ARSENAŁ

niedziela, 6 października 2019

[30] The Strange Academy: Nowa rzeczywistość ~ SadisticWriter


Chaotyczne to to takie i zdechłe. Ale Vrei z dedykacją dla Cleo!

***
Brienne Bawden była kobietą w średnim wieku, która nie wyróżniała się pośród tłumu niczym szczególnym. Patrząc na nią, dziwiłam się, że ktoś taki, jak Darren, czyli przystojny i podejrzanie miły nastolatek, mógł być jej synem. Podejrzewałam, że swój wygląd zawdzięczał komuś innemu niż własnej rodzicielce. Chyba że był adoptowany – to by się wówczas zgadzało. Najwyraźniej musiałam w tym momencie wyglądać na nieco skonsternowaną, bo Isaline, która obok mnie stała, głośno się zaśmiała. Brienne, będąca naszą opiekunką, zdawała się nie zwracać na to uwagi. Posłała mi pozornie miły uśmiech, który posiadał znamiona zmęczenia. Coś mi podpowiadało, że była to kobieta wyglądająca na starszą, niż w rzeczywistości była. Kojarzyła się z kimś, kto przeszedł w młodym wieku zdecydowanie zbyt wiele przykrości, by teraz szczerze uśmiechać się do obcych ludzi.
Brienne miała ciemne włosy przeplatane siwymi pasmami, które ułożyła w ciasny kok. Była mulatką o ciemnych, głęboko osadzonych oczach, które ziały pustką – patrzyły na mnie znad czarnych oprawek, które subtelnie opadały na jej mały i okrągły nos. Usta miała naturalnie duże, policzki niemal wklęsłe, a kształt głowy owalny. Z pewnością nie uchodziła za charyzmatyczną osobę, choć nie twierdzę przy tym, że była brzydka. Odpowiednie dla niej określenia to: sztywna i pragmatyczna. Myślę, że nawet jeżeli nie byłaby ubrana w czarną garsonkę, i tak bym wyróżniła właśnie te dwa idealnie opisujące ją słowa.  
– Witaj, Channey – przywitała się ze mną gładko, składając ręce w podołku jak ułożona pokojówka. – Widzę, że poznałaś już niektórych mieszkańców tego domu.
– Poznała już wszystkich, łącznie z Vreiem. – Isaline pochyliła się do przodu i przyłożyła dłonie do ust, ostentacyjnie szepcząc te słowa. Zaraz. Skąd ona w ogóle wiedziała o tej sytuacji? – Na szczęście od spektakularnego upadku ze schodów uratował ją twój idealny syn. – Dziewczyna wsparła się na biodrze i posłała opiekunce ironiczny uśmieszek, który niósł ze sobą jakieś dziwne wyzwanie. Widocznie Isaline nie przepadała za Darrenem, a może nawet za samą Brienne. W sumie zaczynałam sądzić, że nie przepadała za kimkolwiek, oprócz własnej osoby, no i może odrobinę za Vreiem, w końcu, jak sama stwierdziła, był jej przydupasem.
Brienne spojrzała przelotnie na Isaline, nawet nie komentując jej wypowiedzi. Najwyraźniej nauczyła się już, aby skutecznie ignorować słowa niezbyt przyjemnej w obyciu nastolatki. To się nazywała cierpliwość.
– Tak – odpowiedziałam ostrożnie. – Było dokładnie tak, jak twierdzi Isaline.
– Zapewne jesteś nieco skonsternowana – powiedziała z dziwną troską w głosie Brienne. Po raz pierwszy, gdy ją zobaczyłam, zauważyłam w niej chęć bycia troskliwą. – Pan William, który cię tutaj przywiózł, nie jest zbytnio miłym i wygadanym człowiekiem, ale musisz mi wierzyć, nie miał złych zamiarów. Chciał twojego dobra.
Zamrugałam oczami, nie do końca wierząc temu, co powiedziała. Ten gość naprawdę nie wyglądał mi na osobę, która chciała, żeby było mi tutaj dobrze. Przypominał raczej kogoś, kto gotowy był na mnie eksperymentować, aby tylko się dowiedzieć, skąd wzięły się moje dziwne, wybuchowe zdolności. Nie wierzyłam w altruizm. Ludzie nawet wtedy, kiedy robili dla kogoś coś „bezinteresownego”, mieli w tym jakiś cel – choćby taki, aby czuć się lepiej we własnej skórze, w końcu kto nie chciałby uchodzić w oczach innych za dobrego człowieka? Chyba tylko ten, któremu zależało na byciu złym.
– Gdzie będę mieszkać? – spytałam obojętnie, próbując uciec od tematu, który podjęła Brienne. Nie obchodziło mnie, czy będą rozcinać we śnie moje ciało, aby zobaczyć, czy nie kryje się we mnie jakaś mityczna kula ognia, odpowiadająca za nieludzkie wybuchy. Chciałam po prostu znaleźć miejsce, w którym mogłabym się zaszyć. I tak nie miałam wielkich oczekiwań wobec swojej przyszłości. To nie ja rządziłam moim życiem, tylko dorośli, przynajmniej póki byłam nastolatką.
– Sama możesz wybrać swój pokój – oznajmiła Brienne, wskazując dłonią na drzwi, których było tutaj od groma.
– Dobrze – mruknęłam, zerkając w bok. Wskazałam palcem na pierwsze lepsze pomieszczenie. – To będzie ten.
– Nie chcesz go obejrzeć?
– Nie, dziękuję.
Zdziwiona Brienne pokiwała głową.
– Dobrze. W takim razie ktoś przyniesie tutaj po kolacji twoje rzeczy. – Smukła dłoń kobiety wyjęła z kieszeni spódnicy białą kopertę. Wystawiła ją w moją stronę. Spojrzałam na nią z powątpiewaniem. Niby co mogła mi podarować? Nigdy nie dostałam od nikogo żadnego podarunku, chyba że żabę w plecaku, którą podrzucił mi w szkole kolega z klasy. – Spokojnie, to nic złego. Pan William zawsze przekazuje nowym członkom akademii pewną sumę pieniędzy na przystrojenie swojego pokoju i kupienie najpotrzebniejszym rzeczy.
– Pieniędzy? – Spojrzałam na nią zszokowana. Nie powinno mnie to dziwić, w końcu ten cały pan Willy musiał być cholernie bogaty, sądząc po jego zabawie w zbieranie dziwnych nastolatków i umieszczanie ich w ogromnym domu. – Ile? – wymsknęło mi się, na co Isaline stojąca z boku wydała z siebie ciche parsknięcie. Poczułam, że się rumienię. Rzeczywiście mogło to być nieco nieodpowiednie pytanie.
– Dwadzieścia tysięcy dolarów – odpowiedziała bez zawahania Brienne, nawet nie mrugając oczami. Gdybym piła w tym momencie herbatę, zapewne plunęłabym nią prosto w jej twarz. Na szczęście moja reakcja wzbogaciła się tylko o szok widoczny w mojej mimice. Nigdy w życiu nie widziałam na oczy tylu pieniędzy. W sierocińcu nie dostawałam nawet kieszonkowego. Może to jednak był jakiś irracjonalny sen? W takim razie musiałam pogratulować sobie wyobraźni.
Kiedy wgapiałam się tak w opiekunkę, ta zdawała się stracić cierpliwość. Ostrożnie uniosła moją dłoń i umieściła w niej kopertę. Później spojrzała na zegarek, który miała na dłoni, i powiedziała:
– Za piętnaście minut na dole w jadalni odbędzie się kolacja. Isaline, Vanille – tu zwróciła się do moich współlokatorek, z których to jedna promiennie się uśmiechnęła, a druga skrzywiła, zakładając ręce na piersi – pomóżcie się rozgościć nowej koleżance.
– Oczywiście! – wykrzyknęła energicznie różowowłosa Vanille, chwytając mnie znienacka pod ramię. W normalnym przypadku, gdybym nie stała tutaj sztywna jak kołek, zapewne bym od niej odskoczyła, bo nienawidziłam, kiedy ktoś mnie dotykał, ale wciąż byłam w zbyt wielkim szoku, aby jakkolwiek zareagować na to natarczywe zachowanie.
Nim się obejrzałam, Brienne zniknęła, jakby teleportowała się w inne miejsce na Ziemi, a ja zostałam wciągnięta do pokoju, który od dziś miałam zamieszkiwać. Rozglądałam się po nim, niedowierzając temu, że tak duża przestrzeń od tej pory będzie należała tylko i wyłącznie do mnie. Może nie znajdowało się w tym pomieszczeniu nic nadzwyczajnego, bo tylko łóżko, szafa, biurko i krzesło, ale dwadzieścia tysięcy dolarów spokojnie wystarczy, żeby zakupić kilka mebli. Zaraz. Jak i gdzie kupowało się meble? Moje zakupy ograniczały się dotąd wyłącznie do środków chemicznych, po które wysyłała mnie dyrektorka sierocińca.
– Sama nie wiem, od czego zacząć – powiedziała zamyślona Vanille, która uniosła dłonią własny podbródek, udając zamyślenie. – Jakby co, to każdy ma własną łazienkę w pokoju, twoja najprawdopodobniej jest tam. – Dziewczyna wskazała palcem na drzwi ukryte za szafą. – Śniadania są o godzinie szóstej trzydzieści, o siódmej trzydzieści wyjeżdżamy z naszym szoferem do szkoły. – Szoferem? Nigdy nie sądziłam, że będę miała własne auto, a tymczasem już w wieku szesnastu lat będę posiadała własnego szofera. Szaleństwo. – Na łóżku leży już twój mundurek, a na biurku podręczniki i przybory szkolne, także nie musisz się o nic martwić. Do domu wracamy około szesnastej, ponieważ wszyscy uczęszczamy na zajęcia dodatkowe. Obiady jemy w szkole. Potem odrabiamy razem lekcje i mamy czas wolny. O osiemnastej kolacja i sprawozdanie z całego dnia. Nic skomplikowanego. Jeżeli będzie ci czegoś brakowało, mów o tym Brienne. – Uśmiechnięta Vanille poklepała mnie po plecach. – O, muszę jeszcze posprzątać w pokoju, bo przed kolacją Bri sprawdza porządek, dlatego zostawię cię tutaj z Isaline. – Vanille zaśmiała się niemrawo i zanim cokolwiek powiedziałam, wyskoczyła za drzwi.
– Ona się ciebie boi? – spytałam prosto z mostu, spoglądając na rozbawioną nastolatkę, która opierała się o ścianę mojego pokoju.
– Słabo się dogadujemy. – Isaline posłała mi znaczący uśmieszek.
– A co z Darrenem?
Wiedźma o białych włosach uniosła czarną brew, przyglądając mi się z niemałym zaciekawieniem.
– Spostrzegawcza jesteś. – Zaśmiała się krótko i oderwała od ściany. Wzruszyła beztrosko ramionami. – Rzeczywiście. Pan przystojny mięśniak i brokatowa Barbie raczej nie są osobami, które uznaję za przyjaciół. Oboje są do bólu nudni, mili i grzeczni. To samo z Brienne. – Wzruszyła ramionami.
– Wszyscy mają tutaj jakieś… dziwne zdolności? – zapytałam niepewnie.
– Nie wszyscy. – Zdziwiłam się tymi słowami, dlatego spojrzałam na nią z uniesioną brwią. – Darren jest taki nudny, na jakiego wygląda. Ma tylko jedną ułomność, o której ci nie powiem, bo chciałabym, żebyś dostrzegła w nim takiego samego świra, jak ja dostrzegłam. – Isaline wyszczerzyła zęby. – Spytasz pewnie, dlaczego ktoś tak przeciętny jak Darren tutaj mieszka, a ja odpowiem: z powodu Brienne.
– Brienne ma jakąś nadnaturalną zdolność? – Zmarszczyłam czoło.
– Nie. – Isaline powolnym krokiem ruszyła w stronę mojego łóżka, na którym usiadła, testując dłońmi jego sprężystość. Dopiero po chwili na mnie spojrzała. – Lubię ograniczać historię Brienne do jednego zdania: „Poszła upolować potwora, a wróciła z synem”. – Zamrugałam nierozumnie oczami, oczekując od niej, że mnie oświeci. Na szczęście nie musiałam długo czekać. – Brienne była prawniczką. Młodą, ładną i o jakże świetlanej przyszłości – w jej głosie pobrzmiewała delikatna ironia. – Pewnego dnia doszły ją słuchy, że w sądzie będzie walczyć przeciwko jednemu z najlepszych adwokatów, którego zwali w kancelarii diabłem. Gardziła nim, bo inni nim gardzili. – Isaline wzruszyła ramionami. – Ale cóż, kiedy go zobaczyła, przepadła. W sumie na jedną noc. I jak się pewnie domyślasz, tak właśnie powstał idealny, przystojny Darren, który odziedziczył po ojcu wszystko z wyjątkiem charakteru, a szkoda, bo mogłoby być tu naprawdę ciekawie. – Zachichotała. – Diabeł, kiedy się o tym dowiedział, wzgardził swoim potomkiem. Uznał, że zrobi wszystko, aby pozbyć się ze swojego życia zarówno szaleńczo zakochanej w nim kobiety, jak i dziecka, które sam spłodził. Zrobił to na tyle dobrze, że wkrótce Brienne wyrzucono z pracy, a potem wylądowała na ulicy bez grosza przy duszy. Punktem zwrotnym tej historii jest niejaki William, który przygarnął ją do swojego domu, aby w przyszłości robiła za opiekunkę dla takich niesfornych dzieciaków, jak my. Darren był oczywiście w pakiecie.
Musiałam przyznać, że ta historia brzmiała bardzo niewiarygodnie i bajkowo. Poza tym jaką miałam pewność, że Isaline jej nie wymyśliła? Skąd w ogóle wiedziała o czymś tak intymnym, jak przeszłość Brienne? Wątpiłam, aby sama jej o niej opowiedziała.
– Mam swoje sposoby na dowiadywanie się pewnych rzeczy. – Dziewczyna przekręciła głowę w bok jak zaciekawiony latającą muchą kot. Na jej ustach wykwitł niesforny, tajemniczy uśmieszek. – Daj mi kilka dni, a będę wiedziała o tobie wszystko, co powinnam, droga Channey.
Przeszyły mnie dreszcze. Nie wiedziałam, co mogłam na to odpowiedzieć – że z pewnością uzna moją osobę za tak samo nudną, jak Darrena czy Vanille, bo poza moimi wybuchowymi, nieopanowanymi zdolnościami nie było we mnie kompletnie nic interesującego?
– Jesteś dla siebie zbyt surowa – powiedziała rozbawiona Isaline.
Spojrzałam na nią nachmurzona. Kusiło mnie, żeby zapytać, czy przypadkiem nie czytała w moich myślach. Może to właśnie była jej tajemnicza zdolność?
– To tylko część moich możliwości. – Isa puściła mi oczko, a potem podniosła się żwawo z łóżka. – Zostawię cię na chwilę samą. Uporządkuj sobie w głowie to, co musisz, a potem dołącz do nas w jadalni. – Stukoczący oddźwięk, które wydawały obcasy Isaline, oznaczył ścieżkę do samych drzwi. Na ramieniu poczułam delikatne, krzepiące klepnięcie, które emanowało dziwną elektrycznością. Niczego jednak nie powiedziałam.
Moja nowa współlokatorka wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą na środku tego ogromnego pomieszczenia. Przyznaję, nie wiedziałam, co miałam teraz zrobić. Coś w środku nakazywało mi radować się z powodu tego, że w końcu będę mogła pobyć sama ze swoimi myślami, ale zamiast tego poczułam pustkę. Chyba przyzwyczaiłam się już do nieokazywania radości nawet samej sobie. W końcu wszystko, co choć przez chwilę było dobre, niebawem mogło zamienić się w piekło. Tak właśnie wyglądało całe moje życie.
Czy potrzebowałam zostawać sama na sam ze swoimi myślami? Niekoniecznie, ponieważ nie wiedziałam, co mam myśleć o nowej sytuacji. Czułam się jak w jakimś dziwnym śnie, który nie był ani trochę realny. Jak życie jednej osoby mogło zmienić się tak gwałtownie jednego dnia? Najpierw wysadziłam szkołę, a potem wylądowałam na posterunku, gdzie groził mi wyrok w postaci zamknięcia w jakimś szpitalu dla dziwnie uzdolnionych dzieciaków, które były niebezpieczne dla otoczenia. Nagle pojawił się jakiś dziwny pan William, który zapłacił za mnie jak za niewolnika i zabrał ze sobą do swojej dziwnej akademii, gdzie znajdowały się osoby o niewyjaśnionych zdolnościach. Moje nudne dotąd życie właśnie teraz stało się dobrym materiałem na sztampowy komediodramat. Szkoda tylko, że główna bohaterka nie była godną uwagi osobą.
Nie miałam pojęcia, ile tutaj stałam. Dopiero kiedy usłyszałam, jak ktoś krzyczy z dołu – najprawdopodobniej Darren – że czas na kolację, zdałam sobie sprawę z tego, co było teraz moim celem. Niczym zaprogramowany robot wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę schodów. Moja głowa była pozbawiona myśli. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Nie wiedziałam nawet, czy przeżyję kolejny dzień, a jednak wykonywałam te cholerne kroki ku nieznanemu bez zastanowienia. Zupełnie jakbym to nie ja kierowała własnym ciałem, a jakaś obca siła. Sądząc po tym, że przy schodach zetknęłam się z osobą, która już wcześniej zgotowała mi miłe spotkanie, pchało mnie tutaj samo przeznaczenie.
Chłodne, niebieskie oczy zmrużyły się na mój widok w momencie, kiedy omal nie odbiłam się od piersi zakapturzonego chłopaka. Kiedy ujrzałam go po raz pierwszy, nie miałam czasu się mu przyjrzeć. Zrobiłam to dopiero teraz.
Vrei nie był wysokim nastolatkiem. Miał może metr siedemdziesiąt wzrostu. Dodatkowo wydawał się być bardzo chudy, jak nie wychudzony. Jego twarz była piekielnie blada, a rzęsy niemal białe. Zbyt jasny kolor oczu w postaci jaśniejącego jak niebo błękitu, a także naturalnie bardzo jasne blond włosy i brwi, które wystawały spod kaptura, przywodziły mi na myśl albinosa. Jednak przez jego ciemny ubiór, a więc długi, czarny płaszcz, poszarpane, czarne spodnie i koszulkę z czaszką, na której widniał napis: „Kill yourself”, nie mogłam być tego pewna w stu procentach.
To, co mogłam powiedzieć podczas pierwszego dłuższego spojrzenia w te chłodne oczy, to to, że miały w sobie przedziwną pustkę. Tylko ściągnięte do środka brwi, zaciśnięte usta i rozszerzone nozdrza były mi w stanie podpowiedzieć, że Vrei zdawał się być wrogo nastawiony. Czekałam, aż pierwszy się złamie i rzuci do mnie jakimś ambitnym tekstem pokroju: „weź umrzyj”, ale zamiast tego wydał z siebie ciche prychnięcie, a potem zwrócił się ku schodom, przy okazji mocno uderzając mnie ramieniem, i zszedł posępnie na dół.
Spojrzałam za nim, zdając sobie sprawę z tego, że nawet przez moment się go nie bałam. Czy to była jakaś przedziwna walka na spojrzenia, którą wygrałam? Jeżeli tak, to pierwsza bitwa od momentu moich narodzin, którą wygrałam. I o dziwo, byłam gotowa na kolejne starcia.

3 komentarze:

  1. Ouu jeeee. Super sprawa! Podoba mi się ta szkoła. Szkoda, że nie mam żadnych mocy prócz nielimitowanego ględzenia o sobie :( Podoba mi się bohaterka, taka „typowa nastolatka”! Podoba mi się, jak opisujesz postaci, widzę je - opisy są harmonijne. Zwróciłam uwagę na to, że nie dotarło do mnie jak wygląda główna bohaterka. Poprawiłabym troszkę ilość zaimków. Np tu: "zabrał ze sobą do swojej dziwnej" zabrał do akademii" - stanowczo by wystarczyło ;) "Zbyt jasny kolor oczu w postaci jaśniejącego" - jasny/jaśniejącego -ok, wiemy już, że jasny! ;p Podoba mi sie bardzo Isaline i jestem ciekawa co ta straszna postać wymyśli, żeby skomplikować życie bohaterce :D Dzięki za ten tekst. Wciągnął mnie mocno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Dziękuję ❤️ za dedykację, Vrei jest na mojej liście lubianych postaci z opków od pierwszego tekstu TSA, a tu pokazał, że warto dać mu kilka dodatkowych punktów. Jego opis jest plastyczny, jego zachowanie tajemnicze i ja chcę go więcej!
    Nie polubiłam Brienne. Jest taka... Nijaka. Właśnie jak Darren, więc po tym podobieństwie mogłam stwierdzić, że nie ma opcji, muszą być spokrewnieni. Ciekawie wpleciony temat. Historia opiekunki może i smutna, ale ja miałam w głowie takie "ha, sama się doigrałaś, z diabłem się nie pogrywa ani w nim nie zakochuje".
    Fiu, fiu, te dwadzieścia tysięcy to mogłoby ustawić Channey na kilka najbliższych lat. Jestem ciekawa, co za to kupi.
    A Isa i jej możliwe czytanie w myślach - biorę w ciemno!
    Lubię ten tekst, lubię to uniwersum. I tyle.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawdziłam, ile części mnie ominęło. Ok, 3, ale i tak wszystkowszystko jest na dość początkowym poziomie, bohaterka trochę rzeczy podsumowuje, więc wciąż można się w tym połapać (nawet nie wierzę w to, że uda mi się od razu nadrobić zaległości xD).
    Bohaterka jako zwykła niezwykła nastolatka. To może ci naprawdę dobrze wyjść, bo chyba nie od dziś wiadomo, że lubisz takie tematy. Ciekawi mnie powód, żeby ktoś inwestował tyle kasy w jakiegoś rodzaju szkołę dla istot nadnaturalnych, jeśli dobrze zrozumiałam, co z tego ma xD ale może niepotrzebnie szukam haczyka tam, gdzie go nie ma. Na pewno będziesz miała sporo zabawy w wymyślaniu kolejnych mocy :D Po tym tekście, jak pisała Cleo, Brienne jest mi raczej obojętna, ale domyślam się, jaką rolę tutaj ma pełnić. Fajnie wpleciony temat. Synka nie poznałam, ale nie tylko ja lubię tajemnicze postacie i ciekawi mnie Vrei ;)

    OdpowiedzUsuń