ARSENAŁ

niedziela, 30 czerwca 2019

[21] Dziedzictwo Elissy: Początek końca ~ Kaja Wika


            Droga prowadząca w stronę lasu była piaszczysta. Konie stąpały lekko, bez większego wysiłku, mimo że ciągnęły wóz załadowany dziesięcioma skrzyniami drewna. Słońce górowało na niebie, dzięki czemu temperatura podniosła się o parę stopni. Elissa zdjęła szary płaszcz i rzuciła na wóz, przykrywając tym samym Malachita i Agata. Wilczki zamruczały niezadowolone. Po chwili ułożyły się jednak pod okryciem, które dawało ciepło ich wychudzonym ciałom.

            Soczyście zielona trawa falowała na brzegach drogi. W oddali było widać już drzewa. Dziewczyna uradowała się na myśl o domu. Pierwsze rzędy Cydrianów wyglądały zwyczajnie. Delikatne liście i rozłożyste gałęzie zapraszające do odpoczynku w cieniu. Dalej, między koronami błyszczały już zaczarowane drzewa Cydrianu. Ciemne ostre liście odbijały światło słoneczne. Na ich widok Elissie przeszły lekkie dreszcze po plecach. Pomyślała, że miło było przebywać w otworzeniu zróżnicowanej roślinności, teraz otaczać ją będą tylko magiczne drzewa. Westchnęła.
            Podjeżdżając do zakrętu, nakazała koniom zwolnić, te wykonały posłusznie zadanie, lecz jednocześnie zaczęły nerwowo stąpać w miejscu. Nagle do lewego ucha dziewczyny dotarł pisk szczeniaka. Elissa odwróciła się, ale dojrzała tylko jednego balansującego na skrzynce na drewno. Zaciągnęła lejce, zatrzymując zwierzęta w miejscu. Zaskoczyła z siedziska i nerwowo okrążyła wóz.
– Agat!? – wolała, zaglądając pod koła wozu. Nadal słyszała cichy lament wilczka. – Tutaj jesteś.
            Uklękła obok zwierzątka i chwyciła jedną dłonią pod przednie łapy, a druga pod biodra. Gdy starała się go podnieść, szczeniak zapłakał raz jeszcze, trzęsąc jedną z tylnych łap. Złamanie, czy tylko obicie? – zastanawiał się dziewczyna. Nie chcąc ryzykować kolejnej kontuzji, złapała oba szczenięta i schowała w koszu przywiezionym z miasteczka. Nie temu miał służyć, ale obecnie nie miała wyjścia. Las był zdradliwy i o ile jej samej żadna krzywda nie miała się stać, o tyle nie była pewna, jak czar zadziała na kogoś innego.
Kosz chwyciła prawa ręka, a lewą prowadziła konie. Ich niepokój udzielał się także Elissie. Im głębiej wchodziła w las, tym robiło się ciemniej. Pamiętała, że było tuż po południu, gdy zeszła ze ścieżki, lecz idąc przez gąszcz, miała wrażenie, że jest o wiele później. Korony zaczarowanych drzew nie przepuszczały promieni słonecznych. Droga powrotna wydawała się dłuższa. Konie ciągnęły wóz już dobre pół godziny, a droga wydawała się nie mieć końca. Zwierzęta co chwile szarpały głowami lub kopały kopytami w ściółce leśnej. Pewnie, gdyby Elissa nie trzymała mocno za lejce, oba wierzchowce zawróciły by zgodnie, drogą, którą tutaj przyszły.
            Zrobiło się naprawdę ciemno. Nie wiadomo skąd, ale na ściółce widoczne były małe drobinki, które odbijały światło. Elissa spojrzała w górę, ale przez korony nie przedostawało się światło. Obejrzała się wokół, lecz nie dojrzała żadnego migotania. Nie pamiętała, aby drobne błyszczące elementy znajdowały się na drodze, gdy opuszczała osadę Elissium. Skąd wzięły się na niej teraz? Naszyjnik na jej szyi zacząć świecić. Pierwszy raz stało się, to gdy spała, a babka Doremide próbowała odebrać jej błyskotkę, aby ta się nie zniszczyła. Staruszka została poparzona. Czar drzemiący w naszyjniku dbał o to, aby nigdy nie został odebrany jej wnuczce. Nie wiedziała, co może oznaczać ta iluminacja. Odstawiła kosz na ziemię, a potem chwyciła wisiorek i przyjrzała mu się dokładnie. Czy to od jego światła odbijały się kryształki na drodze leśnej? Przykucnęła, a ściółka zabłysnęła intensywniej. Wzięła w garść i przesypała z jednej dłoni do drugiej. Gwiezdny pył – pomyślała. – Zupełnie taki jak ten, o którym opowiadał mi dziadek Tomand.
            Elissa zaśmiała się, gdyż nie wierzyła w bajki opowiadane przez dziadka. Z pewnością był to zwykły zbieg okoliczności. Otrzepała dłonie z piasku i podniosła się na równe nogi. Nic w okolicy nie błyszczało jak pył pod jej stopami. Ciekawa czy był to jedynie efekt naszyjnika, ścisnęła go mocno w dłoniach, tak aby delikatne światło nie wydostawało się na zewnątrz. Gdy to uczyniła, droga stała się niewidoczna. Cały świecący pył zniknął, więc odsłoniła naszyjnik, aby ujrzeć, jak roznieca się na nowo. Powtórzyła to kilka razy. Może pył znajdował się tutaj, aby wskazać jej drogę do domu?
Postanowiła zaufać magii lasu i kierować się wyznaczoną ścieżką. Otaczające ją drzewa i krzewy nadal zatopione były w ciemnościach, lecz za bardzo jej to nie przeszkadzało. Konie zdawały się zadowolone z pomocy lasu i posłusznie podążały na instrukcjami dziewczyny. Szczenięta zasnęły w koszu, więc ze spokojem odstawiła go na wóz. Chociaż je uspokoiła ta ciemność. 
Minęła kolejna godzina. Najmłodszy członek rodziny Wittanów błądził po borze otaczającym osadę.
– To na pewno nie jest ta sama droga, którą tutaj przyszłam – powiedział do siebie.
            Naszyjnik zaczął gasnąć, a ciemność okrążać dziewczynę. Czuła się tak, jakby mogła ją dotknąć. Gęstą, czarną mgłę, która przepływała jej przez palce. Wisiorek zgasł kompletnie i zapadł zmrok.
– Nie możliwe, aby była już noc – powiedziała, chyba tylko po to, aby usłyszeć czyjś głos.
            Jeśli ciemność może mieć wiele odcieni czerni, to teraz Elissa widziała je wszystkie. Cienie tańczyły wokół niej, strasząc konie i ją samą. Wilczki nie zdawały się zauważyć, że dzieje się coś dziwnego, spały jak zabite. Dziewczyna trzymała mocno lejce, uspokajając zwierzęta. Nie wiedziała, w którą stronę ma iść. Jeśli będzie brnąć dalej, możliwe, że zgubi się całkowicie. Nie wiedziała, jak rozległy jest las w rzeczywistości. Wąskie przejście między Elissium, a miasteczkiem Lasos zdawało się wyjątkiem. Myliła się, ufając magii lasu, może teraz powinna zaufać zwierzętom. Nie raz tędy przechodziły, więc na pewno znały drogę do domu, a przynajmniej miała taką nadzieję.
            Rozluźniła uścisk na lejcach, przesuwając skórzane paski między palcami. Odwróciła się w kierunku wozu i wtedy zobaczyła kolejne błyski między drzewami. Zatrzęsła się z przerażenia. Miała nadzieję, że to robaczki świętojańskie roztaczają swój czar w tańcu godowym, ale coś mówiło jej, że się myli. Samice świetlików nie latały parami, lecz całymi chmarami. Moment, w którym zdała sobie sprawę, że to oczy wywołał u niej mdłości. Wilki? Czy przyszły po swoje dzieci? Dziewczyna z drżącymi dłońmi chwyciła za koszyk, ale szczeniąt w nim nie było. Przecież zranione zwierzątko nie dałoby rady, wyjść samo z koszyka i oddalić się, nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku. Coraz mniej podobało się to Elissie. Świecące kropki zmieniły się w ostro zakończone elipsy. To nie wilki mają takie oczy, a raczej koty.
– Koty. Małe, słodkie, nieszkodliwe koty. – Dziewczyna powtarzała, dodając sobie otuchy.
Wdrapała się na wóz, jakby stworzenia nie mogły jej tam dostać. Skulona obserwowała, jak kocie oczy podchodzą do wozu. W rzeczywistości stworzenia były bardzo małe, więc mogły być kotami. Krążyły wokół koni, sycząc złowrogo. Czyżby pilnowały, aby te nie ruszyły na oślep galopem? Stłamsiła w sobie krzyk. Gdy usłyszała miauknięcie za sobą, poczuła z jednej strony ulgę, a z drugiej zdziwienie. Dlaczego bała się małych kotów, które w ciemnościach mogą co najwyżej ją podrapać. Odwróciła się, lecz nie zobaczyła leśnego mruczka, a coś, o czym również opowiadał jej dziad. Poznała to coś. Wyglądało zupełnie jak na ilustracjach. To była Mora. Nocny demon ukrywający się pod postacią kota lub innego zwierzaka aktywnego nocą. Ciemne włosy i skóra. Czarna, poszarpana suknia i długie białe zęby. Wyglądała jak trup. Uśmiechała się do niej, czy też szczerzyła kły ostrzegawczo?
Elissa zeskoczyła z wozu, ale dookoła stały już inne mory w swych bardziej przerażających postaciach. Białe kły błyszczały w ciemnościach, a pył iluminował pod ich stopami. To one prowadziły dziewczynę cały czas w głąb gaju, nad którym nie trzymał już pieczy opiekuńczy czar jej podków. Medalion świecił ostrzegawczo, pokazując zagrożenie. Mory okrążyły Elissę, a ta krzyknęła jedyne, co pamiętała na temat zmor, czy jak częściej mówił na nie dziadek: nocnic.
– Ale ja nie śpię! – krzyknęła rozpaczliwie.
– Nie musisz, właśnie weszłaś do świata snów – powiedziała jedna z nocnic.
– Z własnej woli – usłyszała Elissa od innej, a potem histeryczny śmiech demonów.
            Mora rzuciła się na dziewczynę, obalając ją i przygniatając ciało do mokrej i zimnej gleby. Przycisnęła łapy do jej gardła, wbijając w skórę swoje długie pazury. Gdy Wittanka łapała ciężko powietrze, zobaczyła perłowo lśniące kły, które rozwierają się, ukazując czarne jak smoła gardło. Dziewczyna krzyknęła, a powietrze z jej płuc jakby odessane, wędrowało do jamy nocnicy. Inne mory jedynie tańczyły w kręgu, do chwili, gdy po lesie rozległo się wycie wilków. Elissa usłyszała je, lecz zwątpiła w racjonalność swoich reakcji.
            Ziemia zatrzęsła się pod nogami. Spłoszone mory zawyły jednocześnie, alarmując tym samym demona duszącego dziewczynę. Gdy nocnica zlazła z Elissy, ta podniosła, się kaszląc i łapiąc nerwowo powietrze. Kątem oka zauważyła, jak zmory syczą w jednym kierunku, po czym uciekają, gdzie pieprz rośnie. Zobaczyła białe plamy przed oczami, zapewne z powodu długiego odcięcia powietrza. Jak za mgłą widziała postawnego mężczyznę zbliżającego się do niej. Otoczony był wilkami, dorosłymi i szczeniętami. Jedno ze szczeniąt podeszło do niej i zamruczało pełne obaw. Od razu je poznała. To był Agat, cały i zdrowy. Schyliła się do niego, a on cichutko zawył. Z jego pyska wydobywała się para, choć nie było tak zimno. Dymna zasłona otoczyła jej twarz, wędrując do jej zmęczonych płuc. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.

5 komentarzy:

  1. Wciągnęłam sie! zbudowałas ładne napięcie, historia nie pozwala się od siebie oderwać. Ładnie wykorzystany temat, rzeczywiście wyszedł z tego taki thriller fantasy. Podoba mi sie tez postac Elisse, jest inna i naturala, podoba mi sie, ze w chwilach zagrozenia nie użyczasz jej niepotrzebnie siły, by mogła bronić się sama. Dzieki temu napięcie jest jeszcze większe, bo czekamy wraz z nią na ten ratunek. Który nadchodzi i intryguje! Mężczyzna z wilkami! mów do mnie jeszcze. kim jest, skad sie tu wzial, jaki ma zwiazek ze zwierzetami???? Bede czekac na kontynuacje!
    Z uwag: niemożliwe - nie z przymiotnikami piszemy łącznie
    I mam watpliwosci co do tego fragmentu:
    Minęła kolejna godzina. Najmłodszy członek rodziny Wittanów błądził po borze otaczającym osadę.
    – To na pewno nie jest ta sama droga, którą tutaj przyszłam – powiedział do siebie. <--- troche sie na moment zgubiłam, nie bylam pewna czy mowa o Elisse dalej, czy pojawil sie ktos inny, przez tą zmiane formy. Mysle, ze 'członkini' i zostanie przy rodzaju zenskim sprawdziloby sie lepiej.
    A no i jeszcze ciekawi mnie, jak wilczki bezszelstnie sie oddalily, bo wnioskuje ze to one wezwaly pomoc? I czy zostana teraz z 'nowa' rodzina??? Naprawde bede sie niecierpliwic w oczekiwaniu na cd! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wilczki powróciły <3. W ogóle to nieziemsko podoba mi się nazwa "Cydriany". W pierwszej kolejności pomyślałam o cydrze, który rośnie na drzewie (to byłby dla mnie raj, szczególnie jak byłby schłodzony), ale... ciii, nikt o tym nie wie. A tak w ogóle to Cydrian byłby fajnym imieniem.
    W sumie mam taką jedną uwagę. Czy pisząc "najmłodszy członek rodziny Wittanów" wciąż masz na myśli Elissę? Bo jeśli tak, to powinno być "najmłodsza członkini rodu Wittanów", szczególnie że potem w dialogu jest "przyszłam", a po dialogu już: "powiedział". Ale to mała uwaga. Szczegółów się czepiać nie będę, bo wiadomo, że błędy się zdarzają >D.
    Małe, nieszkodliwe koty? Oj, wmawiasz sobie, kochana! Żeby ci coś straszniejszego nie wyskoczyło! Na przykład... dzikie, żądne krwi koty! O, patrz. Nie pomyliłam się znowu tak bardzo. Fajny motyw z tym demonem w ogóle. No i ta nazwa. Nocnica. Kurde. Dopiero jak to napisałam, to wyobraziłam sobie nocnik. DLACZEGO. Moja wyobraźnia jest dziwna, nie zwracaj uwagi. Nocnica brzmi świetnie!
    Hmm. W sumie do tej pory chyba nie było tak grubej akcji w "Dziedzictwie Elissy", prawda? Tak mi się wydaje. Dlatego jestem ukontentowana akcją. Jestem ciekawa, co to za ziomek od wilków. Mam nadzieję, że następnym razem się tego dowiemy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Obie macie racje względem członkini. Nie przyszło mi do głowy, aby odmienić to słowo w formie żeńskiej, będę zwracać na to uwagę w przyszłości.
    Nocnica to oryginalna nazwa demona słowiańskiego. Często nazywa się je morami, zmorami lub nocnicami (bo przychodzą we śnie i duszą delikwenta). Postanowiłam zaczerpnąć z wierzeń słowiańskich w tej serii, wiec w przyszłości pojawi się więcej demonów i boginek. Dziedzictwo Elissy pisze się w sumie na bieżąco, nie mam specjalnego planu na tę serię, wiec wszytko się może zdarzyć:)

    Dziękuje dziewczęta za przeczytanie tekstu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O. To widzisz. Ja się nie znam na demonach słowiańskich. Ale i tak popieram ich zastosowanie :D. "Dziedzictwo Elissy" ma taki nieco słowiański klimat. Także czekam na więcej!

      Usuń
  4. Hej :)
    Jak tu ładnie, wraz ze zmianami w otoczeniu, pojawiło się napięcie. Bardzo mi się podoba, jak za sprawą plastycznych opisów sprawiłaś, że ładny widok zamienił się w spotkanie z nocnicami. Naturalność i tempo to także atuty.
    Z uwag mam jedną - wcięcia przy dialogach. Po one też potrzebują akapitów.
    Całość tekstu to coś, co czytałam z przyjemnością. Nie miałam problemu, by zobaczyć to wszystko w głowie niczym ciąg obrazów, nawet poczułam zwątpienie i strach Elissy.
    A końcówka wielce obiecująca - chciałabym wiedzieć, kim jest mężczyzna i dlaczego towarzyszą mu właśnie wilki.
    Świetna robota ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń