ARSENAŁ

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

[56] Pamiętniki z podróży: Gruzja ~ Efemeryna


Pamiętniki z podróży: Gruzja

Vasili Chakashvili objął mnie swoimi krótkimi ramionami w momencie, kiedy śmierdzący mikrobusik relacji Khulo – Zinara wypluł nas w bezimiennej wiosce, gdzieś na południu Gruzji. Był ode mnie niższy o głowę, ale uścisk miał dość silny – jedno spojrzenie w jego ocienione czapką-uszatką oczy i już wiedziałam, że tu nie ma miejsca na odmowę. Wcisnął mi do ręki swoją wizytówkę – połowę z niej wypełniało jego zdjęcie paszportowe – poważne spojrzenie, przyczesany wąs, lekko czerwony nos, a połowę informacja: Vasili Guest House, eat-sleep-have fun. Prawie jak „Eat pray love”, uśmiechnęłam się pod nosem, chociaż nie byłam pewna czy to był zamysł autora.
- Come my hotel, friends – pociągnął mnie za rękę – good price, the best.
Ile może kosztować nocleg u dziadka?, zapytałam Michała w myślach, jednocześnie wzruszając ramionami; oboje westchnęliśmy i posłusznie powędrowaliśmy za Vasilim. Nie mieliśmy nic zarezerwowanego, ba, nie wiedzieliśmy do końca w jakim miasteczku jesteśmy, a że zaczynało już zmierzchać, wypadało się gdzieś zatrzymać i przenocować. Było nam właściwie wszystko jedno gdzie, byleby coś zjeść i odpocząć. Cały dzień jazdy autobusikiem po kaukaskich serpentynach dał nam nieźle w kość.
Pensjonat znajdował się nieopodal, jakieś 200 metrów od przystanku na którym wysiedliśmy. Wioska była położona w wąskiej dolinie, wokoło roztaczały się majestatyczne góry z wierzchołkami pokrytymi marcowym śniegiem. Maszerowaliśmy w pośpiechu, w czym pomagał nam chłodny wiatr, który przebijał się przez ścięgna naszych swetrów i rozchylone szaliki.
W progu powitała nas żona Vasila, pulchna kobieta o dziwnie gładkiej, mlecznej twarzy. Jej szerokie biodra opinała brązowa spódnica, na którą spływał długi i gruby sweter w kolorze jaskrawej purpury. Jej twarzy nie opuszczał tajemniczy uśmiech, zarysowany czerwoną szminką i dziwnie komponujący się z metalowymi, rogowymi okularami zdobiącymi jej zielone, wężowe oczy. Wyglądała trochę jak gruzińska wersja pani Umbridge z Harrego Pottera.
- Witamy, kochani, witamy! Jestem Jelena – wyciągnęła do mnie dłoń ze szpiczastymi paznokciami w kolorze indygo, jednocześnie ściągając mi plecak i prowadząc na „kwaterę”. W domu było zimno i ciemno jak na warunki mieszkalne, przeszło mi przez myśl, kiedy podążałam za dudnieniem jej drewnianych chodaków. To końcówka zimy, więc nie spodziewajmy się cudów, pomyślał pewnie Michał.
Szczerze, nie przypominało to pensjonatu. To był po prostu dom Vasila, przekształcony w gościniec, po tym jak jego dzieci wyfrunęły z gniazda. Przynajmniej tak wywnioskowałam ze zdjęć rodzinnych, ktore zdobiły przybytek. Tak mi się przynajmniej wydawało. Vasili zaprowadził nas do mikroskopijnego pokoju z łóżkiem w stylu spartańskim, na którym wie osoby muszą leżeć bokiem, żeby się pomieścić. Śmierdziało stęchlizną i kurzem. Czy ktoś tu nocował przez ostatni rok? W dodatku ściana przy drzwiach była przeszklona i w każdej chwili ktoś mógł nas podglądnąć z korytarza. Jelena chyba zauważyła moją minę, bo zaraz pokazała mi zasłony, dzięki którym można było uzyskać odrobinę prywatności. Vasili poklepał Michała po plecach i zaprosił na kolację. Burczenie w brzuchach towarzyszyło nam już od jakiegoś czasu.
– Ale syf – skwitował Michał zamykając drzwi – trudno, jakoś przebiedujemy tę jedną noc.
**
Kolacja była dosyć skromna, ale całkiem strawna. Jelena zaserwowała khinkali i jajko sadzone, myślę, że tylko to akurat miała pod ręką. Prawdziwym rarytasem okazała się czacza, której mieli akurat pod dostatkiem i którą napełniali nasze kieliszki ilekroć wychyliliśmy je do dna. Stopy zaczęły mnie przyjemnie mrowić i czułam, że się rozluźniam. Michał też wyglądał na zadowolonego, aż ściągnęł sweter, bo zrobiło mu się gorąco. Nie za bardzo było o czym rozmawiać ze względu na barierę językową; Vasili raz po raz wznosił gruzińskie toasty, a Jelena przypatrywała się nam z szerokim uśmiechem. Jej wężowe oczy śledziły nasze ruchy i zdawały się przenikać nasze twarze. Starałam się nie spotykać jej wzroku.
Po dobrej godzince kopnęłam Michała pod stołem na znak, że powinniśmy już zakończyć tę imprezę; jutro czekała nas kolejna, długa podróż busikiem i bynajmniej nie chcieliśmy jej odbyć z kacem-gigantem. Podziękowaliśmy gospodarzom za gościnę i udaliśmy się do pokoju. Zasnęliśmy ciężko i szybko, ledwo przyłożyliśmy głowy do poduszki.
**
Obudziłam się w środku nocy. Granatowa czerń zalewała pokój, nie byłałbym w stanie dostrzec swoich dłoni gdyby nie smużka słabego światła przebijającego się przez niedomknięte zasłony. Miałam wrażenie, że obudziła mnie cisza, która ogłuszała, wręcz bolała moje uszy. Nie słyszałam własnego oddechu, a ciało Michała obok było zimne i niereagujące na mój dotyk.
– Michał. Michał! – krzyknęłam z przestrachem, a on aż podskoczył.
– Co do... – wrzasnął poirytowany.
Zauważyłam jakiś ruch w rogu pokoju; choć moje oczy nie przyzwyczaiły się jeszcze do ciemności, po chwili zaczął wyłaniać się z niej obły, blady kształt.
Bez słowa złapałam Michała za nogę i drżącą ręką wskazałam na przeszkloną ścianę. Stała za nią Jelena, z tym samym przyklejonym uśmiechem, jakim powitała nas w drzwiach i podawała kolację. Jej biała twarz teraz wyraźnie odznaczała się w ciemności. Nagle zasłona poruszyła się i oboje z Michałem krzyknęliśmy. Nasze głosy rozmyły się szybko w głuchej ciszy.
– Witamy, kochani, witamy – powiedziała skrzekliwym głosem – Witamy, kochani, witamy – powtarzała jak zacięta płyta. Zaczynała zbliżać się do drzwi, przesuwając się powolnym tempem wzdłuż ściany.
– Jak wam się podoba nocleg? Dostaniemy pięć gwiazdek na Tripadvisorze? Czy kolacja była dostatecznie smaczna? A prysznic ciepły? – zaczęła rzucać pytania nienaganną angielszczyzną z rosyjskim akcentem, jednocześnie zbliżając się do drzwi. Jej głos był coraz bardziej skrzekliwy i donośny – Czy łóżko jest dostatecznie miękkie na pańskie tyłki? – nacisnęła klamkę – Czy Państwo nas ponownie odwiedzi, poleci znajomym? Czy raczej nie, bo jest za duży... SYF – zatrzymała się w progu. Jej uśmiech przypominał teraz bardziej twarz dotkniętą paraliżem, nienaturalnie wyszczerzającą zęby. Zapadła cisza, w której dało się tylko usłyszeć Michała przełykającego ślinę.
Nagle Jelena zerwała się i zaczęła biec w naszym kierunku. Rzuciła się na Michała i zaczęła go okładać pięściami, sapiąc przy tym jak wściekły byk. Próbowałam ją odciągnąć, ale była dziwnie silna. Odskoczyłam na bok, kiedy drasnęła mnie swoim długim paznokciem w szyję. Poczułam ciepłą strużkę krwi spływającą w dół pleców. Jelena siedziała okrakiem na Michale i okładała go z otwartej dłoni, słyszałam tylko głoście plaski i krzyki mojego chłopaka. Podeszłam ją od tyłu, ale poczuła moją obecność i odepchnęła mnie z całej siły.Tym razem uderzyłam głową w ścianę. Świat zawirował mi przed oczami.
**
Obudziłam się rano z przeraźliwym bólem głowy. Wciąż leżałam na podłodze. Michała nie było w pokoju, co błyskawicznie przypomniało mi o wydarzeniach wczorajszej nocy i sprawiło, że serce podskoczyło mi do gardła. Szybko wstałam i pobiegłam na jego poszukiwania. Ku mojemu zdziwieniu zastałam go jedzącego śniadanie i rozprawiającego o czymś z Jeleną i Vasilem.
- Hej pijaku – Michał i wręczył mi szklankę soku pomarańczowego – I ktoś tu nie chciał mieć kaca-giganta, co?
Westchnęłam i opadłam na krzesło. Tak, miałam w życiu za sobą parę nocy z „urwanym filmem”, ale nie spodziewałam, że ta zaliczy się do jednej z nich. Przecież się pilnowałam i wcale nie wypiłam dużo. Z drugiej strony głowa mi pękała i czułam ogromne pragnienie – to musiała być sprawka gruzińskiego bimbru. Poza tym wydarzenia nocy wczorajszej były więcej niż nierealne. Michał spojrzał na mnie ze współczuciem. – Wypij sok – powiedział przeżuwając jajecznicę – na pewno dobrze ci zrobi.
Ukryłam swoją twarz w dłoniach, czując przytłaczający ból istnienia. Schylając się poczułam lekkie ukłucie na szyi, dokąd od razu powędrowały moje palce. Świeża ranka była jeszcze lekko wilgotna od tworzącego się na niej osocza. Przebiegł mnie dreszcz. Spotkałam spojrzenie Jeleny; jej zielone oczy były zimne, choć usta cały czas się uśmiechały. Wzniosła swoją szklankę z sokiem w niemym toaście.
„Eat sleep have fun” powiedziała do mnie w myślach. Z rosyjskim akcentem.



8 komentarzy:

  1. Hej :)
    Ładnie ujęłaś słowa klucze. :) W ogóle podoba mi się to, iż od początku tworzysz klimat podróży - nie miałam problemu, by poczuć się, jakbym także jechała z bohaterami przez gruzińskie tereny.
    Jelena od początku mi się nie podobała. Świetnie zagrałaś tą nocną akcją, po której spodziewałam się, że rana na szyi będzie prawdziwa. Mimo to i tak przeszedł mnie dreszcz. Jestem pod wrażeniem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, ja też nie miałam problem z wyobrażaniem sobie miejsca, w którym bohaterowie byli, wręcz pomyślałam, że ty też musiałaś w takim miejcu być i dlatego je tak opisujesz :D. Chociaż... może tak było!
    Te "dostaniemy pięć gwiazdek na Tripadvisorze" mnie rozwaliło XD. W sumie Jelena rzeczywiście była podejrzana z tymi swoimi wężowymi oczami.
    Powiem tak, nie mogłam się wczuć na początku w tekst, bo jednak zaczął się znienacka i pomyślałam sobie: kto to ten Vasili, skąd on tutaj? No i dziwnie się czułam z tym, jak w nocy Jelena wyskoczyła XD. Pewnie by mnie ciary przeszyły, ale Tripadvisor zepsuł klimat grozy, bo zaczęłam się chichrać. Czytało się miło, choć wielką fanką tego tekstu nie jestem, ale to moje pierwsze zetknięcie z twoją twórczością ;) i czekam na więcej. Pozdrawiam.

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Byłam w Gruzji,a Vasili i jego guesthouse istinieją naprawdę! Pozdro x

      Usuń
  3. Tekst od razu wciągnął mnie w sytuację bohaterów i w klimat ich otoczenia. Praktycznie przeżywałem wszystko z nimi. Cała sytuacja, która się wydarzyła w nocy, była dla mnie równie szokująca, co dla nich.
    To z czym mam problem to rana zadana bohaterce. Jeśli ma ona pół nocy, to już nie jest świeża i powinna być zasklepiona (nawet jeśli alkohol w ustroju spowolnił krzepniecie krwi). Tak więc rano powinna być sucha i pokryta strupem. Ewentualnie podczas ruszania się, czy przy przypadkowym otwarciu, mogłaby z niej pociec krew. Też, pomijając wszystkie aspekty rany, osocze nie jest tu dobrym słowem, tak samo jak określenie, iż się tworzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Good point! dzięki, rzeczywiście to przeoczenie :)

      Usuń
  4. O ja cię, ale wypas :D czytałam z zapartym tchem, bo już od początku się spodziewałam jakiegoś dobrego pierdolnięcia :D Osobiście nie ufam ludziom ze wschodu. znaczy nie, żebym miała jakieś przykre doswiadczenia, sama mieszkam z ukrainką przemiłą kobietą, ale jakoś no ja bym się bała, podziwiam bohaterów na odwagę :D Chociaż jak ten creepy pan jeszcze by był moze spoko, ta właścicielka totalnie mnie przeraziła i bardzo trafne było porównanie z różową ropuchą, brawo Ci za to :D
    Nigdy nie wolno pić alkoholu niewiadomego pochodzenia a to są właśnie skutki :D bardzo fajnie opisane, trzymało w napieciu do końca, miałam po przeczytaniu lekkie ładafak, ale uśmiechałam się i jeśli byłoby więcej przygód, z przyjemnością przeczytam! :D

    OdpowiedzUsuń