ARSENAŁ

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

[11] Co tu się... _ _ ~ Kamil

Jeśli mam być szczery, nie jestem jakoś zadowolony z tego teksu. Czegoś w nim brakuje, ale nie mam pojęcia czego. I to w sumie chyba tyle o tym dziwnym tworze :P



Miałem twardy orzech do zgryzienia. Musiałem napisać decyzję w sprawie pani C. Zawiłości prawne, wywiad środowiskowy napisany na kolanie oraz goniący termin sprawiały, że nie potrafiłem nic sensownego stworzyć. Bardzo lubię moją pracę, ale w takich chwilach jak ta, mam ochotę rzucić wszystko w cholerę.
Nagle usłyszałem dzwonek telefonu. Już mechanicznie podniosłem słuchawkę i wypowiedziałem stałą formułkę:
- Kamil Szczepanowki, sekcja de pe es, słucham?
- Mam pięćdziesiąt pudełek instant ciastek, które musimy zacząć produkować natychmiast. Gdzie jesteś?!
Irracjonalność tego stwierdzenia bardzo mnie rozbawiła, aż parsknąłem śmiechem. Chociaż byłem tak zmęczony i sfrustrowany pisaniem w sprawie pani C., że rozbawiłoby mnie wszystko. Kropelki śliny wylądowały na monitorze. Przytrzymałem więc telefon barkiem, wychyliłem się i wytarłem ekran dłonią.
- Myślę, że ma pan zły numer, ale tak czy inaczej może pan na mnie liczyć, bo to brzmi zabawnie.
- Chwila! Gdzie ja się dodzwoniłem? Stefan?
- Nie, rozmawia pan z Kamilem Szczepanowkim, a dodzwonił się pan do miejskiego ośrodka pomocy rodzinie w Poznaniu.
- Kuuuuurwa… Który jest rok?
- Słucham? - coraz mniej podobała mi się ta rozmowa.
- Który mamy rok!?
- Yyyy… No dwa tysiące dziewiętnasty.
- Ja pierdolę… Numer dobry, ale czas zły. Kurwa, kurwa, kurwa! Posłuchaj… Jak tam ci było na imię…Kamil? Pisałeś się na pomoc, tak?
Teraz zacząłem żałować, że to zaproponowałem, no ale skoro wcześniej się powiedziało A, to teraz trzeba powiedzieć B.
- No tak… Ale…
- Dobrze - przerwał mi głos w słuchawce - bo będę potrzebował twojej pomocy. Rozumiem, że teraz nie możesz się wyrwać z pracy. Będę czekał na ciebie pod budynkiem.
- Ale… Halo? - mężczyzna się rozłączył nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć.
Przez następne dwie godziny próbowałem coś jeszcze zrobić, ale byłem zbyt zdenerwowany telefonem, aby cokolwiek więcej zdziałać. Co chwila wyglądałem przez okno, żeby zobaczyć kogoś podejrzanego, jednakże nikt nie rzucił mi się w oczy.
O piętnastej trzydzieści skończyłem pracę, zebrałem swoje rzeczy i wyszedłem. Ku mojemu przerażeniu, przed wejściem do budynku, niedaleko klombu z kwiatami, stał mężczyzna z potarganymi włosami. Ubrany w wojskowe spodnie i buty oraz skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami, przewiązaną łańcuchem, bardzo wyróżniał się z tłumu pracowników biurowca. Mężczyzna zatrzymywał każdego przechodnia i wypytywał o mnie. W końcu ktoś mu mnie pokazała.
Westchnąłem, nie miałem już możliwości uniknięcia konfrontacji, wyszedłem więc mu naprzeciw.
- Dzień dobry, to pan dzwonił w sprawie tych ciastek?
Mężczyzna miał bardzo bladą skórę i był niezwykle chudy, jakby niedojadał od kilku miesięcy.
- Tak, to ja. Jestem Tymon - podał mi dłoń. Odruchowo ją uścisnąłem. - Wszystko wytłumaczę. Zabrzmi to głupio, ale przybyłem z przyszłości.
Oho, czyli mam do czynienia z wariatem… No pięknie. - pomyślałem, powiedziałem tylko:
- Jaaaaasne.
- Wiem, że mi nie wierzysz, sam bym sobie nie uwierzył. Więc, po prostu pomóż mi upiec ciastka i dam ci spokój.
- Ech… No dobra. Gdzie mamy piec te ciastka?
- Zaparkowałem moją maszynę czasu na parkingu obok wydziału komunikacji. Tam możemy sobie na spokojnie to ogarnąć.
- To chodźmy, im szybciej to zrobimy, tym… -chciałem powiedzieć, tym szybciej się ciebie pozbędę, jednak ugryzłem się w język i powiedziałem - tym lepiej.
Wydział komunikacji znajdował się dosłownie obok mojego biurowca. Ja pracuję na Gronowej 22 a wydział jest na Gronowej 22a, więc musieliśmy tylko okrążyć budynek.
Spodziewałem się… W sumie to nie wiem czego się spodziewałem po maszynie czasu. Ale na pewno nie czegoś takiego. Piekarnik z podłączoną butlą gazową, na nim stojący blender. Z prawej i lewej strony składane blaty, za piekarnikiem zaś wystające obrotowe krzesło do którego podłokietnika przyczepiony był laptop. Całość stała na przyczepce dołączonej do roweru. Byłem zawiedziony.
- Co? Spodziewałeś się samochodu albo budki telefonicznej?
- No, może troszkę.
- Hahaha! Macie naprawdę śmieszne podejście do podróży w czasie. Dobra, bierzmy się za ciastka. Chcę się z nimi wyrobić, zanim wybije północ.
- A co się stanie o północy?
- Będę bardzo zmęczony i śpiący, a nie mam w tym czasie gdzie spać.
- Yyyy… No tak, to w sumie logiczne.
Tymon rozłożył swoją maszynę czasu. Postawił blaty w pozycji poziomej, z przyczepy wyją również pudełka ciastek. Następnie sięgnął butelkę i wlał z niej turkusowy płyn do blendera, który w jednej chwili zniknął. Zdziwiony podszedłem do urządzenia. Gdy przyjrzałem się mu, okazało się że to nie jest zwykły blender. W szklanych kielichu nie było ostrzy, zamiast nich była dziura świecąca się na niebiesko i biało.
- To sprężarka Haspenberga - Tymon wskazał na blender - wlewa się tam płyn kwantowy, wynajdziecie go za dwa lata. Dzięki temu można podróżować w przestrzeni. Tak, umiemy się teleportować - odpowiedział na moją zszokowaną minę. - Ale dopiero ciastka instant dorzucone do sprężarki Haspenberga pozwalają na podróże w czasie. Nie pytaj dlaczego, nie wiem, nie jestem fizykiem kwantowym, jest nim Stefan.
- No dobra, ale po co to wszystko?
- Zabierzmy się za produkcję ciastek, a wszystko co wytłumaczę.
Wzruszyłem ramionami i podwinąłem rękawy koszuli. Tymon sięgnął zestaw przyborów kuchennych, jeszcze nowych, z przylepionymi kodami kreskowymi. Mieszając składniki w miskach, mężczyzna zaczął swoją opowieść.
- Przybyłem do was z roku dwa tysiące siedemdziesiątego dziewiątego. Nasz świata nie jest taki jak wasz. My już nie potrafimy się bawić, cieszyć życiem, nasz każdy dzień to walka o przeżycie. A zaczęło się od spotkania kurczakosmity.
- Czego?
- Kurczakosmita. To pięciometrowy obcy przypominający trochę kurę, nie wiem kto nadał mu tak beznadziejną nazwę, ale się przyjęła. Otóż, w dwa tysiące trzydziestym szóstym założyliśmy pierwszą kolonię na Marsie. W ramach prac terraformacyjnych, wydrążyliśmy dziury i tunele. I tak jakoś niefortunnie kopaliśmy, że dokopaliśmy się do zahibernowanych kosmitów. Jakiś debil ich obudził, a potem już poszło z górki. Zadziobały, skurwy, wszystkich kolonistów. A potem ruszyły na Ziemię.
- Co? Jak to na Ziemię? - Pierwsza porcja ciastek weszła do piekarnika. Zabraliśmy się za kolejną porcję.
- No normalnie. Przeleciały z Marsa na Ziemię. Na te cholerne skurwy nawet próżnia nie działa. Gdy wylądowały, ludzie nie wiedzieli co robić. Jakieś tam wojsko próbowało je atakować, ale skoro kosmos nie robi na nich wrażenia, to co mogła zrobić im nasza broń? Ktoś tam nawet podobno odpalił atomówki, z takim samym skutkiem jak konwencjonalna broń. No ale to w sumie mało teraz istotne. Gdy kurczakosmici wylądowali, myśleliśmy że zaatakują najpierw nasze arsenały albo jakieś ważne ośrodki czy coś. Ale gdzie tam, zaatakowali fabryki żywności, szczególnie sobie upodobały produkcję ciastek instant. Było to na tyle dziwne, że nasi jajogłowi się tym zainteresowali.
Pierwsza porcja ciastek była upieczona, Tymon wrzucił je od razu do blendera. Nim zdążyły opaść na dno, ich już nie było, zniknęły w rozbłysku światła. Mężczyzna podszedł do laptopa, sprawdził coś w nim i wrócił do robienia ciastek. Włożyliśmy drugą porcję do piekarnika, a Tymon kontynuował swoją opowieść.
- Gdy kurczakosmici pustoszyli naszą piękną Ziemię, naukowcy na całym świecie badali ciastka instant. Stefan, ten fizyk kwantowy, był już tak tym wkurwiony, że rzucił świeżo upieczonymi ciastkami o ścianę. Całkiem przypadkiem złożyło się tak, że pod ścianą stała sprężarka Haspenberga. Parę wpadło do niej i zniknęło, a na komputerze obsługującym sprzęt wyskoczyły niespodziewane dane. Stefana tak jakoś natchnęło i wrzucił kolejną porcję ciastek, zalał całość płynem kwantowym i uruchomił sprężarkę. O, ciastka chyba już są gotowe, dawaj je tutaj - kolejna partia trafiła do blendera i znów zniknęła w rozbłysku światła. Zajęliśmy się trzecią porcją, a Tymon kontynuował swoją opowieść. - Czekaj, na czym to ja… A, tak. Stefan uruchomił proces sprężania i przeniósł się jeden dzień wstecz. Był tym niezwykle zszokowany. Nie wiedział, czy to mu się przewidziało, czy faktycznie się to wydarzyło. Dopiero jak powtarzały się wszystkie wydarzenia z dnia poprzedniego, uwierzył. Zaczął rozpracowywać metodę ciasteczkowej podróży w czasie. Okazało się, że im więcej ciastek się wrzuci do sprężarki, tym bardziej można się przenieść. Wtedy wpadliśmy na genialny pomysł. A gdyby tak cofnąć się kilkadziesiąt lat i przekazać jakiemuś naukowcowi próbki kurczakosmity, żeby opracowali jakąś skuteczną broń na nich? I tak zaczął się proces zbierania ciastek. Skaczę wstecz i zabieram parę paczek ciastek. Dlatego też wpadłem do waszych czasów, chociaż chyba trochę za daleko skoczyłem, bo Stefan nie siedzi na Gronowej, no ale nieważne. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to wszystko jak słaby scenariusz filmowy kina klasy z, ale to prawda. Zobaczysz jak uruchomię maszynę.
- No dobra… Ale wytłumacz mi jedno. Dlaczego nie przeniesiecie się do jakiegoś czasu i nie zbierzecie wszystkich ciastek jakie tylko są?
- Próbowaliśmy tego. Następują straszne paradoksu czasowe, zmiany biegów historii i w ogóle wszystko się rozpieprza! Bezpieczniej jest robić małe skoki i zbierać mniejsze ilości pudełek.
- Hmmm… No, w sumie, na swój pokrętny sposób, jest to logiczne - zgodziłem się z Tymonem.
Niedługo wszystkie porcję ciastek były gotowe i załadowane do sprężarki. Tymon usiadł wygodnie w fotelu, wstukał jakieś dane na klawiaturze laptopa i już miał wcisnąć przycisk enter, gdy odwrócił się do mnie i rzucił:
- Dzięki za pomoc! Trzymaj kciuki aby mi się udało.
- Będę!
Tymon uruchomił wehikuł czasu. Machina rozbłysnęła niezwykle jasnym blaskiem, oślepiając mnie. Usłyszałem tylko dźwięk podobny do przebicia bańki. Gdy mroczki sprzed oczu zniknęły mogłem dojrzeć, że wehikuł zniknął. Rozejrzałem się, nigdzie w pobliżu go nie było. Drapiąc się po głowie, poszedłem na autobus, zastanawiając się, co tu się przed chwilą odjebało.

3 komentarze:

  1. Świetny tekst. Podoba mi sie, ze postanowiłeś opisać swój dzień w pracy i do całego obrazu jeszce dodać temat. W ogóle fajnie ze napisałeś bo dawno twoich tekstów nie czytalam.
    Wszytko wyglada standardowo. Praca, biurko i nagle ten telefon odwrócenie o 180 stopni. Super pomysł na urozmaicenie sobie dnia😀
    Tez by mi sie przydal teraz taki telefon ciastkowe emergency bo siedzieć juz nie moge w pracy... Ale czytam dalej.ale cos to niewłaściwy czas...hmm bylo irracjonalnie potem zabawnie i na koniec zagadka. Kim on w ogóle jest.
    Haaaaa odjechama maszyna czasu😋 sam ten tekst urozmaica mi dzień😂 dziękuję😂

    Wiedzialam ze cistka instant mają moc!kurczakosmita to chokobo z final fantasy 😍 ja juz mu wierzę we wszytko😋 choć te twoje kurczaki bardziej niebespieczne od moich.
    A tak sie zastanawiałam nad paradoksem czasoprzestrzennym i faktycznie lepiej nie ryzykowac.
    Test zabawny i mimo paru literówek mial sens.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej. Ty tu mówisz, że tekst ci się nie podoba, a mnie już się spodobało samo to, że uczyniłeś z siebie bohatera głównego i zapewne nawiązałeś do własnej pracy. I ten koleś, co się zastanawiał, który rok XDDD. Rozwalił mnie. Przez ostatnią premierę Avengersów widzę tutaj Ant-mana, który wrócił z długich... wczasów XD (teraz wszędzie będę widzieć postacie z Marvela). Jaka w ogóle maszyna do przenoszenia się w czasie WTF.
    KURCZAKOSMITA XDDDDDDDDDDD?!?!?!? Ja miałam tak samo jak ty w opowiadaniu. CO TU SIĘ ODJEBAŁo?! Tekst rozwalający. Serio. Szczególnie sposób przenoszenia się w czasie. Genialnie to wymyśliłeś. Wygrałeś życie :D. Ja chcę więcej tekstów z tej serii. NAPRAWDĘ. Fajnie byłoby, jakby taki kuraczkosmita przeniósł się z przeszłości do twoich czasów. UUUU. Ale byłaby rozwałka (znowu mam pomysły a'la Avengersi... XD O NIE). Naprawdę propsuję tekst!

    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Nie mogłam się powstrzymać i wyguglałam sobie, że prawdziwie przy ul. Gronowej 22 w Poznaniu jest DPS. Kurczę, przeczytać o Twojej prawdziwej pracy to ciekawe doświadczenie :) Masz odpowiedzialną fuchę, podziwiam.
    Ten tekst to jakaś epicka bajka. Ja też chcę poznać Tymona! Cała historia ma swoje pokrętne ręce i nogi, jest klarowna, plastyczna i aż chce się więcej! Opowiedziana przez przybysza historia brzmi i ciekawie, i tak jakoś możliwie. A pieczenie ciasteczek nadaje całości ciepłego wyrazu. Zakochałam się w tym opku. Dziękuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń