ARSENAŁ

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

[Misja 5] Syn Apokalipsy ~ Kamil

Tym tekstem zaczynam nową serię, nieco "lżejszą" niż Kroniki. Nie mam dla niej jeszcze nazwy, więc jak macie jakiś pomysł, to śmiało piszcie w komentarzach 😀 Miłego czytania!




Ian popijał lukrowanego pączka kawą z mlekiem i trzema kostkami cukru. Mimo jego zamiłowania do jedzenia, szczególnie słodyczy, był niezwykle szczupły, niemal kościście chudy. Większość ludzi widząc posiłki chłopaka, dziwiła się jak może nadal mieć taką figurę. On jedynie wzruszał ramionami i mruczał "dobra przemiana materii" samemu w to zbytnio nie wierząc. 
Był spokojny, sobotni poranek. Ian obejrzał wczorajszego wieczoru maraton filmowy Gwiezdnych Wojen, a teraz siedział razem ze swoimi przyjaciółmi na kanapie w barze U Mike'a i patrzył maślanymi oczami na Peggy. Dziewczyna z jego klasy bardzo mu się podobała. Nie miał jednak dość pewności siebie, aby z nią porozmawiać. Uważał, że jest dla niego o kilka progów za wysoko, że trzyma się tylko z tymi fajnymi, bogatymi dzieciakami, a na takiego nerda jak on nawet nie będzie chciała spojrzeć. Obserwował ją więc tylko z dystansu i wzdychał po kryjomu. 
- ...tego uważam, że prequele są lepsze. 
- E tam, nie znasz się. - Marie nie zgodziła się z Davem, machając przy tym energicznie dłońmi. - Ian, a ty co myślisz? Ian? Ian?! - Pstryknęła palcami zirytowana. 
- Co? - Chłopak wyglądał jakby został przed chwilą wyrwany ze snu. 
- Ech… Znowu odpłynąłeś. Zawsze odpływasz, jak zobaczysz Peggy. 
- Wcale nie! 
- Nooo, zachowujesz się wtedy, jakbyś był jakimś zombie zamrożonym w czasie - Dave przyznał rację Marie. - I robisz taką śmieszną minę - spojrzał tępo przed siebie oraz otworzył lekko usta, parodiując przyjaciela. 
- I zaczynasz się ślinić - dodała przyjaciółka. 
- Ejj, na pewno nie! 
- Nie no, jaja sobie robię - Dave i Marie parsknęli śmiechem. Po chwili jednak dziewczyna powiedziała poważnie - Ale serio, znowu odpłynąłeś. 
- Oj, to niezależne ode mnie… - Ian znów spojrzał na Peggy, a cały jego świat skurczył się i skupił tylko na niej. 
Dziewczyna była piękna. Długie, ciemnoblond, kręcone włosy spływały kaskadami na ramiona i plecy. Duże, błękitne oczy patrzyły mądrze znad shake'a truskawkowego, a pełne, różowe usta delikatnie obejmowały słomkę.
- Jezu, Ian! - Marie, zdenerwowana, szturchnęła przyjaciela. 
- Dobra, dobra, sory! - Podniósł ręce do góry. - Już nie będę. 
- Ło! Ale laska idzie! - zachwycił się Dave. 
- I ty, Brutusie?! - Marie warknęła, ale mimowolnie spojrzała w stronę drzwi. 
Do baru weszła dziewczyna, która wyglądała na najwyżej pięć lat starszą od trójki przyjaciół. Była tak atrakcyjna i zjawiskowa, że miało się wrażenie, iż powietrze wokół niej drga. Ubrana w spodnie jeansowe oraz top, doskonale podkreślające jej figurę i nie dające zbyt wiele miejsca dla wyobraźni, przyciągała wzrok wszystkich w lokalu. 
Odgarnęła kruczoczarne włosy z czoła, rozejrzała się po barze i z uśmiechem ruszyła do stolika przy którym siedział Ian z przyjaciółmi. Stanęła tuż przed nimi i powiedziała niezwykle słodkim, przyjemnym głosem: 
- Ian, nieprawdaż? Mogę się przysiąść? 
- Nie bardzo - warknęła Marie. 
- Nie ciebie pytałam, zajączku - odpowiedziała zaczepnie dziewczynie, przyjaciółka Iana miała bowiem bliznę po zajęczej wardze. 
Marie poderwała się z kanapy. W pierwszej chwili chciała złapać nowoprzybyłą za włosy i parę razy uderzyć jej głową o stół. Jednak po chwili, gdy zmierzyły się spojrzeniami, zrezygnowała i wyszła z baru. 
- Brylasty - dziewczyna zwróciła się do Dave'a. - Bądź grzecznym chłopcem i hmmm..., idź przytul zajączka. Pewnie będzie gdzieś płakać po drodze do domu. 
Chłopak energicznie skinął głową i ruszył za Marie. 
- No! W końcu sami! - Brunetka rozsiadła się wygodnie na kanapie i spojrzała na Iana. 
- Taaak… - zgodził się niechętnie chłopak. - Przepraszam, mówiłaś, że jak się nazywasz? 
- Nie mówiłam - uśmiechnęła się tajemniczo. - Jestem Xara. 
- Xara? Hmmm… Dziwne imię. 
- Nie tam, skąd pochodzę - kolejny uśmiech. 
- Tam skąd pochodzisz? Czyli nie jesteś stąd? 
- Nie. Wątpię abyś kojarzył, ale zapewniam cię, że jest tam nieziemsko.
- Aha… - jakiś wewnętrzny głos zaczął mu szeptać, że coś jest nie w porządku. - Ehmm… No nic, było miło poznać. Chyba będę się zbierał, żeby pocieszyć Marie - powiedział z wyrzutem i wstał z kanapy. 
Xara wyciągnęła rękę i złapała za dłoń Iana, lekko ciągnąc go w dół. Chłopakowi zaczęło szybciej bić serce, bynajmniej nie ze zdenerwowania czy lęku. Po raz pierwszy dziewczyna, która nie jest jego mamą ani Marie, wykazała zainteresowanie nim, a do tego złapała go za rękę. Poczuł jak przyjemne ciepło rozpływa się po jego ciele, a jego blade policzki dostały wypieków. Mimowolnie uśmiechnął się i usiadł z powrotem na kanapie, nie wiedząc jak zachować się w takiej sytuacji. Tymczasem Xara już szeptała swoim słodkim głosem: 
- Gdzie ci się śpieszy, słodziaku? Jest przecież tak miło, nieprawdaż? 
Ian energicznie kiwnął głową
- No więc właśnie - Xara uśmiechnęła się zadowolona i puściła dłoń chłopaka. Następnie skinęła na kelnerkę, która czekała tylko na odpowiedni moment by podejść. Brunetka zamówiła shake'a czekoladowego.
Ian w tym czasie zdążył nieco ochłonąć, a do jego głowy powoli zaczęła napływać nieufność i sceptycyzm. 
- Przepraszam, ale chyba nie rozumiem całej tej sytuacji… - przyznał się, spoglądając nieco speszony. - Skąd znasz moje imię? I dlaczego mnie szukałaś?  
- Nie dość, że przystojny, to jeszcze mądry i przenikliwy. Normalnie ideał faceta! 
- Taaak… Chociaż to nadal nie jest odpowiedź na moje pytania! - podniósł nieco głos. Zaczął czuć irytację z powodu udziału w grze, której nie rozumiał. Jego zdenerwowanie potęgowało coś, jakaś intuicja, nakazująca, żeby jak najszybciej skończyć rozmowę z dziewczyną.   - O co tu chodzi? Czego chcesz?!
Zapanowała między nimi niezręczna cisza. Ian spoglądał na Xarę nieufnie, ona cały czas uśmiechała się tajemniczo. Niespodziewanie do stolika podeszła kelnerka, zdziwiona zachowaniem zawsze spokojnego i radosnego Iana. Postawiła szklankę z shake'm przed Xarą, a następnie zapytała się czy czegoś jeszcze nie potrzebują, jednocześnie próbując nawiązać kontakt wzrokowy z chłopakiem. On tego nie zauważył, wpatrzony w brunetkę z poirytowaniem wypisanym na twarzy i założonymi rękoma na piersi. Xara podziękowała kelnerce, dając do zrozumienia, żeby sobie poszła.
- Powiedz mi, Ian - wzięła łyk przez słomkę, gdy tylko znów zostali sami. Przez ułamek sekundy chłopak miał wrażenie, że siedzi przed nim Peggy, jednak nim jego serce zdążyło szybciej zabić, widział już twarz Xary. I jej oczy, czarne, przenikliwe i pochłaniające. - Czego najbardziej pragniesz w życiu?
- Poznać mojego ojca - odpowiedział nieco zaskoczony, bo słowa niemal same wyskoczyły z jego ust. Dziewczyna kiwnęła głową, tym razem jednak na jej twarzy nie gościł już uśmiech. 
- A co jeśli ci powiem, że twój ojciec mnie przysłał? 
- Ha! - Parsknął niekontrolowanie śmiechem. - Uważaj, bo jeszcze uwierzę. 
Xara wzruszyła ramionami i zaczęła mówić szybciej i nieco ciszej: 
- Twój ojciec i twoja matka byli w Afryce jako wolontariusze, nieprawdaż? Tam się poznali, razem pomagali chorym, głodnym i umierającym. Bardzo się wtedy do siebie zbliżyli. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, co się dzieje jak dwójka ludzi bardzo się do siebie zbliży? - Omiotła badawczym wzrokiem chłopaka uśmiechając się ponownie. - A może jednak chciałbyś? Będzie fajnie - wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby, a jej spojrzenie stało się bardziej drapieżne, niemal wygłodniałe. Wyraz twarzy zaś nasuwał skojarzenie z kotem, tuż na chwilę przed skokiem na swoją zdobycz. 
Ian, nie do końca świadomy, co ma na myśli dziewczyna, jednocześnie zaskoczony, że wie o jego ojcu i matce oraz ich wolontariacie, odpowiedział:
- Nie, dzięki, wiem co się dzieje, gdy ludzie się zbliżą. 
Xara wzruszyła ramionami, uśmiech zniknął z jej twarzy, ale czarne oczy nadal przyglądały się chłopakowi drapieżnie. 
- Twoja strata. - Pociągnęła długi łyk shake'a. - Wracając do twoich rodziców. Po pewnym czasie, Anna, twoja matka, wróciła do domu, prawdopodobnie nawet nieświadoma, że jest w ciąży. A przynajmniej, Ted, twój ojciec, nic na ten temat nie wiedział. On natomiast został w Afryce i pomagał dalej potrzebującym. Z tego co wiem, twoja matka pisała listy do twojego ojca, że mają wspólne dziecko, ale on był wiecznie w podróży. W końcu jednak dotarła do niego wieść o narodzinach syna i postanowił cię poznać. I dlatego też poprosił mnie, żebym cię znalazła. 
Dziewczyna umilkła. Ian siedział oniemiały i bardzo zaskoczony. Zastanowił się nad wszystkim co przed chwilą Xara powiedziała i zaczął wierzyć, że możliwym jest iż przysłał ją jego ojciec, bowiem o wolontariacie rodziców w Afryce wiedzieli jeszcze tylko Marie i Dave. Również fakt, że znała imiona jego rodziców przemawiał za autentycznością opowieści. 
Myśl, że jego ojciec go szuka i chce poznać przepełniła go radością. Marzył o tym odkąd tylko pamiętam. Jedynie fakt, że nie pojawił się osobiście aby się z nim spotkać, nie dawał mu spokoju. Postanowił więc o to zapytać dziewczynę. 
- To chyba dość oczywiste - odpowiedziała, popijając shake'a - nie chciał wywoływać nadmiernego szoku. Wyobraź sobie, że podchodzi do ciebie obcy facet i mówi ci, że jest twoim ojcem. Brzmi znajomo? Dla Luke'a Skywalkera nie skończyło się to chyba najlepiej, nieprawdaż? - Puściła do niego oczko i uśmiechnęła się. -  Poza tym, jak zapewne wiesz z opowieści matki, Ted jest dość wstydliwym facetem. Nie, wstydliwy to złe określenie. Introwertyczny. Tak, jest bardzo introwertyczny, skryty i nadmiernie przejmujący się wszystkim. Nie będziesz umiał nawet sobie wyobrazić, jaki był spięty przed posłaniem mnie po ciebie - zaczęła się śmiać. 
Ian odprężył się. Mama nieraz opowiadała mu o tacie. Często podkreślała, że był typem wiecznie zatroskanego milczka, który każde słowo ważył kilka razy. Powtarzała również, że zawsze ważniejsze były dla niego czyny, niż słowa. Postanowił więc działać i  zapytał przepełniony entuzjazmem:
- Jest tutaj? Mogę go poznać? 
- Oczywiście, przecież po to cię szukałam.  
W mgnieniu oka Ian poderwał się z kanapy i spojrzał ponaglająco na dziewczynę. 
- To na co czekamy? 
Wzruszyła ramionami i dopiła shake'a, po czym westchnęła zawiedziona, że się skończył. Następnie odgarnęła włosy z czoła i również wstała z kanapy. Chłopak, nie czekając dłużej za nią, stał już przed ladą i płacił za swoje oraz swoich przyjaciół zamówienia. Xara podeszła do niego, delikatnie położyła dłoń na ramieniu i niemal wyszeptała: 
- Zapłacisz za mnie też? 
Po ciele chłopca znów rozpłynęło się przyjemne ciepło. Entuzjastycznie pokiwał głową i wyciągnął dodatkowy banknot z portfela. Chwilę później oboje wyszli z baru. 
Xara szła nieco z przodu, szybkim i energicznym krokiem. Ian próbował nadążyć za nią, jednocześnie mierząc się z myślami.
Przede wszystkim jego ojciec zaprzątał mu głowę. Zastanawiał się jak on wygląda, jaki jest naprawdę, czy zaakceptuje swojego syna i czy już zostanie tutaj na zawsze. Targały nim sprzeczne uczucia. Przez chwilę był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, z powodu rychłego spotkania taty, by po chwili zacząć wątpić w autentyczność historii Xary. Wydawało mu się wtedy, że jest to zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Dziewczyna, jakby wyczuwając rozterki Iana, odwracała się co pewien czas do niego aby go pospieszyć, albo zapytać o coś nieistotnego. 
Xara intrygowała Iana niemal równie mocno, co jego ojciec. Z każdą chwilą słabł wewnętrzny głos, który ostrzegał go przed dziewczyną, zastępowany przez zachwyt nad nią. Nie chodziło tylko o to, że była niezwykle atrakcyjna, Xara bowiem okazywała również bardzo duże zainteresowanie nim, co miło łechtało ego chłopca. Jej tajemniczość i nieco zaczepne usposobienie, choć tak irytujące, sprawiały, że chciał ją lepiej poznać i odkryć co się za tym wszystkim kryje. 
Zajęty swoimi myślami, Ian nawet nie zauważył, gdy weszli do dzielnicy, do której wcześniej rzadko się zapuszczał. Dopiero gdy Xara przystanęła, zorientował się dokąd dotarli. 
Stali przed budynkiem w dzielnicy zwanej Doliną Mercedes, chociaż niemal wszyscy potocznie nazywali ją Piekiełkiem. W latach gdy zakładano miasto, znajdowało się tutaj jedynie torfowisko zwane Diabelskimi Mokradłami. Jednak przedsiębiorczy mieszkańcy, nie zważając na straszne legendy o tym miejscu, szybko je wysuszyli i zaczęli na nim budować fabryki. Powstałą w tym miejscu dzielnicę nazwano Doliną Mercedes, od imienia córki właściciela większości zakładów produkcyjnych w mieście. 
Wkrótce Dolina Mercedes stała się zmorą robotników. Skandaliczne warunki pracy, ciężka harówka po dwanaście i więcej godzin, brak jakichkolwiek zasad bezpieczeństwa oraz stawiane na szybko budynki sprawiały, że pracownicy przeklinali to miejsce, zwąc je małym piekłem na ziemi lub Piekiełkiem. Choć z czasem byt robotników się poprawił, tak potoczna nazwa dzielnicy już przywarła na stałe. 
Obecnie, Dolina Merceds byłaby koszmarem sennym niejednego architekta. Wraz z nastaniem epoki automatyzacji i informatyzacji obok fabryk zaczęto budować biurowce. Przysadziste, ceglane oraz masywne, betonowe hale mocno kontrastowały ze smukłymi i szklanymi wieżowcami. 
Ian i Xara stali właśnie przed jednym ze starszych i niższych biurowców w dzielnicy. Osypujący się tynk z fasady, niewielkie okna, zardzewiałe rynny i odchodząca od drzwi zielona farba świadczyły, iż budynek ma za sobą już kilkadziesiąt lat bez remontów. Xara wciskała przycisk interkomu, czekając aż ktoś z drugiej strony się odezwie. Ian w tym czasie zdążył przeczytać biały napis na czerwonej tabliczce, który oznajmiał w języku angielskim oraz jakimś innym, którego chłopak nie znał, że jest to Narodowy Fundusz Zdrowia, filia w Stanach Zjednoczonych. Jakiś dowcipniś obok dopisał białym sprayem: Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie. 
W głośniku domofonu odezwał się głos starszego mężczyzny: 
- Kto tam? 
- To ja - odpowiedziała Xara, po czym usłyszeli brzęk. Drzwi się otworzyły i oboje przez nie przeszli.
Znaleźli się w niewielkim, choć bardzo wysokim pomieszczeniu. Pokój rozświetlały dwa halogeny na suficie, z czego jeden migał irytująco. Na wprost wejścia znajdowała się winda, obok której stała w doniczce sztuczna roślina. Po lewej stronie natomiast, umiejscowiona była niewielka recepcja, za którą siedział starszy mężczyzna. 
- Ach! Panna Xara! Nowy nabytek? - spojrzał spod okularów na Iana. 
- Nieeeee, niestety nie. Chociaż może w niedalekiej przyszłości? - uśmiechnęła się do recepcjonisty, zmierzając do windy. Chwilę później jechali już w górę, na szóste, ostatnie piętro. 
- Czym ty się właściwie zajmujesz? - Ian zapytał Xarę, zastanawiał się nad tym już od jakiegoś czasu. 
- Jestem hmmm... łowcą głów. 
Chłopak spojrzał na nią przerażony. Widząc jego minę, Xara szybko dodała: 
- Ale nie w takim sensie jak myślisz. Można powiedzieć, że jestem trochę takim detektywem. Wyszukuję najlepszych i ściągam ich hmmm… do pracy. 
Stara winda zatrzymała się na szóstym piętrze. Drzwi jednak się nie otworzyły, Xara więc wcisnęła dwa razy przycisk szóstki, mrucząc jakieś przekleństwa. 
Winda runęła w dół.  
Ian wrzeszczał przerażony, czując jak wszystkie organy w jego ciele podchodzą mu do gardła. Światło zgasło, więc nie mógł zobaczyć Xary. Mimo to, udało mu się odszukać jej dłoń i ją złapać. Całe jego nastoletnie życie przelatywało mu przed oczami. 
Tak szybko jak ruszyła, tak gwałtownie winda zahamowała. Żołądek Iana nieprzyjemnie wrócił na swoje miejsce. Chłopak dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ściska wciąż dłoń Xary. Puścił ją gwałtownie, szepcząc przeprosiny. Światło nie zapaliło się ponownie, więc dziewczyna nie mogła zobaczyć jak zawstydzony Ian oblewa się cały rumieńcem. Oboje podskoczyli gwałtownie, gdy niespodziewanie otworzyły się drzwi z głośnym brzękiem. 
- Musimy wyjść z windy - powiedziała niepewnie Xara. 
Ruszyła pierwsza i po chwili dołączył do niej Ian. To, co ujrzał po wyjściu, przeraziło go bardziej niż spadająca winda. 
Panował półmrok, chociaż wszystko wokół było aż zbyt dobrze widoczne. Jakby ciemność w tym miejscu była inteligentną istotą, która daje do zrozumienia, że nie nie jest jedynie stanem przejściowym, a rzeczywistym brakiem światła na zawsze. 
Aż po horyzont ciągnęła się sucha, brunatno-popielata, spalona i popękana od żaru ziemia. Gdzieniegdzie widać było szczyty gór wyrzucające z siebie kłęby dymu i strumienie magmy. Przed nimi zaś, rzeka płynnej lawy odgradzała od wszechmiaru pustyni
swoiste miasto znajdujące się w kotlinie, ułożone koncentrycznie względem czegoś, co znajdowało się w najgłębszym jej punkcie. Budynki wyglądały jak z koszmaru, całe powykręcane, nadtopione, osmolone i rozpadające się. Raz po raz dochodziły z nich urywany wrzaski i krzyki. 
Xara również wyglądała inaczej. Była niemal naga, piersi i biodra zasłaniały jedynie pasy czarnego jedwabiu, jej skóra przybrała nieco brązowo-różowy odcień, a czoło wieńczyły dwa rogi wywijające się za głowę jak u barana. Nogi na wysokości połowy ud zmienione były w kopyta, a palce dłoni kończyły drapieżnie wyglądające szpony. Uśmiech również stał się dużo bardziej drapieżny przez dłuższe i bardziej ostro zakończone kły. Jedynie oczy pozostały bez zmian, czarne, przenikliwe i pochłaniające. 
- Witaj - uśmiechnęła się do niego szeroko, prezentując większość zębów - w piekle!
***
Gdy odzyskał przytomność, Ian wciąż znajdował się w piekle. Xara siedziała na głazie i patrzyła uważnie na chłopaka. Ten, wystraszony widokiem, odsunął się kawałek i wydukał przerażony: 
- Kkk… Kim jesteś? Czym jesteś? Gdzie jestem? Czy ja umarłem?
Xara wstała z głazu sprężyście, podeszła trzy kroki w stronę Iana i uśmiechając się zapytała: 
- Odpowiadać po kolei? No dobrze, więc jestem sukkubem, nadal znajdujesz się w piekle i jeszcze nie umarłeś. Ściągnęłam cię tutaj, bo Furkas chce się z tobą spotkać. Możemy już iść? Chciałabym to szybko załatwić.
- Czekaj, ale jak to? Czego ten Furkas ode mnie chce?
- Chodźmy, to się przekonasz. 
- A co jeśli nie zechcę?
- Wydaję mi się, że nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia - i pokazała dłonią na otaczający ją świat. Jej świat. 
 Niechętnie, Ian podniósł się z ziemi i ruszył za sukkubem. Zmierzali w stronę mostu na rzece lawy, gdy Xara zaczęła opowiadać chłopakowi o piekle, nieco chaotycznie, jakby chcąc pozbyć się panującej między nimi niezręcznej ciszy. W ten sposób dowiedział się, że od czasów wizyty Dantego Alighieri sporo się pozmieniało. Chociaż wciąż piekło składało się z dziewięciu kręgów, tak jego budowa oraz kary jakie spotykały grzeszników nie są już takie same jak w Boskiej komedii, demony postanowiły bowiem iść z biegiem czasu i dostosować się do świata na powierzchni. Niestety, Ian nigdy wcześniej nie czytał Boskiej komedii, więc piekło poznawał dopiero po jego metamorfozie. I uważał je za przerażające miejsce.  
Przekroczywszy most, weszli na szeroką drogę, prowadząca bezpośrednio do samego środka piekła. Któryś z demonów-żartowniśów postawił tabliczkę z napisem Highway to hell. Ian również zauważył, że za każdym razem gdy on lub Xara stawiają krok, pod ich stopami świeci się coś czerwonego. Gdy przyjrzał się temu bliżej, spostrzegł, że na kamieniach po których szli wypisane były zdania wyrażające dobre intencje. 
Mijali kolejne kręgi piekła, które krzyżowały się z ich drogą, a każdy z nich wyglądał inaczej. Ian zapytał Xarę o powód takiej różnorodności. W odpowiedzi, sukkub wytłumaczył mu, że w każdym z kręgów przebywają inni grzesznicy oraz inne demony. Wyjaśniła, że ona mieszka w kręgu drugim, wypełnionym lubieżnikami, a zmierzają do kręgu ósmego, zwanego Złymi Dołami, gdzie katusze przeżywają kłamcy i oszuści. Na te słowa pewna niepokojąca myśl przyszła do głowy Iana. Odkąd przybyli do piekła, Xara nie wspominała ani razu o jego ojcu. Pomyślał więc, że demon musiał go okłamać. Zaczął się zastanawiać ile prawdy było w tym, co wcześniej mówiła. 
Znajdowali się na wysokości piątego kręgu piekła, tuż przed mostem nad drugą rzeką płynnej lawy, gdy Ian przystanął i nie mogąc się powstrzymać, zapytał:
- Nie znasz mojego ojca, prawda? Okłamałaś mnie?
- Co? - zapytała zdziwiona, odwracając się do chłopaka. - Aaa… no dobra, trochę zafałszowałam rzeczywistość. Ale w sumie, to znam twojego ojca i nieraz wspominał, że chciałby cię poznać, także tak nie do końca cię okłamałam - uśmiechnęła się rozbrajająco. 
Ta odpowiedź nie spodobała się znacznie bardziej Ianowi. Dopytał więc z ciężko bijącym sercem:
- A… A więc, on… Nie żyje? Albo - przełknął ciężko ślinę. Wolałby tego nie wypowiadać na głos, ale musiał wiedzieć - jest jednym z was? Jednym z demonów?
- No cóż… Nie, nie jest ani martwy, ani jednym z nas. A szkoda. 
- Dlaczego?
- On… - zawahała się chwilę. Widać było po jej minie, że bije się z myślami, po czym zdecydowanie odpowiedziała: - Nie mogę ci powiedzieć. Może Furkas ci powie. Chodźmy.
Ruszyli dalej, pokonując kolejne dwie rzeki lawy i dwa kręgi piekielne. Gdy dotarli do Złych Dołów, zeszli z głównej drogi i zagłębili się w zabudowania. Dopiero teraz Ian mógł poznać prawdziwy horror piekła, wcześniej bowiem widział wszystko z oddali i nie spotkał zbyt wielu grzeszników ani demonów. 
Weszli na ciągnącą się w nieskończoność aleję, przy której po jednej i drugiej stronie znajdowały się wielkie połacie płaskiego, ogrodzonego terenu. Na środku każdego z nich stał wielki pałac, który bardziej przypominał mauzoleum niż budynek w którym ktoś mógłby mieszkać. Gdy weszli na przekroczyli bramy jednej z posiadłości, Ian dostrzegł, że teren wcale nie jest płaski, był bowiem pełen dziur. Skojarzyło mu się to mimowolnie z cmentarzem. Niepewnie podszedł do jednego z otworów. I odskoczył jak poparzony, gdy zajrzał do środka. Z dołu próbował się wygrzebać człowiek. Był cały poparzony, ponieważ dno pokrywał niebieskawy ogień. Z każdym pokonanym centymetrem ku górze, ciało męczennika zaczynało gnić i odchodzić płatami od ciała, a gdy był w stanie już sięgnąć krawędzi, odpadało całkowicie zostawiając goły szkielet. Zsuwał się on mimowolnie z powrotem do dołu, gdzie ciało ponownie makabrycznie regenerowało się stopniowo na kościach, by po chwili być znów opalane przez piekielny ogień z dna. 
Ianowi zrobiło się niedobrze i zwymiotował. Gdy skończył, otarł usta rękawem i spojrzał nieco zawstydzony na Xarę. Ona nic nie powiedziała, można było jednak dostrzec w jej spojrzeniu pewnego rodzaju współczucie. Szybko jednak jej mina wróciła do tajemniczego uśmiechu. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę pałacu przypominającego mauzoleum, a chwilę potem dołączył do niej Ian. 
Wnętrze budynku wypełnione było lustrami, co powodowało, że wyglądało na większe niż w rzeczywistości było. Rozświetlało je jedynie ognie pochodni. Pomiędzy lustrami, na potężnym, płowym koniu przejeżdżał się tęgi mężczyzna. Miał długą siwą brodę i włosy sięgające ramion. Ubrany był w starodawny żakiet i bryczesy, a w dłoni dzierżył długą włócznię. Gdy podjeżdżał do któregoś z luster, wypowiadał parę słów w niezrozumiałym dla Iana języku i od razu ruszał do kolejnego. W pewnym momencie przystanął na środku mauzoleum i spojrzał nieco zdziwiony w stronę dwójki przybyszów. Szybko jednak się opanował i uśmiechnął w podobnym stylu co Xara - drapieżnie i tajemniczo.
- Ach! Panicz Ian, jak mniemam? Witam, witam serdecznie! - powiedział niskim, dobrotliwym głosem. - Zapewne zastanawiasz się z jakiegoż to powodu zostałeś ściągnięty aż do piekieł. 
- To ja już może pójdę… - zasugerował sukkub.
- Oj, moja droga Xaro, nie wygłupiaj się. Zostań. To nie powinno zająć długo, a ktoś będzie musiał przecież odprowadzić i pomóc paniczowi Ianowi. 
Xara westchnęła, cofnęła się parę kroków w stronę wyjścia i założyła ręce na piersi. Furkas nie zwrócił na to uwagi i kontynuował swoją wypowiedź w stronę Iana. 
- Cóż. Tak, nie będę mitrężył twego cennego czasu, bowiem nie mamy go zbyt wiele. Chodzi o kwestię najwyższej wagi! - zrobił efektowną pauzę, po której uderzył wolną dłonią w swoje czoło. - Ale zaraz, gdzież są moje maniery! Wypadałoby wpierw się przedstawić. Jam jest Furkas, demon ósmego kręgu piekieł, jedyny rycerz goecji, nauczyciel wiedzy tajemej. Do twych usług - wykonał ukłon z konia, z wymachem nieuzbrojonej ręki do tyłu. 
- Yyy… Miło mi? - Ian powiedział niepewnie. 
- Nie, nie, to mnie miło! Ale dobrze, starczy tej kurtuazji. Przejdźmy do rzeczy. Otóż, chciałbym, żebyś powstrzymał apokalipsę. 
- Co?! 
- Zaiste, adekwatna reakcja do powagi sytuacji, wcale się nie dziwię - demon pogładził się po długiej brodzie. - Już spieszę z wyjaśnieniami. 
Furkas zaczął opowiadać o anielicy imieniem Celestyna. Zgodnie z jego opisem wcale nie była tak miłym aniołem, jakiego możnaby się spodziewać po niebiańskiej istocie. Stwierdził, że jest ona bezwzględna dla grzeszników i już niejednokrotnie wysłała wielu do piekieł za nawet najlżejsze przewinienia. Zabiła również dziesiątki demonów. Ponadto, fanatycznie służy Archaniołowi Michałowi, generałowi armii niebiańskiej i bardzo szybko pnie się w hierarchii anielskiej. Demon oznajmił, że wie z pewnych źródeł, iż Celestyna ma jasno określony cel i dąży do niego nie zważając na koszty. Pragnie bowiem rozlewu krwi, śmierci, zniszczenia i chaosu. Chce rozpocząć apokalipsę. 
Na pytanie Iana, dlaczego anioł mógłby chcieć zacząć apokalipsę, Furkas zdziwił się nieco. Szybko jednak odzyskał rezon i zaczął tłumaczyć chłopakowi jak małemu dziecku, że apokalipsa zakończy odwieczną wojnę nieba z piekłem. Następnie dodał, że mimo iż przez pewien czas to demony będą wygrywać, tak na końcu zatriumfują aniołowie, a jemu odpowiada obecny status quo. Jego doły dzięki temu zasilane w nieustannie nowymi grzesznikami, a w trakcie apokalipsy oraz po niej, skończyłby się dopływ męczenników już na zawsze. 
- Jestem pragmatycznym demonem, Ianie - Furkas kwitował swoją wypowiedź. - Jeśli wojna ma zakończyć mój interes, to wybieram pokój. 
- Dlaczego miałbym ci pomóc? - zapytał zdziwiony chłopak. - Przecież, jeżeli niebo wygra, to będziemy mieli raj na ziemi! 
- Zgadza się. Ale wielu ludzi wtedy zginie. Chcesz umrzeć tak młodo? Jeszcze zanim poznałeś goryczkę alkoholu? Potęgę wiedzy? Rozkosz władzy? Ekscytację bogactwem? Słodycz pocałunku? 
Oba demony przyglądały się z ciekawością chłopakowi, który rozważał słowa Furkasa. W końcu powiedział, nieco niepewnie: 
- Nie…
- Więc musisz nam pomóc! 
- Ale jak?! Przecież nawet nie wiem co trzeba zrobić!
- Tym się nie martw! Wszystko przygotujemy! Tymczasem…
- Chwila! Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem - Ian sam był zaskoczony swoją butą i odwagą, ale do głowy przyszedł mu pewien pomysł i uznał, że to idealny moment. - Chcę spotkać mojego ojca.
- O - demon zamilkł, nie spodziewając się czegoś takiego. Szybko jednak uśmiechnął się i powiedział  - Ależ oczywiście! Tak w zasadzie, to uważam, że to fenomenalny pomysł! - Droga Xaro, byłabyś tak łaskawa i towarzyszyła Ianowi w wędrówce? 
- Z rozkoszą, panie - ukłoniła się nisko, mówiąc to z lekkim przekąsem.
- Wybornie! A więc zawarliśmy kontrakt - zwrócił się do chłopaka. - W zamian za spotkanie z twoim ojcem, pomożesz nam powstrzymać apokalipsę. Wspaniale! Gdy opracuję jakiś plan działania, Xara ci go przekaże! - rozpromienił się, następnie wywinął młynka swoją włócznią i ostrzem dotknął jednego z luster, mrucząc jakieś słowa w języku, którego Ian nie znał.
Odbicie wpierw przybrała matowo czarny kolor, by po chwili rozbłysnąć fioletowym blaskiem. Nie było już płaską powierzchnią, miało bowiem liczne wypukłości i patrząc na nie, nie można było pozbyć się wrażenia, że faluje. Gdy Ian przyjrzał się temu bliżej, zobaczył w głębi lustra  korytarz zupełnie inny od pomieszczenia w którym się znajdowali. Rozświetlały go purpurowe kryształy umieszczone na ścianach niczym kinkiety. Same ściany natomiast miały dziwnie powyginane kształty, jakby były stworzone z wosku i żywicy przez ogromne owady. 
Xara złapała za rękę Iana i pociągneła go bez słowa w stronę lustra. Ostrożnie dotknęła dłonią falującej tafli, a ta zaczęła zagłębiać się z nieprzyjemnym dźwiękiem, jakby zanurzała ją w galarecie. Skrzywiła się nieco i wyszeptała słowo zimne, a po chwili połowa jej ciała zniknęła już za odbiciem. Nadal ciągnęła Iana za rękę, więc wkrótce i on dotknął falującą taflę. Poczuł chłód przenikający aż do szpiku kości, nie mógł jednak się wycofać, bowiem uścisk Xary nie zelżał, mimo iż jej już nie było po tej stronie lustra. Chłopak obrócił się nieco przerażony i spojrzał na Furkasa, ten jednak uśmiechał się tylko. 
- Powodzenia, młodzieńcze! I do rychłego zobaczenia! - demon wypowiedział te słowa w momencie, gdy twarz Iana zaczęła zagłębiać się w lustro.  
Nim się zorientował, znalazł się w tym dziwnym korytarzu, który widział wcześniej w odbiciu. Xara, nie dając mu możliwości porządnego rozejrzenia się po wnętrzu, ciągnęła go już w głąb, mówiąc: 
- Cóż… Witaj w Nicości, Ian…
***
Xara bardzo się spieszyła. Szła energicznym krokiem, rozglądając się na wszystkie strony i ciągnąc stanowczo Iana. Gdy chłopak się jej zapytał, dlaczego tak się zachowuje, odpowiedziała mu, że Nicość jest niezwykle niebezpieczną krainą, pełną istot znacznie gorszych i groźniejszych od aniołów czy demonów. 
Korytarz kończył się wielkim dziedzińcem. Okolony był ze wszystkich stron wysokimi murami stworzonymi z tego samego materiału co korytarz. Niebo upstrzone było gwiazdami, żadne z nich nie układały się jednak w jakieś znane chłopakowi konstelacje. Na środku placu znajdowała się studnia, a pod ścianą, naprzeciwko wyjścia z którego przyszli, stał niewielkich rozmiarów budynek, który nasuwał Ianowi skojarzenie ze stajnią. Całość natomiast przypominała mu wewnętrzny dziedziniec jakiegoś dziwnego zamku. 
Xara pociągnęła chłopaka w lewą stronę, wprost do ogromnych drzwi. Zastukała kołatką w kształcie paszczy smoka i odsunęła się kawałek. Wrota otworzyły się same, z paskudnie brzmiącym skrzypieniem. Sukkub obejrzał się przerażony, jednak gdy nie dostrzegł niczego niepokojącego, ponownie pociągnął Iana i razem weszli do środka. Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem i przez kilka chwil panowała ciemność. Wkrótce jednak rozbłysły identyczne kryształy co w poprzednim korytarzu.
Znaleźli się w dość długim przedsionku, którym ruszyli w głąb budynku. Wyszli w ogromnej sali, rozmiarami dorównującej dziedzińcowi na zewnątrz. Na środku znajdował się gigantyczny globus przedstawiający Ziemię. Raz po raz zapalały się i gasły na nim różnokolorowe światła. Wokół niego, na planie rombu stały cztery trony, a z każdego wydobywał się inny blask - czerwony, zielony, żółty oraz niebieski. Na tronach siedziało czterech mężczyzn, którzy byli tak różni, jak barwy wydobywające się zza ich pleców. Rozmawiali między sobą żywo, w języku którego Ian nie rozumiał. 
Xara odzyskała swoją pewność siebie i śmiało zbliżyła się ku środku sali.
- Ekhm! - odkaszlnęła, żeby dać do zrozumienia, iż oprócz nich, ktoś jeszcze się znajduje w pomieszczeniu. Rozmowa ucichła i czterej mężczyźni spojrzeli na sukkuba.
Ten w czerwonym tronie, muskularny i w pełnej zbroi, powiedział coś do niej, co brzmiało jak warknięcie. Xara odpowiedziała jednym słowem. 
- Niech będzie! - znów warknął mężczyzna, tym razem po angielsku. Miał nieprzyjemny, niski tembr głosu przepełniony basem, przywodzący na myśl huk wystrzału z broni - Więc, czego tu, sukkubie? 
- Przyprowadziłam wam gościa… - i odsunęła się, ukazując im Iana.
Mężczyzna z niebieskiego tronu poderwał się na nogi. 
- Ian? - zapytał zdziwiony. Był równie szczupły i blady co chłopak, włosy miał płowe, niemal siwe, a ciemne oczy wyrażały podekscytowanie i smutek zarazem. - To naprawdę ty? 
Ian błyskawicznie zrozumiał, że to jego ojciec. Wyszeptał przejęty tak, tato i rzucił się na szyję mężczyzny. Ten objął go i mocno uścisnął. Zastygli w uścisku na dłuższą chwilę, nie chcąc niszczyć tego wyjątkowego. Chłopak czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a wszelkie jego troski odeszły na plan dalszy. 
- Więc to twój syn? - zadudnił mężczyzna z czerwonego tronu, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę. - Nawet podobny. Przedstawisz nas może?
- Tak, racja… - ojciec Iana nieco się zmieszał, a twarz oblał rumieniec. Odchrząknął i powiedział: - Jeźdźcy, to mój syn, Ian. Ianie, poznaj Czterech Jeźdźców Apokalipsy. Wojnę - wskazał muskularnego mężczyznę na czerwonym tronie. Zasalutował chrzęszcząc zbroją - Głód - ten z żółtego tronu, jeszcze chudszy od Iana i jego ojca, skinął uprzejmie głową. - Zwycięzca - mężczyzna z zielonego tronu wstał i teatralnie się ukłonił. - No i… ekhm... Śmierć - wskazał na siebie. 
- Co? - po tych słowach, spod nóg Iana osunęła się ziemia, a on z wrażenia aż usiadł na ziemi. Poczuł się jakby dostał obuchem w głowę. Magiczna chwila prysnęła bezpowrotnie, a euforię zastąpiło przerażenie. - Aaa… Ale jak to Śmierć?
W jednym momencie z najszczęśliwszego człowieka na świecie, Ian przemienił się w śniącego koszmar na jawie. Jego mózg nie potrafił przyswoić sobie tego, czego właśnie się dowiedział. W swoich najgorszych wyobrażeniach dotyczących ojca, wyobrażał sobie że nigdy go nie spotka, bo umarł gdzieś w męczarniach podczas wolontariatu. Tymczasem to on był uosobieniem śmierci. 
Chłopakowi zaczęło brakować tchu. Pomieszczenie wydało mu się nagle niezwykle ciasne, ciemne i duszne. Jego myśli pędziły niepowstrzymane.
- Ian, wszystko ci wytłumaczę… - Śmierć wyciągnął w jego stronę rękę.
- Xaro! Zabierz mnie stąd! - odsunął się od swojego ojca. - Błagam - zawołał nieco płaczliwym głosem. 
Sukkub podniósł Iana z ziemi i wyprowadziła go z sali. Za nimi ruszyli wszyscy Jeźdźcy Apokalipsy z wyjątkiem Śmierci. Gdy tak szli, Xara wytłumaczyła im, że Ian zawarł pakt z Furkasem i podjął się zadania powstrzymania apokalipsy, a w zamian chciał spotkać się z ojcem. Powiedziała również, żeby czwarty jeździec się nie martwił i dał czas chłopakowi na uporanie się ze wszystkimi myślami. 
Ian czuł się nieobecny. Słowa Xary docierały do niego jakby zza ściany. Nie zwracał również uwagi na to gdzie się znajduje, chciał jedynie jak najszybciej opuścić Nicość, znaleźć się jak najdalej od tego dziwnego miejsca, szedł więc bezwiednie podpierany przez sukkuba.
***
Znajdowali się na ulicy w mieście Iana, gdy do chłopaka wróciła pełna świadomość. Był wczesny wieczór i Dolina Mercedes wyglądała na opuszczoną - żadnego ruchu drogowego, ani jednego przechodnia, a dźwięki z fabryk przycichły lub umilkły całkowicie. Ostatnie promienie zachodzącego słońca malowały pobliskie budynki pomarańczową barwą przechodzącą w czerwień. 
Siedzieli na ławce, niedaleko biurowca z bramą do piekieł. Ian jak przez mgłę pamiętał swój powrót na Ziemię. Był mocno skołowany przeżyciami z całego dnia. 
Xara tymczasem ponownie przyjęła postać atrakcyjnej brunetki. Patrzyła z troską na Iana, chociaż również można było dostrzec w jej spojrzeniu zniecierpliwienie. W końcu uznała, że nie może dłużej zwlekać i powiedziała: 
- Słuchaj, jedynie mogę domyślać się jaka tragedia rozgrywa się teraz w twojej głowie. Furkas lubi poznęcać się nad ludźmi i hmmm… chociaż sam mu dałeś do tego dobre narzędzie, i w ogóle. - Poderwała się z ławki gdy Ian spojrzał na nią morderczym wzrokiem. - Do cholery! Jestem demonem! Nie znam się na pocieszaniu! Chcę tylko powiedzieć, że mi przykro, że tak poznałeś ojca. Ale obowiązuje cię kontrakt i nie możesz go zerwać. - ostatnie zdanie powiedziała z pełną stanowczością.
- Ale…
- Co? Tatuś nie okazał się tak wspaniały jak oczekiwałeś? O to właśnie chodzi w kontraktach z demonami! Nigdy nie dostajesz tego, czego chcesz! - z jakiegoś powodu była ewidentnie wściekła na chłopaka. 
- Zostaw go w spokoju, sukkubie! - odezwał się męski głos zza pleców Iana, który następnie zwrócił się bezpośrednio do chłopaka - W końcu wróciłeś! Już się martwiłem, że zostaniesz tam na zawsze...
- No nie, ciebie tu jeszcze tylko brakowało! - warknęłą Xara.
Ian obejrzał się i w pierwszej chwili został oślepiony niezwykle jasnym blaskiem. Szybko jednak światło zmniejszyło swoje natężenie i dostrzegł w nim sylwetkę która promieniała.  Mężczyzna o długich, kręconych blond włosach, w białej szacie, oraz z ogromnymi białymi skrzydłami dzierżył w dłoni miecz i tarczę. 
- Anioł? - w głosie Iana bardziej wybrzmiewała irytacja i zmęczenie, niż zdziwienie. - No oczywiście! Jeszcze anioł był mi dzisiaj potrzebny!  
- Hola, hola! Nie jestem byle jakim aniołem! - powiedział nieco urażony. - Jestem twoim aniołem stróżem! Nataniel, miło mi w końcu ci się objawić - przedstawił się, wyciągając rękę do chłopaka. 
- Świetnie! - Ian nie odwzajemnił uścisku Nataniela. - Bardzo się cieszę! Ale coś mi mówi, że chyba jesteś nowy w tej robocie, bo nie udało ci się obronić mnie przed zawarciem paktu z diabłem! - i wskazał dłonią na sukkuba. Marazm opuścił go, zastąpiony przez gniew. Czuł się oszukany, wykorzystany, zawiedziony i dziwnie samotny.
- Wypraszam sobie! Przecież cały czas szeptałem tobie do ucha, że masz uciekać od tego pomiotu piekielnego! 
- Ej, ja mam imię! - zawołała Xara. 
- Ale nie! - kontynuował anioł, nie zważając na słowa sukkuba - Zaświeciła ci piersią, zakręciła tyłkiem, uśmiechnęła się i już za nią poleciałeś… 
- Wiesz co? Do dupy z ciebie anioł stróż! - Ian wstał z ławki.  - Spadam stąd, dajcie mi święty spokój - machnął ręką i ruszył wzdłuż ulicy. 
Obie nieziemskie istoty spojrzały po sobie, w tym samym momencie wzruszyły ramionami i dołączyły do chłopaka. Gdy chłopak dostrzegł wydłużający się swój cień oraz niezwykły blask zza swoich pleców, przystanął jak wryty. 
- Jezus Maria! - obrócił się z zaciśniętymi pięściami i spojrzał na nich. Xara robił teatralną minę wyrażającą ból i obrzydzenie, Nataniel natomiast wyglądał na autentycznie obrażonego, jakby chłopak dopuścił się przed chwilą strasznego bluźnierstwa. - Odwalcie się ode mnie! 
- Nie da rady - anioł wzruszył ramionami, wzdychając przy tym. - Jestem twoim stróżem, muszę podążać za tobą na Ziemi.
- A ja po prostu jestem ciekawa, jak to się skończy - skłamała Xara. Nie chciała przyznać przed Ianem, ani tym bardziej Natanielem, że lęka się Furkasa i jego gniewu, gdyby nie dopilnowała realizacji planu. - Więc jesteś na nas skazany.
Chłopak zaklął po czym powiedział zniechęcony: 
- Dobra, chodźcie. A ty - wskazał na Nataniela - możesz zmienić się w coś mniej rzucającego się w oczy? 
- Racja! - anioł w mgnieniu oka dokonał metamorfozy. Przybrał postać muskularnego, przystojnego szatyna przed trzydziestką, z trzydniowym zarostem, markową koszulą flanelową z podwiniętymi rękawami, wytartymi, również markowymi dżinsami oraz okularami "lustrzankami", także znanej firmy. 
Ian pokiwał głową z niedowierzaniem. 
- Nie wiecie, co to skromność, co? 
- Ale co? Coś nie tak? - zdziwił się anioł w ludzkiej postaci. 
- Nieważne, po prostu chodźmy - machnął ręką i ruszył dalej ulicą, a za nim dwójka istot nieziemskich. 
Szli w milczeniu niespełna dwie minuty, gdy Nataniel nie wytrzymał i zaczął wypytywać o kontrakt. Ian nie był skory do rozmowy, więc przemilczał pytania anioła, natomiast Xara zaczęła opowiadać całą historię od momentu wejścia do windy. Ominęła jednak szczegóły kontraktu, wspomniała jedynie, że Ian zgodził się na pakt w zamian za spotkanie z ojcem. Gdy dotarła do fragmentu, gdzie spotykają Śmierć, chłopak znacznie przyspieszył kroku. Nie chciał o tym słuchać. Sukkub jednak, całkowicie nie zważając na jego reakcję, przedstawił spotkanie z zupełnie innej perspektywy - spotkania ojca z synem. Opowiedziała, jak to Śmierć ucieszył się na widok Iana. I jak został zraniony przez panikę w jaką wpadł chłopak. 
Nataniel słuchał z przejęciem, a gdy Xara skończyła współczuł bardziej czwartemu Jeźdźcy Apokalipsy niż swojemu podopiecznemu. Z jego słów wynikałoby, że również zna Śmierć i uważa go za wyjątkową i wrażliwą osobę. Sukkub podzielał jego opinię. 
Ian nie mógł dłużej tego znieść.
- Jak możecie o nim tak mówić?! Przecież to Śmierć! On zabija ludzi!
- Owszem, to bardzo niewdzięczna praca… - zgodził się anioł. - I dobrze, że takiej osobie jak Śmierć przypadła ta rola. Wyobraź sobie, jakby taki Wojna wyprawiał istoty na drugą stronę - powiedział bardziej do Xary, niż do Iana. 
- Na dziewięć piekieł! Ale to byłaby masakra! - Xara wydała się prawdziwie przerażona taką wizją. 
- Możecie przestać o nim mówić, jakbyście go podziwiali?! - warknął Ian. 
- W porządku - zgodził się Natalniel. - Po prostu, chyba za szybko sobie wyrobiłeś o nim opinię… Dobra! Już nic nie mówię - zapewnił, gdy zobaczył wściekły wzrok chłopaka.
Wkrótce jednak, po niespełna minucie milczenia, anioł ponownie zaczął wypytywać, tym razem o szczegóły paktu. 
- Mam powstrzymać apokalipsę… - Ian odpowiedział niemrawo. 
Nataniel wciągnął głośno powietrze, po czym zagwizdał. 
- No pięknie! Celestyna zaszła wam mocno za skórę, co? - zwrócił się do Xary.
- Troszkę - przyznał niechętnie sukkub. - Zaraz! A ty skąd wiesz, że to o nią chodzi?
- Proszę cię, chyba wszyscy od Michała wiedzą czego chce Celestyna. Zresztą, niespecjalnie się kryje ze swoimi zamiarami. - Anioł zamilkł. Zastanawiał się przez chwilę nad czymś, pocierając dłonią po policzku. - Hmmm… Chyba będziesz potrzebować pomocy, Ian. Celestyna może i jest szalona, ale na pewno nie głupia. 
- Chwila, moment! - zawołała Xara. - Czy ty właśnie proponujesz mu pomoc? Nie będziesz go powstrzymywał? Dążył do zerwania kontraktu? 
- A po co? - Nataniel się zdziwił.
- No przecież, to chyba będzie wam na rękę, nie? Pokonanie piekła i w ogóle…
- Niby tak. Ale to nie aniołowie powinni decydować kiedy to nastąpi, tylko Bóg. A że w ten sposób utrze się trochę nosa Celestynie, to tym lepiej. Od jakichś pięćdziesięciu lat strasznie się szarogęsi, przyda jej się taka mała nauczka. 
Pokonali jeszcze około ćwierć mili, dyskutując o anielicy. Ze słów Nataniela wynikało, że Celestyna jest żądnym krwi aniołem, pragnącym rozpętać armagedon na Ziemi w imię wyższego celu i większego dobra. Szczerze wątpił w jej intencje, sugerując że tak naprawdę jest sadystką lubującą się w chaosie. Nie potępiał jej jednak, sugerował bowiem, że walka z demonami na każdym aniele z chóru Michała odcisnęła pewne piętno. Po czym skwitował swoją wypowiedź, nieco zawstydzony, cytatem:
- No bo wiecie… Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie.
Zatrzymali się przy przystanku autobusowym. Xara wyglądała na podekscytowaną.
- Pojedziemy waszym słynnym transportem publicznym, nieprawdaż? - zapytała pełna nadziei. 
- Nooo… Tak. - odpowiedział nieco zdziwiony Ian. Podczas wcześniejszej rozmowy głównie milczał, myśląc o swoim ojcu i zadaniu jakie go czeka. 
- Wspaniale! Słyszałam o nim wiele złego. Może podsunie mi to jakiś pomysł na nowe kary dla grzeszników - ucieszyła się, szczerząc zęby. Anioł spojrzał na nią z miną pełną pogardy, chłopak natomiast był nieco zmieszany reakcją Xary.
Wkrótce przyjechał autobus, do którego cała trójka wsiadła. Na pytanie anioła dokąd jadą, Ian odpowiedział, że do jego przyjaciół - Marie i Dave’a. Stwierdził, że skoro sam mu sugerował pomoc, to oni będą najlepsi. Nataniel przyznał mu rację, Xara natomiast wyraziła swoją dezaprobatę, wątpiąc w kompetencje Zajączka i Brylastego. Ian puścił jej uwagi mimo uszu. 
Podróż autobusem zajęła im kwadrans. Pojazd wypełniony był po brzegi ludźmi wracającymi z pracy, nie mogli więc swobodnie rozmawiać. Przyciśnięci do drzwi, pokonali siedem przystanku w niemal całkowitym milczeniu. Gdy wysiedli, Ian i Nataniel odetchnęli z ulgą. Jedynie sukkub był zachwycony trzęsącym się pojazdem, ściskiem, dusznością i temperaturą, jakie panowały wewnątrz.
Pokonali jeszcze dwie przecznice na pieszo i dotarli na ulicę gdzie Ian, Marie i Dave mieszkali. Chłopak intuicyjnie wiedział, że o tej porze jego przyjaciele będą przesiadywać w domu Marie. Ruszyli więc w tamtą stronę. 
Ian zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Gdy się otworzyły, zobaczył w nich mamę Marie. 
- Dobry wieczór, pani Cruze. Jest może Marie i Dave?
- Dobry wieczór, Ian. Tak są. A państwo, to? - zapytała, patrząc na Nataniela i Xarę.
- Yyyy… Moi kuzyni! - skłamał chłopak. - Umówiliśmy się, że pójdziemy z nimi do kina, ale już nie mogłem wysiedzieć w domu i postanowiliśmy przyjść wcześniej. Wie pani, jak to jest. 
- No tak, oczywiście. Wchodźcie. Herbaty?
- Tak, poprosimy! - dopiero teraz do Iana dotarło jak bardzo głodny i spragniony był. 
Przeszli przez korytarz wprost do salonu. Przed dużym telewizorem siedzieli Dave i Marie, grający na konsoli. Gdy Ian ich zobaczył, poczuł pewnego rodzaju ulgę. Westchnął głośno i powiedział:
- O matko! Jak dobrze was widzieć!
- Ian? - Marie odwróciła głowę, nie przestając wciskać guziki na gamepadzie. - Gdzieś ty się podziewał?! Chwila! Kim jest ten facet?. - Przestała wciskać guziki, włączając pauzę w grze. Wstała gwałtownie z kanapy i podparła się pięściami za boki. - I co ona tu robi?! 
- Wszystko wam wyjaśnię. - Rozejrzał się czy aby mama Marie nie znajduje się gdzieś w pobliżu. - Nie uwierzycie, jak bardzo pojebany dzień miałem... 
***


  
   

3 komentarze:

  1. Czekałam na tego syna!:D Generalnie to tak.. spodziewałam się czegoś mrocznego, sto milionów ofiar, Sodomy i Gomory, tymczasem na starcie serwujesz nam luźną historyjkę o grupie nastolatków. Czyta się to bardzo miło i przyjemnie, ale gdzieś w głębi narasta we mnie rozczarowanie gdzie ta apokalipsa. Po czym wchodzi Xara i już wieje chłodem, po czym wyprawiają się do piekła i absolutnie ubóstwiam to piekło, które stworzyłeś <3

    Nie no naprawdę, polubiłam Kroniki, ale syna Apokalipsy też już bardzo bardzo lubię. Podoba mi się poczucie humoru, bo pośmiałam się trochę w kilku miejscach (NFZ :D) oraz podziwiam kilka intertekstualnych wstawek (Dante i Gwiezdne Wojny). Postaci aniołów i demonów i ich odwieczny konflikt jest potraktowany totalnie z przymrużeniem oka i tym też mnie kupujesz.

    Co mnie troszeczkę rozczarowało to fakt, że on już tego ojca poznał. Myślałam że potrzymasz nas trochę w niepewności, po czym w którymś odcinku nagle pojawi się kwestia Luke I'm your father. Ale właściwie ciekawa jestem co się wydarzy dalej, jak to powstrzymywanie Apokalipsy będzie wyglądać, czy ojciec i syn się ze sobą skłócą (to chyba nieuniknione) i jak się ten konflikt potoczy.

    Jakieś powtórzenia i literówki się zdarzyły, ale nic mnie nie zatrzymało na dłużej. Czekam na kolejną część :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie i ładnie napisane. Podoba mi się wątek konfliktu aniołów i demonów, jest fajnie przedstawiony z humorem. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Wiedziałam, że zaserwujesz nam coś i z humorem, i z diabelskością, to jednak przekroczyło moje oczekiwania. Dałam się uwieść od samego początku. Pierwsza scena taka zwyczajna wręcz, w kadrze zjawia się Xara i rollercoaster rusza w drogę. To była niesamowita przyjemność podążać tu za nią. Szczerze się uśmiechnęłam, widząc cytat Dantego, bo to mnie upewniło w przekonaniu, że czas poświęcony na lekturę nie będzie zmarnowany. Jakoś nie jestem zaskoczona tym, że ojcem Iana jest Śmierć - ale matko, jaki to zapowiada niesamowity ciąg dalszy! Rewelacyjne opisy, wartka akcja, nieźle nieźl historii i poczucie humoru, które do mnie trafia. Ach, jestem oczarowana i chcę więcej!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń