ARSENAŁ

niedziela, 5 maja 2019

[13] Ostatnia Fantazja: Carrying the Torch ~ Rilnen


Obejrzałam „Wielkie Kłamstewka” i jedyne, co miałam w głowie to Alexander Skarsgaard jako Rufus Shinra. Part „Ostatniej Fantazji”, trochę kontrowersyjny, już i tak ocenzurowany. Nie lubię bawić się w długie wstępy, dlatego gwoli ścisłości przypominam, że Lir Sawyer to wariatka, pustelniczka i mistrzyni podejmowania złych decyzji, a Rufus Shinra stara się tylko odbudować swoją firmę, która była całym jego życiem. Dopóki w Midgar nie uderzył Meteor. Jebło, to jebło, na chuj drążyć temat. ( XDD)


Im wyżej winda wjeżdżała, tym więcej śliny miałam w ustach. Choć dobrze wiedziałam, że oplucie Rufusa prosto w twarz nic by mi nie dało. Nie byłam żmiją, która mogła zatruć jadem, doprowadzając do śmierci. Po za tym, nie tylko pragnęłam go zabić. Chciałam, żeby raz na zawsze zniknął z mojego życia wraz ze swoją firmą i piętnem, jaki na mnie odcisnęli. A jednak, wciąż wracałam na to cholerne, siedemdziesiąte piętro, by jakiś czas później wybiec stamtąd, dusząc się z braku powietrza.
A myślałam, że znałam go bardzo dobrze. Ktoś kiedyś powiedział, że wrogów powinno trzymać się bliżej niż przyjaciół i chyba dlatego wciąż walczyłam sama ze sobą, ciągle każąc się na patrzenie na ten rudy czerep. Bezczelnością, jaka się z niego wylewała, mógłby obdarować cały Midgar i to jeszcze przed zniszczeniem sektora siódmego. Nie chciałam być taka, jak on. Uprzejmie zapukałam do drzwi jego gabinetu i weszłam dopiero, gdy usłyszałam zaproszenie.
Who's in the shadows?
Ostatnimi czasy, gdy się tu zjawiałam, miałam grobową minę i próbowałam za wszelką cenę powstrzymać mdłości napędzane gniewem. Tym razem, nie potrafiłam zatrzymać salwy śmiechu, która mnie napadła na widok złamanego nosa i siniaków, jakie zdobiły twarz Prezydenta ShinRy.
– Mogłam przynieść szampana, poświętowalibyśmy twoją porażkę.
Nie mogłam nic poradzić na to, że aż prosił się o słowną zaczepkę. Choć pewnie za chwilę odbije piłeczkę i zrani mnie do żywego, to moja wewnętrzna masochistka skakała z radości.
– Ciebie też miło widzieć, moja droga. – Rufus chciał chyba przywołać jeden ze swoich firmowych uśmiechów, ale tylko się skrzywił.
Przez ostatnie kilka lat unikałam tego mężczyzny jak ognia, a jego widok dostawałam torsji. Tym razem z radością wpatrywałam się w jego twarz przeszywaną bólem. Z całego serca miałam nadzieję, że czuje w ustach smak porażki.
– Co cię do mnie sprowadza? – Oderwał się od pracy, wyciągając wygodnie w fotelu.
Jego oczy. Przenikliwe, zimne, wwiercające się w duszę człowieka. Przez ułamek sekundy wpatrywałam się w nie, jakbym znowu miała dać się wciągnąć w jego chorą grę, polegającą na psychicznym dręczeniu ofiary. Na moment wciągnęłam powietrze, zaciskając pięści ukryte w kieszeniach białego kitla.
– Myślałam o twojej… propozycji.
Powolnym ruchem sięgnęłam po lezącą na biurku niebieską kopertę. Choć nie była zaadresowana do nikogo, dobrze wiedziałam, co było w środku. Zaproszenie z moim nazwiskiem.
 Dobrze wiesz, że odmowa nie wchodzi w grę. – Jedna z jego brwi powędrowała wyżej.
Who's ready to play?
Czyżby się spodziewał, że będę za wszelką cenę oponować? Że prędzej dam się zabić, niż pójdę z nim na to głupie przyjęcie? Przecież ja sama się sobie dziwiłam, że dałam się w to wkręcić. Powinnam uciec jak najdalej, zaszyć się w jakimś lesie, w odpowiedniej odległości od ShinRy, jej prezydenta, pieprzonych Turksów…
– Przyjmuję zaproszenie.
Choć bardziej brzmiało to jak podjęcie rękawicy. Przecież on się nigdy nie odczepi, choćbym zamieszkała w Northen Cave.
– Dlaczego mam wrażenie, że chciałabyś dodać jakieś ale?
Kurwa. Znał mnie zbyt dobrze, co było ogromną przewagą na jego korzyść. Wciąż jednak miałam ostatniego asa w rękawie, jakim był Cloud Strife i jego… Oparłam się o blat biurka, nachylając się na wysokość pobitej twarzy Rufusa. Chciałam, by zobaczył w moich oczach te tańczące ogniki walki, którą właśnie podjęłam i którą zamierzałam wygrać.
– Zaraz po przyjęciu wynoszę się do Bone Village. – Bardzo się starałam, by nie było słychać drżenia w moim głosie. – Zgodzisz się na to, bo będę prowadzić tam badania. I żyć z dala od ciebie.
Are we the hunters?
Aż mnie ręka świerzbiła, by jeszcze na do widzenia przyprawić Rufusowi kolejnych siniaków na twarzy. Wytrzymałam jednak nieco dłuższy pojedynek na spojrzenia, po czym wyprostowałam się i dumnie unosząc głowę, skierowałam swoje kroki ku drzwiom. Już wyciągałam rękę ku klamce. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, cisnącego mi się na usta…
– Wyjedziesz wtedy, gdy ci na to pozwolę.
Oparłam czoło o futrynę, starając się za wszelką cenę powstrzymać narastający atak paniki. Czyżbym jednak porwała się z motyką na słońce? Pomimo swoich rudych włosów i białego garnituru, Rufus słońcem nie był. Był za to zwinny i szybki, bo nim się obejrzałam, stał tuż za mną.
– Nie jestem twoją własnością – zdołałam wyszeptać, zaciskając powieki.
Co się stanie teraz? Szarpnie mnie za ramię? Uderzy o ścianę? Przyozdobi mi twarz podobnymi siniakami, jakie sam miał? Ale nic takiego nie miało miejsca. Poczułam tylko jego oddech na karku.
– Czyżby? – Jego spokojny ton był jeszcze gorszy. – Przecież nie mam problemów ze wzrokiem.
Za to chyba ja miałam, bo nie zauważałam ani grama zagrożenia, jakie zwykle Rufus stwarzał.
– Dobrze widzę plakietkę mojej firmy zwisającą z kieszeni twojego kitla. – Pstryknął palcami w plastik kołyszący się na mojej piersi. – Ja cię nie trzymam. – Uniósł ręce w geście niewinności i cofnął się na parę kroków.
I ja się nie trzymałam. Sięgnęłam po zetkniętą za pasek broń, o ironio, podarowaną mi kiedyś przez Rufusa. Gdybym tylko potrafiła zdobyć się na pociągnięcie za spust, mogłabym się pozbyć Prezydenta na zawsze. Jednak, najpierw musiałabym opanować drżenie dłoni i wszechogarniający mnie strach. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Rufus westchnął, a brwi zbiegły mu się na środku czoła. Jak rodzicowi, który w spokoju patrzy na rozbrajające dziecko wiedząc, że to nieszkodliwe psoty.
Or are we the prey?
– Odłóż to, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Co ty wyprawiasz, idiotko?! Po prostu strzel i uciekaj! Tylko tyle…
– Nie zapomnij o czerwonej sukience.– Zasiadł z powrotem za biurkiem i zaczął przerzucać papiery, walające się po blacie.
Opuściłam spluwę, czując gorycz porażki. Znowu byłam marionetką, której sznurkami sterował Rufus… Boże, kogo ja oszukiwałam? Nigdy się od niego nie uwolniłam, a teraz sama weszłam do paszczy lwa. Za błędy trzeba płacić, prawda? Jedyne, na co się zdobyłam, to na ostatnie spojrzenie. Znów znałam swoje miejsce, a przypomniał mi o tym jego uśmiech. Był niepokojący. Miał w sobie niewypowiedzianą groźbę. Znałam ten wyraz twarzy doskonale, widziałam go miliony razy wcześniej we własnym lustrze.


Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to była tylko część chorej gry. Rufus był niesamowitym czarodziejem. Przez cały czas udawał, gdy zwierzał mi się ze swoich problemów i kiedy pytał o moje zdanie, z którym przecież nigdy się nie liczył. Wszystko po to, bym straciła czujność i uwierzyła, że czeka nas przyszłość jak z bajki. Odwiedzał mnie codziennie, czasem zostając na noc. Pozwalał mi spać w swoich ramionach, ale wcale nie dawał mi schronienia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że musi mnie trzymać blisko przy sobie. Mimo, iż byłam tylko jego dziewczyną, daleko mi było do pustej idiotki, która poleciała na jego pozycję w świecie.
There's no surrender
Pierwszy raz od dłuższego czasu nad Midgarem zaświeciło słońce. Widziałam je przez wyrwy w swoistym dachu nad slumsami w sektorze piątym. Rufus nienawidził, jak odwiedzałam te rejony, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie mogłam patrzeć na cierpienie dzieci, które tam mieszkały. Robiłam wszystko co w mojej mocy, by tylko im pomóc.
– Co ja ci mówiłem? – Byłoby lepiej, gdyby podniósł głos.
Ale kiedy wypowiadał się swoim codziennym, stanowczym tonem, doskonale wiedziałam, że powinnam się czuć winna. Musiałam mu to jakoś wynagrodzić. Nie miałam pozwolenia, by pokazywać się w firmie, dlatego cztery ściany mojego mieszkania wydawały mi się obce. Objęłam się ramionami, jakby to miało sprawić, że zaraz zniknę, ale nic takiego się nie stało. Serce waliło mi jak młotem, gdyż znowu, przez moje głupie zachowanie, byłam o krok od utraty wszystkiego.
– Lir, kochanie… – Zacisnęłam powieki, kiedy Rufus zbliżył się do mnie i odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
Czy to właśnie ta chwila? Czy teraz powie, że z nami koniec? Przecież… to nie tak. Nienawidziłam go tak samo, jak go kochałam… Nie mogłam powstrzymać łez, które natychmiast napłynęły mi do oczu. Odważyłam się podnieść wzrok, by spojrzeć na tę kamienną twarz.
Nadal trzymał dłoń na moim policzku. To nie był wcale czuły gest. Miało mi to przypomnieć, gdzie jest moje miejsce. Uniósł kącik ust w triumfalnym uśmiechu, co jeszcze bardziej podsyciło mój gniew. Jednak nie byłam zła na niego. To moja własna bezsilność sprawiała, że płonęłam.
Jeszcze przez chwilę patrzył mi w oczy, bezgłośnie dając do zrozumienia, że nie powinnam wszczynać dyskusji, po czym podszedł do barku, ściągając po drodze z siebie swój biały płaszcz. Nawet nie pofatygował się powiesić go na wieszaku, rzucił go na podłogę, jakby znaczył chorągwiami teren, który należy do niego.
And there's no escape
Rozlał resztkę whisky do dwóch szklanek. Wcisnął mi jedną w dłonie, a sam opróżnił swoją jednym łykiem. Cały czas patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem, przez co nie potrafiłam skupić myśli. Nie miałam pojęcia, czy kiedyś będzie mi dane zrozumieć, dlaczego Rufus tak na mnie działał. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że powinnam uciekać, zostawić to wszystko, a jednak nadal tkwiłam z nim, jak zaczarowana, nie mogąc mu się oprzeć.
Nie zdążyłam dopić swojego drinka. Szklanka potoczyła się po podłodze, rozlewając alkohol na biały dywan. Uderzyłam plecami o ścianę, a ręce Rufusa natychmiast znalazły się na mojej talii. Kiedy wpił mi się w usta poczułam smak niedawno wypitego przez niego alkoholu. Jeszcze przez chwilę chciałam go powstrzymać, ale podniecenie wygrało ze zdrowym rozsądkiem. Choć przez moment chciałam nie słyszeć wyrzutów sumienia. Na to przyjdzie czas wraz ze wschodem słońca.
– Rufus, proszę… – jęknęłam, próbując zabrać ręce z jego uścisku, ale był oczywiście silniejszy.
– Ja też cię o coś prosiłem – wyszeptał mi do ucha stanowczym tonem.
– Ale…
– Żadnych „ale”. – Zamknął mi usta pocałunkiem.
Przycisnął mnie do ściany biodrami aż poczułam, co za chwilę nastąpi. Puścił moje ręce, a ja zamiast go odepchnąć, zarzuciłam mu ręce na ramiona, kiedy złapał mnie za pośladki i uniósł do góry. Przeniósł mnie na łóżko i blokując mi drogę ucieczki nogami, zaczął rozpinać swoją koszulę.
This is a wild game of survival
– Przecież nie chcesz mnie denerwować, prawda? – zapytał, unosząc jedną brew.
Jeszcze przez ułamek sekundy chciałam zebrać wszystkie siły i się wyrwać, ale kiedy rozerwał mi bluzkę, poddałam się. Szybkim ruchem rozpiął i wyciągnął mi pasek od spodni. Złapał go w pół i pogłaskał mnie nim delikatnie po policzku.
 Ty masz tylko mnie zadowolić.


3 komentarze:

  1. 70 piętro?! UMARŁABYM.
    Fajnie przedstawiasz to przerażenie i równocześnie nienawiść w stosunku do Rufusa. No i fajny jest ten element przeszłościowy, żeby się zorientować, co ich niegdyś łączyło. Co jedynie czuję się zagubiona początkowymi nazwami i nakreśloną fabułą, bo nigdy nie miałam do czynienia z serią! Myślałam już, że się nie wbiję tekst, bo złapało mnie zdezorientowanie, ale gdzieś w trakcie tekst się ładnie zarysował! No i ta końcówka z: "Ty masz tylko mnie zadowolić". Taka nutka grozy. Od razu widać, jakim gnojkiem jest Rufus. Fajne jest to, że po tak krótkim tekście od razu widać nacechowanie emocjonalne obu bohaterów! Propsuję!

    ~Sadistic

    OdpowiedzUsuń
  2. Rufusa i Midgar kojarzę z FFVII więc wskakujemy w te realia 😃
    Rufusa jest dość nieobliczalny i z pewnością lepiej mieć w nim sojusznika niż wroga.
    Łączy ich skomplikowana relacja. Ona chciałaby tak wiele zrobić a mimo to nie potrafi. Strach czy może coś innego? On za to stoi gdzieś między syndromem władzy a istniejącym zagrożeniem z jego strony.
    Jednak jest coś jeszcze, dziwny związek pana i podwładnej ( taki odniosłam wrażenie) traktuje ją jak rzecz a ona nie potrafi się temu sprzeciwiać. Smutny tekst pełen emocji . Mówi bardzo wiele o bohaterach. Stylistycznie nie mam nic do zarzucenie. Tekst jest dobry i wciąga.
    Mam nadzieję że ona wkrótce się przełamie i zakończy tę nierówną grę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Miałam już do czynienia z Lir i Rufusem. Mężczyzna wciąż działa mi na nerwy, najchętniej wpadłabym do tej historii i pomogła Lir w zemście. Świetne kreowanie napięcia, plastyczne opisy i pasująca retrospekcja. Ładna konstrukcja. Masz mnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń