ARSENAŁ

poniedziałek, 11 lutego 2019

[1] Pustka ~ Aktina

Nie mogłam sobie odpuścić pierwszego tygodnia, chociaż za ten tekst wzięłam się wyjątkowo późno, bo… dzisiaj. Napisałam to na raz mimo dłuższej przerwy od pisania, więc chyba mi tego brakowało, bo przy ostatnim opowiadaniu ciężej było mi się w pisany tekst “wbić”, chociaż miałam podobną motywację. No, w każdym razie wyszło trochę specyficznie, ale kto już parę moich tekstów czytał, ten chyba wie, że czasami lubię pójść w pesymizm, chociaż w codziennym życiu unikam go, jak tylko mogę :)


Nie minęła nawet sekunda, może pół, a wszystko się zmieniło. Najpierw ucichło. Nie stopniowo, po jednym bodźcu, lecz jednocześnie.
Za pierwszym razem przeraziła się. Wyłączenie wszystkich zmysłów było jak zawieszenie w próżni, jakby ciągle żyła, ale cały świat zniknął. Wolałaby już widzieć ruiny cywilizacji, zniszczone budynki, porzucone samochody i dziecięce zabawki. Byłoby to smutne, ale nie raz życzyła podobnego końca dla znanego jej świata. Taka przyszłość wydawała się lepsza od ciągłego wzrostu tego potwora nazywanego światową metropolią. Ale nie zanosiło się na to. Kreatura nie przestawała rosnąć, puchnąć do granic możliwości. Pożerała wszystko, co tylko znalazło się w jej zasięgu, wydalając tylko to, co najgorsze. Dlatego kobieta tak chętnie przyjęłaby informację, że znalazł się śmiałek gotowy stanąć do walki z potworem. Nie przejęłaby się, gdyby została jedną z ofiar tego starcia. Wręcz przeciwnie, miałaby wreszcie powód, aby ostatni raz spojrzeć na otaczający ją świat i szczerze się uśmiechnąć, zadowolona z jego końca.
Nic takiego jednak nie zobaczyła. Ani za pierwszym razem, ani przy każdej innej Wędrówce. Wokół niej była tylko pustka. Głucha. Bezwonna. Mdła. Bezbarwna. Pozbawiona jakiekolwiek konsystencji. Nijaka.
Kiedy pierwszy raz jej opowiadali, jak czuje się Wędrowiec, wyobrażała sobie to zupełnie inaczej. Spodziewała się, że ta pustka będzie przytłaczająca, wręcz namacalna, a przede wszystkim czarna. W rzeczywistości przez tę sekundę, może pół, nie czuła, nie widziała ani nie słyszała nic i to było najstraszniejsze.
Bodźce powracały równie gwałtownie, jak znikały. Wszystkie naraz, wszędzie wokół. Nagle dotarło do niej, że klęczy na ziemi, odchylona do tyłu, podparta na wyprostowanych rękach. Jeszcze nie otwierała oczu, ale już chłonęła wszystko to, co się wokół niej działo. Słyszała szum liści i śpiew ptaków – każdy z nich brzmiał inaczej, a razem tworzyli koncert nieporównywalny z żadną orkiestrą symfoniczną, których lubiła słuchać z zachowanych płyt. Czuła na twarzy i odkrytych ramionach lekkie podmuchy wiatru, a promienie słońca ogrzewały skórę tak spragnioną naturalnego ciepła. Docierał do niej zapach roślin, ziół, ale również coś nieokreślonego. Może tak pachniało świeże powietrze? Wreszcie postanowiła nasycić się widokiem, którego na co dzień już nigdy nie doświadczy. Powoli podniosła powieki. Nie mogła powstrzymać się od westchnienia z zachwytu. Przed nią aż po horyzont rozciągała się łąka pełna kwiatów w każdym możliwym kolorze. Za sobą miała las. Nawet nie musiała się oglądać, aby wiedzieć, że tam jest. W końcu przychodziła tu co tydzień, od dawna. Przestała już liczyć, czas po prostu mijał, nic więcej.
Wyłowiła z pamięci najsilniejsze wspomnienie z babcią. Była tak mała, że nie powinna tego pamiętać, a jednak. To babcia pierwsza opowiedziała jej o świecie poza granicami miasta. Wtedy dla dziewczynki była to istna abstrakcja, a wszystko, co znajome, kończyło się na zewnętrznych dzielnicach. Obrazy, które starsza kobieta roztaczała przed nią w swoich opowieściach, były tak idylliczne, ze działały na dziecko jak najlepsze bajki. Teraz, po latach, kiedy z tamtego dziecka zostało w niej już niewiele, wiedziała, że to w istocie były bajki. Człowiek zniszczył wszystko, co piękne, ponad sto lat temu. Wizje wypełnione bujną roślinnością i dzikimi zwierzętami to już tylko kwestia przekazywania opowieści z pokolenia na pokolenie, aby zachować tę namiastkę natury w pamięci zbiorowej społeczeństwa. Przekazy ustne przekształcono na dane cyfrowe, z nim stworzono symulacje i dlatego dzisiaj możliwe były Wędrówki.
Łąka przed nią nagle zamigotała, poszarzała i zniknęła. Trwało to najwyżej sekundę, może pół.
Cierpliwie czekała, aż dołączą od niej wszystkie przewody i aparatury umożliwiające tę krótką lecz kosztowną rozrywkę, jak niektórzy to określali. Dla niej był to rodzaj… terapii. Tylko tam jej umysł odpoczywał. Stało się to dla niej naturalne jak oddychanie, a może nawet ważniejsze. W końcu dzisiaj nawet jeden oddech mógł być śmiertelny.
– Do zobaczenia za…
– Nie, 415 – odezwał się ten, który zawsze ją podłączał.
Nie pamiętała jego imienia. Zresztą, teraz mało kto ich używał. Liczył się numer, który miał na plakietce: 2143-06-17-396. Synonimem imienia były zawsze ostatnie cyfry.
– Przecież mówiłam ci, że nazywam się… Mniejsza z tym. Czyżbyś brał urlop? Pierwszy od tylu lat?
– Zamykają nas – oznajmił bez zbędnego komentarza.
Już dawno twierdzono, że Wędrówki mają zły wpływ na obywateli. Oczywiście, w świecie marionetek tacy marzyciele za bardzo się wyróżniali.
– Do widzenia – rzuciła, zbierając z siedzenia swoje rzeczy.
Chwilę zajęło jej nałożenie kombinezonu chroniącego przed promieniowaniem UV, trującymi opadami i powietrzem zanieczyszczonym do tego stopnia, że ciężko było zauważyć kogoś idącego chodnikiem w odległości dziesięciu metrów. Warstwa ozonowa właściwie już nie istniała, deszcz przestał być życiodajnym źródłem wody, a różne gałęzie przemysłu, również tego atomowego, sprawiły, że wyjście ze specjalnie wentylowanych i dotlenianych budynków bez specjalnej maski gazowej skończyłoby się szybką utratą przytomności, a bez udzielenia pomocy – śmiercią.
Po dopełnieniu niezbędnych procedur wreszcie wyszła na zewnątrz. Spojrzała w niebo, chociaż dym wiszący w powietrzu skutecznie zasłaniał słońce. Tydzień. Tyle wytrzyma, tak jak do tej pory. Później potwór będący tym miastem zacznie się do niej dobierać, upominać o kolejne istnienie, które do tej pory zwinne się mu wymykało. Nie da mu wygrać. W końcu można ściągnąć maskę, aby zakończyć wszystko na własnych warunkach. Wystarczy tylko jeden ruch, sekunda, może pół.

6 komentarzy:

  1. Tak jak obiecałam, wracam się jeszcze raz do komentarza, bo tamten gdzieś zniknął (cham jeden!). Teraz zobaczymy, jak działa moja pamięć >D (działa źle, ale to się wytnie).
    Ekhm, ekhm. Wiedziałam, że wstawisz opowiadanie na pierwsze wyzwanie na WAR, haaaa! Taki ze mnie jasnowidz! Swoją drogą, to dawno nic od ciebie nie czytałam :o.
    Opowiadanie ma z początku dziwny, nieokreślony do końca klimat. Miałam takie: ej, ale o czym to w końcu jest? Czy jest tu jakaś fabuła? Podobało mi się porównanie metropolii do potwora, o, i ogólnie było dużo ciekawych metafor. Na dodatek to rozgraniczenie opisami rzeczywistości i realiów. Normalnie jakby to, co było metaforyczne i barwne stało się nagle... takie szare.
    Jedyne, co mi tu nie przypadło do gustu, to te ciągłe powtarzanie "minęła sekunda, może pół", bo choć wiemy, że miał to być autorski zabieg, dla mnie jest po prostu niepotrzebnym powtórzeniem, które niczego nowego nie wnosi.
    Opowiadanie miłe, ale mało rozwinięte, dlatego czekam na jakieś konkrety >D! Bo mam nadzieję, że to jest fragment jakiegoś uniwersum :o? Chyba że nie. Musisz mnie oświecić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno dawno nic mojego nie czytałaś, bo dawno nie pisałam xD kurczę nawet nie pamiętam, co ja ostatnio pisałam tak dokładnie.. Jest źle. Trzeba zacząć znowu regularnie pisać, ale może się uda xD
      Mówiłam że to mi wyszło dziwne xD wiem, że jest kompletnie oderwane od rzeczywistości i fabularnie ciężko to czegoś zakwalifikować. Ale pomysł powstał w sumie wczoraj rano napisałam bez większego planu (pierwotnie nie miałam na myśli żadnych tych porównań egzystencjalnych, tego zawieszenia, które dziwnie otwiera tekst), ale jak już się napisało... To nie było czasu tego zmieniać xD powtarzane "minęła sekunda, może pół" też powstała w trakcie pisania, więc zostawiłam xD ogólnie ten tekst jest zbiorem przypadkowych pomysłów na żywioł. Nie jest to fragment uniwersum, CHOCIAŻ nie powiem, przemknęło mi przez myśl w trakcie pisania, aby coś z tym dalej zrobić, także... Nie wykluczam tego :D

      Usuń
    2. No, właśnie tak myślałam, że dawno nie pisałaś, bo często zerkałam na GPK, nawet jeżeli sama nie wstawiałam tekstu XD!
      CICHO. Masz się tu nie tłumaczyć. Zostało wrzucone, co zostało, a mnie się podobało, pomimo malutkich uwag, więc milczaj XD! A tego uniwersum to jestem naprawdę ciekawa!

      Usuń
  2. Ey, podoba mi się. Chyba bardziej niż powinno, zważywszy na tematykę, ale, hm, pesymizm, czy realizm? Czy nie zmierzamy w podobnym kierunku? I nie ma co się dziwić 416, że nie ma optymistycznego nastawienia. Ale co najbardziej mi się spodobała, to klamra, jaką założyłaś na ten tekst, ta sekunda, może pół, podczas której wszystko może się zmienić. Domknęłaś to perfekcyjnie, poczułam takie "i wiedziała, ze było to Dobre", ya know xd Jak domknięcie masywnych, ciężkich drzwi, nie ostentacyjny trzask, ale i nie wysublimowane, ostrożne zamknięcie. Mocne, solidne, udane, jak i ten opis: "Wokół niej była tylko pustka. Głucha. Bezwonna. Mdła. Bezbarwna. Pozbawiona jakiekolwiek konsystencji. Nijaka." Kurde, naprawdę mi się podoba ten tekst. Wgl coś tam psioczyłaś, ze jrotko, ze tylko przemyslenia czy cos, a tu jest kawalek fabuly, zarysowany swiat, dosc konkretnie i jest pomysl. Te Wędrówki. Troche miałam przed oczami Sword Art Online, gdzie za pomoca tez urzadzenia po prosty grajac w gry rpg, przenosisz jakby tam swoja swiadomosc. Troche jak google 3d tylko duzo bardziej zaawansowane. Cos jak wlasnie Wędrówki. Pomysł do mnie przemawia. I jako one shot i jesli bedziesz to rozwijac. Bedzie czytane. To na pewno. Koncz te sesje i pisz wiecej!!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Gdybym miała wyobrazić sobie jakiś postapokaliptyczny świat, to ten z Twojego dzieła byłby bardzo bliski temu w mojej głowie. Jest tu smutek i zniszczenie, to, co piękne, pozostało jedynie wspomnieniem.
    Podoba mi się ujmowanie początku tematu kilkukrotnie w różnych akapitach, nadaje to mocniejszy wydźwięk. Bardzo ładna kompozycja.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. A tam zaraz pesymizm. Ja tu widzę nadzieję i kurczowe trzymanie się życia. Choć z początku apokalipsa przywiodła mi na myśl Umbrellę Academy, ale później wyczuwałam coraz więcej realizmu i codziennej walki z życiem w metropolii, wśród ścigających się samochodów i autobusów, spieszących się ludzi, wind wieżowców. I wszędzie ten szary kolor. Cud opis-wyliczanka. Co najbardziej mnie tknęło, to wspomnienie, którego trzymała się bohaterka, że pomimo tego prawie i postapokaliptycznego schematu życia człowieka, wciąż miała się czego trzymać. W takich czasach (i czasem i w naszych też) skarbem jest mieć wspomnienia, których można się trzymać. I wcale bym się nie zdziwiła, jak za paręnaście lat naprawdę będą same liczby zamiast imion. Może dlatego tak bardzo zwracam na to uwagę.

    OdpowiedzUsuń