ARSENAŁ

poniedziałek, 24 czerwca 2019

[20] Zawsze tak samo ~ Miachar


            Poprzednio ten bohater pojawił się w tygodniu 17, w tekście "Pszeczesz to bardżo faszne, szeby fjedżecz, kim sze jeszt". Może w przyszłości będzie z tego seria, to się jeszcze zobaczy.

            Nie potrafiłem iść prosto, bo po takiej ilości wypitego alkoholu było to dla mnie niemalże niemożliwe. Tłukłem się od ściany do ściany, po pokonaniu połowy korytarza upadłem, bo podłoga zaczęła mi uciekać spod stóp niczym ziemia podczas trzęscienia i wystraszyłem się, że naprawdę gdzieś spadnę. Nie miałem siły, by się podnieść, poza tym było mi tu dobrze. Nie kręciło mi się w głowie aż tak, poza tym było też milusio, bo dywan był puszysty. Porządnie go wyczyścili, wiedząc, jaka uroczystość się szykuje.
            A ja trafiłem na nią przypadkiem, bo właściwie byłem na czarnej liście po ostatniej akcji z kluczem. Cały czas ktoś miał na mnie oko. Takie życie pod ostrzałem spojrzeń było na tyle stresujące, że nie miałem opcji
– musiałem się upić, by przez chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co się ostatnio działo. Tak więc po tym, jak przywitałem się z każdym, z kim wypadało, ulokowałem się blisko ścian i pochłaniałem drinka za drinkiem. Nie potrzebowałem wiele, by się upić. I to było dobre.
            Teraz dobre było leżenie na podlodze i niemartwienie się o nic. Ani o sprawę z kluczem, ani o statek. Ani tym bardziej o Willa, który powinien wylecieć za to, co odwalił. Fakt, udało się rozpocząć negocjacje ze wszystkimi sześcioma wrogimi państwami, ale i tak w każdej chwili mogło dojść do wybuchu wojny, bo ten imbecyl myślał sobie za dużo.
            Ale nie myślałem o nim teraz. Leżałem i było mi po prostu dobrze.
            – Jak miło – wyszeptałem i westchnąłem.
            – Tylko dla kogo? – rozległ się głos, za którym krył się mój przyjaciel.
            A może nie. To nie było ważne. W swoim upojeniu chciałem tylko tak leżeć i tylko w ten sposób trwać.
             – Długo zamierzasz tak zalegać? Co, impreza już się dla ciebie skończyła?
            Czułem, jak ktoś siada obok mnie. Nie chciałem patrzeć, z zamkniętymi oczami wszystko było niczym.
            – Jak się czujesz, panie Grenade Blue Navy?
            – No kurwa jasna – waknąłem, otworzyłem oczy i spojrzałem na osobę, która była obok.
            To nie był Will. On zwracał się do mnie tylko po nazwisku, bo wiedział, że to jedyna forma, na jaką pozwalałem. To ktoś inny siedział po mojej lewej stronie. Ktoś, kto posiadał zdolność świetnego naśladowanie głosów innych ludzi.
            Porucznik Walkiria Mars, której imię i nazwisko bardzo do niej pasowało, zwana w sztabie Kirą, nie była osobą, z którą lubiłem przebywać. Nasze charaktery były bardzo różne, w wielu aspektach także nasze poglądy się wymijały. To dlatego rzadko braliśmy udział w tym samych akcjach. Nie chciałem więc spędzać z nią czasu, zwłaszcza kiedy byłem pijany.
            – Odejdź, kobieto.
            – Nie – zaśmiała się dość sztucznie. – Wolę być tutaj, bo wiem, że zawsze, kiedy impreza się kończy, tobie odwala, panie Granacie.
            Przybrałem naburmuszoną minę.
            – Wcale mi nie odwala – wybełkotałem.
            Czułem na sobie jej kpiące spojrzenie.
            – Odwala, tylko o tym nie wiesz.
            Już jej miałem dość.
            – Zadzwoń po mojego przyjaciela, Kira – powiedziałem, czując, że znowu robi mi się niedobrze, a podłoga już nie jest taka przyjazna.
            Porucznik poruszyła się, poczułem jej dłoń na policzku, aż się wzdrygnąłem. Nie przepadałem za dotykiem innych ludzi, w ogóle nie lubiłem, gdy ktoś naruszał moją przestrzeń osobistą.
            – Ech, do przyjaciela? A może do ukochanego? – Pogłaskała mnie po twarzy, a mnie naprawdę wzięły mdłości. – Kiedy wreszcie się do tego przyznasz?
            Na pewno nie w tej chwili, bo zajęty byłem wymiotowaniem na jej kolana. Między kolejnymi wyrzutami zawartości żołądka usłyszałem, jak wzdycha.
            – Zawsze tak samo – powiedziała i było to ostatnie, co usłyszałem i mogłem zapamiętać, bo zasnąłęm.
            Jak zawsze. A kiedy się obudziłem, nic nie uległo zmianie poza tym, że miałem kaca. No i Kira miała rację – zawsze jest tak samo.

4 komentarze:

  1. Nie do końca pamiętam ostatni teskt ale później sobie zajrzę. Zdecydowanie widzę co cię zainspirowało do tego tekstu, picie i potem wyrzucanie z sobie toksyn. Ehhh biedny ten koleś, mimo że każdy powód jest dobry do picia, to także tym razem źle się dla niego skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  2. O! O! To jest o tych fajnych ziomkach, co cię błagałam o serię! JA CHCĘ SERIĘ. Jeszcze nie przeczytałam tego tekstu, ale JUŻ chcę serię!
    Nie dziwię się, że ziomeczek się nachlał, żeby się jakoś od tego stresu uwolnić. W sumie jego kumpel nieźle przeholował, bo żeby aż trwały negocjacje z sześcioma państwami... Hohoho.
    Walkiria Mars? Przypadek, nie sondze XD.
    PANIE GRANACIE XDDDDDDDDDDDDD. O MATKO. JAK TO ZABAWNIE BRZMI. Przepraszam! Od razu widzę takiego ziomeczka z granatem zamiast głowy. Pewnie ma... wybuchowe myśli!
    Granat (będę tak do niego wołać od dziś XD) już skradł moje serce. Wydaje się być twardy, poważny, ale przy okazji taki... delikatny i przestraszony (jeżeli to dobre określenia). O, dobrze wiedzieć, że Granat lubi chłopców. Czy taka postać pojawiała się już u ciebie w opowiadaniach? Bo sobie nie przypominam póki co!
    Fajny tekst. Moje serce już dawno jest skradzione przez to uniwersum. Serio. Więc ja chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Łe, tak lekko przeszła im kradzież klucza? :D Hmmm... Robi się ciekawie, w końcu wiadomo coś więcej o głównym bohaterze, chociażby to, jak ma na imię (to jest imię, nie?). Tekst wpasowuje się super do tekstu piosenki. I chociaż akcja nie jest tak pełna akcji jak w poprzednim tekście, to i tak jest super! Czuć taki klimat trochę grozy, trochę dowcipu, no jest super po prostu :D I też chcę z tego serię!!!

    OdpowiedzUsuń