ARSENAŁ

niedziela, 17 listopada 2019

[36] Szepty kwiatów: Dwa światy ~ SadisticWriter


Bal rozpoczął się zgodnie z zaplanowaną godziną. Może Soleil spóźniła się o kilka minut, ponieważ Alienore uparła się, że musi coś zrobić z jej splątanymi, falowanymi włosami, ale w końcu udało się przekonać ją, iż każdy włosek znajduje się na swoim miejscu i nie przyniesie wstydu swojej właścicielce. W początkowym założeniu Soleil miała mieć wysoko upiętego koka, ale blond kosmyki były tak niesforne, że jedyne, co dało się zrobić, to zgarnąć z prawej i lewej strony po dłuższym włosie, a potem spiąć je z tyłu kwiecistą spinką. Dziewczyna była zadowolona z efektu końcowego. Kiedy stała już przed lustrem w pełnej krasie, ze spiętymi włosami oraz sukienką imitującą rozwijający się, biały kwiat, czuła, że łzy cisną się jej do oczu. Szybko została jednak skarcona przez Alienore, ponieważ chwilę temu nałożyła na dziewczęcy nos i policzki odrobinę rozjaśniającego pudru, aby kwiaciarka nie wydawała się tak chorobliwie blada. Nie mogła go przecież rozmazać łzami. Bal to szczególna okazja, dlatego powinna zachować swój nienaganny urok do samego końca. Soleil wątpiła w to, aby ktoś zwracał na nią szczególną uwagę. Choć jej kreacja wybijała się niewątpliwie wśród warstwy skromnie ubranych rzemieślników, wśród nich wciąż znajdowali się dostojnicy o bogatych, ciężkich strojach ze złotymi zdobieniami, różnokolorowymi klejnotami czy najdroższą koronką sprowadzoną ze wschodu. Skromny ubiór Soleil nie mógł równać się z damami, które nosiły piękne, choć jednocześnie wyzywające suknie, zgodne z kanonami mody panującej w Chavelln. Tu większość strojów miała zachwycać oczy i wcale nie bano się pokazywać nagiego skrawka skóry, choćby będącego kuszącym dekoltem. Soleil poniekąd się cieszyła, że nie przyszło jej żyć w tak restrykcyjnie noszącej się warstwie społecznej. Pochodziła ze wsi, a więc codziennym ubiorem od zawsze był dla niej strój roboczy składający się z szarej, dziurawej sukni, której nie było szkoda wyrzucić, a także często zabrudzonego fartucha. Czasami tęskniła za plamami ziemi, które zdobiły jej ulubiony fartuszek… Tutaj tylko lekko zabrudziła suknię, a już Alienore wpadała w panikę, w końcu nikt z dostojników nie mógł jej zobaczyć w takim stanie. Dziwnymi prawami rządził się świat arystokratów. Na wsi nie istniało nawet takie pojęcie jak wstyd, a tu na każdym kroku martwiono się, że byle gest czy słowo sprawi, iż ktoś straci reputację.

Zamyślona Soleil przekradła się między tłumami rzemieślników, stając w takim miejscu, że ani się nie wyróżniała, ani nikomu zbytnio nie przeszkadzała, na dodatek miała całkiem dobry widok na odbywającą się między ramionami ludzi scenę.
Na samym środku sali balowej stał książę Villane Cardarielle. Tuż za nim, po jego prawej stronie, stał dumny, wyprostowany i poważny Blaise, który wydawał się Soleil w tym momencie tak obcy, jakby pochodził z zupełnie innej bajki. Nigdy dotąd nie widziała go w tak dostojnym wydaniu. Teraz nie przypominał sobą zwykłego chłopaka o nienagannych manierach, który pomagał wszystkim na zamku, traktując ich na równi ze sobą. Tym razem naprawdę był księciem, jednym z królewskich potomków Cardarielle’ów. Przepaść między nimi stała się nagle tak wyraźna, że Soleil skuliła się w sobie. Czasami zapominała, że uznała za przyjaciela jednego z książąt Chavelln. I jak mogłaby pokochać kogoś tak ważnego, kiedy ona nie miała praktycznie żadnej wartości?
Jej smutne rozważania przerwał nagle donośny głos następcy tronu. Wystarczyło jedno słowo, aby wszyscy zgromadzeni w sali pogrążyli się w błogim milczeniu. Soleil dobrze wiedziała, na czym swoją reputację zbudował książę Villane. Na okrucieństwie i zastraszaniu. Nic dziwnego, że tylko podniósł głos, a ludzie się uciszali. Bali się, że gwardziści, którzy rozstawieni byli po całej sali balowej, zostaną powołani do tego, aby zabrać ich stąd i zamknąć za karę w lochach, a tam losy więźniów bywały już różne…
– Drodzy zgromadzeni – zaczął książę Villane Cardarielle. Jego dłonie spoczywały na długiej, ciemnej lasce zakończonej złotą gałką. Opierał ją o podłoże, jakby chciał utrzymać właściwą równowagę. Ubiór wcale nie wyróżniał go pośród tłumów, ponieważ nie miał na sobie żadnych wykwintnych zdobień, pomijając złote nicie, które obszywały jego kaftan. Cała jego postać zdawała się tonąc w żałobnej czerni, a mimo tego wciąż można było dostrzec w nim przyszłego władcę. – Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić przybycie najlepszych w swoim fachu rzemieślników, którzy odtąd będą służyć w stolicy Chavelln. To jednak nie jedyna okazja, jaką będziemy świętować. – Villane wyciągnął dłoń w stronę damy, która stała na równi z Blaise’em, jednak po lewej stronie przyszłego władcy. Soleil zauważyła ją dopiero teraz, ponieważ widok przysłaniało jej potężne ramię jednego z kowali. – Oto moja przyszła żona, druga córka króla Taryana Tremoille’a, rządzącego Caetanią, Vesalia Aviana Tremoille. – Villane Cardarielle chwycił delikatnie za dłoń dziewczyny, która zeszła ze schodów jak najprawdziwsza dama. Soleil nie dosłyszała nawet krztyny radości ani dumy w głosie przyszłego władcy, zupełnie jakby zaprezentowana przez niego księżniczka, była tylko zbędnym dodatkiem do jego zbliżającego się panowania, niechcianym prezentem od ojca, który wplątał go w aranżowane małżeństwo, ku dobru własnego państwa. Zupełnie odwrotnie zachowywała się księżniczka Vesalia, która stając u boku swojego przyszłego męża, spojrzała prosto w jego oczy z nieskrywaną miłością.
Córka króla Taryana nie mogła być starsza od Soleil. Miała łagodne rysy twarzy zbliżające ją bardziej do wieku dziecięcego niż dorosłości. Czarne, poskręcane, długie włosy, które przeplatały finezyjne, białe perły zszyte ze sobą ozdobną, błyszczącą nicią, opadały jak fale na jej plecy. Mieszkańcy Ceatanii odznaczali się ciemniejszą skórą niż bladzi, żyjący w ukryciu przed słońcem Chavellianie. Większość z nich posiadała również ciemny kolor oczu, jednak nie księżniczka Vesalia. Po swojej matce pochodzącej z górskiego królestwa na wschodzie, odziedziczyła szare, niemal wilcze oczy, które błyszczały energią w sztucznym świetle lamp. Była piękna, jak przystało na rodzinę królewską Ceatanii. Nawet Soleil była pod wrażeniem, kiedy spoglądała w tłumy z wyuczonym uśmiechem księżniczki, miłującej wszystkich ludzi. Królewscy szwacze uszyli jej chyba najpiękniejszą suknię, jaką kwiaciarka w życiu widziała. Była krwistoczerwona i odsłaniała finezyjnie szczupłe ramiona, nie pokazując światu zbyt wiele nagości. Kiedy księżniczka się poruszała, długi, czerwony ogon, który się za nią ciągnął, mienił się kryształkami gwiezdnego pyłu. Czy Chavelln mogło prosić o piękniejszą królową?
Zgromadzeni ludzie, pogrążeni w szoku, nareszcie się obudzili, klaszcząc i wiwatując na widok córki króla Taryana, która wkrótce miała dołączyć do rodziny Cardarielle’ów. Książę Villane był jedyną osobą niewykazującą się zadowoleniem, czego nie zdołała zauważyć nawet sama Vesalia. Nawet Blaise, który stał z tyłu, uśmiechał się do pleców dziewczyny, wyrażając tym samym radość, że została tak miło przyjęta przez poddanych Chavelln.
– Data królewskiego ślubu nie jest jeszcze ustalona, ale zapewniam, że odbędzie się on jeszcze w tym roku – powiedział oschle Villane, przerywając tym samym nużące go wiwaty. – A teraz pozwólcie, że zaprezentuję wam nowych rzemieślników.
Książę zaczął wymieniać imiona oraz nazwiska ludzi, których ściągnął tutaj z różnych rejonów Chavelln. Kwiaciarka była pod wrażeniem, że znał je wszystkie na pamięć. Nie podejrzewała, że będą dla niego na tyle ważni, iż doceni ich właśnie w taki sposób. Dopiero po chwili zauważyła, że każdy z wymienionych rzemieślników wychodzi na środek, kłaniając się królewskiej rodzinie. Zanim to do niej dotarło, usłyszała własne imię i nazwisko.
– Soleil Rivaire, kwiaciarka z Laverne.
Zesztywniała dziewczyna przepchnęła się przez tłum, mało nie upadając na posadzkę. Widziała, jak księżniczka Vesalia patrzy na nią z rozbawieniem, próbując ukryć swoje uśmiechnięte usta za koronkowym, czarnym wachlarzem. To sprawiło, że pobladła twarz Soleil spłonęła soczystym rumieńcem. Podchodząc o drżących nogach do księcia Villane’a, ukłoniła się przed nim, starając się nie patrzeć w jego oczy. Za to kiedy już odchodziła, nie omieszkała zerknąć na Blaise’a, który posłał jej ciepły, krzepiący uśmiech. To ją nieco uspokoiło, dlatego kiedy zniknęła już w tłumach, odetchnęła z wyraźną ulgą. Żałowała, że nie było w tym momencie przy niej żadnego ze znanych jej rzemieślników. Gdyby zjawiła się tutaj wcześniej, zapewnie nie czułaby się w tym momencie taka samotna.  
Kiedy długa lista nowych pracowników została już przeczytana, rozległy się ponowne, wyuczone oklaski. Wtedy znudzony książę Villane oznajmił, że pora rozpocząć bal, zaś w sali, zgodnie z planem, rozległa się muzyka. Zdezorientowana Soleil oglądała się na ludzi, którzy rozstępowali się na boki, zapraszając do tańca osoby, z którymi przyszli dzisiaj na bal. Kwiaciarka nie wiedziała, gdzie może w tym momencie uciec. Bała się, że ktoś złoży jej taką propozycję tańca, a ona nie będzie potrafiła odmówić. Starała się wyszukać w tym rozrzedzonym tłumie znajomą twarz, i w końcu ją napotkała. Kiedy ujrzała z oddali uśmiechniętego Blaise’a, zmierzającego w jej kierunku, postawiła w jego stronę kilka kroków. Zanim jednak do niego dotarła, widok na młodszego księcia przeciął człowiek ubrany w czerń. Przestraszona Soleil spojrzała w górę, napotykając szare, przepełnione chłodem oczy Villane’a. Nie zapytał jej, czy z nią zatańczy, po prostu chwycił ją za dłoń i wciągnął na parkiet, przyciągając ją blisko do siebie, jakby nie chciał jej wypuszczać przez najbliższą godzinę. Kwiaciarka zaniemówiła. Dlaczego przyszły król Chavelln, zanim zatańczył ze swoją przyszłą żoną, porwał do tańca akurat ją? Czy ich rozmowa była tak nagląca, że musiał ją złapać już w tym momencie? Czuła się tak zażenowana, że już po chwili nadepnęła na stopę księcia. Ten jednak zdawał się tym nie przejmować, zupełnie jakby Soleil nic nie ważyła.
– Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę, droga Soleil? – spytał szeptem książę.
Dziewczyna bała się choćby spojrzeć mu w twarz. Wolała tępo wgapiać się w jego pierś. Nie odpowiedziała mu również na pytanie, po prostu pokiwała ulegle głową.
– Sprawa okazała się nagląca. Potrzebuję specyfiku już na jutro.
– Ja… – Kwiaciarka niemal zaniemówiła. Nie miała przygotowanej żadnej odpowiedzi. – Ja… naprawdę nie wiem, czy mi się uda, panie.
– Chyba nie chciałabyś, żeby twojej rodzinie stała się krzywda? – Stalowy, powolny głos przedarł się przez szumy, uderzając swoją brutalnością prosto w duszę Soleil. Zesztywniała, jeszcze raz następując na stopę księcia, za co nawet nie była w stanie przeprosić. – Kara za niewykonanie tego zadania może być sroga, więc lepiej, abyś zastosowała się do mojej prośby.
Soleil kiwnęła niemrawo głową, zaciskając usta tak mocno, że poczuła własną krew. Chciała za wszelką cenę powstrzymać łzy, które napłynęły jej do oczu.
– Masz czas do wieczora.
W momencie kiedy dziewczyna przymknęła oczy, zdarzyło się coś niespodziewanego. Ktoś pociągnął ją za dłoń, którą jeszcze niedawno trzymał książę Villane, a potem przyciągnął ją do swojej piersi. Zdziwiona kwiaciarka poczuła dziwnie znajomy zapach, który kojarzył jej się wyłącznie z bezpieczeństwem.
– Pozwól, bracie, że teraz ja przejmę twoją partnerkę – powiedział Blaise Cardarielle, posyłając przyszłemu władcy podejrzliwe spojrzenie. – Myślę, że twoja przyszła żona niecierpliwi się twoją nieobecnością. Powinieneś ją chyba zaszczycić pierwszym tańcem, czyż nie?
Villane zareagował na to nietaktowne zachowanie ironicznym uśmieszkiem, który miał w sobie dozę kpiny.
– Masz rację, bracie – odpowiedział chłodno najstarszy syn króla. Ostatni raz spojrzał na przestraszoną, bliską płaczu Soleil, próbując jej przekazać, że oczekuje na wypełnienie powierzonego zadania, a potem zniknął w tłumach, zostawiając tę dwójkę na środku sali.
Kwiaciarka nie spodziewała się, że Blaise uniesie jej podbródek w taki sposób, aby spojrzała mu prosto w oczy. Nie zdążyła nawet ukryć przerażenia, jakie wciąż rysowały się na jej twarzy. Zatroskany książę zmarszczył czoło.
– Sol – zaczął ostrożnie – mam wrażenie, że mój brat od dłuższego czasu jest tobą dziwnie zainteresowany. Czy namawia cię do złych rzeczy? Jeżeli tak, proszę cię, abyś mi o tym powiedziała.
Soleil potrząsnęła drżąco głową, ponieważ nie było ją stać na wymówienie żadnych słów.
– Sol – tym razem głos księcia nabrał większej ostrości, która zdziwiła nawet samą kwiaciarkę. Przez chwilę Blaise brzmiał jak jego brat. I chyba był to jeden z nielicznych momentów, w którym dostrzegła między nimi podobieństwo. – Możesz powiedzieć mi prawdę.
Soleil spojrzała prosto w piękne, zielone oczy księcia, który przyglądał się jej z takim zmartwieniem, że obraz Villane’a szybko zniknął z młodzieńczej głowy. Sama się sobie dziwiła, ale była nawet w stanie zmusić swoje usta do uśmiechu.
– Wszystko w porządku… – Chciała wypowiedzieć jego imię, ale w obecnej sytuacji nie była w stanie. Dookoła niej tańczyli ludzie, którzy spoglądali podejrzliwie na tę dwójkę, jakby próbowali rozszyfrować, czy nie odbywali między sobą jakiegoś potajemnego romansu, w końcu książę Blaise stał tak blisko niej, trzymając ją w dodatku za dłoń. Soleil wyglądała jak prosta dziewczyna ubrana w ładną sukienkę, on jak prawdziwy książę. Czy powinna się do niego publicznie zwracać po imieniu? Blaise najwyraźniej nie rozumiał, dlaczego kwiaciarka przerwała swoją wypowiedź. Zmarszczył czoło, przyglądając się z uwagą osobom, którym przypatrywała się również jego przyjaciółka. Dopiero po chwili zorientował się, że byli ze sobą w zdecydowanie zbyt mało formalnych stosunkach. Może ludzie na zamku wiedzieli, że przyjaźnił się z młodą kwiaciarką, ale arystokraci, którzy zjechali się tutaj z całego państwa, a także sąsiadujących z nimi sojuszniczych krain, wcale o tym nie wiedzieli. Blaise’owi nie chodziło jednak o jego własną reputację, a raczej o to, żeby to Soleil nie stała się obiektem plotek, że jakoby dwójka książąt Chavelln kłóciła się o nią, jakby była ich cennym skarbem.
– Przepraszam – powiedział cicho Blaise, następnie układając jedną dłoń na jej talii, a drugą na ramieniu. – Pozwól, że choć na chwilę oddamy się tańcu, ponieważ ludzie zaczynają na nas podejrzliwie patrzeć, a nie chcę, aby roztrwonili wśród swoich kręgów plotki. To w trosce o twoje dobro, Sol. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. – Książę uśmiechnął się blado do przyjaciółki, zachęcając ją tym samym do tańca. Soleil zrozumiała to jednak na swój własny sposób.
– Zatańczmy w takim razie – szepnęła, uciekając wzrokiem w tłumy, aby tylko nie patrzeć w twarz księcia. Już po chwili, gdy rozległa się kolejna melodia wygrywana na klawiszach pianina, rozpoczęli wspólny taniec. Soleil dziwiła się, że nie nadepnęła dotąd na stopę Blaise’a. Być może było to kwestią tego, że nie czuła się przy nim tak zestresowana, jak przy księciu Villanie. Poza tym jej przyjaciel zdawał się być o wiele bardziej delikatny w obyciu z nią. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie miała doświadczenia w tańcu. Chociaż Alienore próbowała ją przez ostatnie dni nauczyć podstawowych kroków tanecznych, aby ze spokojem mogła przyjąć propozycję każdego z dżentelmenów, to jednak nie czuła się wystarczająco pewnie. Całe szczęście, Blaise Cardarielle był znakomitym prowadzącym.
– Już jutro wyjeżdżasz, prawda? – spytała ledwo słyszalnie Soleil. Myślała, że książę nie usłyszy jej z powodu muzyki, ale najwyraźniej miał bardzo dobry słuch.
Ramiona Blaise’a jakby opadły, przyjmując do siebie cały smutek, który opanował również jego przyjaciółkę. Nie podobało mu się to tak samo, jak Soleil, niestety był drugorzędnym księciem, który miał obowiązek słuchać się nie tylko chorego ojca, ale również własnego brata.
– Tak. Wrócę dopiero za dwa tygodnie, co, zważając na moje dotychczasowe podróże, nie jest długim okresem czasu, jednak na pewno niezwykle dłużącym się. – Chłopak cicho westchnął.
Soleil nie odpowiedziała, ponieważ nawet nie wiedziała, jakich słów powinna użyć, aby wyrazić to, co czuła. Bez Blaise’a przy boku nie będzie się czuła bezpiecznie, chociaż to może nawet lepiej, że nie będzie musiał oglądać jej w momencie, kiedy popełni największy błąd swojego życia – sporządzi truciznę dla księcia Villane’a.
– Sol, nie smuć się, proszę – wyszeptał do jej ucha Blaise.
Kwiaciarka nie spodziewała się tego, dlatego straciła kontrolę nad własnymi krokami, które poplątały się, jakby ledwo uczyła się chodzić. Z tego wszystkiego potknęła się i uderzyła w pierś księcia. Z rumieńcami na twarzy spojrzała w twarz Blaise’a, który był od niej o głowę wyższy. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco, na co on odpowiedział jej takim samym uśmiechem. Patrząc sobie w oczy, całkowicie zapomnieli o otaczającym ich świecie, a więc również o ludziach, którzy podejrzliwie się im przyglądali. Soleil poczuła, że po jej ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Chciała, żeby ta krótka chwila, wypełniona po brzegi poetycką muzyką, trwała już w nieskończoność, ale jak to zazwyczaj bywało, ktoś musiał przeszkodzić w osiąganiu wieczności. W tym przypadku był to Devyn, jeden z rzemieślników. Postanowił, że przerwie ich romantyczny zastój pozbawiony tanecznych kroków, odrywając ją od piersi najmłodszego księcia.
– Pozwól, książę, że niecnie porwę moją drogą przyjaciółkę. – Devyn puścił oczko Blaise’owi, chwilę później spoglądając na tłum ludzi, który się wokół nich zgromadził. Chciał tym samym znać księciu, że od dłuższej chwili byli obserwowani.
Blaise kiwnął głową, posyłając przyjaciółce smutny uśmiech. Zdezorientowana Soleil, która kompletnie nic z tego nie rozumiała, została wrzucona w wir tańca, którego przewodnikiem był tym razem Devyn. Już po chwili, kiedy tłumy się rozstąpiły, chłopak pochylił się nad uchem dziewczyny i powiedział:
– Co jak co, ale publicznie powinniście powstrzymać się od takich romantycznych gestów, jak patrzenie sobie prosto w oczy. Wyglądaliście jak para zakochanych, która lada moment miała złączyć swoje usta w namiętnym pocałunku. Pół świata się w was wgapiało.
Zarumieniona Soleil podniosła na niego wzrok. Była lekko zdziwiona.
– Przecież nie robiliśmy nic złego, Devyn – odpowiedziała szeptem.
– To tobie się tak wydawało. – Chłopak posłał jej znaczące spojrzenie. – Z perspektywy ludzi wyglądało to zupełnie inaczej. – Soleil zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc, o co mu tak naprawdę chodzi. Devyn widząc jej reakcję, przewrócił oczami: – Sol, ten świat działa na innych zasadach. Może książę Blaise jest twoim przyjacielem, ale to wciąż książę. Ty jesteś po prostu… – Przerwał, nie wiedząc, jak dokończyć zdanie, aby jej nie urazić. Zanim cokolwiek wymyślił, dziewczyna zdążyła się już zasmucić, przy okazji uświadamiając sobie tę okrutną prawdę.
– Zwykłą kwiaciarką – dokończyła za niego, spoglądając w tłum, ponad jego ramieniem. Nie chciała wyszukiwać wzrokiem Blaise’a, a jednak ich spojrzenia w jednej chwili się spotkały. Oboje tańczyli z innymi partnerami, ale najwyraźniej wciąż nie zapomnieli o tym, co przed momentem miało miejsce. Soleil nie zdążyła mu nawet posłać nieśmiałego uśmiechu, kiedy Devyn obrócił ją w stronę przeciwną do księcia, zupełnie jakby się domyślał, że straciła z nim kontakt wzrokowy, ponieważ szukała w tłumie kogoś innego, bliskiego jej sercu.
– To nie jest nic złego, Soleil. Po prostu… pochodzicie z dwóch różnych światów. W przyszłości musisz się powstrzymać od okazywania mu ciepłych uczuć publicznie. To może przysporzyć problemów zarówno tobie, jak i jemu, a chyba nie chcesz stać się obiektem, o którym będą plotkowali w całym kraju? – Devyn uniósł znacząco brew. Jego rozmówczyni pobladła, potrząsając gwałtownie głową. – Tak więc moja rada: przyjaźnijcie się w zaciszu, publicznie bądźcie po prostu księciem i kwiaciarką.
Soleil pokiwała smutnie głową, wbijając wzrok w podłogę.


1 komentarz:

  1. Hej :)
    Coś mi ta księżniczka pasuje do Villane'a. Wydaje się być dwulicowa i obeznana z tym, jak zjednywać sobie ludzi, by później ich skrzywdzić. Jestem ciekawa, jak potoczy się jej wątek.
    Villane nie brzmi dla mnie strasznie; najchętniej to bym mu przywaliła za to straszenie. Ok, jest księciem, ale to, za kogo ma swoich podwładnych, jest strasznie irytujące.
    Aww, Soleil i Blaise są razem uroczy, choć ja nie widzę między nimi romantycznej chemii. Są świetnymi przyjaciółmi, ale jakoś romans mi do nich nie pasuje.
    Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy.
    Świetne opisy, dobre napięcie, wszystko, co lubię. Dzięki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń