ARSENAŁ

niedziela, 3 listopada 2019

[34] Szepty kwiatów: Niechciane kłamstwo ~SadisticWriter

Dawno nie było „Szeptów kwiatów”, a trochę się za tym uniwersum stęskniłam. Brakowało mi tej lekkości. Brakowało mi tych postaci. Tekst był już w połowie napisany od 24 tygodnia, ale jakoś do tej pory nie mogłam go skończyć.
Trochę poszalałam z tekstami w tym tygodniu, bo w większości przypadków są one obszerne, ale chciałam maksymalnie wykorzystać czas wolny od studiów.  

***
Kiedy ciężkie drzwi zamknęły się za opiekunką, Soleil głęboko odetchnęła. Lubiła towarzystwo Alienore, ale niekiedy jej trajkotanie było nie do zniesienia. Nie mogła już słuchać szczebiotu dotyczącego jej domniemanie rozwijającego się romansu. Nawet w najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że mogłaby pokochać kogoś takiego jak Blaise. Poza tym zapewne miał już szereg księżniczek, które były skłonne za niego wyjść. Nie można marzyć i śnić o czymś, czego i tak nie dostaniemy. To przysporzyłoby tylko niepotrzebnego cierpienia. Młodszy z braci Cardarielle był dobrym materiałem na przyjaciela, ale nie na kogoś więcej. Alienore powinna wstrzymać się z fantazjami na temat tego, ile mogliby mieć dzieci i jak by wyglądały. Wieśniaczka nigdy nie będzie księżniczką, nawet jeżeli bardzo by tego pragnęła. Tak działo się tylko w bajkach.
Soleil usiadła przy biurku i sięgnęła do szuflady po papier. Już od dłuższego czasu przymierzała się do napisania listu. Chciała powiadomić rodzeństwo, że wszystko było u niej w jak najlepszym porządku. Nie zamierzała oczywiście wspominać szczegółowo o tym, co zdążyło się już wydarzyć – na przykład o niepokojącej obecności księcia Villane’a, przyjaźni z Blaise’em, czy jej epizodzie z omdleniem, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby napisała o pracy w pięknym ogrodzie i o tym, ilu cudownych ludzi zdążyła poznać. Poza tym zamierzała wysłać w kopercie pieniądze, które jakiś czas zbierała. Ona ich nie potrzebowała. Tutaj dostawała wszystko, co było jej potrzebne do samodzielnego życia. 
Biorąc głęboki wdech, Soleil zamoczyła końcówkę pióra w kałamarzu i napisała: „Droga siostro”. Na tym list się jednak skończył, ponieważ nie potrafiła ubrać w słowa tego, co chciała przekazać swojej rodzinie. Nim się obejrzała, zaczęła rysować na brzegu papieru gałązkę ateriaru zdobioną maleńkimi kwiatami. Nikogo nie dziwiło to, że jeżeli chodziło o jej talent do malunków, potrafiła idealnie oddać tylko wygląd poszczególnych roślin. Zupełnie jakby w jej umyśle jeszcze przed narodzinami utrwaliły się wszystkie zdolności mające przysłużyć się hodowli kwiatów. Soleil wierzyła w to, że gdzieś daleko poza granicami Chavelln istniało miejsce, w który ludzie miłowali przyrodę, a wzgórza tonęły w barwnych płatkach wydających na świat słodkie zapachy. Z tego miejsca musiała właśnie pochodzić.
Nim się obejrzała, wyobraźnia całkowicie ją pochłonęła. W ciągu godziny, zamiast napisać list, utonęła w świecie kwiatów. Dopiero kiedy usłyszała pukanie do drzwi, zerwała się i zdziwiona spojrzała na niezapisany kawałek papieru. Zdobiły go wymyślne floratury. Z cichym jęknięciem wyrażającym załamanie, przewróciła kartkę na drugą stronę, odłożyła pióro do kałamarza, a potem podeszła do drzwi. Spodziewała się, że to może być Alienore, ponieważ zapowiedziała, że przyjdzie do niej przed snem, aby upewnić się, że niczego jej nie brakuje, ale to nie była ona. Kiedy Soleil otworzyła drzwi, jej błękitne oczy zetknęły się ze stalowym spojrzeniem przyszłego króla Chavelln. Drobne usta ułożyły się w literę „o”, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Dopiero kiedy książę przemknął obok niej jak cień, otrzeźwiała.
Villane nie przejmował się tym razem dworskimi zasadami. Zachował się jak władca, który mógł robić to, co mu się rzewnie podobało, w tym wchodzić bez zapowiedzi do komnaty młodego dziewczęcia, zatrzaskując za sobą drzwi. Soleil przerażona impertynenckim zachowaniem księcia, postawiła dwa kroki w tył. Nie musiała posiadać szczególnie lotnego umysłu, aby domyślić się, o co mogło chodzić. Villane Cardarielle dowiedział się, że pomimo zakazów postanowiła sporządzić dla jego ojca lek. Czy to Blaise się wygadał? A może sam się tego w jakiś sposób dowiedział? Przecież nie był głupi, widział ich razem, gdy wychodzili z komnaty króla. Czy Soleil nie podpisała tym samym wyroku na samą siebie? 
– Mój ojciec poczuł się lepiej. – Villane wypowiadał słowa cicho i ostrożnie, a mimo tego czuć było w nich ostrość, jakby stal przecięła właśnie powietrze, dając znać o swoim istnieniu. – To, że mój brat mnie okłamał w ogóle mnie nie zdziwiło, ale ty? – Książę postawił krok w jej stronę, na co ona znów nieświadomie się wycofała. Jej strach najwyraźniej sprawiał przyjemność Villane’owi. Można to było zobaczyć w jego oczach. Wręcz płonęły satysfakcją, że mogą siać spustoszenie w sercu młodej dziewczyny. Soleil nie potrafiła niczego wymówić, aż do chwili, w której zabrakło jej przestrzeni i przylgnęła plecami do ściany. Wtedy wstrzymany w płucach oddech uwolnił się, wydając na świat przeprosiny.
– Przepraszam, ja… ja chciałam tylko pomóc królowi. 
Widząc twarz Villane’a z bliska, przymknęła powieki i skuliła się w sobie, oczekując, aż zostanie ukarana. Nic takiego jednak nie nastąpiło. 
– Właśnie w tej sprawie do ciebie przychodzę – odpowiedział książę.
Kiedy Soleil otworzyła oczy, spojrzała niepewnie na mężczyznę, który stał przed nią dumny i pewny siebie. Cały czas trzymał jednak dłoń na rękojeści miecza przylegającego do jego boku, jakby był gotowy na sprzeciw dziewczyny. Kwiaciarka nie mogła opanować drżenia rąk, także oddychanie przychodziło jej z trudem.
– Skoro potrafisz tworzyć lekarstwa – zaczął powolnym głosem Villane Cardarielle – zapewne potrafisz również tworzyć trucizny, czyż nie? – Czarna brew uniosła się znacząco, oczekując na szybką odpowiedź, wilczy uśmiech rozszerzył zaś wygłodniałe usta okrutnego księcia, który zdawał się czerpać satysfakcję z bycia dominującym rozmówcą. Problem pojawił się, kiedy Soleil nie potrafiła wykrztusić z siebie choćby jednego słowa. Brak odpowiedzi sprawił, że jego twarz przeszyła irytacja. Niespodziewanie uderzył dłonią w ścianę, tuż obok głowy swojej rozmówczyni, która lekko się wzdrygnęła. – Zadałem ci pytanie – syknął jej prosto w twarz.
– Ja… – zaczęła drżącym głosem kwiaciarka – ja… posiadam naprawdę rozległą wiedzę na temat kwiatów, ale… nigdy nie tworzyłam z nich trucizn. To… złe. – Spojrzała niepewnie w oczy księcia, które zdawały się skrzyć piorunami. Błękit jej tęczówek w stosunku do silnego spojrzenia Villane’a zdawały się być jak drżące z niepokoju morze, które lada moment miało zostać przecięte ostrą błyskawicą.
– Ale potrafiłabyś z nich sporządzić truciznę? – naciskał w dalszym ciągu jeden z najstarszych synów króla. Doskonale wiedział, że najlepszą metodą na wyciągnięcie z kogoś ważnych informacji była presja, szczególnie jeżeli chodziło o takie przerażone i niewinne dziewczęta jak jego nadworna kwiaciarka.
Soleil zaczęła łamać się pod naporem złego spojrzenia i ostrzegawczego tonu. Odwróciła od niego wzrok, pragnąc odnaleźć jakiś ratunek, Villane jej jednak na to nie pozwolił. Chwycił mocno za jej podbródek i zwrócił twarz w swoją stronę.
– Ja… nigdy nie próbowałam… nie umiem… nie wiem… nie wiem, co miałabym… – zaczęła się mieszać. Jej głos nagle nabrał dziecięcego brzmienia.
Zniechęcony następca tronu przewrócił oczami i oddalił się od niej na bezpieczną odległość. Znudziło go zastraszanie młodej dziewczyny, która prawdopodobnie i tak nie potrafiła odpowiedzieć na zadane pytanie. Doskonale wiedział, że nawet jeżeli nigdy nie sporządzała trucizny z kwiatów, na pewno wiedziała, jak to zrobić.
– Nie umiesz kłamać – powiedział chłodno, nie spuszczając z niej oczu. Raz jeszcze uniósł jej podbródek, tak aby nie uciekała spojrzeniem za niego. Chciał mieć pewność, że zrozumie jej słowa, które niemal wysyczał jak niebezpieczny wąż, gotowy kogoś ukąsić. – Nie daję ci czasu na zastanowienie. Należysz teraz do mnie i będziesz robiła to, co ci każę, w przeciwnym razie czeka cię kara. – Na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek. – Na tej królewskiej szachownicy to ja jestem przyszłym królem, ty zaś podwładnym mi pionkiem. – Mięśnie Soleil napięły się do granic możliwości. Na chwilę straciła nawet dech. – Bal już za kilka dni. Zaraz po nim dostaniesz zlecenie. 
– Ja… ja nie mogę – wydusiła z siebie dziewczyna. Czuła, że łzy pieką ją pod powiekami.
– Nie masz wyboru
Książę wydał z siebie ciche prychnięcie, po czym obrócił się na pięcie i opuścił komnatę kwiaciarki. Ta zsunęła się powolnie po ścianie, upadając na dywan. Czuła, że cały świat wiruje jej przed oczami, jakby lada moment miał upaść jej na głowę. Nie potrafiła z siebie niczego wydusić. Po bladych policzkach spłynęły samotne łzy.
***
Wielki bal mający uczcić przyjazd nowych rzemieślników do stolicy Chavelln miał się odbyć już jutro. Soleil nie potrafiła się tym jednak cieszyć. Nie, kiedy wiedziała, co czekało ją po balu. Gdyby mogła, wstrzymałaby czas, wtedy czułaby się bezpieczna wobec myśli, że była zmuszona sporządzić nieokreśloną truciznę. Cieszyła się, że kwiaty jeszcze się nie wiedziały. Gdyby zaczęła z nimi o tym rozmawiać, byłyby na nią piekielnie złe. Ich płatki od zawsze służyły tylko w dobrych celach, i pragnęła, aby tak właśnie pozostało. Tylko co się z nią stanie, jeżeli sprzeciwi się Villane’owi Cardarielle’owi? Książę obiecał jej karę i wcale nie wątpiła w to, że będzie ona surowa.
Soleil, przybierając smutną minę, sięgnęła po kolejnego błękitnika, którego złączyła z resztą jego tonących w błękicie przyjaciół. Do tego dołożyła dwa śnieżne kołtuny i cztery liście tetrysu, na koniec splatając razem wszystkie rośliny granatową, atłasową wstążką. Podobne wiązanki układała już od rana. Uparła się, że pomimo złego samopoczucia usiądzie na ławce nieopodal szklarni i zajmie się swoją pracą nadwornej kwiaciarki. Oczywiście w pewnym momencie pojawiła się przy niej Alienore, która zaczęła karcić ją ponownie za wychodzenie na słońce bez kapelusza, co mogło grozić udarem, ale ona jakby uciekła do swojego świata rozważań, nie przyjmując do siebie reprymendy. Zdawało się, że dzisiaj nic do nie dochodziło. Na wszystkie pytania odpowiadała skinięciem głowy i nie podejmowała z nikim głębszych rozmów. Tak samo znaczące zdawały się być cienie pod oczami. Dzisiaj wyjątkowo nie emanowała charakterystycznym dla siebie blaskiem i świeżością. Tym bardziej zaakceptowała fakt, że Alienore postanowiła założyć jej na głowę kapelusz. Tak przynajmniej mogła ukryć swoją twarz przed światem.
Soleil była już w połowie pracy, kiedy jakiś tajemniczy cień przysłonił jej postać, siadając tuż obok niej na ławeczce. Dopiero po chwili zorientowała się, że przysiadł się do niej Blaise. Już dzisiaj mijali się na zamkowym korytarzu. Był w takiej euforii, że nawet nie zauważył, iż Soleil nieco zmarniała. Poza tym tak się spieszył, że zdążył się z nią tylko przywitać. Teraz najwyraźniej znalazł dłuższą chwilę na zagłębienie się z nią w konwersacji.
– Mój ojciec czuje się już lepiej – zaczął książę, posyłając swojej zamyślonej przyjaciółce szczery uśmiech. – Naprawdę bardzo ci za to dziękuję, Sol. – Dopiero kiedy dziewczyna usłyszała ten pełen ciepła głos wypowiadający jej imienny skrót, poczuła, że budzi się do życia. Spojrzała ukradkiem na swojego nowego przyjaciela i odpowiedziała cicho:
– Naprawdę nie ma za co. 
– Jesteś zbyt skromna. Chyba nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że dzięki tobie wyzdrowiał sam król Chavelln, co podchodzi pod spore zasługi dla królestwa.
Soleil zmusiła się do jeszcze szerszego uśmiechu. Nie chciała, aby jej przyjaciel zaczął się o nią martwić, co miał zresztą w zwyczaju. Z jego zielonych, ciepłych oczu emanowała taka radość, że nie chciała pozostawać na to obojętna.
– Zostało ci jeszcze dużo pracy? – Chłopak przekręcił głowę w bok. – Z chęcią przespacerowałbym się z tobą na łąkę. Wziąłem nawet ze sobą na tę okazję koc, herbatę i ciasteczka – mówiąc to, wskazał palcem na rzeczy, które położył obok siebie na ławce. Zdziwiona Soleil nawet nie zanotowała, że przytaszczył ze sobą cały arsenał piknikowy.
– Och – wydusiła w końcu, nieco skonsternowana. Szybko spojrzała w kierunku gotowych wiązanek kwiatów stojących w wiadrze z wodą. – Chyba nic się nie stanie, jeżeli zrobię sobie przerwę. Poza tym nie mogłabym odmówić księciu. – Nutka szczerej wesołości zakradła się do jej głosu, na co Blaise zareagował dźwięcznym śmiechem. Już po chwili oboje podnieśli się z ławki. Książę chwycił jedną ręką kosz piknikowy przełożony kocem, drugie zaś ramię podał swojej przyjaciółce, która z zawstydzeniem za nie chwyciła.
Soleil szybko spostrzegła, że obecność jednego z braci Cardarielle’ów sprawiła, iż na moment zapomniała o ostatnich zmartwieniach. Teraz w jej głowie, zamiast obrazu karzącego ją za nieposłuszność Villane’a, tkwiło kwieciste wzgórze, w którego stronę właśnie zmierzali. Alienore nie pozwalała jej zapuszczać się samej w tamte okolice, to dlatego musiało wystarczyć jej oglądanie kwiatów z królewskiego ogrodu. Czymże jednak były te dopieszczone pąki wobec dzikiego piękna przyrody? To był właśnie prawdziwy świat, daleki od cywilizacji. I właśnie w nim pragnęła żyć, tak jak wcześniej, zanim została zamknięta w zimnych murach zamku. 
– Sol? – usłyszała nagle głos Blaise’a. – Wszystko w porządku? Wyglądasz na nieco zasmuconą. – Spojrzenie pełne troskliwości sprawiło, że Soleil nie miała serca okłamywać swojego przyjaciela. 
– Po prostu… – Wzięła głęboki wdech, zdając sobie sprawę z tego, że przecież nie może powiedzieć bratu Villane’a, że została zastraszona przez przyszłego władcę. Gdyby Blaise się o tym dowiedział, zapewne zaraz chciałby z nim porozmawiać, a wtedy konsekwencje nie byłyby dla niej przyjemne. – Po prostu ktoś oczekuje, że zrobię dla niego to, czego nie chcę robić – zakończyła bardzo ogólnikowo.
– Czy to Villane? – spytał podejrzliwie z nieskrywaną powagą.
Zdziwiona Soleil spojrzała na swojego przyjaciela. Skąd on mógł o tym wiedzieć? Była już niemal gotowa pokiwać głową, ale nagły strach ścisnął ją za szyję. 
– N-nie – wyrzuciła z siebie, od razu odwracając wzrok.
– Sol – zaczął z powagą Blaise – nie chcę cię do niczego zmuszać, ale pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim, o czym tylko będziesz chciała. Jeżeli ktoś będzie chciał ci wyrządzić krzywdę albo zmusić cię do zrobienia czegoś naprawdę złego, pomogę ci rozwiązać ten problem, przysięgam. Jestem ci to winny, w końcu uratowałaś mojego ojca. 
– Dziękuję, Blaise – szepnęła dziewczyna. Mocno zacisnęła usta, by powstrzymać je przed drżeniem. Och, tak bardzo chciała zrzucić ciężar tego, do czego próbował zmusić ją Villane! Ale doskonale wiedziała, że nie skończyłoby się to dobrze. Brat Blaise’a miał większą władzę. Nawet gdyby młody książę bardzo tego pragnął, prawdopodobnie by jej nie ocalił.
Chwilę później wspięli się na kwieciste wzgórza i rozłożyli koc pod drzewem, przez którego koronę wykradały się ciepłe promienie słoneczne. Soleil poczuła, że zapach, który zawsze ją cieszył, teraz nagle dławił jej krtań wraz ze łzami, które nie chciały ujrzeć światła dziennego. Blaise wydawał się być jednak zbyt zajęty własnymi myślami, aby zauważyć, że było z nią coś nie tak. Z delikatnym uśmiechem rozkładał na kocu serwetkę, w którą zwinął świeże ciasteczka z żurawiną i orzechami, a także termos z dwoma miedzianymi kubkami. Kiedy skończył swoje przygotowania, nalał swojej towarzyszce herbaty.
– Zielona herbata z domieszką soku z pomarańczy i z energetyzującymi ziołami. Grace zaparzyła ją z myślą o tobie, ponieważ wiedziała, że dzisiaj będziesz zapracowana – powiedział Blaise, przekazując jej kubek.
Soleil uśmiechnęła się w duchu dziękująco. Jedną z krzepiących rzeczy w tym zamku było to, że wszyscy rzemieślnicy, którzy zostali tutaj ściągnięci przez księcia Villane’a, byli dla siebie nawzajem niezwykłym wsparciem. Czasami odnosiła wrażenie, że miała tutaj wiele matek i ojców. Alienore dbała o nią całymi dniami, ganiąc ją nawet za brak kapelusza, gdy spędzała czas na słońcu, Grace raz na jakiś czas podrzucała jej smakołyki, Devyn pożyczał jej materiały piśmiennicze, a Livia wielokrotnie uraczyła ją zwykłą, miłą rozmową, niczego od niej nie wymagając. Poznała również wielu innych ludzi, którzy dbali o nią w różnych dziedzinach życia. Tylko oni sprawiali, że czuła się tutaj odrobinę bardziej jak w domu. Oni i Blaise.
– Ludzie pracujący w zamku bardzo cię polubili – zauważył książę, spoglądając ukradkowo na swoją towarzyszkę. – Słyszałem, że pomogłaś nie tylko mojemu ojcu.
– Och, ja też ich bardzo lubię. – Soleil uśmiechnęła się ciepło, na chwilę zapominając o własnym smutku. – Poza tym jeżeli ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, nigdy jej nie odmówię.
– Czasami mam wrażenie, że jesteś za dobra na ten świat.
– Nie jestem żadnym aniołem, Blaise. Jestem po prostu sobą.
Policzki Soleil lekko się zarumieniły, chociaż nie odwróciła wzroku od swojego rozmówcy. Ze zdziwieniem przyuważyła, że nie wstydziła się go tak samo, jak na początku znajomości. Ich konwersacja stała się o wiele bardziej naturalna. 
– Może właśnie to w tobie lubię. 
Przez dłuższą chwilę oboje wpatrywali się w swoje twarze, niczego nie mówiąc, aż w końcu Blaise wziął cichy wdech i rzucił:
– Kiedy wyjadę, będzie mi ciebie brakowało.
– Wyjedziesz? – Głos Soleil nabrał niepewności.
– Następnego dnia po balu wybieram się na wschód.
Młoda kwiaciarka cudem powstrzymała się od wykrzyknięcia głośnego: „Nie!”, Blaise jednak zauważył, że jej mimika twarzy wskazywała na chęć zaprotestowania. Potwierdzeniem tego było zawstydzenie i tonąca w czerwieni twarz dziewczyny, która skarciła siebie w duchu, że tak ostentacyjnie pragnęła się temu sprzeciwić. Już po chwili cicho jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Książę postanowił, że wyciągnie ją z tej krępującej sytuacji.
– Może nie znamy się długo, ale muszę przyznać, że w jakiś sposób się do ciebie przywiązałem. To naprawdę dziwne uczucie. – Blaise się zamyślił. – Czuję się, jakbym znał cię od naprawdę długiego czasu. Niemal… od zawsze.

Soleil opuściła dłonie w dół i uśmiechnęła się nieśmiało w jego kierunku. Czuła dokładnie to samo, co on, ale bała się o tym powiedzieć na głos. Nie w momencie, kiedy miała na sumieniu kłamstwo, którego się wobec niego dopuściła. Blaise miał ją za osobę, która wszystkim pomagała, ale co by o niej sądził, gdyby dowiedział się, że jego brat zmusił ją do sporządzenia niewiadomej trutki, która miała komuś zaszkodzić? I że była zbyt słaba oraz przerażona, aby się temu sprzeciwić.

3 komentarze:

  1. Przyznam, ze rownie lubie ta serie, tak jak wspomnialas jest bardzo bajkowa, a ja lubie takie klimaty. Taka marzycielka z tej Soleil, jak ze mnie. Mysle, ze znalazlybysmy wspolny jezyk :)Gdy tylko przeczytalam o tym jak ksiaze Villane wchodzi do jej pokoju, wiedzialam, ze bedzie chcial z nia cos negocjowac, a samo zabicie jej jakos sie nie martwilam, ale ta trucizna, no...to caly on. Wiedzialam, ze wykorzysta wladze, aby wymusisc na Soleil wspolprace. Niby dziewczyna ma wazne zadanie na krolewskim dworze, ale mimo wszytko zbyt wiele niebespieczenstw. Moze dwor to tylko przystanek w jej przygodzie, a los poniesie ja gdzies dalej jak platki jej kochanych kwiatow.No i w konu musi sie dowiedziec skad pochodzi. Zawsze gdy jest zly ksiaze musi byc i dobry i dobrze, ze taki dobry ksiaze czyli Blaise, czuwa nad nia, tylko pytanie czy bedzie czowal tez po balu? "Czymże jednak były te dopieszczone pąki wobec dzikiego piękna przyrody? " - ach tak, masz racje. Piekno dzikiej przyrody, przycmiewa zadbane ogrodki. Ten Blaise to jak ksiaze na mialym koniu - doslownie. Sama bym sie zauroczyla. Zycie z zamku brzmi niemal jak Idylla, gdyby nie zly syn krola. Alez mnie oswiecilo na koniec ! juz wiem! Soleil musi uciec z ksieciem Blaisem, aby jego zly brat jej nie zmusil do sporzadzania trucizn, tylko czy uda jej sie oposcic zamek. Zmartwilam sie znowu o nia, ale mam nadzieje ze w kolejnym tekscie nam wiele wyjasnisz

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Cieszę się, iż wróciłaś w tym tygodniu także do tego uniwersum. Jak zauważasz, jest to bajkowy świat, te kwiaty nadają mu odpowiedni klimat, ale nie ma tu tylko cukierkowo - postać Villane'a wprowadza odpowiednie negatywy.
    Wiem, że przyszły król to prawie zło wcielone, ale lubię jego postać, bo jest wyrazisty w swej chciwości, pewności siebie i manipulacji oraz bezwzględności. Podskórnie czuję, że sceny z nim będą mnie wkurzać, bo on sam mnie wkurza, ale jakoś mam dla niego więcej sympatii niż dla Blaise'a, bo ten jest niczym kryształ - bardzo dobry i praktycznie bez wad, co mnie nasuwa słowo "nudnawy". Nie umiem się przekonać do takich postaci (co widać także po mojej reakcji na Darrena z TSA), nie mój literacki typ.
    Podoba mi się zestawienie tych dwóch scen i kolejny raz ukazanie różnic między braćmi oraz ich relacji z Soleil. Jej zachowanie pokazuje, jak obaj na nią wpływają i jakie jest to skrajne.
    Klucze użyte, całość płynna, plastyczna, z odpowiednim ładunkiem emocjonalnym. Ja to kupuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałbym tylko powiedzieć, iż pisać jak Ty chciałby każdy. Naturalność sen jest po prostu zadziwiająca.
    Podobają mi się postacie, choć Villane niezbyt lubię. Mam do niego jakąś taką niechęć w głębi. Wydaje mi się, iż to jednak dobrze.
    W zasadzie tyle ode mnie. Pozdrawiam i życzę miłego życia

    OdpowiedzUsuń