ARSENAŁ

poniedziałek, 11 marca 2019

[5] Herolove ~ Jakub

Eksperymentów ciąg dalszy. Tym razem czas na zabawę tematyką i nietypowy romans. Podobnie, jak Kamil, nie czułem się dobrze w tym temacie (z tym, że ja w ogóle nie lubię fantasy ), ale żeby nie było, nie dogadaliśmy się w sprawie gatunku. :D PS. Kompletnie nie miałem pomysłu na tytuł.

    Choć mam dopiero osiemnaście lat i jestem jeszcze uczennicą, zapragnęłam kogoś poznać. Moi rodzice truli: „Powinnaś poświęcić nauce całą energię!”, lecz ja nie posłuchałam.
Przygotowywałam się do tego spotkania od kilku dni. Wybierałam ubrania, specjalnie dla niego kupiłam drogie perfumy, a dzisiejsze przedpołudnie spędziłam w łazience, robiąc makijaż. Można powiedzieć, że przebieg pierwszej randki układałam sobie już wówczas, gdy założyłam konto na portalu towarzyskim i po raz pierwszy odwiedziłam biuro matrymonialne. Ten drugi sposób przyniósł rezultat.
Kiedy początkiem zeszłego miesiąca kierowniczka agencji zaczęła pokazywać mi zdjęcia kolejnych mężczyzn, opowiadając o poszczególnych kandydatach, których profil psychologiczny najbardziej odpowiada mojemu, powoli zaczęłam tracić nadzieję, iż znajdę wśród nich przyszłego męża. Pierwsza fotografia przedstawiała mającego widoczną nadwagę pięćdziesięciokilkulatka. Kolejne także nie zachęcały, aby oglądać je dalej. Każdy pan był niski albo urodziwy niczym – zasłużenie sam w dolinie – rolnik. Wielu posiadało też inne wady. Gdy zbliżaliśmy się już ku końcowi prezentacji, wyszukałam wzrokiem                    jego – chłopaka przed trzydziestką.  Muskularny, niebieskooki samiec z blond grzywką; nieco tylko dziwnie ubrany, w zielono-złoty, obcisły kombinezon. Pewnie to uniform. Zastanawiałam się, czyj. Właścicielka zdradziła, jakie imię nosi ten człowiek. Evan.
Wyobrażałam sobie nowy podpis. Cindy Graham – ponieważ tak brzmi nazwisko mego wybranka. Jest wspaniały! Podobny zachwyt wzbudził we mnie wspomniany wcześniej wieczór. Poszliśmy do włoskiej restauracji, gdzie zamówiłam spaghetti carbonara, a mój towarzysz pizzę neapolitańską. Jako skromna dziewczyna z Pittsburgha czułam narastające podniecenie. Nigdy dotąd nie jadałam w takich miejscach, a dodatkowo ciągle miałam wrażenie, że inni klienci patrzą na mnie i Evana jak na gwiazdy filmowe. Dziwne, prawda?  
Nasz związek trwał. Często spotykaliśmy się u mnie, u niego, w parku czy kinie. Niekiedy jednak przekładaliśmy wspólne spędzanie czasu, bo Evan musiał „coś załatwić”. Pytałam, unikał odpowiedzi. Zaczęłam myśleć…  
Tamtego dnia również byliśmy umówieni. Na spacer. Po zaledwie kilkuset metrach usłyszałam krzyki. Odruchowo mocniej chwyciłam dłoń mojego wybranka. Na horyzoncie zobaczyłam zakapturzonego mężczyznę. Biegł. W ręku trzymał… Nie umiałam dostrzec, co. Do Evana podbiegł nastolatek, krzycząc:
– Doktorze Chrząszczu, pomocy!
– Co się stało? – odpowiedział Evan. Osłupiałam.
– Szedłem z mamą na zakupy. Jakiś facet wyrwał jej torebkę z dokumentami, portfelem i kluczami do domu…!
Od dawna wiedziałam, iż jest on wspaniałomyślny, ale po słowach chłopca Evan stał się kimś więcej. Stanął w rozkroku, zamknął oczy i… przeszedł transformację. W mgnieniu oka jego koszulkę polo oraz jeansy zastąpił kombinezon z portretu pokazanego mi przez szefową agencji matrymonialnej. Nie wiedziałam, jak zareagować. Kiedy już chciał podjąć pościg, zatrzymałam go:
Czekaj, jesteś superbohaterem? – zapytałam.
– Co cię tak dziwi? I w ogóle, jak to się stało, że o tym nie wiesz? Moja twarz jest na okładkach gazet prawie codziennie.
            – Jestem w ostatniej klasie. Nie mam czasu na czytanie wiadomości ze świata i przeglądanie mediów, dopóki nie skończę nauki. Masz szczęście, że znalazłam tyle swojego nieistniejącego czasu, by umówić się z tobą na randkę – odparłam hardo, ale prawdziwie.
    – Doktorze Chrząszczu, szybciej! – ponaglił dzieciak.
    Mój, jak mogłam mówić, narzeczony błyskawicznie dogonił bandytę, gdyż okazało się, że jego strój posiada specjalny nitro-napęd. Związał go trzymaną w kieszeni linką, po czym poprosił, żebym zawiadomiła policję. Wykonałam polecenie.
    Późniejsze wydarzenia miały miejsce niczym na rollercoasterze. Uczucie, jakim darzyłam Evana jeszcze urosło, odkryliśmy wspólne pasje – film i oczywiście pomoc innym, a on spytał, czy za niego wyjdę. Zgodziłam się. Do ślubu doszło cztery miesiące później.
    Tak kończę swoją opowieść. Ja, Cindy Collins… Nie, Graham.

5 komentarzy:

  1. Ha! Całkiem przyjemne superbohaterskie romansidło :D Emocje są jak najbardziej prawdziwe, chociaż ciężko mi sobie wyobrazić, zeby 18-stka szła do agencji matrymonialnej :D Bardzo fajnie użyte słowa klucze, naturalnie wplecione, tak jak i temat z tego tygodnia. Jedynie czego mi zabrakło, to jakiegoś dłuższego zakończenia, bo tak w sumie właśnie był to chyba najszybszy rollercoaster na ziemi - no i poznaliśmy się lepiej i był ślub XD Ale ogólnie, dobrze wyszedł Ci ten eksperyment :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Jak teraz to czytam, to w sumie fakt. Ale to Amerykanie. Ich nie zrozumiesz.

      Usuń
  2. Na początku pomyslalam ze ta 17stka myśli juz o małżeństwie, bardzo poważnie podeszla do tematu.
    Biorą pod uwage to ze polki tak szybko nie mysla o wyjsciu za maz, przyszło mi, xr może ona wywodzi sie z innej kultury na indyjskiej ze zaaranżowane malzenstwa i taka presja zeby juz miec męża jest jak najbardziej na topie.
    "Każdy pan był niski albo urodziwy niczym – zasłużenie sam w dolinie – rolnik" - hihi fajnu tekst😁
    I znalazla swojego Lwa ze złota grzywa😊
    nitro-napęd jak u Ironman'a - yeay juz sobie wyobrażam ta transformacje.
    Fajne zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Trochę więcej tu fantastyki, niż sugerował temat tygodnia – nie tylko Evan jest superbohaterem, ale i Cindy bardzo szybko pomyślała o biurze matrymonialnym i ślubie (jaka osiemnastolatka tak robi? Ja byłam po prostu inna xD) – ale to nie czyni tekstu złym.
    Odniosłam wrażenie, że mam tu do czynienia ze sprawozdaniem wpisanym w pamiętniku, by streścić ten czas, kiedy się w owym zeszycie nie pisało. Ładnie, ale bez komplikacji.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń