówniaro, odpierdalasz?!
– Trzeba jej pomóc! Jak ona charczy przy oddychaniu. Mogłaś jej połamać żebra!
Marta prychnęła.
– I dobrze. Niech ma kurwa za swoje.
– Ty jesteś pojebana! – Ziuta podała swoją komórkę Simonie. – Dzwoń na pogotowie. A ty – złapała Martę za ciuchy i prawie zrzuciła ze schodów – wypierdalaj. Miałaś ją popierdolona idiotko jedynie zwyzywać i dać jedną lepę na ryj, a nie skatować!
Może ta sytuacja nie sprawiła, że Nikoletta porzuciła imprezowanie i sypianie z mężczyznami, którzy wpadli jej w oko, ale zanim z którymś poszła do łóżka, przeprowadzała wywiad w ich sprawie. Co jak co, ale lepiej bzyknąć się z facetem jakiejś normalnej dziewczyny, a nie kogoś swego pokroju. Bo sama poczuła na własnej skórze, że PatoŻycie nigdy nie wybacza tak paskudnych pomyłek.

* Przekręcona nazwa pizzerii „Wyrwigrosz”, działającej na terenie dwóch miast w województwie śląskim

2 komentarze:

  1. Wiesz, co ci napiszę? Z MASŁA WJEŻDŻAM! Jak zawsze huehue. Napawa mnie duma, że przed każdą publikacją dostaję te teksty przedpremierowo. Ale to i tak zawsze muszę jeszcze raz je przeczytać, bo moja skleroza za bardzo się dopomina.
    Lubię czasem poczytać, jak to patola pod twoim blokiem prowadzi ambitne rozmowy. A później jak można je zobaczyć w ubarwionej wersji na WAR. Podoba mi się to, że jest więcej przekleństw. Czasami zdarzają się te intelektualne wstawki nieadekwatne do podwórkowej mowy (jak już o tym gadałyśmy XD), ale to się jeszcze wypracuje. I tak jest już bardziej wulgarnie niż wcześniej! Te przekleństwa wręcz odpychają i to właśnie chodzi. W końcu to patola.
    Fajnie, że ta menda na końcu dostała wpiernicz, ale jednocześnie jakoś mi się tak... szkoda jej zrobiło, że dostała aż tak (ja to ja). Podsumowanie tym "PatoŻycie nigdy nie wybacza tak paskudnych pomyłek" idealne! Czekaj. Jeszcze jedna rzecz mnie rozbawiła.
    "– Dafuq, sami obczajcie jej gały! Wygląda tak, jakby od tygodnia nie odrywała ust od puszki z piwem. Niczym ja, he". Nie dość, że "dafuq" już nie mnie rozbawiło (taak, dziwne rzeczy mnie cieszą), to jeszcze to "he" na końcu. Aż to słyszałam w swojej głowie (słyszę głosy, to źle)! Pisałam już wyżej, że ten tekst bardziej podoba mi się od poprzedniego? Pewnie na Messengu. Ale... powtórzę. Jest lepszy, bo bardziej prawdziwy. Chodzi mi o wyrażanie się patoli, ale też o to, że "Klątwa Alżbiety" miała w sobie nutkę... fantastyki XD. Tu jest bardziej realnie. I z akcją. Serio, nigdy nie sądziłam, że teksty o patoli mogą być takie ciekawe, dlatego jesteś mistrzem. I w końcu uwierz w to, że umiesz pisać! Dobra, zamykam masłolamento. Czekam oczywiście na więcej. I będę cię dręczyć, żebyś publikowała teksty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Jak dobrze pamiętam, to podczas tripa w JZ zamówiliśmy z kolegami dwie pizze w tym lokalu. Nie pamiętam, czy były dobre, ale były stamtąd.
    O cholera jasna. Wiadomo, że życie jest inspiracją, ale jeśli byłaś świadkiem czegoś takiego naprawdę - to jest ta patologia, która myśli, że jej się wszystko należy za samo to, że oddycha, a dzieciaki tak łatwo łapią najgorsze wzorce.
    Zjawisko niepożądane, a jednak jak bardzo obecne.
    O wiele więcej przekleństw, tekst stał się przez to bardziej autentyczny. Aż miałam ciarki podczas lektury.
    Dobra robota.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń