ARSENAŁ

niedziela, 28 kwietnia 2019

[12] Szepty kwiatów: Królewski ogród ~ SadisticWriter

Marna ta część. Jakoś nie miałam motywacji do pisania, więc przyznaję, że kończyłam ten rozdział nieco na siłę. Trudno. Co zostało wstawione, to zostało. Super korekty też nie obiecuję! Za to w kolejnej części może się dziać już trochę więcej.

***
– Dzień dobry!
Zdezorientowana Soleil otworzyła oczy i spojrzała na zamazaną postać, która zamaszystym ruchem odsłoniła grubą bordową kotarę, a potem otworzyła okno. Blade światło wdarło się do komnaty w towarzystwie wiosennego powiewu wiatru.  
– Książę Villane zarządził przeniesienie panienki do innego pokoju. W sumie się nie dziwię. Ponuro tutaj. Za oknem tak pięknie świeci słońce, a tu jego promienie w ogóle nie docierają! – wykrzykiwała energicznie nieznajoma kobieta. Soleil domyśliła się już, że to opiekunka, którą obiecał jej poprzedniej nocy książę. – Zanim panienkę przeniesiemy, musimy jednak zejść na śniadanie. No, już. Pora wstawać – mówiąc to, pociągnęła gwałtownie za kołdrę, ściągając ją z zaskoczonej dziewczyny, która szybko obciągnęła koszulę nocną, aby przypadkiem jej blade nogi nie ujrzały światła dziennego. Soleil dopiero teraz, kiedy pokojówka nad nią stała, mogła się jej bliżej przyjrzeć. Miała mysie, gdzie niegdzie siwe włosy splecione w długi warkocz, pochmurne oczy, brązową cerę i dosyć krępą budowę. Przypominała typową wiejską kobietę, która była już zdrowo po trzydziestce. To pierwsza energiczna osoba na tym zamku, jaką Soleil poznała. Z jednej strony ją to cieszyło, z drugiej była przerażona jej gadatliwością, wesołością i gwałtownością.
– Wczoraj panienka miała piekielną gorączkę. Miałam co prawda zjawić się dopiero dzisiaj, ale ze względu na panienki stan zostałam tutaj sprowadzona już na noc – wytłumaczyła z westchnięciem kobieta. Zanim Soleil jakkolwiek zareagowała, obca dłoń przywarła do jej czoła. – Dzisiaj jest już lepiej. To cudowna wiadomość! Teraz musimy po prostu panienkę przygotować do śniadania.
– Nazywam się Soleil. Proszę mówić do mnie po imieniu – odezwała się nieśmiało dziewczyna.
– Ja nazywam się Alienore, więc również możesz mówić do mnie po imieniu. Od dzisiaj będę twoją opiekunką, jak już się zapewne domyśliłaś. – Kobieta posłała jej ciepły uśmiech, a potem skierowała swoje energiczne kroki w stronę szafy, z której wyjęła nową sukienkę. – Po śniadaniu, droga Soleil, wybierzemy się wspólnie do ogrodu królewskiego. Spotkasz się z tutejszymi ogrodnikami, którzy cię po nim oprowadzą. Nie będziemy cię ubierać w żadne ładne suknie. Myślę, że wystarczy prosta brązowa z delikatnym wiązaniem z tyłu pleców. No, już. Podnosimy się z łóżka!
Soleil kiwnęła posłusznie głową i wygramoliła się z posłania. Koszula, która jakimś dziwnym trafem znalazła się poprzedniej nocy na jej ciele, zwisała z niej jak okienna zasłona. Naprawdę musiała być w kiepskim stanie, jeżeli nie pamiętała nic z tego, co się wczoraj wydarzyło – oczywiście poza przyjazdem i spotkaniem z księciem.
Alienore niespodziewanie pociągnęła za piżamę, zgrabnie pozbywając dziewczyny odzienia. Zanim ta zdążyła zaprotestować, założyła jej przez głowę suknię, którą szybko i mocno zawiązała. Soleil mało nie wypluła przy tym płuc. W Laverne nosiła luźne, robocze sukienki, tu jednak kanony mody musiały być nieco bardziej restrykcyjne, nawet jeżeli chodziło o służbę.
Z długich blond włosów opiekunka splotła warkocz, zwieńczając go czarną wstążką. Kiedy Soleil spojrzała w lustro, sama zdziwiła się tym, że nie wyglądała, jakby szła do pracy. Wręcz przeciwnie – jakby miała odbyć spotkanie z jakimś młodzieńcem. Jeżeli tak właśnie wyglądał strój roboczy, to aż bała się pomyśleć, jaką dostałaby suknię na bal.
– Ładnym dziewczętom we wszystkim ładnie – powiedziała z uśmiechem Alienore, spoglądając w odbicie dziewczyny. – Nie dziwię się, że książę Villane chce mieć ciebie bliżej siebie.
– Jak to? – Soleil spojrzała niepewnie na kobietę.
– Och, nie wspomniałam ci o tym? Będziesz zamieszkiwać pokój niedaleko księcia. Najwyraźniej bardzo mu się spodobałaś. Wcale mnie to nie dziwi. Jest w tobie jakaś dziwna eteryczność. Zupełnie jakbyś nie pochodziła stąd. – Spojrzenie opiekunki stało się nad wyraz dociekliwe. – Urodziłaś się w Chavelln?
Soleil ciężko westchnęła. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś przypominał jej, że była nieznanego pochodzenia. Trudno żyć ze świadomością, że pochodziło się z zupełnie innego miejsca, którego nawet się nie znało.
– Prawdopodobnie nie – szepnęła, zawieszając wzrok na swoim odbiciu, które wyglądało smutniej niż sobie tego życzyła.
– A więc kryje się za tym jakaś tajemnica. – Alienore przybrała zamyśloną minę. – Mam nadzieję, że kiedyś opowiesz mi o tej historii. Pamiętaj, że zawsze chętnie cię wysłucham, więc jeżeli coś będzie cię dręczyło, jestem tutaj – mówiąc to, poklepała krzepiąco dziewczynę po ramieniu.
Soleil wyczuwała dobrą aurę opiekunki. Tyle wystarczyło, aby jej zaufała. Była pewna, że w najbliższym czasie opowie tej kobiecie o swoich największych lękach związanych z przeszłością, a także przyszłością. Nigdy nie rozmawiała o tym z Lailą i Gawinem. Po prostu nie chciała ich martwić.
– Dobrze. Skoro jesteś już gotowa, możemy ruszać na śniadanie. – Alienore popchnęła lekko kwiaciarkę w stronę wyjścia. – Czeka nas dzisiaj dużo pracy!
***
Jadalnia znajdowała się na najniższym poziomie zamku, gdzie przesiadywała głównie służba. To dosadnie przekazało nowym rzemieślnikom, że pomimo tego, iż byli wybrańcami księcia, wciąż należeli do niższej warstwy społecznej, która miała za zadanie służyć królewskiej rodzinie. Przy stole prowadzono na ten temat wyjątkowo odważne debaty. Soleil była tym przerażona. Co rusz rozglądała się na boki, zastanawiając się, czy przypadkiem nie znajdował się tu choćby jeden z gwardzistów. Na szczęście służba nie potrzebowała strażników. Żyli tutaj jak w odrębnym świecie, w którym nie musieli przejmować się sprawami królestwa.
Choć na stołach nie brakowało jedzenia, Soleil nie potrafiła niczego w siebie wcisnąć. Pomimo tego, że gorączka minęła, wciąż czuła się chora. Może to dlatego, że zamek przytłaczał ją chłodem i mrokiem? Nie mogła się wręcz doczekać, kiedy wreszcie wyjdzie na zewnątrz. Zamierzała pracować na słońcu cały dzień, nieważne, co jej przydzielą jako zadanie.  
Kiedy skubała widelcem kawałek owczego sera, w ramię szturchnęła ją Livia.
– Lepiej się już czujesz? – spytała troskliwie, na co kwiaciarka pokiwała głową. – Wczoraj wyglądałaś naprawdę źle. Czekaliśmy na ciebie przed salą obrad. Niemal wpadłaś w ramiona Devyna. Potem tylko majaczyłaś coś o kwiatach i domu. Pamiętasz cokolwiek?
Soleil pokręciła głową.
– Nigdy nie byłaś rozmowna, co? – spytał z uśmiechem Devyn, który siedział po drugiej stronie stołu, zajadając się wiejską kiełbasą. Livia posłała mu karcące spojrzenie.
– Nigdy nie przebywałam w miejscu, gdzie było tylu ludzi – przyznała z niemrawym uśmiechem Soleil. – Do tej pory jadłam śniadanie tylko z siostrą i bratem.
– Będziesz się musiała przyzwyczaić, skarbie – odezwała się troskliwa kucharka o imieniu Grace. – Zjedz coś jeszcze, bo inaczej nie będziesz miała siły.
Soleil spojrzała na swój niemal pusty talerz. Wszyscy otaczali ją tutaj taką troską, że częściowo czuła się, jakby była w domu. To bardzo miłe, ale równocześnie zawstydzające. Nie lubiła, kiedy skupiano na niej nadmierną uwagę. Chciała powiedzieć, że świetnie sobie radzi sama, ale czy rzeczywiście tak było? Na razie czuła w sercu straszliwą tęsknotę, a także niepokój. Co ją tutaj czekało? Kiedy będzie mogła zobaczyć się z rodziną? Czy na pewno zgodzą się tutaj przeprowadzić? A może to tylko czcze gadanie księcia? Jakie wobec niej zamiary miał Villane? Dlaczego chciał ją mieć blisko swojej komnaty? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.
Soleil wepchnęła w siebie jeden plaster sera i pół bułki, potem stwierdziła, że ma dosyć tłoku oraz hałasu. Żegnając się ze swoimi kompanami, wyszła z sali. Na zewnątrz czekała już  opiekunka. Posłała jej uśmiech, a potem bez słowa chwyciła ją pod ramię i wyprowadziła z ciemnego korytarza na światło dzienne. Kiedy tylko słońce ogrzało twarz dziewczyny, ta poczuła się zdecydowanie lepiej. W głowie od razu rozbrzmiały nawołujące ją głosy. Alienore nie musiała jej prowadzić. Ona doskonale znała drogę. Wskazały ją kwiaty z królewskiego ogrodu. Opiekunka była wręcz zdziwiona, że to ona ją prowadzi. Przecież jeszcze nigdy tutaj nie była. A może o czymś nie wiedziała?
Obie przystanęły przy szklarni, gdzie czekał już ogrodnik. Był to mężczyzna w podeszłym wieku. Przywitał nową podopieczną bardzo oschle, jakby nie wierzył w to, że tak młoda dziewczyna może cokolwiek wiedzieć o roślinach. A Soleil wiedziała o nich naprawdę dużo. Kiedy pożegnała już opiekunkę, która obiecała jej zjawić się tutaj za dwie godziny, zaczęła krążyć wraz z naczelnym ogrodnikiem po królewskich ogrodach. Kwiaty, które tutaj pomieszkiwały, zdawały się być zupełnie inne niż te, które napotykała na wzgórzach Laverne. Tamte były o wiele bardziej dzikie, wolne, radosne, te raczej smutne i zniewolone – choć roztaczały wkoło swoje piękno, ciesząc ludzkie oko, Soleil wiedziała, że nie były szczęśliwe, bo dotąd nie traktowano ich z miłością. Zamierzała to zmienić.
Słuchanie znudzonego ogrodnika, który opowiadał o swojej pracy, a także miejscach, które zwiedzali, nie było nadzwyczaj ciekawe. Już wiele więcej miały w tym temacie do powiedzenia kwiaty. To one szeptały jej na ucho, gdzie znajdowały się ich poszczególne  gatunki. Pokazały jej również szklarnie, w której rośliny czuły się jeszcze bardziej samotne. Właśnie na jednej z nich zakończyła się długa podróż.
– Jeżeli będzie panienka chciała dowiedzieć się czegoś jeszcze, po ogrodzie przechadzają się pracownicy. Ja będę pracował teraz w szklarni w sektorze dziesiątym, przy samym zamku – mówił monotonnym głosem ogrodnik. – Książę Villane kazał również przekazać, że może panienka tutaj robić, co się panience rzewnie podoba. Jeżeli potrzebne będą nowe gatunku kwiatów, proszę mówić, przekażemy informację do odpowiednich organów zarządczych. Proszę się rozglądać. Pod koniec dnia chciałbym dostać listę życzeń. To chyba wszystko, co miałem do powiedzenia. Jakieś pytania?
Soleil w zamyśleniu spojrzała na rabatkę, gdzie na bujnym krzaku usychały różowe jaskiery. Ten widok ścisnął boleśnie jej serce.  
– Co im dolega? – spytała.
– Po prostu usychają. Nie wiemy dlaczego. Niedługo pewnie je wyrzucimy.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i podeszła do jaskierów. Podwinęła suknię pod kolana, aby jej nie ubrudzić, po czym uklęknęła przy rabatce. Dotknęła uschniętych płatków, wyraźnie marszcząc czoło.
– Nie może ich pan wyrzucić. One po prostu chorują. Zajmę się nimi, jeżeli to nie problem. – Spojrzała w tył na zdziwionego ogrodnika, któremu posłała uspokajający uśmiech.
– Próbowaliśmy już wszystkiego. Nie sądzę, aby panience miało się udać.
– Poradzę sobie. Proszę mi tylko dać rękawice.
Niezadowolony mężczyzna wyjął z kieszeni to, o co prosiła go Soleil. Nie sądził, aby tak młoda kwiaciarka umiała sobie poradzić z martwymi kwiatami. Chyba uważała się za cudotwórczynię.
– Dziękuję. – Uśmiechnięta Soleil ubrała rękawice i zabrała się od razu do roboty. Postanowiła, że zacznie od rozmowy z kwiatami. Nie przejmując się gapiem, który wciąż stał za jej plecami, przemówiła do nich w języku, który znały tylko rośliny i ona.
Ogrodnik spojrzał na plecy dziewczyny, marszcząc czoło. Miał nadzieję, że książę nie popełnił błędu i nie sprosił na zamek obłąkanej. W końcu kto normalny rozmawiał z kwiatami? One nie potrzebowały ciepłych słów. Były tylko roślinami. Soleil uważała oczywiście zupełnie inaczej. Wystarczyło kilka godzin samotnej pracy, żeby to, co martwe nagle odżyło. Wymagało to oczywiście długiej rozmowy i pielęgnacji, ale nie było to rzecz jasna niemożliwe. Nie dla niej.
Kiedy słońce zaczęło zachodzić, w szklarni zjawił się ogrodnik, który zamierzał oznajmić naiwnej dziewczynie, że powinna udać się na spoczynek. Nie oczekiwał cudów, bo w nie nie wierzył, jednak kiedy tylko stanął nad kwiaciarką i otworzył usta, wydał z siebie okrzyk zaskoczenia.
– Jak to zrobiłaś? – spytał zdziwiony, ponieważ w jego ogrodniczej karierze nigdy nie udało się nikomu wskrzesić roślin w ciągu kilku godzin. To nie było możliwe.
– Och, po prostu z nimi porozmawiałam i dałam im to, czego najbardziej potrzebowały, czyli świeżej ziemi. Pożyczyłam trochę z części znajdującej się pod murami zamku. Mam nadzieję, że to nie problem. Jaskiery najwyraźniej nie lubią nawozu. Wolą rosnąć dzikie i wolne. – Soleil posłała szczery uśmiech w stronę ogrodnika, który przybrał głupią minę.
Cóż, może ta dziewczyna była szalona, ale nie na darmo nazywano ją najlepszą kwiaciarką w kraju. Najwyraźniej książę Villane wiedział, co robi.
***
Pierwszy dzień na zamku był może nieco męczący, ale też i satysfakcjonujący. Pracując w pocie czoła, Soleil nareszcie poczuła się zdrowa. Wśród kwiatów mogła być sobą. Wysłuchiwała ich trosk, notując w głowie, co następnym razem może zrobić, aby żyło im się w tym ogrodzie lepiej. Opowiadała im również o tym, jak obco się tu czuła, a one obiecały, że będą dla niej wsparciem. Od razu nawiązała się pomiędzy nimi przyjaźń. A tak się bała, że tutejsze kwiaty jej nie zaakceptują!
Soleil wiedziała, że przed nią bardzo dużo pracy, ale nie była z tego powodu smutna. Wręcz przeciwnie – wierzyła, że codzienne obcowanie z naturą pozwoli jej tutaj przetrwać.
Opiekunka, która czekała już na nią przed pracowniczym wejściem do zamku, skarciła ją za to, że zniszczyła sukienkę. Dziury, które porobiły różane kolce, kwalifikowały ją do wyrzucenia. Poza tym nie wypadało, aby ręce młodej damy były tak brudne, szczególnie za paznokciami. Soleil tłumaczyła to tym, że nie potrafiła pracować w szorstkich rękawicach, poza tym jaskiery prosiły ją o delikatność. Alienore nie wiedziała, czym były jaskiery, ale nie dopytywała o to. Była zajęta sprawdzaniem stanu swojej podopiecznej.
Rzeczy młodej kwiaciarki zostały już przeniesione do nowego pokoju, dlatego to tam skierowały się w pierwszej kolejności. Soleil spodziewała się czegoś skromnego, a tymczasem dostała prawdziwie królewską komnatę, która ją onieśmieliła. Zdecydowanie nie powinna tutaj przebywać. Reszta rzemieślników, która zamieszkiwała niższe piętra, na pewno będzie miała jej to za złe. Kiedy oni musieli tłoczyć się wśród kamiennych ścian, błękitne oczy dziewczyny mogły cieszyć się ręcznie malowanymi tapetami, przedstawiającymi winorośle, pod którymi siedziały grające na harfach muzy. Zaskakujące było również ogromne łoże zdobione atłasową kołdrą. Soleil nie powstrzymała się od dotknięcia złotych zdobień na poduszkach. To wszystko było nad wyraz zachwycające, a jednak wciąż bardzo obce i przytłaczające. Jak taka prosta dziewczyna miała czuć się w tym przepychu jak u siebie w domu? Poza tym… czym sobie na to zasłużyła?
– Przygotuję ci kąpiel, skarbie – odezwała się opiekunka, która od dłuższego czasu przyglądała się z rozbawieniem dziewczynie. Podejrzewała, że właśnie taka będzie reakcja Soleil na nowe otoczenie. Najwyraźniej książę nie szczędził jej luksusów.
Kwiaciarka pokiwała niepewnie głową, nie odrywając wzroku od złotych zdobień. Zanim się zorientowała, została w pokoju sama. I właśnie wtedy dostrzegła na kołdrze mały zwinięty liścik. Z niepokojem usiadła na miękkim łóżku. Wiadomość głosiła: „Po kolacji oczekuję cię w swojej komnacie”. Pod spodem widniał zaś podpis: Villane Cardarielle.
Soleil przełknęła ślinę.

5 komentarzy:

  1. Widzę, że mnie ominęło zamieszkanie Soleil z księciem, ale już nadrabiam Szepty Kwiatów. Z wiejskiej chaty na salony, to musiał być duży szok dla dziewczyny, która chyba nigdy nie przebywała w takim towarzystwie.
    Bardzo przyjemna ta jej opiekunka, z pewnością pomoże jej w aklimatyzacji.
    Fajnie opisałaś życie na zamku i tekst powiedział dość sporo o charakterze dziewczyny.
    Aha już rozumiem skąd nazwa serii:)
    Ja też chce znać język kwiatów!
    Po kolacji w komnacie księcia...hmmm...mam nadzieje, że Soleil nie wpadnie w kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Oh, piękne tu opisy nam zaserwowałaś, bardzo plastyczne, nic więc dziwnego, że dałam się przenieść w świat Soleil i towarzyszyłam jej przez kilka minut. Tekst z własnym tempem, krótki, ale przy tym dopracowany. To było przyjemne zapoznanie się z nową pracą dziewczyny. Tylko się obawiam tego, co teraz może ją czekać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. To pierwszy tekst tej nowej serii, który czytam (oy wypadłam ostatnio z obiegu) i muszę powiedzieć, że to coś innego, coś niespodziewanego. Taki w tym powiew... Niewinności. Natury. Fajne. Podoba się. Bardzo spokojne, statyczne. Nie wiem jak bardzo to świat alternatywny jeszcze. Czy jaskiery, które mi się kojarzą z naszymi jaskrami oczywiście, to te same kwiaty czy różni je więcej niż odmiana (ależ w tym kontekście "odmiana" ładnie pokazuje swoje znaczenia xd). Szukałam innych nazw kwiatów, żeby porównać, pewno przeszukam inne teksty z tej serii. Skąd pomysł na taki świat? Poczułam się w tej opowieści jak w dźwiękoszczelna, wiesz takim wyizolowanym, pokoju. Przytulnym i spokojnym. Naprawdę taki klimat dobrze mu zrobił. Soleil troszkę przypomina mi Aeris (ffvii) przez co też tekst wydał mu się bliski. Coś innego. Będę śledzić!

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Te kwiateły to ja sobie sama w głowie wymyśliłam, o XD. Nawet nie wiedziałam, że istnieją takie jak jaskry :o OMFG. A myślałam, że jestem oryginalna. Dupa. Wyszło jak zawsze XD.
      Cieszę się, że się podoba (uwielbiam to się). Aeris coś mi mówi. O, kojarzę mordę. Ale postaci nie ;____; ale jak się podoba to połowa sukcesu XDDD.
      Pozdro!

      ~SW

      Usuń