ARSENAŁ

niedziela, 31 marca 2019

[8] Give me the blame ~ Miachar


            Okay, mam imię dla pani tłumacz (bo takiego jeszcze nie używałam, a ma w sobie to, co kocham najbadziej xD), ale co z panem pisarzem i tytułem cyklu? Oto zaczynam rozmyślanie.
            Poprzednio w tygodniach 3, 4, 5.

             Przeciskając się przez tłum, jak można mieć oko na kogoś, kto aż się prosił o to, by go zgubić? Trzeba by chyba mieć obrotową głowę i pole widzenia trzysta sześćdziesiąt stopni, może wtedy moja edytor zawsze byłaby w wiadomym dla mnie miejscu. Niestety, nie posiadałem tych przymiotów, mogłem jedynie stać pośrodku terminala obładowany nie tylko swoimi bagażami i złorzeczyć w duchu na to, jak fatalnie zaczyna się ten wyjazd. Albo raczej wjazd do malowniczej Hiszpanii.
            Na usta pchały mi się przekleństwa, ale wolałem się nimi dławić niż pozwolić, by kobieta pzy moim boku je usłyszała. Zazwyczaj to ja dzwoniłem do niej z upomnieniem, kiedy używała wulgaryzmów
nadal fascynowało mnie to, jaką zdolność wytwozyła więź między nami nie mogłem dopuścić do sytuacji, kiedy to ona ułyszałaby niecenzuralne słowa ode mnie. Chciałem, by widziała we mnie mężczyznę spokojnegoi romantycznego, nie zaś histeryka. Choć wszelkie okoliczności chyba chciały wymusić na mnie, bym pokazał się dziś jako antybohater.
           
Gdzie ona może być? wymamrotałem do siebie, gdy tłumacz nadal rozglądała się na boki. Przecież się nie rozpłynęła.
           
Ale mogła zostać porwana gdzieś przez tłum zauważyła Rosabeth, a ja jęknąłem w duchu. Naprawdę chciałem, by nic ode mnie nie usłyszała. Myślę, że powinniśmy sprawdzić wyjście z sali i rozejrzeć się po halach, może gdzieś ją dostrzeżemy w tym jej ekstrawaganckim nakryciu głowy.
             Nie wiem, czy przyjaciółka chciała mnie rozśmieszyć tymi słowami, na pewno trochę uspokoiła. Mimo zapewnień skierowanych pani edytor, że naprawdę nie jest wymagane, by miała od samego początku wyjazdu coś, co ją wyróżni, kobieta zabrała zesobą kapelusz, który nijak się nie miał do meksykańskiego sombrero, i paradowała w nim po całym lotnisku, niejednokrotnie budząc zdziwienie i zainteresowanie ochrony. Nie powinniśmy więc mieć zbyt dużego problemu, by ją znaleźć, ale i tak byłem na nią zły za sprawianie problemów.
             
Powinniśmy się rozdzielić? zapytała przyjaciółka, poprawiajac plecak na ramionach. Musiałem przyznać, że prezentowała się bardzo dobrze, choć spędziliśmy kilka ładnych godzin w samolocie. Bez makijażu, włosy związała w kucyk, miała na sobie sportową marynarkę, t-shirt, bawełniane spodnie na gumce i adidasy. Nie mogłem nic poradzić na to, że nie mogłem oderwać od niej wzroku, co musiała zauważyć. Chyba że wolisz nadal się na mnie patrzeć jak sroka w gnat, wtedy to ja ją poszukam, a ty idź za mną. Pasuje ci takie rozwiązanie?
            Przełknąłem ślinę. Oczywiście, że nie chciałem się z nią rozdzielać czy rozstawać w jakikolwiek sposób
nie po to ją tu ciągnąłem, by hiszpańska ziemia stanowiła dla nas przeszkodę od samego początku tej wyprawy. Chciałem zabierać ją tutaj na spacery i kolacje, by w jej towarzystwie cieszyć się z jedzenia. Chciałem patrzeć na nią i słuchać jej, by w końcu zacząć pisać na poważnie książkę o niej i całkowicie dla niej, by nikt nie miał już wątpliwości, że jako pisarz mogę mieć wiele muz, lecz jako mężczyzna tylko jedną. I że właściwie to już ją znalazłem. Tylko nie wiem, czy ona chce mnie mieć tak samo, jak ja ją.
            Ale takie były moje plany. Dlaczego coś
w tym przypadku uciążliwy ktoś   musiało mi je niszczyć?!
            Nie chciałem się także przez to kłócić. Wolałem działać od razu, by później mieć w miarę święty spokój.
           
Prowadź więc zarządziłem, poprawiając dwie torby na jednym ramieniu. Tylko nie za szybko. Pamiętaj: robię tutaj za osiołka-tragarza.
            Przyjaciółka uśmiechnęła się tylko i wskazała palcem przed siebie.
           
Vamos!
           
Za nakrycie głowy mogłem być swojej edyto wdzięczny, bo ułatwił nam po kilku kolejnych minutach poszukiwań ustalenie jej lokalizacji, ale to by było na tyle. Byłem wściekły i nawet to, że tłumacz położyła mi dłoń na ramieniu, nie mogło nic pomóc na moją złość. Do tego moja edytor wkurzyła jakiegoś Hiszpana, który posturą przypominał szafę i wykrzykiwał coś w swoim ojczystym języku.
           
Tú eres idiota! To zrozumiałem od razu i sam odnajdywałem się w tym stwierdzeniu. Por qué no piensas? Esta mujer! wykrzykiwał, machając przy tym rękami.
           
Lo siento odezwała się Rosabeth, czyniąc krok naprzód i skupiając uwagę na sobie. Dame la culpa. Mi amiga no conozca España, ella es muy emocionada. Perdoname. Skłoniła się przed nim, by okazać szacunek. Perdone.
            Mężczyzna obciął ją wzrokiem z góry na dół i prychnął, po czym odszedł, mrucząc coś pod nosem. Nie odrywałem wzroku od przyjaciółki. Nie do końca wiedziałem, co powiedziała nieznajomemu, ale podskórnie czułem, że prawie się przed nim korzyła jak ktoś gorszego sortu. A nie była przecież kimś takim. Była najbardziej wartościową osobą, jaką znałem, nie mogłem pozwolić, by myślała o sobie inaczej.
            Ale wpierw musiałem zrobić coś z tą kobietą, która już zdążyła napsuć mi krwi.
           
Gdzie się podziewałaś? zapytałem z pozoru spokojnie, gdy w środku aż się gotowałem. Dlaczego nie wzięłaś swoich bagaży? Miała ich tyle, co ja i Rosabeth razem wzięci. Dlaczego stwarzasz problemy?
           
Jakie problemy? oburzyła się edytor, a sombrero na jej głowie przechyliło się na prawą stronę. To inni stwarzają problemy, nie ja! Twoi hiszpańscy wydawcy mieli na nas czekać i się nami zaopiekować, a nigdzie ich nie ma, choć właśnie ich szukałam!
            Tak, jasne. Taka profesjonalistka rozglądała się za gospodarzami po całym terminalu, bo tych nigdzie nie ma z czerwonym dywanem dla niej. Nawet nie miałem siły, by jakoś złośliwie jej odpowiedzieć.
            Za to moja przyjaciółka nie straciła zimnej krwi, pozostała czujna, nic jej nie uciekło.
           
Ellos son allí powiedziała, wskazując kiwnięciem głowy przed nami. Tam są.
            Miała rację. Wydawcy, których do tej pory widziałem na ekranie laptopa podczas rozmów przez Skype'a, stali w szeregu, trzymali kartkę z moim nazwiskiem i mały plakat głoszący: Bienvenido nuestra estrella!.
           
Witaj, nasza gwiazdo przetłumaczyła Rosabeth i uśmiechnęła się delikatnie. Chyba cię tutaj lubią.
            Moja edytor również dojrzała swoich kolegów po fachu, nadal nie dbając o swoje bagaże, ruszyła w ich stronę. Tłumacz już chciała iść w jej ślady, gdy zatzymałem ją chwyceniem za nadgarstek tuż powyżej zegarka i bransoletki ze stokrotką.
           
Zaczekaj. Spojrzała na mnie uważnie, a ja dałem się pochłonąć przez jej oczy. Co mu powiedziałaś? Temu mężczyźnie. Poza tym, że edytor jest idiotką, to akurat zrozumiałem. O co chodziło?
            Rosabeth uwolniła rękę z lekkiego uścisku.
           
Powiedziałam, że mi przykro i że ma dosłownie dać winę mnie. To z mojego niedopilnowania doszło do tej sytuacji. Kiedy ty zająłeś się torbami i walizkami, ja powinnam mieć ją na oku. Przepraszam.
            Żachnąłem się. Dawno nie słyszałem z ust przyjaciółki takich bzdur. Nawet kiedy była pijana, mówiła z większym sensem niż teraz.
           
Nie ty powinnaś przepraszać ani brać na siebie winę, bo nie ty masz zbyt duże mniemanie o sobie, tylko ona zauważyłem, zerkając na edytor, która już staała się zrobić dobre wrażenie na wydawcach, którzy pewnie ni w ząb jej nie rozumieli. Gdyby nie była także moją agentką, to bym ją wyrzucił już podczas lotu. Ponownie poprawiłem torby na ramieniu, spróbowałe zażartować sobie z naszej sytuacji. W niezłe bagno nas wpakowałem, co nie?
            Rosabeth wzruszyła amionami, ale uśmiechnęła się. Jej uśmiech zawsze kojarzyłmi się z nadzieją.
           
Może i bagno, ale pływamy w nim razem, więc nie ma źle. Także spojrzała na edytor, która do swojej oracji dodała takżegetykulację, machając za blisko rękami, gotowa kogoś uderzyć przez przypadek. Chodźmy, zanim wpakuje nas w poważne tarapaty.
            Ruszyła ku naszym gospodarzom, a ja patrzyłem za nią i tworzyłem w głowie projekcję psychologiczną. Nim upłynie nasz hiszpański miesiąc, będę miał gotowy cały konspekt i dwa pierwsze rozdziały nowej powieści, a Rosabeth... Zapamięta tej wyjazd jako początek naszej wspólnej drogi. Już się ja o to postaram.

5 komentarzy:

  1. Rosabeth jak ładnie. Imie bardzo charakterystyczne dla bohaterki. Na pewno sie przyjmie.
    Patrzeć jak sroka w gnat - muszę to zapamiętać. Niby edytorka pokaznych rozmiarów kapelusz miała a nie do końca latwo bylo ja znaleźć w tłumie, choć powinna sie wyróżniać.
    "jako pisarz mogę mieć wiele muz, lecz jako mężczyzna – tylko jedną" podoba mi sie jego podejście😀 romantyk z niego. Widzę ze pisarz ma wielkie plany w stosunku to Rosabeth 😀 miejmy nadzieje ze ona da mu się pokazac z jak najlepszej strony.

    Pisarze nie mają lekko. Napisac książkę to raz a promowac ja i uzerac sie z takimi jak agentka/edytorka to drugie, ale dzielny jest.
    Czekam na kolejan część i próby poderwania tłumaczki👍

    OdpowiedzUsuń
  2. No, oczywiście XD. Musiało być jakieś imię związane z "Rose"! I musiała być też podróż do Hiszpanii, ha! (Cleooooo, JTP XDD. Tak tylko ukradkiem przypominam huehue).
    "Jako pisarz mogę mieć wiele muz, lecz jako mężczyzna – tylko jedną" - tu się zgodzę z Kają, naprawdę epicki tekst!
    Niby jakieś super akcji nie ma, ale tekst czyta się przyjemnie. To, co u ciebie lubię, to ta prosta i lekka obyczajowość. Po prostu od razu kojarzę ciebie z romanso-obyczajówkami XD! Mam nadzieję, że głównemu bohaterowi uda się zdobyć serce Rosabeth. Życzę mu powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw chciałam powiedzieć, ze Rosabeth kojarzy mi się z Curkiem, ale nie, to 'eth' bardzo wyróżnia to imię, wgl lubię to zestawienie liter (miło móc powiedzieć komuś, że się lubi cos takiego jak zestawienie liter i wiedziec, ze zostanie sie zrozumianym xd). Lubię tę historię, jak zobaczyłam, że trzeba znaleźć tytuł, od razu ruszyłam wyobraźnią, chociaż największe rezultaty dawały chyba takie burze mózgów na fejsie. Co mi przyszło do głowy to Zapisani xd No. A jeśli chodzi o imię dla pisarza... powiem Ci tu trudno, bo imię Rosabeth jest bardzo wyjątkowe i nie wiem w jaką stronę, też jezykową, można by uderzyć w związku z tym. Nie wiem czy mogłoby to być coś zwyczajnego jak Brad (akurat by mi osobiscie do niego pasowało) czy Maksym, hmm... coś na R u niego tez mi sie kojarzy.
    Co do samej historii, to lekka scenka, troche zamieszania typowego w takich sytuacjach, czekam jak to sie rowinie ;)
    Edytor nie odmienia sie na edytorka, czy celowo nie uzywasz zenskiego odpowiednika? Bo mi np. czasami zenskie nie pasuja xd ale do edytorki nic bym nie miala. Troszke niektore zdania mogłyby być składniejsze. Dać mi winę - rozumiem, że tu przetłumaczyłaś dosłwonie, jak zdarza się translejtom.
    No i muszę przyznac, ze z pani edytor robi sie irytujacy motyw xd Och, jestem ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie.
    A, no i bardzo fajnie że pojawiaja sie wstawiki po hiszpansku. Fajnie tez, ze bohater potem wraca do tego, bysmy jako czytelnicy dowiedzieli sie, o czym byla mowa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Dzięki za opinię!
      Sama nie wiem, jakie pisarz powinien mieć imię, po prostu pustka w głowie xD Więc będę Was męczyć o pomysły na fejsie dalej, aż czegoś nie wykombinujemy ;) Nazwa dla cyklu fajna, aczkolwiek nie do końca oddaje mi klimat historii. Nad tym też myślmy dalej.
      Celowo używam męskiej formy i przy pani tłumacz, i przy edytor, bo tak mi to w tej serii leży.
      Następnym razem muszę się przyłożyć do tych hiszpańskich wstawek, bo w tekście powyżej wiem, że mam literówkę.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Zaczyna się jak stos kłopotów, co bardzo przyciąga xd Podziwiam cierpliwość, choć czy w zatłoczonym terminalu nie możbnaby mimochodem wypuścić paru kurew pod nosem? Tak dla uspokojenia xD
    Podoba mi się podejście Rosabeth, szybkie i rzeczowe przejęcie inicjatywy, bo jak widać, kolega chyba nie za bardzo wie, jak działaś, tylko niepotrzebnie się denerwuje, ale to pokazuje bardzo fajną scenę :)
    Nie znam (jeszcze może xD) hiszpańskiego, ale mam wrażenie że ten Hiszpan obraża bohaterów. xD Fajnie pokazane to jest z perspektywy bohatera, który nie ogarnia co się dzieje i razem z nim czytelnik może raz, poczuć się tak samo, a dwa jest to dobre pokazanie wprowadzenie do sytuacji, fajnie! :)
    Chociaż... starałam się zrozumieć, czy koleżanka tłumaczy, że kolega nie zna hiszpańskiego i przepraszają? XD
    O i podoba mi się reakcja, to, że ona wcale nie była gorszego sortu. Coś się tu kroi xD
    Nie wiem czemu, ale sombrero wygrało ten tydzień. :) :D Podziwiam za odwagę. :D
    Kurde końcówka bardzo fajna. Że wyjaśniło się co tak naprawdę zaszło na lotnisku, a wyzywanie edytorki też jest takie... naturalne :) Coś czuję, że szykuje się romans, bo pomimo tego, że Rosabeth się jeszcze broni to to, że wzięła winę na siebie wydaje mi się świadczy o jej uczuciach.
    No i czekam na jakąś dobrą nazwę, na pewno przyjdzie coś fajnego :D

    OdpowiedzUsuń