Już
od dłuższego czasu kombinowałyśmy, aby napisać coś wspólnie na WAR. Temat w
końcu nam podpasował, więc postanowiłyśmy wziąć się do roboty! Działałyśmy w
stworzonym przez Sadistic uniwersum, czyli „W cieniu nocy”. W drugim jego tomie
pojawiły się bohaterki będące czarodziejkami, których kreacje były wzorowane na
rzeczywistych osobach. Tak więc Madlene to miała być Sadistic (nie wyszło
huehue), a Alexandra to Ivy. Teraz pozostaje nam życzyć miłej imprezy z
demonami!
***
Jego uśmiech był
niepokojący. Miał w sobie niewypowiedzianą groźbę. Znała ten wyraz twarzy
doskonale, widziała go miliony razy we własnym lustrze. Ten grymas należał do
niej, a on zamierzał jej go odebrać.
Niedoczekanie.
– Wiem, że pozwoliłam ci
na znacznie więcej, niż powinnam, czego cholernie żałuję, ale to, co ostatnio
odpierdalasz, przekracza wszelkie granice. Powiedz mi... – Zmrużyła oczy, gdzie
demon wykonał to samo. Dupek, teraz mu się zachciało naśladowania każdego jej
ruchu. – Co takiego zrobiła biedna Lukrecja, kotka panny Church, że
postanowiłeś zrobić sobie z niej próg zwalniający?
– Żyła – odparł wesoło. –
A że nadarzyła się okazja, to skróciłem jej męki.
– Wystarczyło, nie wiem,
rzucić w nią kamieniem albo oblać wodą, ale żeby od razu przejechać rowerem? I
to jeszcze na oczach tej starej dewoty? Nie cierpię jej, ale to nie była wina
Lukrecji, że ona ma tak zryty łeb!
Sander skrzyżował ręce na
piersiach, unosząc podbródek.
– Gdybym mógł cofnąć
czas, to zrobiłbym dokładnie to samo. Nienawidzę tych pchlarzy! Panoszą się,
jakby ktoś im na to pozwolił.
Alexandra chciała
odszczeknąć, że on robił w jej domu dokładnie to samo, ale wolała wyjątkowo
zachować tę myśl dla siebie.
– A akcja z szamponami?
Jak zobaczyłam te oczojebne włosy dziewczyn, to aż mnie ścisnęło. Przez miesiąc
się do mnie nie odezwały, bo myślały, że to moja sprawka!
Sander zdawał się niewzruszony
jej słowami. Nawet bezczelnie zachichotał. Zachichotał! Prawdziwa Alexandra
nigdy nie dopuściłaby się do tak haniebnego zachowania.
– Przecież tobie też się
oberwało. Przez ponad miesiąc miałaś czarne kudły, co wykluczało cię z grona
podejrzanych.
– I tak wyszło, że to ja,
bo musiałeś zostawiać zapchlone pentagramy na wannach, doskonale wiedząc, że często
rysowałam je w zeszytach. Nie, Sander, najwyższy czas się rozejść.
Demon przekrzywił głowę.
Choć krwistoczerwone włosy przysłoniły połowę jego twarzy, Alex dokładnie
widziała, jak brązowe oczy zachodzą szkarłatem. Nie wróżyło to niczego dobrego.
– Alexandro, tego nie
było w naszej umowie, pamiętasz? Miałem zostać tak długo, jak będziesz mnie
potrzebować. A dalej potrzebujesz, prawda? – Prowokująco uniósł brew, rysując
paznokciem po tafli lustra. Zostawił na niej sporą rysę.
– Zgadza się, cholernie
cię potrzebuję. Tylko nie pozwolę na to, abyś spieprzył doszczętnie moją
reputację!
– Jakbyś się nią kiedyś
przejmowała… Hej, co ty do diaska wyrabiasz?
Alex wyciągnęła z
kieszeni jeansów pomiętą kartkę. Nie zwracając uwagi na ciche protesty demona,
rozłożyła ją w powietrzu. Teraz dokładnie widziała zapisaną na niej inkantację.
– Nie znoszę ckliwych
pożegnań, także miejmy to już z głowy.
Wyrecytowała zaklęcie,
czekając na potworny wrzask pochłanianego przez mrok demona, lecz nic takiego
nie nastąpiło. Ten dalej stał, niewzruszony. Zaczęła je powtarzać, kiedy silny
podmuch wiatru wyrwał kartkę z jej dłoni. Próbowała ją odnaleźć, ale migające
światło wcale tego nie ułatwiało.
– Sander, dobrze wiesz,
że prędzej czy później by do tego doszło – warknęła, odczuwając lekkie mdłości,
które wywoływała pulsująca elektryczność. Z trudem uniknęła lecącej w jej
kierunki szczotki do czyszczenia muszli klozetowej. – Przestań zachowywać się
jak rozkapryszony bachor!
– A ty przestań klepać te
rymowanki, które gówno dają – wyszeptał jej do ucha. – Nieładnie, siostrzyczko,
nieładnie. Zasługujesz na solidną karę.
Demon ciskał w nią czym
popadło, dlatego postanowiła się ewakuować. Chroniąc głowę przed toaletowymi
pociskami, przemknęła do kuchni. Alexandra zrozumiała, że nie była to najmądrzejsza decyzja, gdy porzucony na
desce nóż niebezpiecznie drgał pod wpływem szału zbliżającego się Sandra.
Niewiele myśląc, chwyciła za pierwsze lepsze przedmioty, aby utworzyć z nich
coś na kształt krzyża. W tym samym momencie drzwi wejściowe głośno
zaskrzypiały, waląc donośnie w ścianę. Do jej domu wchodziła tak tylko jedna
osoba.
– Alex?! – krzyknęła z
progu. – Zapłaciliście za prąd? Bo coś tak dziwnie miga. Tak poza tym to
przyniosłam ci zeszyty. No i upiekłam babeczki cytrynowe z białą czekoladą i
wiórkami kokosowymi! To tak w ramach podzię… – Głos dziewczyny urwał się w
momencie, kiedy obok jej głowy przeleciała ciemna smuga. W następnym momencie z
kuchni wybiegła Alexandra, która trzymała w dłoniach wyciągnięte przed siebie
sklejone na kształt krzyża paluszki solone. Jej przyjaciółka zamrugała szybko
oczami, próbując zrozumieć, co tu się właśnie zadziało. Pytanie zawisło w
powietrzu, choć nie wypowiedziała go na głos. Sander wyczuwał, że zamarła w
drzwiach dziewczyna stanowi łatwy cel, dlatego postanowił to wykorzystać.
Złowrogo błysnął zębami, zmierzając ku Madlene, lecz jego szyki pokrzyżowała
Alexandra. Przeskakując nad kanapą, w trymiga dopadła do przyjaciółki. Nerwowo
odganiała demona, co zaowocowało strąceniem nieszczęsnych babeczek na dywan. Na
dodatek zdeptała je, kiedy zaczęły wycofywać się do kuchni.
Zagnieżdżając się za wysepką,
próbowały wyrównać oddech.
– Do jasnej cholery,
kiedy ty się nauczysz pukać?! – Alex obdarzyła towarzyszkę niedoli gniewnym
spojrzeniem. – Ewentualnie zapowiadać z wizytą?
– Znamy się od
niemowlęctwa! Nie moja wina, że czuję się u ciebie jak we własnym domu! –
zapiszczała Madlene. – Zresztą czy to teraz ważne?! Przywołałaś swojego
demonicznego bliźniaka, Alex! Niech mnie piorun trzaśnie! I nie, to nie prośba.
– Spojrzała z przestrachem na przyjaciółkę, która mogła wziąć to stwierdzenie
dosłownie. W końcu były czarodziejkami. O ile ona posługiwała się w swojej
magii śpiewem, tak Alexandra lubiła się z elektrycznością. – Czy ty
uczęszczałaś w ogóle na zajęcia z demonologii?! Prędzej czy później demoniczny
bliźniak będzie próbował zająć twoje miejsce! A im dłużej go trzymasz, tym
ciężej go odwołać! Czy mi się wydaje, czy właśnie próbowałaś to zrobić, i
dlatego w twoim domu zapanował chaos?
– Nie, no co ty. Wygrałam
z nim w Monopoly i się trochę wkurwił. Wiesz, uraziłam jego męską dumę. –
Intensywne spojrzenie Mad dawało jej wyraźnie do zrozumienia, że takie żarty
nie były na miejscu. Przełknęła ślinę. – Dobra, masz rację. – Przewróciła
oczami. – Chciałam pozbyć się tego szmaciarza, ale mi nie pyknęło. Najwyraźniej
w pojedynkę jest to niemożliwe. A skoro już się przypałętałaś, trzeba to wykorzystać!
Wyjaśniła Mad, co
dokładnie miała na myśli. Z każdym jej kolejnym słowem, oczy dziewczyny robiły
się coraz większe, a oddech coraz płytszy.
– Książki z zaklęciami
znajdują się w sypialni moich rodziców! – Starała się przekrzyczeć brzęk
obijających się o siebie garnków i sztućców pozostawionych na kuchennym blacie.
Sander przeniósł całą zabawę do nich, próbując je zastraszyć. – Tylko musimy
się tam jakoś przemknąć...
Madlene milcząc,
wpatrywała się w przyjaciółkę. Przez chwilę miała minę bez wyrazu, w końcu
jednak podniosła się żwawo do góry, sięgnęła do szafki nad ich głowami i wyjęła
z niej durszlak, który z zaciętością uwidocznioną w oczach przywdziała jak
kapelusz.
– Jestem gotowa! –
wykrzyknęła walecznie, łapiąc za chochlę.
– Ja również – odparł
złowrogo Sander, przemieszczając się nad ich głowami. Przeniknął przez lodówkę,
wykradając z niej zawartość, którą zaczął ciskać w stronę dziewczyn.
– Ale jedzenie to ty
kurwa szanuj! – warknęła Alex, przywdziewając garnek podany przez Madlene.
Chwyciła metalową pokrywę i, niczym tarczą, odpierała zmasowany atak. –
Słyszysz, bliźniaczy złamasie?
Demon zachichotał,
dorzucając do swojego arsenału talerze. Zaczął roztrzaskiwać je o blaty
kuchenne. Rozpryskujące się odłamki szkła i ceramiki cudem omijały próbujące
się nie potknąć na umazanej olejem podłodze czarodziejek.
– Tylko nie pomidorem!
Błagam! Nie pomidorem! – krzyczała spanikowana Madlene, obserwując sobowtóra
Alex, który z obrzydliwym uśmiechem pełnym satysfakcji chwycił za koszyk, w
którym siedzieli mali czerwoni przyjaciele. Jak się można było domyślić, nie
posłuchał prośby jednej z la bonne fée. – Chcesz grać w baseball?! Okej! –
Przerażona zaczęła wymachiwać na prawo i lewo chochlą, osłaniając Alexandrę,
która musiała przekraść się do sypialni rodziców. W końcu udało im się dotrzeć
do schodów.
Alex nakazała Mad zostać
i zwracać na siebie uwagę dobrze bawiącego się Sandra, kiedy sama pognała na
górę. Wparowując do pokoju jak burza, skierowała kroki do garderoby mamy, gdzie
wypowiedziała zaklęcie ujawniające, dopuszczające ją do zbiorów zakazanych.
Zakasała rękawy bluzy i rozpoczęła łowy.
Przez jej ręce przewijały
się różne księgi, lecz żadna z nich nie zawierała tego, co tak gorączkowo
poszukiwała. Nerwowo zagryzła wargę, kiedy do jej uszu dotarł dźwięk
rozdzieranego materiału i donośny śmiech demona. Oby to nie były zasłony, oczka
w głowie taty. Oby chociaż je zostawił w spokoju!
– Alex, pospiesz się! –
usłyszała spanikowany głos przyjaciółki, która chwilę później wydała z siebie
ultradźwiękowy pisk. Zaraz po nim nastąpił głośny stukot spadającego ze schodów
ciała. – Co ja robię ze swoim życiem?! Nie zdążyłam nawet spisać testamentu!
– To trzeba było włączyć
dyktafon i go nagrać. Każdy zna twój piszczący głos, nie byliby w stanie go
podważyć! – Alexandra kartkowała kolejną księgę, aż jej palec zatrzymał się na
odpowiedniej sentencji. W głowie odtworzyła anielski chór, donośnie śpiewający
„Alleluja!”. – Znalazłam! Tylko to, co trzeba zrobić, na pewno ci się nie
spodoba!
– Wal! Byle szybko, bo
twój demon właśnie uruchomił sokowirówkę! Nie chcę wiedzieć, co ma zamiar z nią
zrobić!
Na
pewno pyszny soczek z rozmemłanych na podłodze i ścianach owoców, dorzucając na
końcu nasze mózgi! – pomyślała gorzko Alex.
– Mad, znalazłam wiele
trików, ale najskuteczniejszym rozwiązaniem na pozbycie się udomowionego gnojka
jest przywołanie innego demonicznego bliźniaka. Te niespecjalnie się kochają,
dlatego są w stanie wzajemnie się zajebać, byle tylko uniemożliwić temu drugiemu chodzenie po ziemi!
Pośpiesznie wytłumaczyła
jej, jak ma tego dokonać. Tylko nastąpił pewien mały problem, a mianowicie:
– Wszystkie lustra są
stłuczone, Alex! On musiał to przewidzieć!
Alexandra przeklęła pod
nosem. Jak ten Sander doprowadzał ją do szału! Chodziła po garderobie od ściany
do ściany, aż wreszcie ją olśniło. Pacnęła się w czoło, aż ją lekko zamroczyło.
– Użyj przedniego aparatu
w telefonie!
Po jej słowach nastąpił
kolejny trzask i krzyk.
– Ale nie lubię przedniej
kamery, bo wyglądam w niej jak ziemniak!
– Czy ty nawet w takiej
chwili musisz się martwić o to, jak wyglądasz? Ja pierdole, jeżeli chcesz
przeżyć, po prostu to zrób!
Spanikowana Madlene
wyjęła z kieszeni telefon. Jej ręce były tak spocone, że mało nie prześlizgnął
się między palcami i nie wypadł na podłogę. Kiedy chwyciła go z westchnieniem
wyrażającym ulgę, następnie go odblokowując i włączając przednią kamerę, zobaczyła
na ekranie głowę zirytowanego demona. Nie zdążyła zareagować – Sander wysunął w
jej stronę łapę, chwytając za komórkę, a potem cisnął nią w okno, przy okazji
wybijając szybę. Dziewczyna wydała z siebie przeciągły okrzyk, przykładając
obie dłonie do policzków.
– To był nowy iPhone! –
powiedziała z oburzeniem, spoglądając niedowierzająco w stronę
usatysfakcjonowanego demona, który fruwał po całym domu, zanosząc się
diabelskim chichotem.
Madlene zaczęła rozglądać
się po salonie. Cudem uniknęła morderczego ataku doniczki, którą rzucił Sander.
Gdzieś po drodze zgubiła chochlę, którą odbijała przedmioty, w tym owoce i
warzywa. Gdzie ona była? Bardzo by się jej teraz przydała, aby przypadkiem nie
skończyć z rozwaloną głową.
I wtedy właśnie ją
olśniło.
– Chochla – szepnęła do
siebie. Kolejna seria pomidorów poleciała w jej stronę. Była tak zachwycona, a
przy okazji zaślepiona swoim pomysłem, że nie zdołała się tym razem uchronić.
Czerwony pocisk rozbryzgał się na jej twarzy, zalewając soczystym sokiem
otwarte ze zdziwienia usta. Z trudem powstrzymała chęć wypuszczenia na dywan
wielobarwnego pawia. W końcu nienawidziła pomidorów.
Naładowana wściekłością
la bonne fée skoczyła w kierunku chochli, która spoczywała samotnie za sofą.
Biorąc ją do ręki, usiadła w jej cieniu i spojrzała we własne odbicie na
metalowej powierzchni. Zanim Sander zorientował się, co kombinuje, zdążyła już
wyszeptać sentencję przywołującą bliźniaczego demona.
Nie minęła nawet sekunda,
a wyrósł przed nią sobowtór, który siedział w takiej samej pozycji jak ona. To początkowy
etap jego istnienia, dlatego większość rzeczy wykonywał z podobną precyzją
(albo jej brakiem) – a co za tym idzie, nie miał jeszcze wykreowanej
samoświadomości, jak Sander, który pomimo wyglądu Alexandry stał się odrębną jednostką.
– No, dalej – szepnęła
Madlene, wpatrując się w swojego klona, który zamrugał nierozumnie błękitnymi
oczami. W końcu jej demon bliźniak przeniósł się na chwiejnych nogach do pionu.
Sander jeszcze nie wiedział, że to nie ona, dlatego zaatakował fałszywą wersję
czarodziejki kolejnym pomidorem. To była tylko kwestia czasu, kiedy siebie
wyczują.
Podczas gdy klony
wpatrywały się w siebie milcząco, próbując rozczytać swoje zamiary, Madlene
przywołała dłonią przyjaciółkę, nakłaniając ją do tego, aby schowała się wraz z
nią za sofą. Jedyne, co mogły teraz zrobić, to oglądać rozwój sytuacji z
bezpiecznej kryjówki.
– Mam nadzieję, że to się
powiedzie – wymamrotała Alex. – Inaczej przeklnę la bonne fee, która umieściła
taką bzdurę w księdze. A jeżeli jakimś cudem zipie, złożę jej piorunującą
wizytę…
Sander podpłynął bliżej
bliźniaka Mad, uważnie oglądając go z każdej strony. Ten jedynie stał,
zapatrzony przed siebie, oddychając miarowym rytmem. Przypominał kukiełkę,
której sznurki nie były pod niczyim władaniem.
– Uuu… już się mnie nie
boisz? – Zaśmiał się chrapliwie. – A jeszcze przed chwilą… – Nie zdążył
wypowiedzieć zdania, kiedy sobowtór śpiewającej czarodziejki rzucił mu się do
gardła.
Sander zdawał sobie
sprawę, że nie ma szans z nowonarodzonym. Żyjąc tyle czasu między ludźmi,
zatracił część swoich sił witalnych, dlatego przywitał podłogę z bliska,
przemieniając się w ostatnim momencie w cień szybujący w drugi zakątek pokoju.
Bliźniak Mad nie
zamierzał mu odpuścić. Rozsierdzony jego zapachem, wydał z siebie donośny ryk i
ruszył do szarży. Nie zbaczał nawet na to, że szponami zahaczył o komodę,
strącając ją z donośnym łomotem. Jakby mało było bałaganu…
Sander wreszcie
zrozumiał, że jeżeli chce przetrwać, także musi ruszyć do ataku. Ponownie
przemienił się w żywego klona Alex, wychodząc naprzeciw rywalowi.
Alexandra i Madlene nie
były w stanie rozstrzygnąć, który demon wygrywa tę rywalizację. Przed oczami
majaczyły im się jedynie ciemne plamy rozbijające się po całym salonie, a do
uszu docierały syki, warknięcia, okrzyki bólu, gdzieniegdzie przeplatane
dźwiękami wskazującymi na dalszy ciąg demolki.
– Jak ten dom się
ostanie, osobiście pójdę do kościoła na mszę.
– Już to widzę – mruknęła
na boku Mad. Chwilę później wystawiła w górę pięść i krzyknęła: – Dawaj, mój klonie!
Rozwal go! – W tym samym momencie jej sobowtór samoczynnie wywrócił się na
podłogę. Madlene uderzyła czoło dłonią. – Czy ja też jestem taką ofiarą losu? –
Spojrzała w bok na Alexandrę, która dziwnym trafem unikała jej spojrzenia,
gwiżdżąc pod nosem.
Sander wykorzystał moment
przewagi i chwycił klona Madlene za włosy, aby raz za razem tłuc jego głową o
podłogę. Wiedział, że w ten sposób się go nie pozbędzie, ale na jakiś czas
unieruchomi, co pozwoli mu zebrać trochę demonicznych sił. Poza tym sprawiało
mu to niezłą frajdę. Ach, gdyby na jego miejscu była sama czerwonowłosa gnida,
która dała mu życie...
– Kurwa, gdzie ja miałam
resztki mózgu, gdy go wzywałam? – Alex zacisnęła pięści.
– Hmm, może zamknęłaś go tymczasowo w
pentagramie, który rysowałaś w zeszycie na zajęciach z demonologii? – spytała
uroczym głosem Madlene, posyłając przyjaciółce niewinny uśmiech. – Chyba czas uzupełnić zeszyt, Alex. Chętnie pożyczę
ci swoje notatki!
Płomienna czarodziejka
spojrzała gniewnie na swoją przyjaciółkę, jednak wyjątkowo nie odpowiedziała na
jej przytyk.
Demoniczny bliźniak
śpiewającej czarodziejki był już znudzony ciągłym uderzaniem głową o podłogę,
dlatego podstawił haka swojemu przeciwnikowi i szybko usiadł na jego plecach.
Demoniczna agresja przesiąkła z samych piekieł do niemrawo poruszającej się
postaci, dzięki czemu ogromne pazurzyska wyrośnięte z dłoni, zdołały
ostatecznie dopełnić swoje śmiercionośne zadanie. Sander wydał z siebie bolesny
okrzyk, a następnie znieruchomiał. Jego ciało zaczęło powoli zanikać.
Sobowtór Madlene podniósł
się z podłogi i spojrzał w stronę dziewcząt. Chwilę na siebie patrzyli, po czym
cała trójka zerwała się do biegu. Klon już biegł w stronę drzwi. Alexandra
posłała w jego stronę pioruny, próbując zagrodzić mu drogę. Zdezorientowana Mad
otworzyła usta, aby wyrzucić z siebie śpiewaną sentencję, która skutecznie
miała odesłać potwora tam, gdzie jego miejsce. Kiedy klon wdrapywał się na
parapet okna, pieśń przeszyła jego uszy, wytrącając go z równowagi. Upadając na
podłogę, wydał ostatni ogłuszający ryk, a potem rozpłynął się w powietrzu jak
jego poprzednik.
Zdyszane dziewczęta
opadły na podłogę, przez długi czas milcząc.
– Ja pierniczę – szepnęła
Madlene, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Składam wypowiedzenie na bycie
twoją przyjaciółką, Alex. – Zaśmiała się niemrawo. – Nigdy więcej demonów…
– Co ty chcesz? Ja tam
się całkiem nieźle bawiłam. Może kiedyś to powtórzymy? – Uśmiechnęła się krzywo
na widok przerażenia wymalowanego na twarzy Mad. – Spokojnie, tylko żartowałam!
A co do wypowiedzenia, to prędzej znowu zaprzyjaźnię się z demonem, niż je od
ciebie przyjmę! Może czasami mnie irytujesz, ale nie ma takiej drugiej
szajbuski, jak ty.
Alexandra, mimo tego, że
sama kiepsko znosiła całą tę maskaradę, rzucała co rusz żartami, aby wyzbyć się
napięcia, jakie ponownie między nimi zapadło. I nawet jej to wychodziło, dopóki
drzwi wejściowe nie otworzyły się na oścież, a w progu nie stanęła Margaret
Rake, mama Alex. Czujnie zlustrowała masakrę, jaką wyrządziły dwa demony. Jej
twarz zaszła paskudną purpurą, a gniewne spojrzenie skierowała ku jedynej
córce.
– Alexandro Thereso Rake!
Alex skryła twarz w
dłoniach. Wypowiedzenie jej dwóch pełnych imion nigdy nie wróżyło niczego
dobrego. Niedostrzegalnie zadrżała.
– Ugh, no to mam
przeje...
Aleksandra ma zadziorny charakter, podoba mi się😃
OdpowiedzUsuńTo jak załatwiły Sendera było widowiskowe ( przynajmniej w mojej wyobraźni.) Bardzo macie dziewczyny charakterystyczne postacie i każda z nich wyjątkowa na swój własny sposób. Dobrze się uzupełniają.
Seria mi się podoba i chętnie przeczytam coś więcej. Podanie razem dobrze wam wychodzi . Więc czekam na kolejny wspólny tekst , a może nawet na tekst oryginalny napisany przez Ivy. 😊
Postacie są tak charakterystyczne, bo można powiedzieć, że spotęgowałyśmy odnośnie tych postaci swoje własne cechy charakteru :D. Jeżeli zaś chodzi o "W cieniu nocy", całe uniwersum należy do mnie, więc nie było jeszcze tekstu, który dotyczyłby tylko tych dwóch czarodziejek. Taki tekst piszę z Ivy po raz pierwszy c: a co do napisania przez Ivy tekstu... Już ja ją przygniotę, żeby coś autorskiego wstawiła >D!
UsuńDziękujemy!
~SW
Jestem wielką fanką kooperacji. Gdyby nie kooperacja, to bym nie pisała. Dlatego propsuję tekst już na starcie, bo takie kolaboracje zawsze wychodzą genialne. Bo jest burza mózgów. Bo są nowe pomysły. Bo co dwie głowy to nie jedna. Bo jest zawsze to drugie, obiektywne spojrzenie. No chyba, że fiksujecie na jeden temat. Co by nie było, we dwójkę zawsze raźniej.
OdpowiedzUsuń"Co takiego zrobiła biedna Lukrecja, kotka panny Church, że postanowiłeś zrobić sobie z niej próg zwalniający?" I'M DEAD. Dziękuję, pozamiatałyście. XDD
Czy to właściwe, że lubię Sandera nie dlatego, że przejechał kota rowerem, tylko dlatego, że ma czerwone włosy ? <3 I doskonale widzę, jak patrzy niewzruszony na nieudolne próby się go pozbycia, no piękne <3
"Z trudem uniknęła lecącej w jej kierunki szczotki do czyszczenia muszli klozetowej. " Leżę. <3 doskonała groteska, kobietka próbuje być poważna, dealuje z powazną sprawą pozbycia się demona, a tu ją atakuje szczotka do kibla <3
Opisy są super. Fajnie można wszystko zobaczyć oczyma wyobraźni, jak niczego nie spodziewajaca się Madlene wchodzi do mieszkania, nadaje od progu, jeszcze z babeczkami w łapkach, a tu nagle Wybiegajaca Alex z KRZYŻEM Z PALUSZKÓW SOLONYCH <3333
Och nieeeee, babeczki!!! I jeszcze miała czelność krzyczeć o pukanie... przeciez do domów przyjaciółek się nie puka, tylko wjeżdża z buta, ma się własne klucze i wyżera z lodówki...
Zajęcia z demonologii? Gdzie się można na takie zapisać? <3
"Nie, no co ty. Wygrałam z nim w Monopoly i się trochę wkurwił." Oj tam. Pokażcie mi jedną osobę, która nigdy się nie wkurwiła grając w Monopoly. Znam przypadki, w których doszło do wojny, bo ktoś się nie chciał zamienić z żółtych na czerwone.
Dawaj go miską! Muszą gdzieś mieć blaszaną miskę! To jak ze wściekłymi kąsającymi pająkami, jak ci taki z terrarium spierdoli, to nigdy nie wolno łapać go na blaszaną miskę, bo się skurwiel sam siebie wystraszy i zacznie atakowac na prawo i lewo.
Tak, powtórzmy to! Ja jestem za tym, podpisuję się rękowa i nogoma, chcę więcej demonów! Rzucanie się pomidorami całkiem nieźle im wychodzi. Tylko trochę szkoda Iphone'a, bo jak był na raty no to ducpia. Sarkastyczne opisy są cudowne, barwnie dodają tempa akcji.
Dlaczego mamy zawsze muszą wołać wkurzone na dzieci pełnymi imionami? XDD To brzmi zawsze tak groźnie, od razu się wie, że ma się przejebane. Ale za to mam nadzieję, że wkrótce dowiemy się, czy Alex rzeczywiście miała kłopoty.
Super wam to wyszło, nie wiem, czy pisałyście razem, czy partami, ale płynnie poskładane, widać, ze potraficie się zgrać i dopasować historie. Piszcie więcej! <3
Hej :)
OdpowiedzUsuńJak od lat znam Alex i Mad, tak w tym wydaniu mam z nimi do czynienia po raz pierwszy i jestem zachwycona! Dios, jaka tu jest akcja, jakie dialogi i żarty, po prostu wow!
Świetnie, z pomysłem stworzony Sander, do tego jego przeciwnik i w ogóle ta cała historia o bliźniaczym demonie - z tym mam do czynienia po raz pierwszy, ale taki wątek jak najbardziej do mnie przemawia.
Wiedziałam, że ta współpraca wyda świetny owoc ;)
Pozdrawiam.