ARSENAŁ

niedziela, 22 września 2019

[28] Paranoidalna: Soczek babuni ~ SadisticWriter

Jak już byłam w biegu z pisaniem, to stworzyłam i trzeci tekst, choć już nieco krótszy i bardziej dialogowy. Dzięki, Miachar, za podrzucenie, że do głównego tematu pasowałaby Paranoidalna! Ty zawsze wiesz, które moje uniwersum będzie pasowało (czasem lepiej niż ja sama). Tak jak mówiłam, pewnie Niepohamowany dogadałby się z Willem, także czekam na nasz crossover!
Jeszcze tak gwoli wyjaśnienia, bo zawsze każdy się gubi w określeniach i imionach przy tym opku:


Paranoidalna = Charmaine
Niepohamowany = Raiden/R.
Wyobrażalny = Blaven
Bezładna = Shia
***
Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać, chociaż zważając na moją socjopatyczną przypadłość, powinienem uczynić raczej to pierwsze – z drugą opcją okazałbym się niezłym kanciarzem. Płakałem chyba tylko wtedy, gdy byłem dzieckiem, chociaż… kto to wiedział? Może  już wówczas kiedy wydostałem się z dróg rodnych matki, uznano mnie za pozbawionego ludzkich odruchów człowieczka. Wychodziłem z założenia, że życie było zbyt zabawne, aby chociaż sekundę z niego poświęcić na łzy, chociaż, jakby to pewnie powiedziała Bezładna: ktoś, kto nigdy nie płakał, nie mógł tak twierdzić.
Szturchnąłem butem leżące na chłodnej posadzce ciało, zastanawiając się, czy aby nie przesadziłem z eksperymentami. Wyobrażalny co prawda przeżywał w swoim życiu gorsze tortury, ale z pewnością nikt nie poił go dotąd tak końską dawką alkoholu. Śmieszne było to, że chłopak dał się nabrać na malinowy soczek. Chyba od dziś powinienem go nazywać Anią z Zielonego Wzgórza. Czy on naprawdę nie czuł w nim procentów? A może to ja tak dobrze rozmieszałem je z sokiem? 
Przyłożyłem dłoń do podbródka niczym grecki mędrzec, spoglądając w zamyśleniu przez okno. 
Cóż, przynajmniej mogłem zapisać w zeszycie, przy rubryczce Wyobrażalnego, fakt, że wystarczyły mu dwie butelki litrowego napoju z rozmieszaną połową wódki, aby zapaść w sen zimowy. Ciekawe czy już na zawsze?
Drzwi zaskrzypiały cicho w momencie, kiedy do środka weszła moja przyjaciółka. Wezwałem ją przez telefon jakieś dziesięć minut temu, zaskakując ją pod prysznicem. Stwierdziłem, że koniecznie musi się tu zjawić, bo nie byłem dobrym medykiem, a komuś przydałoby się sztuczne oddychanie. Cóż, jeżeli Wyobrażalny go potrzebował, prawdopodobnie już nie żył. W takim czasie umarłby sam Bóg. 
– Charm, nie widziałem cię całe wieki! – wykrzyknąłem radośnie, wyrzucając w górę dłonie.
– Też się cieszę, że cię widzę, ale… – Paranoidalna zatrzymała się na środku stołówki, przyglądając się bladej dłoni, która wystawała spod szarego koca – może mi wyjaśnisz, co w naszej stołówce robi trup?
– To bardzo ciekawe pytanie, na które odpowiedź powinnaś znaleźć w powietrzu. Nie czujesz tutaj przypadkiem wesoło ulatniających się procentów? – Spojrzałem na nią, szczerząc białe zęby.
– Na kim tym razem testowałeś „soczek babuni”? – spytała z ironią, zakładając ręce na piersi.
– Na moim ulubionym obiekcie doświadczalnym, a mianowicie: Wyobrażalnym. I chyba, tak jakby, kopnęło mu się w kalendarz. – Wzruszyłem obojętnie ramionami. 
Przerażona Charmaine podbiegła do zwłok mojego przyjaciela, rzucając się przed nim na kolana. Chwyciła za róg koca, gwałtownie go z niego zrzucając. Szare, niemal martwe oczy Wyobrażalnego spoglądały na nią, jakby już nigdy więcej miały nie zostać przykryte powiekami. Spanikowana Charmaine chwyciła go za ramiona i lekko nim potrząsnęła. Dopiero wtedy jego usta się rozwarły, próbując coś z siebie wyrzucić. Kiedy dziewczyna się nad nim pochyliła, próbując wsłuchać się w ten niewyraźny bełkot, ja sam usłyszałem to, co ma do przekazania:
– Chyba się w tobie zakochałem.
Wybuchłem niepohamowanym śmiechem, wpadając przypadkiem na zasunięte krzesło. Plecami padłem na stół, tarzając się po nim, jakby zaatakowała mnie dzika osa. Spodziewałem się, że mój kumpel powie coś w stylu: „Nienawidzę Niepohamowanego”, „Nigdy więcej nie wypiję soku malinowego”, „Chcę umrzeć”, bo to byłoby bardzo w jego stylu, ale nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie wyobrażałem sobie, że mógłby wyznać tak lekko uczucia, którymi darzył naszą przyjaciółkę. Sama Charmaine wydawała się być zdziwiona. Widziałem, że jej policzki lekko się zaróżowiły, jednak nic na to nie odpowiedziała. Po prostu zmarszczyła czoło i przyłożyła dłoń do szyi chłopaka, sprawdzając, czy ma odpowiedni puls. Wyobrażalny tymczasem uśmiechnął się do niej szeroko, jak ucieszone nowym stanem rzeczy dziecko, i zmrużył oczy jak zjarany Chińczyk, który ledwo widział świat przez wąskie szparki.
– Zabiję cię, R. – mruknęła niezadowolona Paranoidalna, obdarzając mnie złowieszczym spojrzeniem. – Tak, mówię to za siebie i za Blavena. 
– Myślę, że tak drobne dłonie nie pozbawią mnie mojego cennego życia – powiedziałem słodko, posyłając jej przymilny uśmiech. Teatralnie spojrzałem na zegarek, który powinienem mieć na nadgarstku, ale w rzeczywiści nigdy nie istniał. – O, już pora na Teletubisie. – Przyłożyłem dłoń do ust, niczym onieśmielona panna. – Myślę, że sobie poradzisz z cuceniem swojego kochanka. Bywaj, milady! – zakrzyknąłem zniewieściale, posyłając jej buziaka. Charmaine nie zdążyła nawet otworzyć ust, kiedy wypadłem za drzwi. Z kieszeni prawie od razu wyciągnąłem małą buteleczkę soku malinowego. Kiedy uniosłem ją w stronę bladej żarówki, zwisającej z korytarzowego sufitu, dostrzegłem przez nią chudą postać. Uśmiechnąłem się do siebie bestialsko, a potem zakrzyknąłem:
    – Shia, nie chcesz przypadkiem spróbować soczku babuni?!

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Nie ma za co! A Paranoidalnej nigdy za mało ;)
    Ach, uwielbiam narrację R. Dios, ja to go po prostu uwielbiam <3
    Krótka scenka, ale z wykorzystaniem tematu i tak w stylu całego uniwersum, że ja to kupuję. I ani myślę dać zabić Niepohamowanego! Niech się Charm zajmie Wyobrażalnym, w końcu jej uczucia wyznał, tego nie można zostawić bez słowa.
    A gdybym piła alkohol, to bym skosztowała tego soczku babuni. Ale nie piję, więc Raiden - wypijcie z Shią za moje zdrowie, ahoj!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń