ARSENAŁ

niedziela, 7 kwietnia 2019

[9] Moiri i Cir: Cień miasta ~ EchooX


Tekst jest bezpośrednią kontynuacją historii z 5 tygodnia, więc jeśli ktoś ma ochotę przeczytać, co było wcześniej, serdecznie zapraszam. Dla reszty krótkie streszczenie:
Moiri i Cir pojechali do miejscowości na krańcu świata w poszukiwaniu mordercy. Po drodze się zgubili, a Moiri była wyjątkowo upierdliwą pasażerką. Na miejscu spotkali kotołaka (bądź też lamię), który wskazał im drogę do motelu i zgodził się sprzedać im narkotyki. Agenci chcą z nim nawiązać bliższy kontakt, dla wybadania lokalnej przestępczej społeczności. Tekst kończy się w momencie zajechania bohaterów na parking przed motelem.
Dzisiejsza kontynuacja to raczej dialog, ale troszkę przybliża, co zaprowadziło agentów poza miasto.
Pozdrawiam cieplutko,
EchooX



Po wyjściu spod prysznica Moiri nałożyła szorty i koszulkę na ramiączkach, a na wierzch zarzuciła swoją ulubioną, szarą bluzę. Fioletowe włosy związała w koczek, po czym opuściła łazienkę.
Cir siedział na łóżku. Jego włosy wciąż były mokre, ale nie zwracał na nie uwagi. Intensywnie wpatrywał się w dokumenty rozłożone na pościeli. W tle grał telewizor, w którym dyskutowano o burzy z opadami śniegu, którą pewien nieostrożny czarodziej wywołał nad oceanem.
– Nasz gość nazywa się Sebastian Warren – powiedział mężczyzna, sprawiając, że jego partnerka oderwała wzrok od ekranu. – I na ten moment popełnił minimum cztery morderstwa…
Moiri usiadła na drugim łóżku i wzięła ze stolika kanapkę, którą kupiła w barku.
– To wiem. – Założyła nogę na nogę. – Tak samo jak to, że ma dwadzieścia pięć lat, metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, potwierdzoną likantropię, oczy brązowe w dzień i srebrne w nocy, czarne włosy i tatuaż z półksiężycem na ramieniu.
Ugryzła kęsa i skrzywiła się, bo kanapka była ohydna. Odchrząknęła, po czym nieśmiało wyciągnęła ze swojej torby pióro alchemiczne, które leżało upchnięte między słuchawkami a skanerem aury. Tymczasem Cir postukał palcem w jeden z dokumentów i kontynuował swój wywód:
– Wychował się w dziurze, w której obecnie siedzimy, a w wieku piętnastu lat uciekł z domu i wyjechał do stolicy, gdzie został przygarnięty przez Wilcze Bractwo. Od tamtego czasu aktywnie udzielał się w ich szeregach, brał udział w protestach i strajkach istot magicznych. Skończył szkołę średnią z wyróżnieniem, dostał się na GUM na kierunek Prawa Magicznego, niestety po dwóch latach został wydalony z uczelni po pobiciu kolegi z roku. Człowieka. Pobicie było tak poważne, że chłopak wylądował w szpitalu na kilka tygodni. Od tamtego czasu nasz Sebastian zniknął…
Moiri machała piórem wokół kanapki, tworząc dyskretną, trójwymiarową sieć linii i znaków. Nie lubiła działać na aurze bez czegoś, na czym mogłaby fizycznie rysować, ale wolała nie tworzyć kręgów w motelowym pokoju. Nie chciałoby jej się ich potem zmywać. Cały czas słuchała przy tym Cira, który wyraźnie wsiąkł w temat.
– Jednak my wiemy, co robił. Wciąż działał w Wilczym Bractwie, ale zszedł do podziemia i zaangażował się w ostry ruch antyludzki, którego Bractwo oficjalnie nie popiera, ale mniej oficjalnie finansuje. Nie chodziło już tylko o prawa istot magicznych, ale głęboką nienawiść do ludzi. Dwa lata temu popełnił pierwsze morderstwo, na działaczu przeciwnego ruchu, tępiącego istoty magiczne. Przynajmniej uważamy, że to było pierwsze morderstwo… Wcześniej już był poszukiwany za pobicie, ale dopiero po zabójstwie ktokolwiek zaczął go szukać na serio. Jednak zniknął bez śladu. Od tamtego czasu zamordował jeszcze jednego działacza, a spekuluje się, że może stać za trzema innymi zabójstwami, choć brak na to jednoznacznych dowodów.
Moiri zakończyła zabawę z aurą i wymamrotała pod nosem inkantację, a Cir zaczął wymieniać domniemane ofiary mordercy, wśród których znaleźli się działacze społeczni, polityk, a na końcu również agenci Wydziału do spraw Przestępczości Magicznej, którzy na niego polowali. To po ich śmierci Centrum zagęściło ruchy i urządziło prawdziwą obławę, a sprawę przekazano agentom z jednostki WSM – Wysokiej Specjalności Magicznej, Moiri i Cirowi. Niestety, morderca zwiał z miasta zanim go dopadli, ale po intensywnych poszukiwaniach w podziemiu znaleźli w końcu informatora, który twierdził, że Sebastian wrócił w rodzinne strony.
Więc tu za nim przyjechali, żeby w końcu dorwać sukinsyna.
Moiri zaczekała, aż Cir skończy, po czym podniosła rękę niczym uczeń w szkole. Mężczyzna zamilkł i popatrzył na nią jak na idiotkę.
– Jedno pytanie. – Jego partnerka przekrzywiła głowę. – Po jaką cholerę trujesz mi tym dupę? Oboje recytujemy te informacje z pamięci.
Cir podrapał się po głowie.
– Porządkuję myśli.
– Zwykle po prostu idziesz biegać, a nie zanudzasz mnie na śmierć. – Moiri pociągnęła jeszcze jedną linię wokół kanapki, po czym uznała robotę za skończoną.
– A nie wydaje ci się średnim pomysłem jogging w kompletnie obcym miejscu, gdy jesteśmy na tropie wielokrotnego mordercy? Który ma już agentów na sumieniu?
Dziewczyna znów ugryzła kanapkę i tym razem mruknęła z aprobatą. Smak zdecydowanie się poprawił.
– Jakoś ci to nie przeszkadzało wtedy… – Przełknęła. – Z tą cycatą wiedźmą. O ile mi wiadomo, na joggingu się nie skończyło…
Cir jęknął.
– Do końca życia będziesz mi to wypominać?
– Prawie wtedy zginęłam! – Dziewczyna oskarżycielko wyciągnęła bułkę w jego stronę. – A nos dalej mam krzywy po spotkaniu z tym poltergeistem.
Mężczyzna machnął ręką.
– Nie było aż tak źle.
– A wtedy jak dałeś się przydybać w zaułku przez bandę Zodiaka? Bo ci się biegać po nocy zachciało… – Moiri uniosła oczy do nieba. Albo raczej żyrandola.
– Okej, może i spieprzyłem, ale przynajmniej wyglądało to cudownie. Skopałem im tyłki w najlepszym stylu.
– Cudownie głupio, to na pewno. Zwłaszcza jak potem łaziłeś ze złamaną szczęką.
– Ale ich przymknąłem! Poza tym… Czy ty właśnie zaczarowałaś kanapkę, żeby lepiej smakowała?
Moiri wzruszyła ramionami. Cir parsknął.
– A motelu to nie chciałaś znaleźć.
Pokazała mu środkowy palec.
– Dobra, nic już nie mówię. – Uniósł ręce w obronnym geście. – To jaki mamy plan? Z naszych dokumentów wynika, że jego rodzice nie żyją. To jedyne, co mamy. Nie miał rodzeństwa, a brak nam informacji o jakichś przyjaciołach z tych stron.
Agentka wyciągnęła liść sałaty i zaczęła go przeżuwać osobno. Gestykulując nim, zaczęła wyjaśniać, jak ona to widziała.
– Jak dla mnie trzeba zacząć standardowo. Jutro się rozdzielimy i przeszukamy okolicę. Odwiedzimy jego stary dom, zahaczymy o wszystkie miejsca, gdzie ludzie się spotykają i gadają. Może znowu znajdziemy coś ciekawego. A wieczorem razem odwiedzimy Fabrykę, żeby kupić trochę Śnieżynki. Potem zobaczymy.
Cir skinął głową. Złożył dokumenty, po czym przeciągnął się i położył na łóżku. Był zmęczony po niemal całym dniu jazdy, zwłaszcza z Moiri w fotelu pasażera.
Dziewczyna skończyła kanapkę i po chwili zastanowienia również wpełzła pod kołdrę.
– A światło to kto zgasi?
Moiri znowu pokazała mu środkowy palec, po czym rzuciła butem w wyłącznik.
Zadziałało.
*
Po spędzeniu dnia na ulicach miasteczka, dziewczyna uznała, że to bardzo przygnębiające miejsce. Cir sprawdzał dawny dom, sąsiedztwo i szkołę ich mordercy, natomiast jego partnerka przeszła się w tym czasie po sklepach, zajrzała do jedynej restauracji, kupiła sobie loda w lodziarni i po południu spędziła kilka godzin w barze.
Dwie godziny przed umówionym spotkaniem z dilerem agenci spotkali się w motelowym pokoiku.
– Odkryłeś coś? – zapytała dziewczyna, czarując intensywnie nad swoimi włosami, żeby przywrócić im fioletowy kolor.
Cir padł na łóżko. Zdjął okulary zerówki, które nosił dla kamuflażu i przejechał dłońmi po twarzy.
– Stary dom stoi pusty. Włamałem się, ale kompletnie nic nie znalazłem, mimo że spędziłem tam od cholery czasu i przeszukałem każdy kąt. Nic podejrzanego. Popytałem sąsiadów, standardowo udając dziennikarza. Większość trzasnęła mi drzwiami przed nosem, ale jakaś staruszka, wydaje mi się, że spokrewniona z najadami, wpuściła mnie na herbatkę. – Posłał Moiri uśmiech.
Dziewczyna zamiast zachwytem, odpowiedziała zmarszczeniem brwi.
– Pozbądź się tej brody – mruknęła. – Wyglądasz okropnie.
– I zupełnie jak nie ja. O to chodziło, no nie? – Cir parsknął. – Wracając do staruszki… Opowiedziała mi kilka interesujących rzeczy.
Moiri zachęciła go ruchem dłoni do kontynuowania.
– Sebastian nie uciekł z domu dla kaprysu. Nasze dokumenty o tym milczały – swoją drogą komuś należy się za to obcięcie premii – ale podobno ojciec Sebastiana nagminnie przeginał z alkoholem, a potem tłukł i jego, i swoją żonę. A oboje wiemy, co potrafi wściekły wilkołak… Matka nigdy nie zgłosiła sprawy na policję, za to kiedy usiłował ich o tym zawiadomić Sebastian, nie wierzyli mu. Z tego co usłyszałem, w komisariacie pracowali praktycznie sami ludzie. Może już tu zaczęła się rodzić jego nienawiść?
– I potem Bractwo tylko nakręciło jego wściekłość. – Moiri skinęła głową. – Wiesz, jak jest. Co dalej?
– Po tym jak nasz morderca zwiał, ojciec dalej tłukł matkę, aż pewnego dnia uderzył trochę za mocno. Zamknęli go, a po kilku latach w więzieniu zmarł. Dom od tamtej pory stoi pusty. – Cir leniwie wstał z łóżka i zaczął odklejać sztuczną brodę. – Staruszka mówiła, że, kiedy jeszcze Sebastian tu mieszkał, trzymał się z takim dzieciakiem… Kitem Bradburym. Na szczęście motel ma Internet, więc mogłem wysłać info o nim do naszych techników.
Moiri znała Cira na tyle dobrze, żeby wyczuć jego frustrację, nawet, kiedy starał się ją zamaskować.
– Kit oczywiście okazał się niekarany. Wampir po rodzicach, wyjechał z miasteczka, kiedy skończył dwadzieścia lat. Brak informacji o aktualnym miejscu pobytu, zatrudnieniu… Ślepa uliczka.
Westchnął.
– Potem odwiedziłem jeszcze szkołę, ale nie chcieli ze mną gadać. Jedyne, co wydusiłem od dyrektorki, to, że Sebastian uczył się bardzo dobrze i nigdy nie sprawiał kłopotów. Tyle. A jak u ciebie?
Moiri w tym momencie skończyła odczarowywanie włosów. Przesunęła pióro nad przedramię, żeby zmienić również kolor skóry, który znacznie rozjaśniła na potrzeby misji.
– Faktycznie za te braki w informacjach komuś się należy niezły opierdol. – Zacisnęła usta. – Ja mam bardziej ogólne informacje. Zdaje się, że i ty zauważyłeś, że znaczna większość tutejszych mieszkańców to istoty magiczne?
– Owszem. – Cir skinął głową. – Zastanowiło mnie to, bo zwykle taką liczbę spotyka się w dzielnicach magicznych większych miast.
– Okazuje się, że te piękne ruiny fabryczki, które mijaliśmy po drodze, kilkadziesiąt lat temu funkcjonowały całkiem nieźle. Produkowano tutaj sprzęt górniczy z porządną domieszką zaklęć, wszystko typowe, powielane według wzorów, zero kreatywności przy zapisie inkantacji czy nakładaniu pieczęci, ale potrzebowali personelu chociaż odrobinę obeznanego w czarach.
– Każdy magiczny powieli zaklęcie z szablonu – zgodził się Cir. – Najprościej było ich zatrudnić niż szkolić miejscowych.
– I właśnie tak zrobili. A potem firma padła, a dawni pracownicy zostali bez roboty. Część wyjechała, ale wielu zostało. W mieście pełnym bezrobotnych szybko wzrosła przestępczość, a to z kolei odstraszało innych przed założeniem tu biznesu i… po latach mamy ten oto smętny cień miasta.
Moiri odczarowała skórę, po czym rzuciła alchemiczne pióro partnerowi, żeby sam zmienił swój kolor włosów.
– Czyli mamy kolejny potencjalny powód nienawiści Sebastiana… Fabryką oczywiście zarządzali ludzie?
– Oczywiście. – Moiri założyła ręce na piersi.
Cir pokręcił głową i stanął przed lustrem, żeby zająć się fryzurą. Niestety nie miał aż takiej wprawy jak dziewczyna. Przeklął, kiedy jeden niewłaściwy ruch skręcił mu włosy w loczki.
– Daj mi to! – Dziewczyna zachichotała i przejęła od przyjaciela narzędzie. – Siadaj.
Pociągnęła go w dół, więc posłusznie usiadł na łóżku, a ona stanęła nad nim.
– Dobrze – wymruczała pod nosem, prowadząc pierwsze linie w powietrzu. – Uratuję cię, zanim je sobie podpalisz albo co.
Mężczyzna odchrząknął.
– Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspominałem. Szef dzwonił.
– Czego chciał? – Moiri zmarszczyła brwi.
– Powiedział, że mamy absolutnie nie wkraczać sami do akcji. – Cir wzruszył ramionami, powodując syknięcie partnerki. – Przepraszam. Już siedzę spokojnie… W każdym razie  przypomniał, że nasza misja polega tylko na zlokalizowaniu celu, a potem mamy wezwać wsparcie.
– Sam szef dzwonił z czymś takim?
– Jesteśmy teraz na świeczniku. Tę sprawę obserwuje nie tylko Centrum, ale najwyższe władze w kraju. Martwią się, że coś spieprzymy i będzie burdel.
Moiri parsknęła. Pociągnęła piórem z nieco zbyt wielkim rozmachem i zaraz poprawiła się, nanosząc kolejne symbole w nieco innej kolejności, żeby faktycznie nie zaprószyć ognia na głowie przyjaciela.
– Najpierw to wysłali tylko nas, bo sprawa ma być załatwiona szybko i po cichu, a teraz to „wezwijcie wsparcie” i „wszyscy na was patrzą”! Niech się Centrum zdecyduje, czy chcą szybkiego rozwiązania, czy nagonki rodem z filmu akcji. Już i tak zwracamy na siebie uwagę, wypytując o Sebastiana, a jak pojawi się dziesięciu kolejnych agentów, to na pewno wywęszy, że coś jest nie tak. Nie jest głupi. A co, jak trzeba będzie szybko działać? Zanim ktoś ze stolicy tu trafi, minie cały dzień…
Cir sięgnął za siebie i złapał Moiri za rękę, przerywając tym samym jej monolog.
– Ja wiem. Dlatego, jak trzeba będzie działać, i tak zrobimy to po swojemu. Ale jeśli damy radę, posłuchamy poleceń.
– Jak zwykle. – Dziewczyna przewróciła oczami. Poprawiła ostatnią kreskę i odłożyła pióro. – No i gotowe. Wychodzimy?
Cir energicznie wstał z łóżka, po czym klasnął w dłonie.
– Pora kupić trochę narkotyków.


5 komentarzy:

  1. Ostatnia czesc czytalam i pamietam ze skończyło sie na handlarzu narkotyku. Śnieżynki? Dobrze ze napisałaś kontynuację😊

    Bardzo wciągnął mnie ten kryminal osadzony w świecie magicznym. Ostry ruch antyludzki zlokalizowany w podziemiach - sz ciarki przechodzą ale mimo wszytko jestem w stanie ti sobie wyobrazić, bo gdybyśmy mieli wokol siebie istaty magicznie i przy okazji o nich wiedzili to z pewnością czlowiek staralby sie wytepic.
    Widzę ze ten typ jest bardzo niebespieczny, oby nic im sie nie stało😮

    Teraz zaczynam jeszcze lepiej rozumiec nienawiść wilkolaka do ludzi ehhh ciezkie mial życie.
    Fajnie użyłas temat i podoba mi sie to jak główni bohaterowie zmieniają wyglad przy pomocy magicznego pióra - genialne. Ja w ogóle lubie wszytko gdzie jest duzo magii a tutaj az od niej kipi.
    Pora kupic Troche narkotykow zatem czekam na kolejna część i mma wrazenie ze nie bedzie nagonki tylko akcja duetu .
    Pozdawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. "ale nie zwracał na nie uwagi", może "na to"? Ogółem jest parę powtórzeń i dziwnych, średnio moim zdaniem fortunnych, sformułowań typu "na ten moment popełnił..", lecz na pewno miałaś ciekawą koncepcję. Na +. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Lubię relację Cira i Moiri, są nie tylko partnerami, ale i dobrymi kolegami, przez co mogą sobie pozwolić na trochę więcej. Składne dialogi, dobre tempo akcji, dużo informacji, które rozjaśniają część rzeczy, do tego jestem zachęcona, by czytać kolejne teksty. Dobra robota.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. OMFG. Zaczarowanie kanapki, aby lepiej smakowała (!). Też to chcę umieć! Szczególne jak na przerwie od studiów kupuję jakąś zrypaną bułę z czymś, co w ogóle nie ma smaku!
    No i to rzucanie butem w przełącznik światła XD. KOCHAM. Ogólnie Cir i Moiri fajnie się dogadują i to od razu widać. Także stworzyłaś ciekawą relację partnerską. W tekście nie ma w sumie nie wiadomo jakiej akcji i jest dosyć stateczny, ale miły w odczycie. Tylko nie bardzo ogarniam, o co chodzi, ponieważ nie czytałam chyba jeszcze tekstów z tej serii, ale i z tego, co przeczytałam dało się wiele wyciągnąć. Będę śledzić ich losy :D.

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń