ARSENAŁ

niedziela, 9 lutego 2020

[48] Wilcza Wataha - Miniaturka bez zakończenia ~ Estrela


Miniaturka bez zakończenia
            
Do Krasnowoli von Mainerland dotarł późno, bo przed dziewiątą. Na dodatek zmęczony, głodny i w kiepskim humorze. Gdyby chodziło o jakiś inny bankiet nie wahałby się, żeby odmówić. Niemniej jednak urodziny starszej latorośli Kwieciewskich były okazją, której nie mógł przegapić. Dotarłszy na miejsce oddał przemoczony śnieżycą płaszcz pokojówce i rozejrzał się dookoła chcąc zaczerpnąć oddechu zanim przywita się z gospodarzami i gośćmi. 
            – Tort już był? – zagadnął czającą się w kącie pomoc kuchenną swoją łamaną polszczyzną.
             – Nie, panie oficerze – odparła tamta nieco zaskoczona, przygładzając fartuch – Państwo poproszą pewnie za pół godziny.
             – Kto przyjechał? Von Bussow? Krüger?
             – Nie wiem, panie oficerze.
             – Daj spokój… wy wszystko wiecie – machnął ręką z lekceważeniem – ile ja się nasłuchałem obgadywania w kuchni jak byłem chłopakiem.
             – Przecież pan oficer nie ze wsi… – szczerze zdziwiła się Józka.
             – Nie, nie. Tylko kucharka mnie rozpieszczała – uśmiechnął się kącikiem ust, po czym przygładził włosy – Dobrze wyglądam?
             Józka przyjrzała się krytycznie Niemcowi. Skinęła wprawdzie głową, ale po jej minie widział, że ostatnie czego mu życzy, to powodzenie u którejkolwiek z pań. Gdyby mogła posłałaby go wprost do diabła. Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Bez słowa więcej sięgnął po koniak, który zaproponował mu lokaj i przeszedł wzdłuż korytarza do salonu. 
             Nie miał dziś ochoty brylować w centrum wydarzeń, nie chciał również prowadzić bezsensownych dywagacji o potrzebie zmian na froncie wschodnim. Zwabiony dźwiękami walca podszedł do wejścia. Na parkiecie płynęło w tańcu kilka par, ale von Mainerland widział tylko Irenę Kwieciewską. Oparłszy rękę na framudze drzwi obserwował dziewczynę a jego oczy zapłonęły. Wsparta na ramieniu kapitana Krügera Irena poruszała się w takt muzyki stąpając delikatnie niczym nimfa. Błękitna suknia falowała z każdym ruchem, zaś smukłe ramiona usztywnione w ramie, sprawiały wrażenie jakby nimfa uwięziona była w klatce, z której pragnie się wydostać obłaskawiając serce swojego oprawcy łagodnymi ruchami pełnymi gracji. Tylko pełne usta muśnięte karminową szminką, tym razem zaciśnięte w gniewną linijkę, pokazywały rzeczywisty stosunek tancerki do partnera i do sytuacji w jakiej się znalazła. Von Mainerland doskonale wiedział, że jeśli stanąłby w miejscu Krügera, nastrój panienki nie zmieniłby się ani odrobinę. Natomiast w swojej wyobraźni widział te usta w nieco innej odsłonie. Równie pełne, karminowe lub naturalnie bladoróżowe, delikatnie rozchylone w przyśpieszonym oddechu, którego tempo kontroluje wyłącznie on. Kąciki warg uniesione lekko błogim uśmiechem, drżące w oczekiwaniu spełnienia, które nadchodzi zupełnie leniwie i niespiesznie, lecz zarazem nieubłaganie, gdyż on sobie tego życzy. Chce zobaczyć, jak panienka traci kontrolę, jak przez usta wydobywa się westchnienie, jęk, może krzyk, który jest dla niego najwyższym wyrazem satysfakcji, a dla niej czymś zupełnie niespodziewanym, bo wszystkie kobiety w rodzinie świadczą jedynie powinności małżeńskie zamiast oddać się rozkoszy. Pragnął być w niej, czuć każde jej drżenie, jej ciepło, jej pragnienie i lęk przed nieznanym, otulić ją ramionami i w końcu odnaleźć ukojenie. 
            – Kapitan von Mainerland! Na miłość boską, dlaczego pan nie dał znać o swoim przybyciu? Byliśmy już rozczarowani, a tu taka niespodzianka! – Pan domu wyrwał gościa z błogich rozmyślań na tyle niespodziewanie, że oficer zakrztusił się resztką koniaku. 
            – Dziękuję doktorze Kwieciewski… – odkaszlnął lekko – To dla mnie zaszczyt – zakaszlał ponownie, próbując pozbyć się koniaku z dróg oddechowych. – Z trudem się dziś wyrwałem, mamy mnóstwo pracy. 
            – Tym bardziej nam miło, że udało się panu dotrzeć, kapitanie. Prosimy do salonu, zaraz będzie tort i jeszcze więcej okazji do tańca.
            – Wspaniale się składa. Jestem pod wrażeniem talentu pańskiej córki. 
            –  Sylwia zawsze uwielbiała taniec, śpiew i grę na fortepianie.
            – Prawdziwy szczęściarz z mecenasa Malickiego. – Mruknął oficer, aby gładko dać do zrozumienia, że to nie solenizantkę miał na myśli – Panna Irena zdaje się dzielić zainteresowania siostry z równym powodzeniem.
             – Wspaniale wygląda z kapitanem Krügerem, prawda? – odparł wymownie Kwieciewski i Mainerland zrozumiał, że pewne oferty zostały już złożone w odpowiednie ręce. Nie zamierzał się jednak zniechęcać ani tym bardziej poddawać. Irena nienawidziła wszystkich kandydatów tak samo, zaś on miał w ręku dwa poważne atuty: odpowiednią prezencję i nutę nonszalancji. Poza tym uwielbiał niedostępne kobiety i zawsze wygrywał wszystkie pojedynki. 
            Nie odpowiadając na zaczepkę pana domu, przesunął się w stronę środka sali. 


2 komentarze:

  1. Może i krótko ale wymownie. Zakładam że to dom Polski w czasach hmm... Drugiej wojny światowej i Niemcy, których każdy do domu wpuści ale nie każdy będzie się cieszył z ich towarzystwa. WidE Tutaj nieźle szychy i mam wrażenie że takim się nie odmawia bez względu na to czego zarządzają. Bardzo obrazowo napisane byłam w tym pomieszczeniu razem z nimi i stałam obok Mainerlanda i obserwowałam wraz z nim tańcząca parę. Nawet czułam jego niechęć i jednocześnie zawzięcie w zbobyciu dziewczyny. Chciałaby poczytać co będzie dalej , a biorąc pod uwagę że to seria jest taka szansa. Czekam na kolejny tekst. Pozdrawiam
    Kaja

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Trochę mnie zaskoczyłaś i do końca nie wiem, co o tym myśleć, bowiem... Nie skończyłaś tego tekstu. Nie przyjmuję innej wersji, a wiesz dlaczego? Bo gdyby tekst był skończony, po ostatniej kropce moją reakcją nie byłoby "co? to już? ale jak to? dlaczego? gdzie jest ciąg dalszy? ja chcę ciąg dalszy!", tylko coś w rodzaju "świetna robota, etc". To jest tekst, który ma świetne opisy budujące klimat i atmosferę spotkania za czasów wrogich stron i IIWŚ, do tego zarysowane już dość wyraźnie postaci - co do Mainerlanda, mam mieszane uczucia, bo go nie polubiłam, a jednocześnie mnie zafascynował jako bohater z góry już nielubiany przez innych, bo Niemiec - i widać nie tylko potencjał, co przemyślany pomysł, ale brakuje tu miejsca. Ze dwa akapity więcej, a czułabym większą satysfakcję.
    Niemniej, jak można to wnosić, jestem zainteresowana dalszymi wydarzeniami. Bardzo chcę wiedzieć, co nastąpi, bo to, co na razie wisi w powietrzu, może zwiastować niezłą brawurę.
    Czekam więc na więcej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń