ARSENAŁ

poniedziałek, 11 marca 2019

[5] Moiri i Cir: Wypad za miasto ~ EchooX

Tekst na początku miał być o wiele dłuższy, bardziej rozbudowany i zawierać w sobie nie tylko słowa klucze, ale i temat. No i cóż… Życie jak zwykle zweryfikowało moje plany. Historia jest kontynuacją poprzednich opowiadań „Szóstego zmartwychwstania” i „Błędu”, jednak wydaje mi się, że ich znajomość nie jest szczególnie potrzebna. Jeśli klucze i tematy podpasują, to chciałabym w niedługim czasie napisać bezpośredni ciąg dalszy :)
Pozdrawiam cieplutko,
EchooX


Moiri siedziała w fotelu pasażera i bawiła się swoimi talizmanami. Obracała obrączkę na palcu, kątem oka obserwując nagie drzewa migające za oknem. Od czasu do czasu mijali jakieś zabudowania, jednak wszystkie wyglądały na opuszczone.
– Smętne miejsce – mruknęła w końcu pod nosem. – Chyba bym dostała depresji, jakbym miała tu mieszkać.
Cir, który prowadził auto, wzruszył ramionami.
– Tu się wychował. Wrócił na stare śmieci.
Dziewczyna w końcu podniosła wzrok, akurat, żeby obejrzeć jakąś opustoszałą fabrykę ginącą w mrokach przy drodze. Zza ogrodzenia z drutem kolczastym puste okna straszyły ciemnością.
– Uroczo – podsumowała, marszcząc nos.
Fabryka zniknęła, zastąpiona przez drzewa. Moiri wróciła do obracania talizmanu.
– Sprawdziłaś, gdzie tu jest jakiś motel? – Cir popukał w nawigację.
Na ekranie wyświetlił się czerwony napis „brak sygnału”.
Nawet z magicznym wspomaganiem urządzenie dawno straciło zasięg i jechali na ślepo, posiłkując się jedynie mapą, którą wygrzebał dla nich sprzedawca na ostatniej stacji benzynowej.
Moiri odchrząknęła.
– Ty miałeś to zrobić.
Cir odwrócił na moment wzrok od drogi, żeby pokazać partnerce swoje wysoko uniesione brwi.
– Doprawdy? Ustaliliśmy to? Wspólnie?
– Na pewno nie ustaliliśmy, że ja mam to zrobić… – fuknęła.
Mężczyzna westchnął cierpiętniczo.
– Mogłabyś się w końcu do czegoś przydać.
– Jestem przydatna! – obruszyła się dziewczyna. – Pilotuję cię, prawda?
Cir dla odmiany uniósł tylko jedną brew i wskazał podbródkiem na prostą jak drut drogę przed nimi. Od trzydziestu minut nie wykonali ani jednego zakrętu.
– Pomogłam ci na skrzyżowaniu – wypomniała.
– Które było jedynym na naszej drodze ze stacji benzynowej…
Moiri skapitulowała.
– Niech ci będzie. Zobacz, jaka jestem wspaniałomyślna.
Wyciągnęła telefon, a blask ekranu podświetlił jej twarz. Skrzywiła się, bo zabolały ją oczy przyzwyczajone do półmroku panującego w samochodzie.
– Ha! Brak zasięgu. I co teraz?
Cir przewrócił oczami.
– Może jakieś zaklęcie?
Moiri spojrzała na niego jak na idiotę. Którym zresztą był.
– Niby jakie? Hokus pokus motel locus? – prychnęła.
– Nie brzmi nawet tak źle.
– Tylko, cholera, nie istnieje.
Oboje westchnęli.
– Nie możemy po prostu zapytać o drogę, jak już dojedziemy do miasteczka? Co wy, faceci macie z pytaniem o drogę? Prędzej będziecie spać pod mostem, niż zapytacie… – Machnęła ręką z taką pasją, że niechcący uruchomiła dwa talizmany.
Odchrząknęła, gasząc magiczny blask i zmieniła pozycję, bo od siedzenia bolał ją już tyłek. Podciągnęła kolana pod brodę.
Przez kolejne dziesięć minut jechali w ciszy, którą Cir błogosławił. Moiri była jego partnerką i  przyjaciółką, ale potrafiła nieźle człowiekowi dopiec, zwłaszcza znudzona. A w truciu dupy podczas jazdy na fotelu pasażera osiągnęła mistrzostwo.
Dziewczyna znowu zmieniła nieco pozycję na siedzeniu i przez przypadek uderzyła łokciem w lufę broni wystającej z torby stojącej na tylnym siedzeniu. Przeklęła głośno, po czym odwróciła się i z narażeniem życia zaczęła przesuwać bagaż tak, żeby ukryć niebezpieczny element.
– Czy naprawdę, grzebiąc za butelką wody na tej stacji benzynowej, musiałeś totalnie rozwalić nasz bagaż? Tak się zastanawiałam, co mnie gniotło w plecy, a to strzelba…
– Przesadzasz. Tylko trochę zmieniłem konfigurację.
Moiri parsknęła, wyginając się jednocześnie, żeby ukryć lufę pod poduszką.
– Na pewno totalnie nie zwrócilibyśmy na siebie uwagi, zajeżdżając do miasteczka z takim sprzętem – stwierdziła z wyrzutem.
– Najwyżej powiedzielibyśmy, że jesteśmy zapalonymi myśliwymi.
– Z karabinem maszynowym?
Cir nie skomentował, za to poprosił w duchu, żeby ta przejażdżka dobiegła już końca.
Wreszcie po obu stronach drogi zaczęły nieśmiało wyrastać budyneczki i zanim się obejrzeli, wjechali do miasteczka. Niestety, żadne z mijanych miejsc nie było motelem. Nie widzieli też ani jedne żywej – bądź nieżywej – duszy. Ani jednego człowieka, humanoida czy chociażby upiora. Nic.
– Jakbym się tu urodziła, to chyba też bym poszła w morderstwa – zawyrokowała Moiri.
– Tak średnio jest tu kogo mordować. – Cir teatralnie rozejrzał się po okolicy. – I kogo chcesz pytać o drogę, co?
– Cholera…
Moiri zaczęła uważnie obserwować otoczenie.
– O tam ktoś jest! – Zapukała w szybę, wskazując partnerowi kierunek.
Jej przyjaciel zwolnił, podjeżdżając do samotnej postaci opierającej się o mur i palącej papierosa. Nieznajomy miał wątłą budowę ciała i zasłaniał twarz kapturem. Kiedy samochód stanął, Moiri opuściła szybę, po czym przywołała na usta swój najlepszy uśmiech.
– Dobry wieczór! Przepraszam bardzo, wie pan może, gdzie w okolicy jest jakiś motel?
Postać oderwała się od muru i podeszła bliżej. Dziewczyna zobaczyła złote oczy, a w nos uderzył ją charakterystyczny zapach fajek z kocimiętką.
– Na drugim końcu miasta – powiedział mężczyzna. – Musicie przejechać na wprost przez skrzyżowanie, potem na rondzie w prawo i tak ze sto metrów za apteką będzie motel.
– Dziękuję bardzo. – Moiri wyszczerzyła się jeszcze szerzej.
Już chciała zamykać okno, kiedy nieznajomy skinął na nią papierosem.
– A co robicie w mieście? – Zaciągnął się i wypuścił smużkę dymu. Dziewczyna zobaczyła charakterystyczną błękitną aurę magii wokół obłoków.
Nabrała pewnych podejrzeń.
– Jesteśmy przejazdem. Ale szukamy dobrej zabawy. – Mrugnęła do niego. – Możesz coś polecić?
– Może mógłbym… pomóc.
Moiri zmrużyła oczy. Biorąc pod uwagę fakt, że doprawiane fajki były zakazane, domyślała się, o jaką pomoc mogło chodzić. W sumie… Skoro szukali przestępcy, to może dobrze by było nawiązać kontakt z kimś miejscowym?
Zerknęła na Cira, a ten lekko skinął głową. Wiedziała, że ich myśli podążały tym samym torem. Uśmiechnęła się do ich nowego znajomego. To był bardzo jednoznaczny uśmiech.
– A masz Śnieżynkę? – zagadnęła.
Gość odpowiedział uśmiechem. Dogadali się.
Moiri zauważyła, że miał ostre kły.
– Jasne. – Strzepnął popiół. Spojrzał wkoło, ale byli sami. – Ile?
Agentka Wydziału do spraw Przestępczości Magicznej parsknęła.
– Tylko odrobinkę. – Pokazała palcami jakieś dwa centymetry. – Byle z prawdziwymi syrenimi łzami.
– Się wie. – Diler skinął głową. – To będą dwie setki. Pasuje?
Dziewczyna potaknęła.
– To może jutro spotkamy się już w jakimś przyjemniejszym miejscu? Ta sama pora, Klub Fabryka? – Mężczyzna znów wyszczerzył zęby. – Jak miniecie motel i wyjedziecie z miasta, to będzie pierwsze miejsce ze świecącymi neonami.
– Pasuje. – Moiri pomachała mu końcówkami palców, po czym zasunęła szybę i odjechali.
W dziewczynę wstąpiła nowa energia.
– Świetnie! Dziesięć minut w miasteczku i już kupiliśmy narkotyki. – Posłała partnerowi szeroki uśmiech.
– I dowiedzieliśmy się,  gdzie najprawdopodobniej dzieje się wszystko, co złe. – Cir nie ukrywał podziwu. – Ty to masz farta.
Moiri z szerokim uśmiechem położyła nogi na desce rozdzielczej.
– Może ta sprawa pójdzie szybciej, niż zakładaliśmy. W ogóle też wydaje ci się, że to był kotołak?
– Tak myślę. – Cir zgodnie ze wskazówkami skręcił na rondzie. – Chociaż to też mogła być lamia.
– One nie występują tylko w żeńskiej formie? – zapytała podejrzliwie.
Cir pokręcił głową.
– To tylko mit. Naprawdę tobie muszę o tym mówić? – parsknął.
– Wiesz, że wolę zaklęcia i inkantacje od humanoidologii.
– Tak. – Zaśmiał się. – Ale moim zdaniem to był kotołak. Chociaż nie widziałem wyraźnie oczu. O patrz, jest motel.
Mężczyzna skręcił i zajechał na niemal pusty parking przed budynkiem. Świecił nad nim tylko jeden neon, ale połowa liter nie działała, więc ciężko było rozszyfrować nazwę. Stanęli przy wejściu do recepcji, a Moiri od razu wyskoczyła z auta.
Przeciągnęła się, aż chrupnęły kości.
– Zapowiada się milutko… – Spojrzała po pustym placu, po czym posłała uśmiech partnerowi. – Polowanie na mordercę czas zacząć.

5 komentarzy:

  1. Szybko nadrobiłem poprzednie teksty :D Bardzo sympatyczna dwójka bohaterów, fajny pomysł na połączenie takich spraw policyjnych i fantastycznych :D A co do samego tekstu - jestem bardzo zaintrygowany. Mam coś takie przeczucie, że ten kotołak/lamia jest mordercą, no ale to się okaże (mam taką nadzieję, że będzie ciąg dalszy). Żadnych zarzutów nie mam, jak zwykle od strony technicznej pierwsza klasa. Słowa klucze naturalnie wplątane, także kawał dobrego pisarstwa ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Cieszę się, że polubiłeś bohaterów, bo w sumie tutaj to oni robią historię :D jestem pewna, że historia będzie kontynuowana, więc sprawa z mordercą się wyjaśni... W stosownym momencie ;)
      Jeszcze raz dzięki, pozdrawiam cieplutko ^^

      Usuń
  2. Lubie tę parę, szczególnie Moiri:)
    Jakbym widziała siebie i męża w samochodzie. On prowadzi, ja pilotuje i zawsze się gdzieś zgubimy.
    Tak gdzie jest magia, tam jest miejsce dla mnie:) bardzo mi się spodobało to, że dziewczyna ma talizmany i rzuca zaklęcia;)
    Zabawni są, jedno lubi dogryzać drugiemu, ale bez siebie na pewno by się nudzili.
    Sprytna na Moiri i całkiem niezły zespół tworzą z Cirem, zobaczymy, gdzie ich ten delikwent zaprowadzi...
    Jak wspomniałaś o Wydziale do spraw przestępczości magicznej, to od razu przypomniał poprzedni tekst...to znaczy Imiona kojarzyłam, ale fabuły nie bardzo.
    Kotołak? a cóż to taki wilkołako-kot?

    Fajny teskt i wciągający, szkoda, że się skończył, bo przeczytałabym wiecej.







    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :D
      Moiri i Cir to już takie trochę stare małżeństwo, jedno drugie bardzo często doprowadza do szału, ale nie zamieniliby tej współpracy za nic na świecie.
      Magia dopiero się rozkręca, a talizmany to zaledwie początek, a kotołak... Przekonamy się ;) cieszę się bardzo, że Ci się podobało ^^

      Usuń
    2. Tym komentarzem jeszce bardziej zachecilas mnie do czytania kolejnych części wiec oczekuje z niecierpliwością.

      Usuń