ARSENAŁ

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

[11] Szepty kwiatów: Wybrani ~SadisticWriter


Jeden z nudniejszych rozdziałów tej opowieści, nie będę ukrywać. Pisało mi się go niezwykle ciężko, ale z sukcesem dobrnęłam do końca. Pewnie w oryginalnej odsłonie tekst byłby nieco porządniejszy, ale zabrakło czasu. Mimo wszystko zapraszam do lektury.

***
Soleil nie czuła się za dobrze. Co rusz pocierała rozgrzane czoło. Na pewno nie była to dla niej odpowiednia pora na podróż, ale skoro taki był rozkaz księcia Villane’a, musiała go wypełnić. Nie należała zresztą do osób, które potrafiły się sprzeciwiać. Laila uważała, że kiedyś przysporzy jej to mnóstwo problemów, w końcu nie zawsze będzie przy niej Gawin, który odgoni nachalnych ludzi pragnących ją wykorzystać. Może zawód kwiaciarki był opłacalny, ale niekiedy spędzał sen z powiek. Nigdy bowiem nie wiedziała, czy następnego dnia nie pojawi się w progu ich domu jakiś nikczemnik, który wyrządzi krzywdę nie tylko jej, ale także Laili i Gawinowi. Soleil czasami wolała nie być kwiaciarką, a już szczególnie nie taką, którą znano w całym Chavelln, nic jednak nie mogła poradzić na samoczynnie rozprzestrzeniającą się sławę, o którą bynajmniej nikogo nie prosiła.
W wozie, oprócz niej, podróżowało kilku innych rzemieślników. Wszyscy zdawali się być miłymi i skromnymi ludźmi. Kucharka o imieniu Grace wyraźnie wzięła sobie do serca to, że Soleil była najmłodszą wśród nich podróżniczką. Co rusz sprawdzała jej temperaturę i okrywała grubym kocem, aby za bardzo nie zmarzła. Zmusiła ją nawet, aby ta położyła głowę na poczciwych, grubiutkich kolanach i pogrążyła się we śnie. To rzeczywiście pomogło, bo kiedy się już obudziła, czuła się nieco lepiej. Kiedy podniosła zaspane oczy ku górze, przywitały ją liczne uśmiechy.
Livia była osiemnastoletnią śpiewaczką, która gościła na wielu dworach, aby zachwycać bogatych arystokratów swoim delikatnym niczym ptasie ćwierkanie śpiewem. Jak sama się przyznała, zaczynała od występowania na ulicy, gdzie nieraz rzucano w nią miedzianymi kubkami oraz odpadami, a także wyśmiewano i kradziono jej zarobione pieniądze. Dopiero jeden z młodych dostojników, który przejeżdżał przez małą mieścinę, stwierdził, że taki głos nie może się marnować. Tak oto zamieszkała w dworze lorda Castelliana. Przynajmniej do czasu, kiedy nie zyskała takiej sławy, że mogła wykupić własny dom w Laverne, z którego wyruszyła razem z Soleil.
Devyn był młodym mężczyzną, który szkolił się na pisarza. Jego dzieła nie zyskały sławy, za to uznano, że ma naprawdę ciekawy styl pisania. Szybko zaczęto go cenić jako jednego z najlepszych kaligrafów, którzy tworzą listy. Bywały dni, kiedy nie robił nic innego, tylko pisał. Jego dłonie miały stwardniałe odciski i były zawinięte w brudne od atramentu bandaże.
Grace, najstarsza z nich kobieta, była kucharką na jednym z dworów, który znajdował się na północ od królewskiego zamku. Oprócz tego piekła chleb dla pobliskiej piekarni. Jej sławne jadło szybko obiegło kraj, to dlatego lord, u którego pracowała, miewał wielu gości zjeżdżających do niego tylko po to, aby naprawdę dobrze pojeść. Grace miała czwórkę dzieci, za którymi tęskniła, stąd ta opiekuńczość.
Plotki głosiły, że rzemieślników było więcej, tylko niektórzy z nich wędrowali innymi wozami. Cała grupa domniemywała, że mogło chodzić o ślub księcia Villane’a. Soleil uśmiechała się rozmarzona na samą myśl, że będzie mogła ułożyć wiązanki kwiatów na tak cudowną okazję, i to w stolicy państwa, w której jeszcze nigdy nie była. Na dodatek całkiem możliwe, że zobaczy króla i jego synów z bliska! Jak zawsze rozpierała ją optymistyczna radość. Nie liczyły się dla niej bolączki, tylko to, co dobrego mogło się jeszcze w jej życiu wydarzyć. Laila i Gawin niezwykle jej tego zazdrościli, choć jednocześnie powtarzali, że nie wszystkie zakończenia są jak z bajki, nie powinna więc uciekać do swojego marzycielskiego świata zbyt często.
– Obudziłaś się już, skarbie? – odezwała się Grace, kiedy Soleil już usiadła. – Lepiej się czujesz?
Dziewczyna pokiwała głową.
– Dziękuję za twoją troskę – powiedziała, nieśmiało uśmiechając się do starszej pani.
– Ależ nie ma za co, dziecino. Wychowałam czwórkę takich jak ty, choć może powinnam ugryźć się w język. To okropne nicponie. Ty wydajesz się być grzecznym dzieckiem. Na dodatek jesteś taka utalentowana! Nawet ja o tobie słyszałam w swojej mieścinie. Muszę się przyznać, że słyszałam również o Livii. Wybacz, kochany – tu spojrzała na rozbawionego gadatliwością kucharki Devyna – o tobie akurat nie słyszałam. Może dlatego, że sama nie umiem pisać!
– Ważne, że teraz mnie poznałaś, Grace – odpowiedział chłopak, puszczając starszej pani oczko. Wydawał się być szarmancki. Soleil mogła się założyć, że nie spodobałby się Gawinowi, który miał alergię na wszystkich przystojnych i miłych dostojników.
Kucharka spłonęła rumieńcem i zaśmiała się jak młoda dzierlatka, zakrywając usta dłonią.
– Niedługo powinniśmy być na miejscu – rzucił Devyn, spoglądając przez okno. – Z daleka widać już zamek. Czy jesteście gotowe, moje miłe panie, na zetknięcie z mrocznym księciem Villane’em? – spytał konspiracyjnym szeptem, uśmiechając się tajemniczo.
– Daj spokój, Devyn. Nie strasz dziewcząt. To tylko głupie plotki – rzuciła Grace.
– Plotki czasami okazują się prawdziwe.
W wozie zapanowała cisza.
Soleil również słyszała niepochlebne opinie na temat następcy tronu. Wiele osób kuliło się ze strachu przed jego nadchodzącą dyktaturą. Król Nevin znany był z ugodowego traktowania swoich poddanych, za to Villane umiłował sobie dokonywanie egzekucji nawet na ludziach, którzy nie byli niczemu winni. Był jednym z tych książąt, które nie bało się brudzić rąk obcą krwią. Plotki głosiły, że zabijanie sprawiało mu przyjemność, ale Soleil nie chciała w to wierzyć. Przecież taki człowiek nie mógłby rządzić ich pięknym krajem. Król Nevin w najgorszym przypadku uczyniłby władcą młodszego brata księcia Villane’a – Blaise’a.
– Wychodzić z wozu – usłyszeli głęboki głos jednego ze strażników.
Cała grupa wytoczyła się na światło dzienne. W Isielle niedawno musiało padać, ponieważ trawa była mokra. W ziemistej części utworzyły się spore kałuże wypełnione po brzegi błotem. Soleil nie obchodziła jednak pogoda. Z fascynacją przyglądała się teraz wysokiemu zamkowi, który lśnił w blasku zachodzącego słońca, jakby był legendarną, magiczną budowlą istniejącą tylko na stronicach baśni.
Kiedy reszta rzemieślników ruszyła w stronę bramy głównej, jeden ze strażników chwycił ją znienacka za łokieć i pociągnął do przodu. Dziewczyna nie spodziewała się tego, dlatego nim się spostrzegła, wylądowała kolanami w błocie. Strażnik parsknął śmiechem, nawet nie pomagając jej podnieść się z ziemi. Na ratunek szybko przyszła Grace, która posłała mężczyźnie karcące spojrzenie i pomogła wstać Soleil. Obie spojrzały na ubłoconą sukienkę. Ostatnim, co młoda kwiaciarka chciała, to pokazać się księciu w brudnym odzieniu.
Grace potrząsnęła głową, pogłaskała ją matczynie po głowie i chwyciła pod ramię, prowadząc pod samą bramę. Surowi strażnicy bez słowa wpuścili do zamku nowych rzemieślników. Jak się okazało, na korytarzu czekał już na nich ten sam wysłannik, który wyciągnął Soleil z rodzinnej wioski.
– Zostaniecie zaprowadzeni przez służące do waszych komnat. W szafie znajdziecie czyste ubrania. – Tu spojrzał z uniesioną brwią na Soleil, która posłała mu niewinny uśmiech. – Macie pięć minut na uszykowanie się. Służące zaprowadzą was następnie do sali spotkań, gdzie dostąpicie zaszczytu ujrzenia księcia Villane’a Cardarielle. Wytłumaczy wam osobiście, jaki jest cel waszego przybycia. – Znudzony wytrenowaną przemową wysłannik cicho westchnął. – Nie próbujcie robić niczego podejrzanego. Będą was otaczali gwardziści, którzy nie zawahają się was zabić, choćbyście wyjęli z kieszeni igłę do szycia. Najlepiej stójcie prosto, nieruchomo i z powagą. Szczególnie pani, panno Soleil. – Wysłannik uśmiechnął się krzywo w stronę dziewczyny, która już dawno przestała go słuchać, ponieważ rozglądała się na boki, zachwycając się pięknym wystrojem zamku. – Nie przyjechaliście tutaj, aby się bawić.
– Przepraszam – odpowiedziała cichutko kwiaciarka, od razu się rumieniąc.
Wysłannik machnął obojętnie dłonią, rozkazując tym samym służącym zbliżyć się do odpowiednich osób. Podróżujący ze sobą rzemieślnicy wymienili pożegnalne uśmiechy. Podekscytowana Soleil nawet nie zwróciła na nich uwagi, ponieważ już podążała w ślad za młodą, wyprostowaną i pełną gracji dziewczyną ubraną w czarny uniform pokojówki. Nie mogła się nadziwić, że tak prosta osoba miała w sobie tyle powabu! Bała się choćby do niej odezwać, dlatego kiedy ich spojrzenia przypadkiem się spotkały, posłała jej wyłącznie nieśmiały uśmiech. Twarz młodej służącej nawet nie drgnęła. Najwyraźniej nie mogła spoufalać się z gośćmi, którzy przybywali do zamku.
Nie minęła nawet minuta, a Soleil znalazła się w nowym pokoju. Ciemność, jaka w nim panowała, sprawiła, że jej ciało przeszyły dreszcze. Nie lubiła miejsc, gdzie nie docierało słońce. Czuła się w nich przygnębiona i jeszcze bardziej chora, niż zazwyczaj. Nie mogła jednak narzekać. W końcu była na zamku. Czekało ją jeszcze tyle ekscytujących wydarzeń! Poza tym niedługo wróci do domu. Nie mogła się doczekać, kiedy opowie o wszystkim Laili i Gawinowi!
Suknia, którą Soleil znalazła w szafie, była prosta i szara, jednak w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. W końcu była tylko kwiaciarką. Daleko prostej dziewczynie do artystokratki. Nie mogła, a wręcz nie miała prawa rzucać się w oczy.
Kiedy już się ubrała, przystanęła przy służącej, której jeszcze raz posłała miły uśmiech. I tym razem nie doczekała się odpowiedzi, przez co jej radość nieco przycichła. Zaczęło ją zastanawiać, dlaczego odkąd się tutaj zjawiła, troje pracowników tego zamku wykazywało się taką bezuczuciowością. Najpierw chłodny wysłannik, który uraczył ich wyłącznie suchymi rozkazami, potem strażnik, który pchnął ją w błoto, czerpiąc z tego przyjemność, a na końcu pokojówka, która nawet nie uraczyła jej żadnym słowem. Czy wszyscy w tym zamku tak się zachowywali?
Soleil została wprowadzona na salę, a potem pozostawiona samej sobie. Nie spodziewała się, że znajdzie się tu tak wielu rzemieślników z różnych miast i wiosek. Wzrokiem starała się odszukać znajome twarze. Na szczęście wysoki Devyn jej w tym pomógł – kiedy ją dostrzegł, pomachał dłonią w górze. Zadowolona dziewczyna dołączyła do swoich kompanów na samym przedzie szeregu, co jeszcze bardziej ją podekscytowało. Będzie mogła zobaczyć księcia z bliska! Może nawet na nią spojrzy?
– Czuję się trochę jak krowa w stadzie – powiedziała cicho Livia, na co Grace szturchnęła ją karcąco łokciem. Dziewczyna posłała jej niewinny uśmiech. – Kiedy to prawda. Upchnęli nas w tej małej sali i jeszcze każą czekać.
– Lepiej się ucisz, Liv, bo jak usłyszy cię jakiś gwardzista, zostaniesz ukarana za zniewagę na rodzinie królewskiej – szepnął Devyn. Zabrzmiał jednak przy tym nieco ironicznie. – Patrz, jak jeden z tych przystojnych panów się nam przygląda. – Chłopak puścił zdegustowanemu gwardziście oczko.
– To była dopiero zniewaga – prychnęła Livia, zakładając ręce na piersi. – Podrywasz gwardzistę. Zawiśniesz za to na stryczku, nicponiu. – Dziewczyna wbiła w jego bok palec wskazujący, na co ten ze śmiechem podskoczył. Chwilę później oboje zostali uspokojeni przez strażników.
Na przybycie księcia Villane’a musieli czekać dobre kilkadziesiąt minut. Soleil marzyła o tym, żeby znaleźć się w obojętnie jakim łóżku i po prostu zasnąć. Choroba skutecznie uniemożliwiała jej normalne funkcjonowanie. W pewnym momencie w pionie musieli przytrzymywać ją zarówno Devyn jak i Grace.
– Mówiłem, że z tym księciuniem jest coś nie tak? – spytał cicho chłopak. – Wezwał nas tutaj i każe na siebie czekać jak na Boga.
– Devyn, ucisz się, nie jesteśmy tutaj sami – syknęła kucharka. – Wytrzymasz jeszcze chwilkę, skarbie? – spytała zaraz troskliwym głosem Soleil. Dziewczyna kiwnęła niemrawo głową. Najwyraźniej klimat zamku nie wpływał na nią zbyt korzystnie.
Zanim Devyn ponownie się odezwał, drzwi do sali otworzyły się z rozmachem. Gwardziści poprowadzili księcia Villane’a Cardarielle wzdłuż ściany, aż znalazł się naprzeciw dużej grupy rzemieślników, od których oddzielał go wyłącznie stół. Z jakiegoś powodu, kiedy Soleil spojrzała w jego twarz, poczuła dreszcze. Od dziecka powtarzano jej, że posiada niezwykły dar rozczytywania aury poszczególnych ludzi. To dlatego wiedziała, komu może zaufać, a kogo lepiej omijać szerokim łukiem. Chłodne i ciemne oczy następcy tronu nie wzbudzały w niej zaufania. Choć starał się uśmiechać, wydawał się być pozbawiony uczuć. Gdyby Devyn powiedział jej w tym momencie, że plotki o następcy tronu są prawdziwe, uwierzyłaby mu bez względu na to, co mówili inni. Villane Cardarielle nie mógł być dobrym człowiekiem.
– Darujmy sobie ukłony – powiedział oschłym, rzeczowym głosem książę, wspierając się dłońmi o stół i pochylając do przodu. Niby patrzył na tłumy, a jednak to spojrzenie wydawało się być puste. – Wszyscy doskonale wiecie, kim jestem, nie będę się więc przedstawiać. Od razu przejdę do sedna sprawy. – Kiedy zrobił małą przerwę, jego wzrok padł na Soleil, która wstrzymała dech. Patrzył na nią zdecydowanie zbyt długo. Dlaczego? – Zostaliście tutaj przysłani jako najlepsi w swoim fachu rzemieślnicy. Można powiedzieć, że jesteście wybrańcami, co powinno was niezwykle radować. Zjawiliście się tutaj, aby czynić posługę samemu władcy. Zamieszkacie na tym zamku, gdzie nigdy wam niczego nie zabraknie, i będziecie na każde nasze zawołanie. Wspólnie stworzycie Królewski Sektor Usług.  
Wśród zgromadzonych zaczęły przebijać się mruknięcia wyrażające protest. Soleil przetwarzała w głowie to, co właśnie powiedział książę. Czy on zamierzał ich tutaj uwięzić? Przecież miała zaraz wrócić do Laverne. Nie mogła zostawić swojego rodzeństwa na pastwę losu!
– Cisza – powiedział niemal tubalnym głosem książę, od razu uciszając zgromadzonych. Na jego czole pojawiła się zmarszczka wyrażająca irytację. – To wasz obowiązek, który narzucił wam król. Od dzisiaj to miejsce stanie się waszym domem. Możliwość obcowania z rodziną królewską powinna dostarczyć wam nie lada uciechy. Wasze rodziny będą dumne. W odpowiednim czasie będziecie mogli się z nimi listownie skontaktować. Być może w przyszłości pozwolimy na to, aby przenieśli się w okolice Isielle. Oczywiście jeżeli będziecie się dobrze sprawować. – Przerwał i znów spojrzał na Soleil, która bała się odwrócić od niego wzrok. Czuła jak drżą jej usta. Była bliska płaczu. – Jutro dostaniecie przydział obowiązków. Przez najbliższe dni będziecie się uczyć, jak funkcjonować w zamku. Za tydzień odbędzie się bal, w którym weźmiecie udział. Zostaniecie na nim przedstawieni jako najlepsi rzemieślnicy w kraju. Wspólnie go przygotujecie. Jakieś pytania?
Na sali zapadła cisza. Najwyraźniej wszyscy słyszeli o plotkach, które wiązały się z następcą tronu. Nikt nie chciał dzisiejszego dnia zginąć.
– Znakomicie – rzucił ze sztuczną radością, za którą kryła się chora satysfakcja, przyszły król. Potem wyprostował się i dodał: – Możecie iść do swoich komnat. Jutro dostaniecie najpotrzebniejsze rzeczy.
Tłumy powoli zaczęły się wlec w stronę wyjścia. Devyn, Grace i Livia postanowili przystanąć z boku i poczekać, aż gorące masy powietrza podążające za ludźmi zostaną przysłonięte chłodem bijącym od kamiennych ścian. Soleil spojrzała na nich ze smutkiem. W końcu robili to dla niej.
– Wasza czwórka ma opuścić tę salę w trybie natychmiastowym – powiedział jeden z groźnie wyglądających gwardzistów, który zauważył, że stoją w miejscu. – Jesteście głusi?
– Trójka, gwoli ścisłości – odezwał się Villane, schodząc ze schodków. – Pragnę zamienić kilka słów z panną Soleil Rivaire. – Kwiaciarka na dźwięk swojego imienia niemal podskoczyła w górę. Jej serce zatłukło się niespokojnie o żebra.
Dlaczego książę chciał pomówić akurat z nią? Przecież nie była nikim szczególnym. Florystka to nie zawód godny uwagi.
Grace, Devyn i Livia spojrzeli z niepokojem na dziewczynę, jednak nie odezwali się choćby jednym słowem. Wszyscy bali się księcia, to dlatego w przeciągu kilku sekund opuścili salę.
Soleil oparła się plecami o chłodną ścianę. Całe szczęście Villane Cardarielle nie zbliżył się do niej na tyle blisko, aby poczuła się nieswojo. Wciąż stał na schodach i spoglądał na nią z góry z założonymi na piersi rękoma. Dziewczyna starała się stać w miarę prosto, choć nogi nieco jej drżały. Powodu do omdlenia dostarczała teraz nie tylko gorączka, która trawiła ciało, ale również strach. Czy zrobiła coś złego?
– Doszły mnie słuchy o twoim słabym zdrowiu – odezwał się Villane. W jego głosie nie pobrzmiewała ani odrobina troski. – Królewski uzdrowiciel jest na twoje zawołanie. Jutro w twojej komnacie zjawi się zaś kobieta, która będzie miała bezwzględny obowiązek zajęcia się tobą. Czy masz jeszcze jakieś życzenia? – Potomek Cardarielle’ów uniósł w górę brew. Soleil w tym momencie zatkało. Jak następca tronu mógł ją w ogóle spytać o to, czy ma jakieś życzenia?  
– Ja… – zaczęła niepewnie, nie spuszczając wzroku z Villane’a – jeżeli byłoby to możliwe… Czy mogłabym dostać pokój, w którym będzie nieco jaśniej? Czuję się lepiej, kiedy… kiedy jestem bliżej słońca – przyznała cichutko, wstydząc się własnych słów.
– Rozumiem. – Villane kiwnął głową. – Jutro zostaniesz przeniesiona do nowego pokoju. Czy to wszystko? Zależy mi na tym, aby każdy był zadowolony z pobytu tutaj. – Soleil wiedziała, że to słowa miały zabrzmieć szczerze, a jednak nie dostrzegała w nich niczego dobrego. Skąd te uprzedzenia do mężczyzny, który przed nią stał? Czy to naprawdę wina jego ciemnych oczu, w których krył się niezmierzony mrok? A może pierwszy raz jej intuicja ją zwiodła? Przecież ktoś taki nie mógł być zły. Zatroszczył się o nią z własnej nieprzymuszonej woli.
– Nie, panie – odpowiedziała.
– W takim razie możesz iść. Odprowadzi cię służąca.
Soleil oderwała się od ściany, złożyła księciu ukłon i ruszyła w stronę drzwi. W duchu modliła się, aby nikt nie dostrzegł, jak bardzo źle się czuje. Świat wirował jej przed oczami, jakby lada moment miał przewrócić się do góry nogami. To cud, że mogła jeszcze chodzić.
– Soleil Rivaire – usłyszała, kiedy chwytała już za klamkę. Spojrzała na księcia przez ramię, mając nadzieję, że nie uzna ten gest za zuchwały. – Mam nadzieję, że utrzymamy bliższy kontakt. – Usta Villane’a Cardarielle rozszerzyły się w podejrzanie usatysfakcjonowanym uśmiechu. Zaskoczona Soleil zdołała tylko pokiwać głową. Nie wiedziała, dlaczego miałaby utrzymywać bliższe kontakty z następcą tronu, ale jeżeli właśnie tego sobie życzył, nie mogła mu się sprzeciwić.  
Kiedy dziewczyna znalazła się już za drzwiami, poczuła jak do oczu nachodzą jej łzy. Dopiero teraz zdała sobie bowiem sprawę z tego, że prawdopodobnie przez najbliższe miesiące nie zobaczy swojej siostry ani brata, z którymi nie zdążyła się nawet należycie pożegnać. Jak Laila i Gawin poradzą sobie bez niej? Na pewno lepiej, niż ona bez nich.




1 komentarz:

  1. Kurczę, czytając "Szepty kwiatów" mam wrażenie jakbym czytał jakąś bardzo dobrą baśń! Klimat jest niesamowity, pełen niepokoju, z jakąś wielką tajemnicą w tle. Piękne opisy, łatwo można sobie całość wyobrazić. Trójka towarzyszy również niezwykle ciekawa, chociaż trochę mało "czasu" dałaś Livii, ale wiadomo, jeszcze na pewno gdzieś tam się pojawi :D No ogólnie rzecz ujmując, tekst świetny :D

    OdpowiedzUsuń