ARSENAŁ

niedziela, 21 czerwca 2020

[67] Rok 844: My, dzieci Shiganshiny ~ Rilnen

Przepraszam za to, co tu uczyniłam i co czynię, zamiast uczyć się na obronę licencjatu. CHciałm tylko dokończyć oglądać jedno z popularniejszych anime, a nie wpadać po uszy w piekło kolejnego wypierdka. Ale stało się. To wszystko przez to, że Hiroshi Kamiya jest tak świetnym seiyuu. 
"Attack On Titan" niszczy mi życie i uczucia. 
"Shingeki No Kyojin" fanfiction. Levi Ackermann x OC. Fluff, agnst, gore, death. SnK belongs to Hajime Isayama. 
Rok 844, dystrykt Shiganshina.

— Lotteczko, dwa piwka poprosimy! — usłyszałam, podnosząc drewnianą tacę z kuflami.
— Już się robi! — okrzyknęłam, uśmiechając się do żołnierzy.
Powinnam być na nich zła, że znowu przesiadują w knajpie podczas służby, ale nic nie mogłam na to poradzić. Od prawie stu lat było za spokojnie, ludzkość chowała się za murami przed tytanami, więc stacjonujący w Oddziałach Garnizonu żołnierze zwyczajnie się nudzili. Nie przeszkadzała mi ich obecność, bo zawsze byli dla mnie mili i bronili mnie przed miejscowymi zboczonymi pijaczkami, którzy także byli klientami oberży, w której pracowałam.
Od tysięcy lat, rasa ludzka atakowana była przez tajemnicze istoty zwane Tytanami. Te podobne do ludzi ogromne stworzenia nie wykazywały się inteligencją, ani nie komunikowały się w żaden sposób. Nikt nie wiedział, skąd pochodziły, ani w jaki sposób się rozmnażały, gdyż zaobserwowano u nich brak narządów rozrodczych. Nie potrzebowały jedzenia, by przeżyć, a ich jedynym celem było rozrywkowe pożeranie ludzi. Sto lat temu, ostatni bastion ludzkości został zmuszony do ukrycia się za wysokimi murami w kształcie okręgów, chroniącymi ich przed Tytanami. Wewnętrzny mur Sina bronił króla i arystokrację, a za środkowym murem Rose i zewnętrznym murem Maria starali się żyć zwykli ludzie, nie martwiąc się, że skończą jako tytanowy obiad.
Wewnątrz murów istniało także wojsko, podzielone na trzy Korpusy: Żandarmerię, Garnizon i Zwiadowców. Wśród miejscowych wojskowych byłam znana jako „córka Bastiana Riese”, zwiadowcy służącego w oddziale samego trzynastego dowódcy Keitha Shadisa. Niestety, ojciec zginął na jednej z wypraw za mur, a mama, zdruzgotana po jego śmierci, też długo nie pożyła. Zostałam sama na tym nędznym, ograniczonym murami świecie, pełnym przemocy i trupów.
Nie miałam w zwyczaju narzekać. Wszyscy w dystrykcie Shiganshina, najdalej na południe wysuniętym mieście między murami, zdawali się być przyjaźni. To my byliśmy w pierwszej linii skazani na pożarcie, gdyby mury upadły. Aby przekupić ludność do zamieszkania terenów najbardziej narażonych na ataki tytanów, rząd obiecywał hojne datki i możliwość ekspansji ziem, o którą walczyli Zwiadowcy. Choć byliśmy biedni, staraliśmy się po prostu żyć.
— Dziękujemy ci, złotko — zostałam obdarzona szczerymi uśmiechami, gdy stawiałam kufle z piwem na stoliku żołnierzy. —Chodź, usiądź z nami na chwilę —zaproponował jeden z nich, ale tylko pokręciłam głową.
— Wybaczcie, ale jestem w pracy… — poderwałam głowę na dźwięk dzwoneczka, zwiastującego nowych klientów.
Firmowy uśmiech, jakie wpełzał mi na twarz przy witaniu klientów zbladł szybko, gdy zorientowałam się, kto przekroczył próg knajpy. To nie tak, że nie lubiłam, gdy odwiedzali nas Zwiadowcy. Kochałam ich za poświęcenie, jaki wykazywali się każdego dnia poza murami i cieszyłam się, widząc ich całych i zdrowych. Jednak, kiedy do baru kuśtykając wszedł sam generał Shadis wraz z kapitanem Smithem i nieznanym mi, czarnowłosym żołnierzem wiedziałam, że musiało zdarzyć się coś niedobrego. Panowie usiedli przy stoliku w samym rogu sali, jakby nie chcieli, by ktokolwiek ich podsłuchiwał.
Od ich wejścia, atmosfera w knajpie natychmiast się zagęściła. Nawet głośne śmiechy żołnierzy Garnizonu przycichły. Westchnęłam, czując jak mój żołądek zaciska się pod wiązaniami gorsetu. Skoro dowództwo Korpusu Zwiadowczego zawitało do podrzędnej knajpki w Shiganshinie, musieli znowu mieć problemy z ministrami i lordami króla.
— Dzień dobry, panie Keith. — Podeszłam do ich stolika, poprawiając dekolt sukienki, a szczery uśmiech znowu zagościł na mojej twarzy. — Panowie. — Skinęłam głową w stronę pozostałych żołnierzy.
Nie należałam do wojska, więc nigdy nie zwracałam się do byłego dowódcy ojca z należytą rangą.
— Ty ciągle tutaj, Charlotte? — zapytał generał, mierząc mnie wzrokiem.
— Lepiej tu, niż w burdelu. — Puściłam oczko. — To co zwykle?
— Trzy razy — Shadis sięgnął do kieszeni, wyciągając sakiewkę, ale tylko uniosłam dłoń.
— Na koszt firmy. — Odwróciłam się na pięcie, by parę chwil później wrócić z trzema szklankami bursztynowej nalewki.
Kręcąc się między stolikami, starałam się nie przysłuchiwać przyciszonej rozmowie dowództwa oddziału zwiadowców, jednak nie potrafiłam przezwyciężyć swojej ciekawości. Ze strzępów rozmowy udało mi się wywnioskować, że ostatnia wyprawa za mur skończyła się tragicznie, a Zwiadowcy stracili połowę żołnierzy. Sytuacja nie była kolorowa, gdyż ludzie zaczynali się buntować przeciwko płaceniu podatków na Korpus Zwiadowczy, który nie przynosił żadnych pozytywów.
Do tego, kapitan Erwin chciał stworzyć oddział specjalny, stworzony z najlepszych żołnierzy, a dowodzenie objąć miał towarzyszący dowodzącym czarnowłosy młodzieniec, który nie odezwał się ani razu podczas rozmowy, siedząc nieruchomo na stołku z założonymi rękoma. Nigdy wcześniej go nie widziałam, choć nosił insygnia biało-niebieskich skrzydeł. Wycierając stolik obok, starałam się kątem oka przyjrzeć jego przystojnej twarzy, jednak mojej ciekawości przeszkodzili wołający mnie klienci. Przemknęłam szybko do baru, by dostarczyć kolejne zamówienie, kiedy drzwi oberży otwarły się z hukiem.
— Siostrzyczko!
Nie musiałam się nawet odwracać, by wiedzieć, że trójka dzieciaków wpada jak burza na salę, rozglądając się za znajomą postacią. W knajpie znów zapadła cisza, a spojrzenia wszystkich klientów skierowane były na robiące harmider dzieciaki.
— Ile razy mam wam powtarzać, że to miejsce nie jest dla dzieci?! — wrzasnęłam, stając przed kontuarem podpierając się pod boki. 
— Ale siostrzyczko, znowu pobili Armina! — Zielono tęczówki dziewięcioletniego Erena błyszczały gniewem. — Książkę mu zniszczyli! — wyciągnął w moją stronę ociekającą wodą lekturę.
Szybko zabrałam ją z rąk chłopca i rozejrzałam się, czy nikt nie zauważył, jaka to była książka. Teksty stanowiące o ziemiach za murami były traktowane jako herezje, a opowieści tego typu surowo karane.
— Och, Armin, co oni znowu ci zrobili… — westchnęłam głośno, odwracając uwagę od książki, po czym kucnęłam przy wątłym blondynku o inteligentnym, błękitnym spojrzeniu i zaczęłam wycierać fartuchem jego umazaną błotem i łzami buzię.
— Muszę schować tę książkę — szepnęłam konspiracyjnie. — Tyle razy mówiłam, żebyście nie pakowali się w kłopoty! — zawołałam głośno mając nadzieję, że ani Garnizon, ani tym bardziej Zawiadowcy nie zainteresują się powodem całego ambarasu.
— Ale nie powiesz mojej mamie? — Eren podrapał się w tył głowy.
Przygryzłam wewnętrzną część policzka, po czym pstryknęłam delikatnie czoło dzieciaka.
— Oczywiście, że nie powiem. — Miałam dla nich zbyt miękkie serce. — Wszystko w porządku, Mikasa? — zwróciłam się do przybranej siostry Erena, która jak zwykle chowała twarz za czerwonym szalikiem.
Dziewczynka pokiwałam głową, a ja wiedziałam, że gdyby nie ona, to chłopaki pewnie dostaliby niezłe bęcki od miastowych łobuziaków, którzy średnio raz na tydzień z nudów zaczepiali cichego i nieśmiałego Armina. Odważny Eren rzucał się na ratunek przyjacielowi, choć bić nie umiał się wcale, za to Mikasa szybko pokazywała łobuzom, gdzie ich miejsce.
— Ja nie wiem, kto was będzie pilnował, jak dołączę do Zwiadowców… — westchnęłam, biorąc całą trójkę w objęcia.
Dopiero po paru chwilach sens moich słów dotarł zarówno do dzieciaków, jak i do mnie samej. Nie chciałam im tego mówić, a na pewno nie tak niespodziewanie. Niestety, miałam niewyparzony język na tyle, że wróżono mi śmierć nie z rąk tytanów, a przez swoją nieumiejętność zamknięcia się w odpowiednich momentach.
— Że co? — Eren odsunął się pierwszy i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. — Chcesz zostać Zwiadowcą? —W jego spojrzeniu wcale nie było zaskoczenia, wręcz przeciwnie, rozbłysło jakby podziwem.
Westchnęłam, po czym znowu sprzedałam mu pstryczka w czoło.
— Głupi, mały Eren — podniosłam się z kolan i machnęłam w stronę drzwi. — Spadajcie stąd.
Jeszcze przez moment patrzyłam za dzieciakami, gdy na dowidzenia machały mi w progu. Zacisnęłam dłonie na przemoczonej książce, którą musiałam gdzieś schować, jak nie zniszczyć, by nie narobić sobie kłopotów. Odwróciłam się w stronę baru, gdy kątem oka zauważyłam, że generał Shadis machał na mnie ręką.
Schowałam wolumin za plecami i z niewinną miną podeszłam do stolika.
— Coś jeszcze panom podać?
Nie zorientowałam się, kiedy kapitan Erwin sięgnął po książkę, delikatnie wyciągając ją z moich zaciśniętych rąk.
— Przechowam ją dla ciebie — powiedział spokojnie, przyglądając się pożółkłym kartkom. — Nie martw się, nie wydam ani ciebie ani dzieciaków.
Otwarłam usta, by zaprotestować, ale dobrze wiedziałam, że nic nie wskóram. Coś jednak podpowiadało mi, że powinnam kapitanowi zaufać. To on parę lat temu zapukał do drzwi, by poinformować mnie i mamę o śmierci taty.
— Powiedz mi, Lotta, — generał Shadis przypatrywał mi się uważnie. — Ile masz lat?
— Szesnaście — odpowiedziałam natychmiast, prostując się jak struna.
— I chcesz wstąpić do wojska?
Wzruszyłam ramionami.
— Po prostu pomyślałam, że przyda wam się medyk. — Przez dłuższą chwilę przypatrywałam się czubkom butów wystających spod spódnicy. — Uczę się u doktora Jeagera, stąd też znam te dzieciaki.
Od śmierci ojca szukałam sposobu, w jaki mogłabym pomóc Zwiadowcom, podczas gdy oni poświęcali swe życie, wyruszając za mur. Nigdy nie uważałam, że życie w zamknięciu było niesprawiedliwe. Ludzkość chowała się bezpiecznie pośród murów, jednak gdy istniała choć maleńka szansa na zlikwidowanie zagrożenia, jakim byli tytani, to dlaczego nie mieliśmy z niej skorzystać? Wściekałam się, kiedy mieszkańcy psioczyli na Zwiadowców, których wyprawy nie przynosiły nic, oprócz śmierci i rozpaczy. Być może dlatego, że byłam córką Zwiadowcy, szukałam pozytywów w ich działaniu.
—Myślisz, że takie gówniary dostają się do wojska? — znudzony ton należał do czarnowłosego.
Mężczyzna spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem, a ja zamiast się odgryźć, stałam jak zahipnotyzowana przez jego stalowe tęczówki.
— Levi… — mruknął groźnie Erwin, pocierając twarz dłonią.
— No, co? Zwiadowcom nie jest potrzebny zbędny balast. — Levi wzruszył ramionami.
Aura tajemniczości otaczała mężczyznę, nazwanego Levim. Nawet jeśli był niski w porównaniu z pozostałymi oficerami, to sama ekspresja na jego przystojnej, bladej twarzy wzbudzała respekt. Coś w środku podpowiadało mi, że nie powinnam się odzywać. Dopiero kiedy generał Shadis parsknął śmiechem, otrząsnęłam się z zamyśleń.
— Słuchaj, Levi… — założyłam ręce na piersi, by poczuć się jeszcze pewniej. — Obiecuję ci, że jeszcze mi będziesz mi dziękować za zszycie twojego tyłka, gdy ugryzie cię w niego tytan. — Nie czekając na reakcję, odwróciłam się na pięcie i z wysoko podniesioną głową, odeszłam w stronę baru.
Wtedy nie wiedziałam, że jaką lawinę syfu zapoczątkowałam.

3 komentarze:

  1. Czyżby nowa seria? Już się biorę za czytanie.

    Atak tytanów chyba kojarzę, miałam okazję luknąć na netflixie, wiec ciekawie będzie się czytało fanfika. ładnie opisałaś miasto i co się tam wyprawia, takie zgrabne wprowadzenie do tego uniwersum.

    Ha, dziewczyna ma dobre poczucie humoru, już ją lubię.

    Zaintrygowała mnie ta akcja z książką, i że herezją jest mówić co znajduje się za murami. odważna dziewczyna, 16 lat i do wojska sie pcha, ale to może ze wzglądu na swojego ojca i wpływ jaki na niej wywarły jego wyprawy, pyskata jest i dobrze, trzeba byc pyskatym.

    Chętnie poczytam coś jeszcze z tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Od bardzo, bardzo dawna nie oglądam anime, gdyż moje serce skradły dramy, jednak chętnie zaznajomię z fanfikiem, może dzięki niemu wrócę do oglądania?
    Heh, czy mogę przybić z Charlotte piątkę? Dziewczyna na charakterek, a przy tym jest pozytywną postacią, którą od razu się lubi. Nie zaskoczyło mnie, że chce zostać Zwiadowcą, jednak historia przeszłości jej rodziny i tego, gdzie żyje, sprawiły, że jestem ciekawa, jak się to wszystko dalej potoczy.
    Niezłe opisy, humor i ja jestem na tak.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po takich hasztagavh spodziewałam się kopulacji na stosie trupów, a jest dość spokojnje. I nie mówię, że źle! Ale mnie zaskoczyła akcja, a zapewne jej początek. Jest kilka znanych motywów, jest bar, jest siostrzyczka, jest też powiew świeżości w postaci brutalnej wojny na razie tylko w tle. Wszystko jest spójne i zachęcające, pozostaje czekać na rozwój wydarzeń. Ładne imię, Lotta. Lotta i Levi. Pasuje.

    OdpowiedzUsuń