ARSENAŁ

niedziela, 2 lutego 2020

[47] Oscuro y Bendito: Maybe I will, Maybe I won't ~ Miachar

    Są takie plotki, które lotem błyskawicy przemierzają miasto, uderzają w kolejne pary uszu i niezweryfikowane docierają wszędzie, nawet na pustkowia, po których mogą krążyć i czterdzieści dni w towarzystwie diabła, i uwierzą w nie ludzie, jakby były prawdą objawioną.

    – Czy ja dobrze usłyszałem? Współpracujesz teraz z kryminalistą?
    Maiti westchnęła. Wiedziała, że tatko może nie być do końca zadowolony z decyzji, jaką podjęła razem z Itzalem, ale szczerze mówiąc, nie miał realnie żadnego wpływu na nią i jej pracę. Działali może w tej samej branży, ale na zupełnie innych warunkach, mogła sobie zatrudnić do pomocy, kogo tylko by chciała, kto miałby odpowiednie umiejętności, które pomogłyby przy kolejnych zleceniach. A właśnie ten chłopak, o którego była cała ta afera, je miał.
    Uspokój się nakazała prokuratorowi, wiedząc, że to albo faktycznie na niego zadziała, albo wkurzy go jeszcze bardziej. To tylko na próbę, przecież nie dam mu od razu udziałów w firmie, to nierealne.
    Przynajmniej w najbliższej przyszłości, później się zobaczy.
    Co nie zmienia faktu, że siedział w więzieniu! Nie jesteś Matką Teresą, by się litować nad kimś takim!
    Był przez rok wyjaśniła spokojnie. Ten, którego przekręty chłopak odkrył, poszedł siedzieć na piętnaście. Można powiedzieć, że młody zrobił nam wszystkim przysługę i na dłuższą chwilę uwolnił od jednego konowała.
    Słyszała oddech coraz bardziej zdenerwowanego taty. Dziwiła się jego reakcji; do tej pory nigdy się o nią nie martwił, nawet gdy jako nastolatka wpadła w niezbyt ciekawe towarzystwo, ufał jej i trzymał rękę na pulsie, kryjąc się z tym. Teraz przez samą słuchawkę czuła jego niepokój i chęć bronienia jej, choć nie była dzieckiem. A na pewno nie była żadną księżniczką wymagającą czyjeś pomocy.
Dlaczego go bronisz? Nie wiesz, co taki haker może zrobić!
    Właśnie. Chłopak, którego zatrudnili, był w więzieniu po tym, jak włamał się do systemu własnej uczelni i dotarł do zeznań majątkowych wszystkich profesorów i rektora. Dostrzegł nieprawidłowości i nie myślał o szantażu, by podnieść swoje oceny wszak był jednym z najlepszych na swoim roku, co trochę zmarnował lub też osunął w czasie ale wziął we władanie główną stronę uczelni i wyjawił wszelkie grzechy o których rektor świadomie nie pamiętał tego, który dzierżył największą władze. Afera z tego wynikła niesamowita, pociągniętych przed wymiar sprawiedliwości zostało wielu wielkich, a chłopak, choć w pace, mógł cieszyć się tylko sławą i chwałą. Nic dziwnego, że po jego odbytej karze kontaktowano się z nim z różnych środowisk, byle tylko uczynić jednym ze swoich ziomków. Chłopak mógł przebierać ofertę, wybrał tę Oscuro i Bendito – choć wynikła ona z innych względów niż u reszty potencjalnych pracodawców – teraz miało się okazać, czy obie strony znajdą w tym jakiś sens.
    Maiti przeniosła spojrzenie na liść, który dał się porwać wiatrowi, i ona sama poddała się gniewowi, który zaczął w niej narastać, barwiąc go odrobiną ironii.
    A co, boisz się, że któregoś popołudnia zajebie mi z klawiatury, po czym nieprzytomną brutalnie zgwałci i porzuci zakrwawioną w moim własnym gabinecie?
Maiti! Co to za język?!
Mój ojczysty. A co, miałam powiedzieć wychędoży?
MAITI!
    Okrzyk zabrzmiał tak głośno, że aż musiała cofnąć telefon od ucha, a kryjący się w półmroku obok szafy z segregatorami Itzal rzucił jej zaniepokojone spojrzenie. Pokręciła głową na znak, że nie jest tak źle, jak można by stwierdzić po tym hałasie, po czym odparła:
    – Tato, trochę wiary. Nie on pierwszy wpada do nas na próbę, nie on ostatni. Coś będzie kombinował, to się wyjaśni, że kombinatorykę to może na polibudzie studiować, nie wśród detektywów, i się mu podziękuje. To nie jest przecież umowa do grobowej deski czy wrót piekła, spokojnie.
    Och, pan Oscuro daleki był od wszelkiego uspokojenia. Czasami strasznie się cieszył, że Maiti ma starszego brata, bo gdyby była jedynaczką, ojciec rodu już byłby siwy z ukrywanej troski o nią. I z krzywymi zębami od wiecznego obgryzania zębów. Nie wiedział, skąd u jego dziewczynki wziął się ten pomysł z kryminalistyką i prywatnymi detektywami, nie zatrzymywał jej, bo uznał, że po latach przyglądania się jego pracy Maiti szybko się znudzi. Dopiero teraz mógł przyznać, że słomiany zapał nie mógł się równać z jego córą. Im starsza była, tym bardziej się o nią martwił, choć ona nie chciała tego widzieć lub tak skutecznie to ignorowała. Jeśli będzie miał zawał, winna będzie tylko jedna osoba.
    Czy nie wiedziała, że chce ją tylko chronić przed złem, jakie mogło na nią czyhać, w końcu każdy rodzic tak postępował. Dlaczego tego nie dostrzegała? Czasami nie miał już na nią siły.
    Coś w jego głosie się zmieniło, brzmiał jak ktoś pokonany, kto mimo wszystko nadal myśli, że ostatnie słowo należy do niego.
    Będziesz tego żałować! I Itzal także, jeszcze zobaczysz!
    Chciała westchnąć, ale to byłoby za wiele razy jak na tak krótką rozmowę, zamiast tego oparła czoło o szybę i przypatrywała się ludziom przechodzącym zaledwie trzy metry od niej.
    Może będę, może nie odrzekła filozoficznie i przyjrzała się bardziej kobiecie w czerwonym berecie, który za Chiny Ludowe nie pasował jej ani do upalnego lata, ani do puszystej pani, na której głowie był położony. Chcę się o tym przekonać. W końcu zawsze uczyłeś mnie, bym nie bała się popełniać własnych błędów. To może będzie błąd, ale może będzie też czymś odpowiednim.
    Wzięło cię na jakieś nawracanie przestępcy ojciec wciąż miał swoje do dodania. Dobrze, próbujcie sobie, ale zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa.
    Tak, tak, wiem. Ale to nie jest twoja sprawa, tato, więc o tym nie myśl. Zerknęła w stronę partnera, który właśnie wyciągał dłoń po dzwoniący na biurku telefon. To, że dzwonił, mogło oznaczać jedno. Właśnie próbuje się z nimi skontaktować potencjalny klient. Muszę kończyć. Do niedzieli, jak zwykle.
    Nie czekała na odpowiedź, po prostu się rozłączyła i wówczas westchnęła głośno, co ani trochę nie zabrzmiało jak trąby jerychońskie, ale nie było też złym dźwiękiem. Bendito przez chwilę słuchał rozmówcy po drugiej stronie słuchawki, podziękował cicho i odłożył ją, po czym wrócił do przeglądania segregatora i jego dokumentów. Maiti nie zdziwiło takie zachowanie – jeśli partner uznał podczas rozmowy, że coś może nie mieć znaczenia ani być poważną sprawą, zamykał ją, nim w ogóle została przez nich zaczęta.
    I co ci powiedział? zapytał, jedynie zerkając na kobietę, która wciąż stała przy oknie, wyglądając na świat, który chciał się dać podpalić, tylko żadnego Kozaka nie było w pobliżu.
    Bendito zdawał sobie sprawę, że pan Oscuro może być bardzo na nie, po rozmowie i reakcjach koleżanki wiedział, że rozmowa daleka była od łagodnej i przyjaznej, chciał wiedzieć jednak trochę więcej. Maiti także na niego zerknęła i spróbowała się uśmiechnąć, co nie bardzo jej wyszło, sprawiło za to, że wyglądała na zmęczoną.
    A co mógł powiedzieć? Że ten pomysł bardzo mu się nie podoba, a nasza dwójka będzie tego żałować. Gdybym mu powiedziała, ilu rzeczy już żałuję, mógłby się przerazić tą listą.
    O to Itzal nie zamierzał pytać; dowiadywanie się więcej o niektórych sprawach niosło ze sobą pewne brzemię. Na razie nie pragnął go przyjąć.
    Kto dzwonił? zapytała, by zmienić temat. Partner to zrozumiał, skrzywił się pod nosem.
    Telemarketer z zaproszeniem na prezentację ciśnieniomierza. Podziękowałem, bo na podobne dyrdymały raczej nie mamy czasu. Poza tym…
    Maiti nie dowiedziała się, co jeszcze chciał powiedzieć, bo oto ktoś zapukał do drzwi.
    Proszę! Detektywi zabawili się w mały chórek, przez ich twarze nie przebiegły żadne uśmiechy.
    Na to jawne pozwolenie do gabinetu partnerów spółki weszła kobieta. Średniego wzrostu, na miesiące przed emeryturą, miała wciąż bardzo jasne i bystre spojrzenie, którym badała wnętrze pokoju. Coś w niej było znajomego, ale i Oscuro, i jej kolega potrzebowali kilku sekund, by ją rozpoznać.
    Pani Ortega! Dzień dobry! Maiti podeszła bliżej. Jak się pani czuje? Wszystko w porządku?
    Zbliżyła się do gościa, by podprowadzić go do biurka, Itzal w tym czasie odsunął krzesło, na którym powinna zasiąść pani Ortega, po czym zapytał uprzejmie:
    Może napije się pani kawy lub herbaty?
    Nie, dziękuję.
    Maiti korciło, by dodać: a może napar z cyjanku?, ale w porę ugryzła się w język. To mogło zostać źle odebrane przez starszą panią, w końcu nie każdy mógł rozumiem poczucie humoru detektyw Oscuro.
    Co panią do nas sprowadza? zapytała zamiast tego, gdy starsza kobieta już siedziała i wzdychał pod nosem.
    Chciałam państwo podziękować za pomoc w ujęciu zabójcy pana hrabiego…
    Żaden problem rzucił Bendito, przystając przy biurku, ale dawna gospodyni denata ani myślała go słuchać, kontynuowała bowiem:
    I chciałam prosić o pomoc w kolejnej kwestii.
    Mianowicie?
    Było do przewidzenia, że po pogrzebie hrabiego, odczytaniu jego testamentu i ujęciu sprawcy coś jeszcze będzie do zrobienia, jednak żeby zwracać się z tym czymkolwiek to jest do prywatnych detektywów? Sprawa musiała być więc albo bardzo delikatna, albo dotyczyć kogoś, kogo policja chętnie by ujęła do jakieś kwestii.
    Jan, kamerdyner… On… zniknął.
    Jak to?
    Niedowierzanie, jakie zabrzmiało w głosie Itzala, może i było prawdziwe, mimo to starsza pani podeszła do niego mocno sceptycznie.
    Tak to, młodzieńcze. Zniknął. Rozpłynął się, zabierając to, co pan mu w spadku przepisał, co było do wyniesienia, i zniknął. A wola pana jasno stanowi: Janowi, opoce mojej, polecam stawić się u córki brata młodszego, coby służby swej w jej włościach dokonał był zacytowała dosłownie, przyjmując patetyczny ton głosu, który nadał tej poetyckiej wypowiedzi trochę komicznego wyrazu. – Byłam pewna, że posłucha, spakuje się i wyjedzie na południe, bo tam panienka zamieszkuje, a on wszak się spakował, lecz na miejsce nigdy nie dotarł. Chcę, byście się dowiedzieli, co my się przydarzyło i gdzie się podziewa. Tak przecież nie może być!
    Jej zdenerwowanie i dezorientacja były zrozumiałe. Przez lata miała bowiem do czynienia z tym człowiekiem, przywykła do jego obecności. Teraz musiała odczuwać zaniepokojenie, nie wiedząc, gdzie Jan się podziewa. Może nawet miała go w pewnym sensie za swoje dziecko, dlatego zareagowała poprzez zjawienie się w biurze prywatnych detektywów. Jej powód był ważny trzeba bowiem zawsze wiedzieć, na czym się stoi, biorąc jakąś sprawę ale też widoczny, dlatego też decyzja mogła być jedną.
    Zajmiemy się tym odparł Itzal, nie patrząc nawet na koleżankę. Maiti kiwała nieznacznie głową z góry na dół, co potwierdzało wypowiedzianą odpowiedź.
    Dziękuję! – Pani Ortega prawie poderwała się z miejsca, by ich uściskać, od tego ruchu powstrzymało ją twarde spojrzenie obu detektywów. – Zapłacę wam, oczywiście!
    A paczkę suszonych moreli pani ma? – wyrwało się Maiti, która sprzedała sobie mentalnego liścia w policzek.
    Słucham?
    Nieważne.
    Taka była prawda: za paczkę suszonych moreli Maiti była w stanie wziąć każdą, nawet najbardziej absurdalną, sprawę. Mogłaby nawet znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Totoro nie chce być przyjacielem europejskiej dziewczynki. Tylko wtedy paczka musiałaby być większa.
    Bendito pokręcił głową na to pytanie partnerki, zwrócił się na nowo do starszej pani.
    Kiedy widziała pani Jana ostatni raz i gdzie? Czy wydawał się pani zachowywać w jakiś inny, dziwny sposób?
    To było w zeszły poniedziałek, zaraz po odczytaniu testamentu…
    Maiti zamierzała słuchać gospodyni, by samej stworzyć w sobie głowie obraz obecnej sytuacji, ale poczuła wibrację w telefonie. Ktoś do niej napisał, a ona nie spodziewała się wiadomości od kogokolwiek.
    Przepraszam rzekła i wstała, by przejść na korytarz; tam nikt jej raczej nie będzie próbował czytać przez ramię, bo nikomu by się nie chciało kręcić na tym końcu, gdzie poza biurem nie ma nic innego.
    Schowana w mroku i w ciszy sięgnęła do kieszenią, by wyciągnąć telefon. Na ekranie już widniał początek esemesa, który przyszedł z niedawno zapisanego numeru pewnie by go nie poznała, gdyby nie słowo.
    Zlecenie…
    Otworzyła wiadomość i szybko przeszła przez jego treść.
    Zlecenie numer jeden przekroczyło próg. Kogo mam szukać?
    Nie wiedziała, skąd chłopak ma wiedzę, iż właśnie zjawił się klient czyżby obserwował ich z budynku po drugiej stronie ulicy? ani że potrzeba kogoś znaleźć, ale uśmiechnęła się, widząc już jego podekscytowanie i chęci.
    Szybko wystukała odpowiedz i wróciła do gabinetu, gdzie pani Ortega nadal dzieliła się ostatnimi spostrzeżeniami względem kamerdynera, a gdzie może daleko, może nie ktoś brał się do pracy.
    I naprawdę trudnobyło przewidzieć, czy ktoś będzie tego żałował, czy też nie.

2 komentarze:

  1. Uuu, Maiti tam grubo wybuchła, ale mi się to podobało!
    Kurde, nie mogę się powstrzymać od wrażenia, że ta fabuła dzieje się w XX wieku. No, po prostu mam to przed oczami. Wiem, że wspominałaś ostatnio o XXI wieku, ale no... kurde. To ma taki stary klimat detektywistyczny!
    Serio suszone morele XD. No, tu Maiti przesadziła. Ale widzę zajaranie Totoro, huehue. To ciekawe, że po wielu twoich tekstach można się dowiedzieć, co ostatnio oglądnęłaś albo przeczytałaś.
    W sumie niewiele można powiedzieć o tej części historii, bo niewiele się dzieje, ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Uniwersum w końcu dopiero się rozwija.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej... Podoba mi się język, prostota i bohaterowie tekstu. Właśnie intrygujący tekst. Nie potrafię go przyporządkować do żadnej kategorii, aczkolwiek nie znam większej części. Natomiast bardzo mi się podoba właśnie, ten luźny styl pisania i to że niby nie wypada pisać niektórych rzeczy, ale przecież to my Jesteśmy Twórcami więc nie musimy chędożyć swoich myśli.

    OdpowiedzUsuń