ARSENAŁ

niedziela, 7 kwietnia 2019

[9] Szepty kwiatów: Narodziny słońca ~ SadisticWriter


Ostatnio do głowy wpadł mi pomysł na nową serię. Prostą, równocześnie uroczą, jak i bardzo brutalną (chwilami). Nie jest to nie wiadomo jak oryginalna fabuła, ale więcej nie potrzebuję, bo to opowiadanie na odstresowanie, tak bym rzekła. Nie mogłam znaleźć porządnej nazwy, ale po konwersacji z przyjaciółką uznałyśmy, że „Szepty kwiatów” będą dobre. Jak coś innego mi wpadnie, to zmienię – chyba że ktoś ma lepszy pomysł.  

***
Nadeszła wiosna. Mieszkańcy Laverne wiedzieli, że to nie tylko czas, kiedy przyroda budziła się do życia, ale również czas ciężkiej pracy. Dzisiaj po raz pierwszy po zimowej porze roku mężczyźni wybierali się do lasu, aby narąbać drewna i zebrać porządną ilość chrustu dobrego na rozpałkę. Słońce zdążyło wysuszyć wszystkie stare konary, a ich domostwa rozpaczliwie potrzebowały opału. Zima była dla nich w tym roku naprawdę surowa, jednak powoli odzyskiwali nadzieję na to, że wiosna przyniesie ze sobą spokój i dostatek. W tym słonecznym dniu nie było chyba osoby, której nie napawałaby radość. Wioska nareszcie zaczęła żyć. 
– Nic nie zapowiada kolejnych opadów śniegu. Chyba wiosna zawitała do nas na stałe – ozwał się jeden z drwali dzierżących w dłoni siekierę. Zarzucił ją sobie na ramię, przez co jeden z dzieciaków odskoczył przerażony w bok, jakby obawiał się, że spadnie na jego głowę.
– Jutro będzie można posłać kobiety po zioła. Zadziwiające, że ledwo zaczęło świecić słońce, a rośliny jakby oszalały – powiedział jego towarzysz, klepiąc po głowie swojego przerażonego syna, który po raz pierwszy wybierał się z nimi na wyrąb. W jego oczach było widać przestrach, ale i fascynację. Cieszył się bowiem, że może uczestniczyć w przygotowaniach do święta witającego wiosnę. To była ich tradycja. Każdego dnia roku, kiedy śniegi znikały z powierzchni lasów, a słońce przejmowało władzę nad niebem, męska część wioski wybierała się na leśne zwiady. Dzisiaj wieczorem miało odbyć się huczne świętowanie. Mieszkańcy Leverne przysiądą przy wielkim ognisku i odbędą rytualny taniec, który wraz z darami rzuconymi w płomienie będzie miał za zadanie przekupić wiosnę, aby ta trwała jak najdłużej, a za rok przyszła zdecydowanie szybciej. Kolejnego dnia do lasu wybiorą się kobiety, które zbiorą zioła poświęcone przez łaskawą porę roku i przyrządzą z nich potrzebne medykanty. Tak właśnie zakończy się świętowanie.
– Widzę na horyzoncie całkiem dorodne drzewo idealne do ścięcia – odezwał się mężczyzna o długiej brodzie, który nosił imię Tyvion. – Idziesz mi pomóc, młody?
Przerażony chłopiec spojrzał na swojego ojca z powątpiewaniem, ten jednak skinął mu głową i pchnął go delikatnie, acz stanowczo w stronę swojego przyjaciela. Oboje wymienili znaczące spojrzenia przeplatane wesołymi uśmiechami.
– T-to może pójdę przodem? – zapytał niepewnie dziesięciolatek, przeskakując przez korzenie starego drzewa. Jego bladą twarz zdobiły rumieńce ukazujące zawstydzenie. To było dla niego stresujące podróżować z mężczyznami o tak potężnej budowie. Na pewno będą się z niego śmiali, gdy już dopuszczą go do rąbania drewna.
Młodzieniec nie czekał na odpowiedź, po prostu pobiegł przed siebie.
– Nieśmiały ten twój chłopak – zaśmiał się brodaty.
– Za długo przebywał w domu z siostrami. Trzeba go trochę przycisnąć do roboty, a wtedy sam nabierze krzepy. – Gerard przyglądał się swojemu pędzącemu przez zarośla synowi, który uciekał jak mała sarna przerażona obecnością wilków. Wiedział, że kiedy przyjdzie co do czego, nie będzie płakał. Wyglądał na kruchego chłopca, ale w środku był silny jak dąb.
– Oho – odezwał się inny rudowłosy drwal – chyba koźlątko zwichnęło nóżkę.
Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, na co ojciec małego Gawina zareagował cichym westchnięciem. Może jego syn był twardy, ale wciąż uchodził za ciemięgę.
Przyspieszył kroku, aby oszczędzić mu wstydu i podnieść go z ziemi, szybko jednak zrozumiał, że to nie był przypadkowy upadek. Zanim bowiem dotarł do siedzącego na mchu chłopca, przed oczami mignęło mu niewielkich rozmiarów ciało odziane w przydużą, podartą sukienkę. Uniósł w zdziwieniu brwi.
– T-t-tato, czy t-t-to jest człowiek? – zapytał przerażony chłopiec, odsuwając się pod samo drzewo. Wyraźnie zbladł, choć wciąż nie był tak biały jak porzucone ciało małej dziewczynki. Gerard zaczął się zastanawiać, kto mógł ją tu zostawić. Przecież tak małe dziecię nie było w stanie poradzić sobie w takich warunkach samo. Na dodatek wyglądało na to, że ktoś próbował zakopać je tutaj żywcem – było umorusane ziemią, a jego nogi wciąż znajdowały się częściowo w wykopanym dole. To stworzenie wyglądało jak roślina, która zapuściła martwe korzenie w leśną ściółkę.
Gerard uklęknął przy dziewczynce i obrócił ją na plecy. Za życia musiała być naprawdę urodziwa. Aż strach pomyśleć, ile porwałaby za sobą chłopięcych serc, gdyby dane było jej dorosnąć.
– Tak, synu, to człowiek – westchnął ciężko. – Będziemy musieli ją pochować, aby nie dobrały się do niej żadne demony.
– Demony? – zapytał przerażony chłopiec. Wyglądał jakby lada moment miał wyzionąć ducha.
– Nigdy nie wiadomo, co pałęta się po tych ziemiach przed wiosennym rytuałem.
W tym czasie zdążyli do niego dotrzeć pozostali mężczyźni. Wszyscy patrzyli w milczeniu na chuderlawą istotę, która nie mogła mieć więcej niż pięć lat. Ze śmiercią mieli do czynienia na co dzień, nawet jeżeli chodziło o dzieci, jednak nigdy nie spotkali żadnego z nich w lesie, pozostawionego na pastwę natury. Ta mała nie należała do ich wioski. Miała nietypową urodą. Jasne falowane blond włosy, pudrowa cera i okrągły kształt twarzy. Wszystko wskazywało na to, że pochodziła z południowych stron Daresiel.
– Niech pan trzyma pieczę nad jej duszą – powiedział cicho Tyvion, na co reszta zawtórowała mu zgodnym i świętobliwym skinięciem głowy. Nikt nie spodziewał się, że mała dziewczynka nagle weźmie głęboki wdech i otworzy błękitne oczęta, jakby powróciła z martwych. Wszyscy patrzyli na nią w milczeniu, ale również z pewną dozą niepewności, w końcu nikt nie wiedział, czy nie została opętana przez złe siły.
Na zmęczonej twarzy dziewczynki pojawił się delikatny uśmiech. Blade dłonie wystawiła powolnie w stronę słońca, jakby chciała pokazać mu swoją gotowość do odejścia z świata żywych. Słońce nie chciało jej jednak zabrać ze sobą, bo gdy małe ręce opadły bezwładnie na mech, a oczy zostały przesłonione sinymi powiekami, uśmiech nie zniknął jej z twarzy, tak samo jak oddech nie opuścił jej płuc. Wciąż żyła.
– Co z nią teraz zrobimy? – Ciszę przerwał głos mężczyzny, który wynurzył głowę ponad tłumy.
– Musimy zabrać ją do wioski. Przecież nie zostawimy takiego maleństwa na pastwę złemu losowi. Prędzej czy później dopadnie ją jakiś leśny zwierz. Musielibyśmy być nieludzcy – odezwał się burkliwie Tyvion. – Pytanie tylko, kto się nią zajmie, gdy już odzyska przytomność.
Martwić się będziemy, kiedy już się obudzi – rzucił Gerard. Chwilę później podniósł chuderlawe ciało i zwrócił się ku reszcie. – Zacznijcie beze mnie. Zostawiam wam pod opieką Gawina. – Tu spojrzał z powagą na syna, który napiął wszystkie mięśnie, bojąc się, że bez ojca sam sobie wśród rosłych chłopów nie poradzi. Nie mógł go jednak zawieść, poza tym ta mała rusałka potrzebowała pomocy. Decyzja została zaakceptowana nie tylko przez Gawina, ale i przez resztę drwali. Gerard bez słowa pożegnania opuścił las.
***
Dookoła panował szum rozmów. Nie było tu żadnego mężczyzny, tylko same kobiety. Dziewczynka nie chciała otwierać oczu, ponieważ bała się, że to, co zobaczy, może ją przerazić, jednak kiedy ktoś zaczął nią potrząsać, dostrzegając ruch zaciskanych mocno powiek, nie miała wyboru, jak ujawnić się światu.
Wszystko dookoła zdawało się być rozmyte. Nad sobą widziała tylko wielki żyrandol i twarze ciekawskich kobiet, które się nad nią pochylały. Coś do niej mówiły, jednak ich nie rozumiała. Musiały posługiwać się innym językiem niż ona. Mogła na nie wyłącznie patrzeć, wypatrując jakiś niepokojących gestów, które poświadczyłyby o tym, że chcą jej zrobić krzywdę. W pewnym momencie poczuła się przytłoczona tymi dziwnymi rozmowami, dlatego chwyciła za róg kołdry i odsunęła się wraz z nią pod samą ścianę. Kiedy nie odpowiadała na pytania, a po prostu patrzyła na nie wielkimi niebieskimi oczami, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem, kobiety w końcu zrozumiały, że nie ma pojęcia, co do niej mówią. Dały jej trochę przestrzeni, aby mogła się tutaj poczuć swobodnie. W czasie gdy ona rozglądała się po domu zbudowanym z drewna, one debatowały na tematy, których nie rozumiała. Cały czas się na nią patrzyły i robiły różne miny. Jedna z nich była smutna, druga musiała jej współczuć, a trzecia krzepiąco się do niej uśmiechała. Ta ostatnia najbardziej wzbudzała zaufanie dziewczynki, to dlatego zaczęła się w nią uparcie wgapiać. Próbowała rozróżnić słowa, jakie wymawiała. Słońce. Dłonie. Dziewczynka. Las. Dom. Rodzina. Imię. Co to oznaczało? Myślały nad tym, jak się jej pozbyć? Nie chciała zostać sama. Chciała żyć.
W końcu w pomieszczeniu zapanował spokój. Czarnowłosa kobieta usiadła ostrożnie na krańcu łóżka.
– Soleil – powiedziała głośno i wyraźnie.
– Soleil? – spytała ochrypłym i cieniutkim głosem, w którym pobrzmiewał nietutejszy akcent.  
– Ty. – Nieznajoma wskazała palcem na jej pierś. Wtedy wówczas zrozumiała, że takie było jej nowe imię. Z jakiegoś powodu to słowo wzbudziło w niej ciepło, jakiego od dawna nie czuła. To dlatego uśmiechnęła się szeroko, wzbudzając tym falę zachwytu wśród obecnych tu kobiet. Blade policzki nabrały rumieńców, a błękitne oczy błysnęły jak słońce, które rozświetliło pochmurny dzień. Nie rozumiała słów, których używali ci ludzie, ale zrozumiała, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo.
Od tego dnia nie była już bezimienną istotą pozbawioną pamięci. Nazywała się Soleil, na cześć słońca, po które z uśmiechem wyciągała dłonie, i Riveire, ponieważ niedaleko miejsca, gdzie ją znaleziono, płynęła rzeka o tej samej nazwie. 

4 komentarze:

  1. Historia z pewnością zapowiada niezłą serię. Myślę jednak, że trochę za wcześnie, abyśmy my sugerowali Ci jakiś jej tytuł. Przynajmniej ja na tym etapie nie potrafię. Nie wiem przecież, jaką dokładnie masz koncepcję. Z technicznych spraw to rzuciło mi się w oczy kilka powtórzeń, które łatwo można by wyeliminować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Takiej historii w Twoim wykonaniu - mam na myśli drwali - jeszcze nie było, ale kurczę, czuję, że ją polubię :) Podobają mi się opisy, ich lekkość nawet wtedy, gdy piszesz o dziewczynce, którą można by uznać za martwą. Przez chwilę myślałam, że będziemy mieli do czynienia z oddechem Lazarza, a tu się okazuje, że ona jednak żyje. Oho, bardzo jestem ciekawa losów Soleil. Do tego chciałabym widzieć Gawina, jak z ciemięgi (epickie słowo!) staje się młodzieńcem. Mam nadzieje, że szybko trafi się kolejny temat do wykorzystania. A nazwa serii brzmi ładnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę ze nowa seria w słowiańskich klimatach ( o ile się nie myle), a te lubie bardzo. Imie Grerard od razu skojarzyło mi sie z Wiedźminem 😊 choć pewnie to przypadek. do tego ta dziewczynka w ziemi i strach przed deminami lasymi na wiosenny kasek. Juz mi sie podoba.
    To sie kuszynce udalo ze ja drwale w lesie znalezli. Soleil bardzo ładnie, dobrze mi sie kojarzy. Ciekawa jestem dlaczego zostala opuszczona w lesie z dala od swojego domu oraz jak sie rozwinie jej historia .
    Tytul serii bardzo mi przypadł do gustu. Na pewno zeraca na siebie uwage i sądzę że bedzie dobrym odniesieniem do tego o czym przeczytamy w tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przede wszystkim muszę pochwalić nazwy :D Zarówno Laverne, jak i Daresiel brzmią świetnie, przypadło mi też bardzo do gustu imię małej. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej rozwinie się ta historia, bo na pewno Soleil nie będzie zwyczajną dziewczynką. Ciekawa jestem, skąd się wzięła w tym lesie. To było bardzo miłe ze strony drwali, że wzięli ją ze sobą. Skoro po lasach grasują demony, równie dobrze mogliby się przestraszyć i ją zostawić. Dobrzy z nich ludzie. I biorę się za czytanie kolejnego tekstu z tej serii :D
    Pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń