ARSENAŁ

niedziela, 2 czerwca 2019

[17] Kosmiczne Kłopoty: Bomb voiage ~ Kamil


Zauważyłem, że niezwykle lubię tworzyć historie z dwójką bohaterów. Zaczyna to być trochę monotonne, no ale cóż, chyba jeszcze nie jestem gotowy na poziom Sofoklesa i trochę zajmie mi wprowadzenie trzeciej postaci XD Ale! Wracając do tekstu. Powrót do Kosmicznych Kłopotów, akcja nie jest częścią pościgu za szefem kartelu. To bardziej prequel. Albo sequel. W sumie wszystko jedno. Spoilerem, ale jednocześnie dobrym podsumowaniem tego dynamicznego i bombowego tekstu, jest to: https://m.youtube.com/watch?v=Sqz5dbs5zmo



- Hej przystojniaku, o czym marzysz?
Jedyne o czym marzyłem w tamtej chwili, to piżama, łóżko, ciepła pościel oraz gorąca, prawdziwa herbata z autentyczną cytryną w moim własnym domu. Klimat Karidonu mi nie sprzyjał. Kto to wymyślił, by budować stolicę państwa w środku lasu deszczowego?! Wilgoć, temperatura oraz owady okropnie mi dokuczały, a na dodatek złapała mnie jakaś choroba.
Kosmitka, gdy zauważyła, że nie zwróciłem na nią uwagi, powtórzyła swoje pytanie głośniej w języku międzygwiezdnym. Dopiero wtedy odwróciłem wzrok od okna i spojrzałem na nią. Była całkiem ładna, jak na obcą formę życia. Humanoidalna, niższa o głowę ode mnie. Skórę miała koloru zielonkawego, oczy zaś czarne jak przestrzeń kosmiczna. Twarz była niezwykle symetryczna, podobnie jak reszta ciała - przypominającego ludzkie, jednak z wydłużonymi kończynami, szczególnie palcami u rąk. A na dodatek, zamiast włosów miała narośla przypominające węże z głowy antycznej Meduzy. 
- Przepraszam, nie jestem zainteresowany, czekam na kogoś - delikatnie starałem się ją spławić.
Kosmitka prychnęła, nazwała mnie gburem i sobie poszła. Ja natomiast spojrzałem na swój komputer nadgarstkowy. LK4 nie było już od trzech godzin, a cały zabieg miał trwać podobno maksymalnie sześćdziesiąt minut!
Czekałem na niego w kawiarni, po przeciwnej stronie budynku kroporacji Technobotic Robocial Industries, w skrócie zwanej TRI. Przyleciałem z D3M0LK4 na Arretę, planetę przypominającą Ziemię. Zdecydowaliśmy się na tą podróż, ponieważ tutaj znajdowała się najbliższa placówka firmy, z której mój towarzysz miał otrzymać darmową aktualizację i wymianę podzespołów.
Zaraz po wylądowaniu w Karidonie, stolicy jednego z państw na Arretcie, TRI wysłała dla nas transporter, który przywiózł nas do siedziby firmy. W recepcji przyjęła nas niezwykle miła kosmitka. Wyjaśniła na czym będzie polegała aktualizacja i wymiana podzespołów LK4, co dokładnie zostanie dodane i zmienione oraz ile czasu to zajmie. Na koniec zaproponowała mi spacer po Karidonie, gdyż jak twierdziła, jest przepiękny o tej porze roku.
A ja, jak ostatni debil, zgodziłem się i z chęcią wybrałem na wycieczkę. Fakt, miasto robiło wrażenie. Architektura przywodziła na myśl starożytne miasto Babilon, piramidowe budynki z posadzonymi na tarasach roślinami wyglądały niesamowicie. Ale już po pół godzinie złapał mnie katar, a po godzinie czułem się bardzo osłabiony, często kichałem, miałem podwyższoną temperaturę i łamało mnie w kościach. Na dodatek, byłem cały przemoczony od deszczu, który padał tutaj co chwila. Wszedłem więc do kawiarni po przeciwnej stronie budynku TRI i popijając gorącą, gęstą jak kisiel substancję, która miał być tutejszym odpowiednikiem kawy, czekałem aż LK4 wyjdzie z budynku.
Po drugiej godzinie czekania, trzech "kawach" i dwóch kawałkach ciasta, zacząłem się niepokoić. Myśl, że mój robot nie należy do standardowych jednostek i dlatego to może tyle trwać, przestała być rozsądna jakieś pół godziny temu. Postanowiłem więc działać. Zapłaciłem kelnerowi i ruszyłem w stronę budynku TRI.
Ledwo co wyszedłem z kawiarni, a z siedziby firmy wyszedł LK4. Szedł bardzo powoli, przedłużając stawianie każdego kolejnego kroku. Na głowie miał wiadro, a na torsie namalowany niebieską farbą symbol serca. Zdziwiło mnie to bardzo i zaniepokoiło jednocześnie, pierwszą moją myślą było: O nie! Zepsuli mi robota! Życie szybko zweryfikowało moje troski.
Najpierw zobaczyłem blask. Po chwili płomień ogarnął cały parter budynku, a szyby rozleciały się w drobny mak. Dopiero wtedy dotarł do mnie huk wybuchu i ciepła fala powietrza uderzyła mnie w twarz.
LK4 dalej szedł w spowolnionym tempie. Wiadro z głowy zerwał podmuch eksplozji, a farba zaczęła świecić fluorescencyjne na niebiesko pod wpływem temperatury. Wściekły podbiegłem do niego i krzyknąłem, bardziej z powodu chwilowej głuchoty po wybuchu niż ze złości:
- Coś ty najlepszego zrobił?!
- Nie widać? Performance pod tytułem: "Jestem spoko gościem i zimnym draniem", mam nadzieję, że nagrywałeś! Hmmm… A może to był happening? - dotarł do mnie jego przytłumiony głos. Przekląłem paskudnie i ciągnąc go za ramię, wrzasnąłem;
 - Spieprzamy stąd. I to szybko!
Robot nie stawiał żadnego oporu, podążał za mną krok w krok. Gdy znaleźliśmy się już parę ulic dalej od miejsca eksplozji, zatrzymałem się i wrzasnąłem, tym razem bardziej z wściekłości niż chwilowej głuchoty:
- Czemu to zrobiłeś, ty kupo złomu!?
- Z wielu powodów. Po pierwsze - robot zaczął wyliczać na swoich gigantycznych, mechanicznych palcach - kocham eksplozje. Po drugie, oni chcieli grzebać w moich obwodach, bez mojej zgody! A po trzecie - w przedramieniu LK4 otworzyła się mała klapka a z niej na cieniutkim, mechanicznym podajniku wysunął się przedmiot przypominający pendrive USB - mieli TO!
Klucz Rekodujący był owiany legendą. Posiadacz tego malutkiego przedmiotu mógł programować i zmieniać funkcje każdego robota w galaktyce. Podłączając go do multilota podczerwieni można było to robić nawet zdalnie na odległość. Klucz był niezwykle niebezpieczny w niepowołanych rękach. I znalazł się akurat w dłoni D3M0LK4…
- Ukradłeś klucz? Ten, który członkowie co najmniej sześciu międzyplanetarnych rządów próbują za wszelką cenę zdobyć, gotowi nas zabić?
- To chyba oczywiste, co nie?
- Jezusie słodki! Właśnie wydałeś na nas wyrok śmierci! - rozejrzałem się zaniepokojony po ulicy. Całe szczęście, oprócz mnie i LK4 nikogo więcej nie widziałem. - Musimy się tego pozbyć. Nie! Musimy to zniszczyć!
- A nie lepiej, jakbyśmy to sprzedali temu, kto da więcej?
 Nim zdążyłem cokolwiek mu odpowiedzieć, z końca ulicy usłyszałem nosowo brzmiący głos:
- Czum khara moria!
 Obejrzałem się i zobaczyłem Hepatorina, trójnożnego kosmitę, zgarbionego, porośniętego gęstym, szarym futrem, z cienkimi rękoma i głową przypominającą tapira.
- Ale jaki klucz? - zapytałem w języku międzygwiezdnym.
- Xandro, jemu chyba chodzi o ten, który ukradłem. Wiesz, ten który chcemy sprzedać temu, kto da najwięcej - robot szturchnął mnie i podał mi Klucz Rekodujący. Uderzyłem się lewą dłonią w czoło i szepnąłem, kręcąc głową:
- Nie wierzę, że to zrobiłeś…
LK4 wzruszył tylko ramionami.
W mgnieniu oka chwyciłem prawą dłonią pistolet laserowy z kabury przy pasie. Nie odrywając dłoni od czoła, ani nie przymierzając broni, wypaliłem kilka wiązek w stronę kosmity. Po chwili usłyszałem kwik i łoskot upadającego ciała w błoto.
- Do statku, biegiem! - krzyknąłem i ruszyłem w przeciwną stronę niż leżący i dymiący trup Hepatorina. LK4 podążył za mną, człapiąc i rozbryzgując błoto na wszystkie strony.
Miałem wrażenie, że z każdą mijaną ulicą słyszę coraz więcej istot podążających za nami. Nie miałem jednak odwagi, ani tym bardziej czasu, żeby się obrócić i ich policzyć. Laserowe wiązki wystrzeliwane w naszą stronę dawały jednak odczuć, że grupa rośnie co chwilę.
Kilka ulic dalej dopadło mnie zmęczenie od biegu, choroba dołożyła również swoje. Zatrzymałem się i zacząłem kaszleć. LK4 z rozpędu złapał mnie i niósł, pędząc dalej w stronę statku. Mogłem więc na spokojnie się obejrzeć i zobaczyć, ile najemników i łowców nagród faktycznie nas ściga. Niestety, było ich już ponad dwudziestu, zdecydowanie za dużo jak na naszą dwójkę.
Robot wbiegł na lądowisko. Bez zastanowienia ruszył w stronę naszego pojazdu międzygwiezdnego. Komputerem nadgarstkowym wysłałem polecenie do Centralnego Komputera Statku aby opuścił rampę. Po chwili byliśmy już w środku, zamknięci i relatywnie bezpieczni. Ścigający nas najemnicy otoczyli Skoczka, mój pojazd międzygwiezdny, i zaczęli strzelać do niego. Całe szczęście ich pistolety i karabiny nie mogły zagrozić pancerzowi statku. Nie chciałem jednak czekać do momentu, aż załatwią sobie mocniejszą broń.
- Musimy startować! - krzyknąłem i ruszyłem w stronę mostka. Po chwili silniki były już włączone, a my zaczęliśmy się unosić.
Nasi oponenci wycofali się i również ruszyli do swoich pojazdów kosmicznych. W ciągu kilku minut zaczął się podniebny pościg. Powoli wznosiliśmy się, jednocześnie cały czas lecąc w kierunku północnym, w stronę terenów bardziej stepowych i pustynnych, zostawiając za sobą lasy deszczowe Arrety. Łowcy nagród polujący na nas, lecieli za nami w niedużej odległości, cały czas strzelając z laserów, tym razem z działek na ich statkach.
- Cholerni najemnicy! - wrzasnąłem do mikrofonu, gdy kolejna wiązka trafiła w Skoczka - Skąd oni w ogóle wiedzą, że mamy Klucz?
- No cóż… - usłyszałem głos robota w słuchawce - Byłem przekonany, że jednak go sprzedamy, więc tuż po, yyy, pożyczeniu go od TRI, zamieściłem ogłoszenie we WszechSieci. Troszkę nie poszło po mojej myśli, liczyłem że spotkamy biznesowych gentlemanów.
Kolejna wiązka trafiła w statek międzygwiezdny, a ja ponownie zakląłem.
- Musimy coś z tym zrobić, nie możemy skoczyć w nadświetlną z nimi na ogonie! 
- Dobra, zajmę się tym, otwórz właz.
Długo nie myśląc, włączyłem procedurę dekompresji ładowni, jednocześnie zabezpieczając przed tym mostek. Po chwili klapa do statku się podniosła i robot podszedł na tył pojazdu. LK4 wyciągnął z wnętrza swojego torsu przedmiot przypominający torpedę. Nagle, jego głos rozbrzmiał na kanale łączności wewnątrzplanetarnej:
- Drodzy najemnicy nas ścigający, małe ostrzeżenie pogodowe. Otóż, z dużym prawdopodobieństwem nastąpi dzisiaj opad śniegu, pyłu radioaktywnego i bomby jądrowej. Jeżeli macie taką możliwość, to sugerujemy pozostać w domu.
Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować i cokolwiek powiedzieć, robot wyrzucił torpedopodony przedmiot przez otwarty właz. Spanikowany, zwiększyłem ciąg Skoczka i zaczęliśmy się jeszcze szybciej wznosić, przyspieszając do niezwykle niebezpiecznej prędkości w obrębie atmosfery.
Dwa pojazdy najemników, widząc lecącą bombę, od razu zmieniły kierunki lotu. Pozostałe nie miały tyle szczęścia. Gdy doszło do detonacji, wleciały wprost w grzyb atomowy, po czym zaczęły pikować w dół.
- Skąd miałeś cholerną bombę jądrową?!
- Aaa… Mieli w arsenale TRI, więc też pożyczyłem.
- Boże… No po prostu pięknie! Co jeszcze przede mną chowasz?!
- Kilka niespodzianek, ale nie mogę ci ich zdradzić, bo już nie będą niespodziankami!
Po raz kolejny tego dnia, zakląłem szpetnie.
***
Piętnaście minut później, znajdowaliśmy się już na orbicie Arrety. Widziałem, jak na całej planecie raz po raz unosiły się kolejne grzyby atomowe, a powierzchnia zamienia się w pustynię i gruzowisko.
- Czy my właśnie wywołaliśmy wojnę atomową? - zapytałem retorycznie.
- Cóż… Nawet jeśli, to cool guys don't look at explosions,
The flames are hot, but thier heart is chill
Walk fast from the roaring explosion,
And don't think about the people you killed - zaśpiewał robot.
- Ech… Przynajmniej tekst dopasowany do sytuacji.
- Noooo! - ucieszył się LK4.
Opuściłem orbitę Arrety, nie spoglądając na nią więcej i skoczyliśmy w prędkość nadświetlną, zostawiając dogorywającą planetę daleko za sobą.





4 komentarze:

  1. Mój cudowny laptop z bad sectorami dzisiaj zdecydował się działać, więc wykorzystuję chwilę i wędruję do twojego opowiadania, bo się podjarałam, że "Kosmiczne kłopoty" ohohoho :D. Już wiem, że będą niezłe jaja! I wybuchy, jak to sam zapowiedziałeś! No i ta piosenka <3. Zapuściłam do czytania!
    LK4 to mój mistrz. Serio. Wyobraziłam sobie jak wychodzi z tym wiadrem na głowie z budynku. Ale... CZEMU SERCE ZROBIONE Z FARBY XD??!?! WTF, LK4. CO ONI CI TAM ZROBILI?!
    Widzę, że akcja gruba. NO I OPAD BOMBY ATOMOWEJ XDDD. A, tak sobie pożyczyłem od ziomeczków, co mi tam. Jak ja kocham tego robota za jego głupotę i śmieszkowanie! No i razem z Xandrem stanowią idealny zespół! A że tak rozpierniczyli planetę, to ja nie mam komentarzy :D. Po tym wybuchowym duecie można się spodziewać wszystkiego. Czekam na ich dalsze przygody (no i trochę też na Lenę i Warrena, ale ciiiii).

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, miło że tak pozytywnie jesteś nastawiona do Kosmicznych Kłopotów ^^ A z sercem na piersi to miało być nawiązanie do performance'u - "zimny drań" i lodowe serce, namalowane fluorescencyjną farbą XD Cieszę się bardzo, że nie zawiodłem oczekiwań i mam nadzieję, że wkrótce znów coś zaserwuję tej dwójki (albo tej drugiej dwójki XD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    O cholera jasna. JA. CHCĘ. Z. TEGO. SERIAL!!! Uwielbiam LK40, jest także moim mistrzem i jestem przekonana, że nawet z wiadrem na głowie wyglądał mega kozacko.
    Łoho, ile tu się zadziało! Z jednej strony smutam, że Xandro się pochorował, ale sama akcja, kompozycja treści, dynamika - genialne w swojej jakże nieskomplikowanej formie! Czyta się lekko, zostaje wciągniętym, a piosenka na końcu to takie ostateczne poczucie satysfakcji. Wielbię!
    Jestem ciekawa, co takiego robiono robotowi, że zabrało to tyle czasu i dlaczego doprowadził do tej całej farsy (bomba atomowa farsą, hihihi, jestem złym człowiekiem, że tak myślę). Mam nadzieję, że będzie okazja, by to wyjaśnić.
    Pozdrawiam i wielbię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LK4, nie wiem, czemu mi z tym zerem weszło xD niemniej kocham i czekam na więcej rozróby w jego wykonaniu ;)

      Usuń