ARSENAŁ

poniedziałek, 11 marca 2019

[5] Feels like my heart... ~ Miachar


            Poprzednio w wyzwaniach [3] i [4]. Powoli zaczynam myśleć nad imionami i nazwą cyklu, bo jak tak dalej pójdzie, to naprawdę będę do tego zmuszona.
            A pana z dołeczkami to w Walentynki do kampanii przyłączyłam. Miło było.

IS GOING TO BURST
            Siedział naprzeciwko z tym swoim spojrzeniem szczeniaka, który czeka na pochwałę, a jednocześnie chce pokazać swoje uwielbienie dla osoby, która o niego dba. W kuchni unosił się coraz bardziej aromatyczny zapach rosołu, mój żołądek dawał znać, że niczego nie zwróci, jest za to głodny, a przyjaciel czekał cierpliwie, jakby upływający czas nie miał dla niego zbyt wielkiego znaczenia.
            Dla mnie zaś dłużył się niemiłosiernie, a wiedziałam, że to ode mnie zależy, jak długo potrwa to milczenie. Nie potrafiłam odpowiedzieć na pytanie przyjaciela, miałam za mało danych, by odpowiednio przyjrzeć się zagadnieniu i podać rozwiązanie.
           
Nie powiedziałam. Nie pojadę z tobą, jeśli wpierw nie zjem zupy. Dobrze wiesz, że bezdawki energii źle mi się myśli.
            Mężczyzna westchnął, ale przestał mi się tak natarczywie przyglądać, mogłam więc głębiej odetchnąć.
           
Będziesz musiała dać mi jeszcze kilkanaście minut, by była gotowa.
            Jeśli przez te minuty uda mi się rozważyć wszystkie za i przeciw dotyczące niespodziewanego wyjazdu do Hiszpanii, to nie ma problemu.
           
Jasne, nie ma sprawy.
            Gdy on powrócił do rosołu, ja odebrałam życie kolejnej cytrynie i zrobiłam drugą porcję mikstury, która zawsze stawiała mnie szybko na nogi, gdy miałam kaca lub gdy łapało mnie przeziębienie. Już czułam się lepiej, ale i tak potrzebowałam dalszego wsparcia
w końcu musiałam podjąć dość ważną decyzję, która mogła wiele zmienić w moim życiu.
            Kątem oka zerknęłam na przyjaciela i po raz kolejny byłam zdziwiona
w pozytywnym znaczeniu z jaką pasją oddawał się gotowaniu czegoś tak prostego i pysznego. Sama uwielbiałam gotować, ale nie wkładałam w przygotowaniue potraw tak wiele serca, jak zwykł to robić pisarz. Wspaniale było go obserwować, ale nakazałam sobie przestać nie chciałąm, by pomyślał, że coś mnie w nim fascynuje; o tym nie musiał wiedzieć tak szybko.
            Jak to wyliczył, po naprawdę kilkunastu minutach tuż przede mną na stole pojawił się głęboki talerz pełen aromatycznej zupy. Przyjaciel był na tyle wspaniałomyślny, iż umieścił w mojej porcji dużo warzyw, bo wiedział, że bardzo je lubię i potrzebuję, by funkcjonować. Dla siebie również nałożył i tak oto siedziliśmy znowu naprzeciwko siebie i jedliśmy razem, a myśl, że tak mogłoby być znacznie częściej, nie po raz pierwszy pojawiła się w mojej skacowanej głowie.
            Między nami ponownie zapadło milczenie. W moim odczuciu było ono nieprzyjemne, ale nie umiałam znaleźć żadnego tematu, na który mogłabym rozpocząć rozmowę, wciąż myślałam o propozycji pisarza.
            Gdy miałam już dość tej ciszy i gotowa byłam uderzyć dłonią w blat, by zaistniał jakikolwiek dźwięk, odezwała się komórka przyjaciela, a atmosfera, która mogła się w pełni pojawić, wzięła właśnie nogi za pas. Mnie to jednak odpowiadało
pisarz, jeśli mógł, to zawsze odbierał, teaz nie mogło być inaczej, więc rozmowa została odsunięta w czasie, mogłam jeszcze pomyśleć o jej ewentualnym zagadnieniu.
            Zerknęłam na wyświetlacz
według zasady telefony spoczywały na blacie na środku stołu, jeśli spotykaliśmy się, by coś razem zjeść odczytałam imię, jakie się na nim pojawiło, i miałam ochotę prychnąć. Ze wszystkich ludzi, których znał mój przyjaciel, dzwonić musiała akurat ta, które zdjęcie wczoraj wywołało u mnie falę przekleństwa. Jeśli dzisiaj miało mi się zrobić niedobrze, to teaz mogła być odpowiednia ku temu chwila.
            Ku mojemu zaskoczeniu połączenie zostało odrzucone. Spojrzałam zdziwiona na przyjaciela, napotkałam jego wzrok, w oczach miał pewną czułość, przez którą aż poczułam rumieńce na policzkach.
           
Dla mnie każde nasze wyjście na piwo czy do kina było niczym randka.
           
Czy to wspólne jedzenie rosołu też tak odbiera? Nie powinnam o tym myśleć, bo zawstydzę się jeszcze bardziej. Musiałam znaleźć inny temat.
           
Dlaczego to jej nie weźmiesz do Hiszpanii? zapytałam, zanim zastanowiłam się, czy będzie to dobre pytanie. Baka. ­ Przecież tak ładnie razem wyglądacie.
            Nie potrzebował pochlebstw, ale powiedziałam prawdę. Bardzo ładnie prezentowali się na wspólnej fotografii, podczas spotkań autorskich też powinno tak być, nawet jeśli te odbywałyby się za oceanem.
           
No właśnie o to chodzi, że jako mój najdłuższy wydawca i edytor jedzie ze mną, co nie bardzo mi odpowiada.
           
Dlaczego?
            Może zamieniłam się w dziecko poznające świat, a może byłam ciekawa? W każdym razie pytałam.
           
Bo gdy ja umiem przedstawić się i przywitać w dwóch obcych dla mnie językach, tak ona poza angielski nie wychodzi. A nie uśmiecha mi się uczyć ją chociażby wyrażenia yo no tiene tiempo, by umiała odpędzić się od ludzi namawiających ją na jakieś rzeczy.
           
Tengo wyrywa mi się, nim zdołał ugryźć się w język. Cholerne zboczenie zawodowe.
           
Słucham?
           
Powinieneś powiedzieć yo no tengo tiempo wyjaśniam. Użyte przez ciebie tiene dotyczy trzeciej osoby liczby pojedynczej, nie pierwszej.
            Uśmiecha się, a w policzkach robią mu się dołeczki. Serce zaczyna mi dudnić na ten widok.
           
No widzisz? Jego rozbawienie w głosie sprawiło, że się trochę zestresowałam. Umiesz mi zwrócić uwagę, iż popełniłem błąd w odmianie czasownika. Podejrzewam, że ona za to będzie mi wiecznie truć, że nic nie rozumie i że o co chodzi. A ja chyba nie podołam jej towarzystwu w pojedynkę. Pomożesz mi?
            Mogłabym powiedzieć, że oczywiście, jeśli tylko dobrze mi za to zapłacą, ale jakoś nie cierpiałam na brak gotówki, to nie byłby więc dobry argument. Odpowiedź, że nie byłaby za to bardzo nieuprzejma.
           
Nie wiem powiedziałam i zajęłam się dojedzeniem (czy też dopiciem) zupy, a przyjaciel czekał, aż powiem coś więcej.
             Coraz bliżej było południa, a pisarz wciąż był w moim mieszkaniu. Chyba naprawdę zależało mu, bym z nim pojechała.
           
Co będę miała z tego wyjazdu?
            Kolejne pytanie mogło odwlec wyczekiwaną odpowiedź.
           
Niezłe pieniądze, obcowanie z kulturą, pyszne jedzenie, możliwosć porozmawiania w najbardziej lubianym przez siebie języku i mnie. To cię nie kusi?
           
Ostatni punkt nie pozwoliłam sobie na złośliwość ale pozostałe tak. Musiałabym to przemyśleć.
            W misce przyjaciela także już nic nie było, chwyciłam je więc w dłonie i wstałam od stołu, by pozmywać, gdy mężczyzna także się poruszył i zagrodził mi drogę.
           
Przestraszyłem cię?
            Uniosłam brew.
           
Niby czym?
           
Tym, co ci powiedziałem. Jego wzok wędrował po całej mojej twarzy. Tym, że każde spotkanie z tobą było dla mnie jak randka. Wybacz, jeśli zabrzmiało to dla ciebie strasznie, ale... Podrapał się w tył głowy, a ja kolejny raz uznałam to za urocze. Chciałem powiedzieć, że...
           
Poczekaj przerwałam mu. Tylko to odłożę.
            Taka chwila potrzebowała mojego skupienia, a trzymanie naczyń trochę mi przeszkadzało.
            Kiedy miski znalazły się w zlewie, wróciłam do przyjaciela. Stanęłam przed nim i spojrzałam na niego. Dobrze wiedziałam, że zgodzę się, cokolwiek mi powie, bo go uwielbiam i jeśli jego uwaga także ma spoczywać na mnie, a nie na innej kobiecie, to egoistycznie tego chcę. Głupia.
           
Słucham.
            Nadal przyglądał mi się intensywnie, a delikatny uśmiech grał na jego ustach.
           
Wygląda na to, że moje serce pęknie z tęsknoty, jeśli nie wezmę cię ze sobą. Zwariuję, jeśli nie pojedziesz. I to nie tylko dlatego, że będę się musiał męczyć z panią edytor. Uczynił krok do przodu i zmniejszył odległość między nami do naprawdę niewielkiej. Lubię cię tak bardzo, że inni mogą zwać to zadurzeniem wyznał, a moje serce zadrżało. Dlatego nie wyobrażam sobie rozłąki z tobą. Tylko pytanie, czy ty będziesz w stanie znieść nawet miesiąc pod jednym dachem ze mną?
            Gdyby tylko  wiedział, jak często wyobrażałam nas sobie jako przynajmniej współlokatorów, nie matwiłby się aż tak o to, co powiem.
            Ja także się uśmiechnęłam.
           
Tak. Pojadę z tobą do Hiszpanii. I żeby nie było wątpliwości przekonały mnie zarobki, a nie twoje romantyczne słowa. To kiedy lecimy?
            Śmiech zmieszany z ulgą wydobył się z gardła mężczyzny. Ładna to była muzyka na rozpoczęcie nowej przygody. Ciekawe, co ze sobą przyniesie. Miałam nadzieję, że prawdziwą miłość, o ile i ja się do niej przyznam.

3 komentarze:

  1. Przyjemny tekst. Chociaż wolę ten poprzedni. Tu jest jakoś luźniej, dialogi tak nie zachwycają, ale jednak wciąż jest miło i przyjemnie. Czekam na ich wspólny wyjazd. Bo coś czuję, że się może zadziać... Hohoho

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu bardzo dobrze ukryte słowa klucze :D Bardzo fajnie budujesz
    między nimi relację, czuć w dialogach że jest między nimi chemia. No i coraz bardziej mnie przekonuje do siebie pisarz :D Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam nadzieję, że się zgodzi i przez cały ten czas czekałam na jej decyzję. Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej. Tekst ma bardzo przyjemny klimat, jest tak lekko, ale jednocześnie czuć chemię między bohaterami i napięcie w powietrzu pod względem decyzji.
    Bardzo mi się podobało, pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń